Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-09-2017, 11:56   #59
Lomir
 
Lomir's Avatar
 
Reputacja: 1 Lomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputację
Cotis, Violet

Najmłodszy załogant znów dezaktywował buty magnetyczne i oderwał się od platformy. Odpalając silniczki manewrowe wrócił do wnętrza śmiertelnej pułapki, gdzie szybowała bezwładnie V, machając kończynami, próbując nadać jakiś kierunek swojemu lotowi, jednak bezskutecznie. Starszy szeregowy po kilku chwilach doleciał do swojej starszej stopniem koleżanki i przypiął się do niej linką, która była na wyposażeniu kombinezonu. Wtedy spojrzał w dół tulei i zobaczył, że wirujący element sięgnął dna i wraca ku nim, z ogromną prędkością, powodując liczne wyładowania elektryczne. Na szczęście młody chłopak tym razem zachował zimną krew i odpalił silniki manewrowe. Pełna moc i ruszył w kierunku platformy, ciągnąć za sobą V. Na cale szczęście udało im się dotrzeć do bezpiecznej platformy kilka sekund przed tym jak ramię wirówki przeleciało przez tuleję i "odbiło" się od jej górnej części i poleciało ponownie w dół. V, której cały sprzęt miał awarię, nie była w stanie aktywować butów i wylądować na platformie, więc Cotis musiał ją ciągnąć za sobą. Gdyby nie cała sytuacja, wyglądałoby to całkiem komicznie, niczym chłopczyk idący z balonikiem ciągniętym na sznurku.
Gdy minęli drzwi, na których widniała informacja o zmianie grawitacji V uderzyła posadzkę. Była przeszczęśliwa, że mogła wreszcie stanąć na nogi i mieć wpływ na swoje poruszanie.
Szczęście jednak nie trwało długo, gdyż po chwili poczuła, że się dusi. Uszkodzony kombinezon przestał podawać tlen i w pierwszych chwilach dziewczyna nie wiedziała co zrobić, jednak po chwili, jedyną słuszną drogą wydało jej się ściągnięcie hełmu, co zrobiła. Poczuła ulgę gdy świeże powietrze wpadło do jej płuc, a cała panika gdzieś uleciała.


Byli teraz na górnej części turbin tworzących energię. Korytarz, w którym się znajdowali prowadził prawdopodobnie w kierunku piony komunikacyjnego, a jego boczne odnogi prowadziły do kolejnych wirówek.

SI stacji nagle zakomunikowała: "Wirówka 4 aktywna. Zasilania na poziomie 75%. Wirówka 2 nieaktywna. Wymagany restart ręczny. Inżynier pokładowy zgłosi się do jednostki sterującej w celu dokonania napraw."

Walter

Mężczyzna pokiwał głową i posłuchał się rady Ceski. Nawet jeśli nie chciał jej oddawać dowództwa to nie chciał tracić czasu na wykłócanie się o to. Teraz mieli inne problemy na głowie. Walter sięgnął do przybornika medycznego, który był na wyposażeniu każdego z załogantów i wyciągnął z niego mediżel, jeden z nowszych wynalazków na ich arce. Działało to jak opatrunek w żelu. Ułatwiało to aplikację na polu bitwy lub w trudnych warunkach. Dwie aplikacje i krew przestała płynąć a środki znieczulające zaczęły działać. Był gotowy do dalszej drogi. Wtedy to usłyszał, ten dziwny głos w swojej głowie, wyraźny i zimny, pozbawiony emocji.

-Ichor... Ichor... Idą po ciebie... Musisz ich zabić... Wszystkich... Ichooooor...-

Zaraz za nim, Walter usłyszał w głębi korytarza krzyki szału, takie jak wcześniej, jednakże głosów było więcej. Sięgnął po broń i wycelował w kierunku, z którego dobiegały dźwięki.

Wtedy usłyszał Dogmę
-Rivera, Wong, tu Stratus. Podajcie swoje pozycje. Jesteście poza zasięgiem mojego wzroku. New Frontiers, tu Stratus, odbiór. Nie mam od was żadnego komunikatu. New Frontiers, zgłoście się. Burza piaskowa zakłóca mój sygnał.

Odwróciwszy się w jej kierunku, chcąc zobaczyć o czym też ona mówi, dostrzegł bezpośrednio za nią i za Ceską jakąś postać, a chwilę później, gdy rzucił na nią światło latarki dostrzegł czym ona była.


Postać przypominała człowieka, jednak zniekształconego, zmutowanego. Potwór był gotowy rzucić się na załogantki...

Dogma

Nadany komunikat nie przyniósł żadnego rezultatu. Nikt nie odpowiedział. Dogma nie wiedziała co teraz zrobić i rozejrzała się bezradnie po okolicy. Gdzie okiem sięgnąć była pustynia, nawet dwie zjawy zniknęły. Była tam sama. Nagle stało się coś dziwnego - cały teren podzielił się jakby na płytki o wymiarach około metr na metr. Ziemia była z nich zrobiona ale i niebo. Wtedy z wielkim hukiem, wszystkie elementy rozleciały się, niczym domek z kart i zaczęły spadać w ciemną otchłań, aż zniknęły zupełnie. Dogma stała na jeden, jedynej płytce, która dalej była na swoim miejscu, a dookoła niej była jedynie ciemność.
Dziewczyna stała, przerażona, nie mogą się ruszyć, gdy nagle, kawałek od niej, rozświetliła się kolejna płytka, na której zobaczyła znajomą osobę - była to Ceska. Mówiła coś, ale Dogma nie mogła zrozumieć o co jej chodziło.
W chwilę później zobaczyła kolejną płytkę, na której leżał Walter, wpatrują się w coś, co znajdowało się za jej plecami.

Ceska

Oboje załogantów zachowywało się dziwnie. Dogma stała pod ścianą, wtulona w nią, jakby stała nad skrajem przepaści i wpatrywała się w to w nią to w Waltera. Jeszcze ten jej komunikat o burzy piaskowej.
Rivera niby opatrzył ranę, ale wyglądał dziwnie. Ceska widziała w jego oczach, że coś jest nie tak. W pewnym momencie wyciągnął broń i wymierzył w głąb korytarza, skąd dobiegały odgłosy. Li Wong uznała to za dobry znak, jednak nagle porucznik odwrócił się w jej kierunku i wymierzył w nią lub gdzieś tuż obok niej, patrząc z przerażeniem. Ceska rzuciła okiem za siebie i niczego tam nie zauważyła.
 
__________________
Może jeszcze kiedyś tu wrócę :)
Lomir jest offline