Niektórzy powiedzą, że Bree jest stare, bardzo stare. Starsze od Shire, Fornostu, Minas Tirith i Szarej Przystani. Mędrkują, iż pierwsza osada przy Trakcie pamięta czasy Pierwszej Ery, bo założyli ją Pierworodni wędrujący na Zachód.
Innym Bree jest znacznie młodsze, bo powiadają, że Breelandczycy to kuzyni Dunlendingów - Ludzi , którzy zamieszkiwali dalekie doliny odległego południa nim przesiedlili się ku podnóżom Gór Mglistych.
Zapytaj jednak miejscowego, a niemal każdy powie, że to wszystko czcza gadanina. Wzgórze Bree było zawsze, a jeśli chcesz znać jego historię to musi być okraszona nieskończenie dokładną relacją wiejskich plotek, ślubów, urodzin, śmierci, wszystkiego jest i czego nie ma, a co być winno, powiedziane w szynku Pod Rozbrykanym Kucykiem.
Bree, osadzone na zboczu wzgórza, okrążone jest z trzech stron starym Żywopłotem, którego wiekowe gałęzie splątane są gęsto i ciasno kilka metrów ku niebu, że nie sposób jest przez tą barierę się przedrzeć. Wieża obserwacyjna wznosi się ponad wałem w połowie drogi między Bramą Bramą Południową i Wschodnią. Przy tej ostatniej, którą stanowi kamienny portyk niewiadomego pochodzenia, upodobał ponoć sobie niegdyś, wedle powszechnie znanej legendy, pewien troll, który za przekroczenie traktu Zielonej Ścieżki, pobierał opłaty. Cóż, być może ziarno prawdy w tej opowieści się mieści, bo w breelandzkim Kantorze faktycznie spoczywa wyeksponowana, niebotycznych rozmiarów ludzka czacha?
Miejscowość składa się z kilku dzielnic, w okolicy znajdują się w bliskiej odległości trzy wioski, a to wszystko zwane jest Ziemią Bree.
Stare Bree to najstarsza zabudowa umoszczona u stóp wzgórza. Zamieszkała przez prominentną śmietankę wiejskiej społeczności, która skupia w swych rękach prawa do większości okolicznych ziem i interesów, a byle kto wprowadzić się tam nie może, jeśli rodowodem nie sięga co najmniej czasów Pierworodnych! Z góry mieszkańcy Starego Bree nie patrzą jednak na podróżnych - istotnego elementu gospodarki.
Stara Studnia, to jedno z najbardziej znanych i ważnych miejsc tej części miasteczka. Pradawne źródło niezależne jest od okolicznych potoków i ujść wodnych, a przez to niewzruszone na żywioły suszy. To przy Studni koczują młodzi Breelandczycy aspirujący na ochroniarzy karawan, jednego z najpraktyczniejszych pomostów do ekscytującego życia poza rutyną domu rodzinnego i zwiedzenia tych wszystkich miejsc, ku którym biegną stare trakty! No i przecież wreszcie, wyłącznie z onej krynicy czerpana jest woda do pędzonego piwa w Rozbrykanym Kucyku.
Jest też w Starym Bree osobliwy dom, niegdyś zakupiony przez rodzinę krasnoludów. Zamknięty na cztery spusty stoi cicho i niemal zawsze pusty, to jest do czasu, gdy jego mieszkańcy zatrzymują się przejazdem w swych podróżach ku Górom Błękitnym, Mglistym jak również, nie wiedzieć czemu, ku Szańcowi Umarłych... Nie raz i nie dwa, w głowę zachodzą nad kuflami piwa stali bywalcy Rozbrykanego Kucyka, jakież skarby kryje w sobie ten podejrzanie warowny dom?
