Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-09-2017, 08:10   #7
Kenshi
Konto usunięte
 
Kenshi's Avatar
 
Reputacja: 1 Kenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputację
ozmawiając o rozgrywce, zeszli na dół. Z salonu wciąż dobiegały dzikie odgłosy Jamesa i jego znajomych, znęcających się nad jakąś grą na PlayStation a od frontu domostwa słychać było regularne uderzenia czegoś ciężkiego o ścianę - zapewne pan Gardner wieszał ostatnie halloween'owe dekoracje. Toby i przyjaciele przeszli przez szeroki korytarz i weszli do przestronnej kuchni, gdzie przy blacie, nad przeróżnymi wypiekami, krzątała się mama chłopaka. Zapach przygotowanych przez nią ciast i muffinek był tak obłędny, że dzieciaki dopiero po chwili zwróciły uwagę na starszego mężczyznę siedzącego na krześle pod oknem. Dziadek Toby'ego z ponurym wyrazem twarzy obdarzył ich krótkim spojrzeniem, po czym powrócił do wpatrywania się w coś ciekawego za oknem. A przynajmniej tak im się wydawało, gdyż starszy pan od jakiegoś czasu był dziwny i na swój sposób straszny.
- Świetnie, że już jesteście. - Odezwała się pani Gardner energicznym, wesołym głosem. Chwyciła za talerz z babeczkami i podsunęła dzieciakom pod nosy. - Proszę, częstujcie się, kochani. Po jednym, żeby zostało jeszcze trochę na później.


Nie trzeba im było dwa razy powtarzać, bo i które dziecko nie lubiło słodkości? Puszysty smak babeczek podkreślany był przez fantastycznie słodki, pomarańczowy krem, a z każdym kęsem miało się ochotę na więcej. Pani Gardner odłożyła talerz na blat i przeczesując dłonią włosy, powiedziała.
- Dobrze się składa, że twoi przyjaciele przyszli do ciebie tak wcześnie, Toby, ponieważ będę mieć dla was specjalne zadanie. - Uśmiechnęła się szeroko. - Pojedziecie na farmę pana Winstona i odbierzecie kilka ładnych dyń, które są dla mnie przygotowane. Potrzebuję ich do moich wypieków i żeby zagonić Jamesa i jego kolegów do wycinania.
- Do pana Winstona? - Toby wyraźnie zbladł i przełknął ślinę, co nie umknęło uwadze jego przyjaciół.
- No tak, coś się stało? - Kobieta uniosła brwi, patrząc na syna.
Toby zerknął na zajadającą się babeczką Elliott i pokręcił głową.
- Nie, nic, wszystko ok. Przywieziemy te dynie - powiedział z udawaną pewnością w głosie.
- Świetnie, ratujecie mi życie, kochani. - Pan Gardner zaśmiała się, po czym odwróciła i zaczęła rozglądać się za czymś. - Gdzie ja posiałam portfel...

Po kolei otwierała szuflady w kredensie, aż w końcu trafiła na to, czego szukała. Ze środka wypchanego, brązowego portfela wydobyła jednodolarowy banknot, który wręczyła synowi.
- To za waszą pomoc. Możecie sobie kupić trochę słodkości u pani Merple - powiedziała z uśmiechem.
- Dzięki, mamo, jesteś najlepsza! - Toby wyraźnie się ożywił, chowając pieniądze do kieszeni czarnego płaszcza.
- Jedźcie ostrożnie, kochani. - Pani Gardner poczochrała czupryny Emily i Toby'ego.
Już mieli wychodzić, gdy szorstkim głosem odezwał się siedzący pod oknem dziadek.
- Uważajcie, dzieci, bo Halloween to prawdziwa noc duchów i straszydeł. Kto nie wierzy, będzie miał nieprzyjemność przekonać się o tym na własnej skórze. - Wpatrywał się w każde z nich jasnoniebieskimi, niepokojącymi oczyma.
- Oj tato, przestań tak straszyć, bo jeszcze wezmą to sobie do serca. Zresztą, wiesz, jaki jest Toby... - Mama chłopca prychnęła wesoło.
- Po prostu niech uważają - mruknął staruszek.
- Jasne, dziadku, będziemy uważać - rzucił Toby, a gdy wyszli z kuchni, spojrzał na przyjaciół. - Nie przejmujcie się gadaniem dziadka. Odkąd babcia zmarła dwa lata temu, rzadko kiedy można z nim teraz normalnie porozmawiać.

Przeszli przez piwnicę do garażu, skąd zabrali rowery i po chwili wyjechali przed pięknie udekorowany dom. Ktokolwiek tłukł młotkiem w ściany gdzie już się schował, ale trzeba było przyznać, że odwalił kawał dobrej roboty - miejsce było idealnie przystrojone na wieczór i robiło fantastyczne wrażenie.


Słońce przebijało się niemrawo przez biały dywan chmur, a delikatny, rześki wiatr przyjemnie owiewał ich twarze.
- To co? Od razu jedziemy do pana Winstona po te dynie dla mamy, czy najpierw zajrzymy do pani Merple po słodycze? Od tygodnia mam ochotę spróbować te cukierki czekoladowe z takimi różnokolorowymi kulkami, co są do nich poprzyklejane. - Toby pokazywał palcami, jak małe są te "kulki" i robił przy tym dziwne miny, czym wzbudził śmiech Emily i Elliot. - No chyba, że wy chcecie coś innego porobić w mieście? Mama nie powiedziała, o której mamy wrócić, więc jak się pojawimy za dwie, czy trzy godziny, to będzie ok. Chyba. Poza tym jakoś mi się nie spieszy do Winstona...
Przyjaciele wiedzieli, dlaczego. Pola z dyniami pilnował ponury strach na wróble o imieniu Jack, którego Toby strasznie się bał, choć próbował udawać przed pozostałymi, że było inaczej. Przecież nie mógł wyjść przed Elliot na strachajłę, prawda? Przynajmniej tak to sobie tłumaczył.

 
__________________
[i]Don't take life too seriously, nobody gets out alive anyway.[/i]
Kenshi jest offline