Ci, na których Starobreelandczycy krecą nosem, żyją w Nowym Bree na wyższych terenach zbocza, a są nimi głównie ludzie parobkujący, ubożsi, jak również rodziny niziołków w nosie mające roszczenia tych z dołu, gdyż od wieków Hobbicie nory dziurawiły wzgórze Bree, i z pewnością nie wcześniej niż od czasu powstania osady! W odróżnieniu od kuzynów z Shire, hobbici wznoszą tam domy również w górę - z przyczyn głównie praktycznych. Wzgórze jest tak obszernie wydrążone licznymi spiżarniami, tunelami i posiadłościami, że dalsze kopanie jest niekoniecznie wskazane. Natomiast ważniejszą przyczyną jest prosty fakt, że hobbity z Bree nauczyły się od swych ludzkich przyjaciół sztuki kamieniarstwa i murarki, więc wznoszą małe, pragmatyczne, suche i przytulne domki również chętnie ponad ziemią, i wcale z niczego sobie skutkiem.
Za Zieleniną, którą nazywa się centrum Bree, od zawsze porośniętą trawami, gdzie miejsce ma targowisko, rynek oraz stadniny, obszar niegdyś przeznaczony na postój karawan, wyrosła najmłodsza dzielnica przytulona do Traktu na Zieloną Ścieżkę, zwana Wschodnim Rzędem. Wiele lat temu uchodźcy z Tharbadu założyli tam obóz, który z czasem zmienił się w kwartę wyróżniającą się swą zabudową. Bo choć tam na obrzeżu Bree, gdzie Żywopłot łączy się ze Wzgórzem na wschodzie, jest stary kamieniołom, a wszak niemal wszystkie budynki Bree są również kamienne, to rezydencje tam usytuowane zostały wzniesione ze starożytnych bloków zrujnowanego Tharbadu. Znajdą się tam strzeliste kolumny wspierające dachy werand, ozdobne gargoyle i rzeźbione ściany dawnych płaskorzeźb, statuy zapominanych królów i bohaterów, a w sporych ogrodach patrzących poza trakt na przepastną, zieloną dolinę niziny, do sadzawek i marmurowych baseników, to ze zgrabnie pochylonego elfiego ucha wylewa się z cichy szmerem wesoły plusk wody, to na granitowym kwiecie dryfującej lilii skrzydłami trzepocze wiotka ważka osuszając się ze zroszonej pajęczny przeszłości.
Naprzeciw Zieleniny stoi wsparty o podnóże wzgórza Bree zajazd Pod Rozbrykanym Kucykiem, którego nikomu specjalnie nie trzeba przedstawiać, gdyż miejscowym, jak i podróżnym, jest znaną, nieoficjalną wizytówką Bree. Znajduje się tam również w zasięgu wzroku Królewski Kantor, z czego pierwsza część nazwy jest z wiadomych względów czysto tytularna. Niegdyś budowla na potrzeby królewskich poborców podatków, teraz pełni rolę siedziby Głównego Sędziego, czyli najważniejszej osoby publicznej w Bree. Pan Twyc Greanleaf, który już siódmy dziesiątek ma wpleciony w biel długich włosów sprawuje od zawsze władzę nad Ziemią Bree, ostatnio głównie za pomocą i ambitnego asystenta o imieniu Cole. To miejsce obrad, skarbiec miejski, sąd oraz mennica, gdyż wszelkie podejrzanej proweniencji cudzoziemskie monety przetapiane są na poczciwie uczciwe srebrniki breelandzkie. Jak głosi wieść między spekulantami, w lochach Kantoru, czyli skarbcu, znajdują się najprawdziwsze skarby dawnych miast północy, ale jak jest naprawdę wie tylko garstka prominentnych...
W centrum, ważne miejsca to również kowal i szkoła dla dzieci. W jednym kuje się podkowy i narzędzia, wyroby z żelaza wszelakie, prócz oręża, a w drugim najmłodsi wkuwają cyferki i literki w zakresie praktycznego zastosowania w cywilizowanym życiu Bree, gdzie nacisk na prawdziwą naukę i wiedzę nie jest kładziony z powodów oczywistych - braku potrzeby oraz źródeł dydaktycznych, gdyż księgi, a zwłaszcza o wartościowej treści, są równie rzadko spotykane jak elfy.
Na wschodnim stoku wzgórze Bree jest wioska Staddle. Każdy kto chce zobaczyć dym wychodzący uszami, ma do dyspozycji dwa proste sposoby. Ma szansę zaobserwować tą sztukę odwiedzając pana Adelarda Tooka, mistrza palenia fajkowego ziela z Tookbourough, który słynie z perfekcyjnie puszczanych dymowych kółek, ustępujacych tylko czarodziejowi Gandalfowi, lub nazwać Staddle mianem Wschodniego Bree, czyli breelandzkich peryferii, w towarzystwie członka hobbiciej rodziny Tunnelly. Zaiste nie ma łatwiejszego sposobu na wyprowadzenie tego dumnego, starego rodu z równowagi, co samo w sobie jest wyczynem zważywszy na łagodne i pokojowe nastawienie do życia natury niziołków. To właśnie głównie hobbici mieszkają w Staddle, a ostatnia wojna Bree z 2930 roku, zwana również Wojną Czwartkowego Popołudnia, jest dowodem odwiecznych animozji między najważniejszymi rodami Bree, a Tunnellymi, w poczet których ci ostatni pretendują w pierwszym rzędzie. Smajalem rodu Tunnellych przewozi powszechnie uważana matrona Babcia Tunnelly, słynąca tak z mądrości, jak i krzepkiego temperamentu, że gdyby nawet smok raczył wylądować na jej dachu, to by go zapewne przegoniła bez pardonu razami po gadzim nosie swej parasolki.
We tej wsi, składającej się z niemal wyłącznie z tradycyjnych hobbicich smajalów, prócz Wielkiego Młynu operowanego przez ludzką rodzinę, a który ostatnimi czasy szwankuje kamień młyński, jest również mała tawerna Latarnik, której patronami są głównie miejscowe niziołki.
Na północy, miedzy Wzgórzem Bree, a lasem, w zacienionej dolinie, gdzie nawet w środku dnia słońce z trudem przebija się przez cień i mgłę, wtulona jest wioska Combe. Mieszkają w niej głównie ludzie i stereotypowo są melancholijni i pochmurni, o smutnych twarzach i zeszłych mgłą oczach - jak ich wioska. Całkiem jakby cień natury przeniknął w ich serca tłamszcząc ducha, tak mieszkańcy sioła generalnie narzekają, marudzą i złowróżą na co, i kiedy, są tylko da. Jednak być może mają ku temu powody, gdyż ich domy to kuszący wabik dla okolicznych, głodnych trollów, które jeśli dotrą w tą okolicę, to liczą na łatwy wikt i kimę pod ochroną cienia. Jeśli szukać prawdziwych wojowników pośród Breelandczyków, to najłatwiej pośród tych miejscowych. Słyną również z hodowli wyśmienitych kucyków, owiec, kóz i krów, pastwiska tej okolicy są najlepsze, a wierne, waleczne harty z Combe nie mają sobie równych. Kto wie, typowa marudność mieszkańców może też wynikać z niemalże całkowitej nieobecności hobbitów we wsi, co prawda nie licząc kilku rodzin, które jednak i tak są wyjątkowo zgryźliwe, że i elfie dziecię wpędziłyby z powodzeniem w depresję napawając niechęcią do życia.
Najmniejszą i najbardziej odizolowaną od reszty wiosek jest leśna osada Archet. Jej mieszkańcy rzadko odwiedzają sąsiadów, a i sami nie widzą ruchu podróżnych, podobno nawet ścieżki do wsi wiodące czasami się zmieniają w dziwny sposób, że niełatwo jest tam trafić. Domy na małej polance budują z drewna, zarówno w koronach drzew, jak i w korzeniach na wzór hobbitów, gdyż i w Archet znajdzie się rodzina niziołków. Żyją głównie z tego, co oferuje las, słyną z łucznictwa, znajomości zielarstwa, a w nawigacji okolicznych bagien nie mają sobie równych. Nie bez przyczyny, tradycyjny tytuł Królewskiego Gajowego przypada zawsze mieszkańcowi leśnej osady. Bez jego pozwolenia polowanie na jelenie i dziki na Ziemiach Bree to zwyczajne kłusownictwo!