| Emily, wzięła jedną z babeczek, tę z dynią. Podziękowała grzecznie i wzięła z kuchennego blatu serwetkę w dynię. Wpatrywała się w babeczkę przez chwilę i w przeciwieństwie do Elliot nie wgryzała się w nią od razu. Powoli zjadała ja, niemal do ostatniego okruszka, a potem wytarła buzię serwetka i otrzepała dłonie, rzucając karcące spojrzenie swojej bliźniaczce, dostrzegając, że El, jak zwykle, pobrudziła się. Cicho zaśmiała się pod nosem dostrzegając walkę El z pomarańczowym kremem, rozmazanym po pół jej twarzy.
Dostrzegła tęskne spojrzenie Elliot rzucane w kierunku babeczek i już miała dłoń na rękojeści swojego plastikowego czerwonego miecza świetlnego, gdyby musiała przypomnieć siostrze, że to niegrzeczne podkradać babeczki. na szczęście z zadowoleniem stwierdziła, że tym razem Elliot zachowała się poprawnie - jak na księżniczkę przystało. Skupiona za tym by udzielić ewentualnej reprymendy swojej bliźniaczce, nie zauważyła zmierzającej w kierunku, jej idealnie upiętej fryzury ręki mamy Tobyego. Zawsze to robiła, zawsze jej i w sumie nawet to lubiła. To znaczy lubiła to każdego innego dnia, kiedy miała rozpuszczone włosy. Dzisiaj zmarszczyła nosek i wydęła dolną wargę, sięgając do swoich "bułeczek" uplecionych z jasnych blond włosów i kiedy tylko mama chłopca nie patrzyła, co by nie sprawiać jej przykrości, upewniła się, że fryzura ma się dobrze. odetchnęła z ulgą, kiedy okazało się, że rozpoznawalna wszędzie i przez wszystkich fryzura księżniczki Lei jest wciąż nienaganna.
Podreptała za Tobym i całą ich wesoła gromadka, udając, że wcale dziadek jej nie przestraszył. Emily lubiła się bać, ale te oczy.. to spojrzenie, aż wzdrygneła się na samo wspomnienie. Nawet zapomniała o dobrym wychowaniu i nie pożegnala się z Panią Gardner.
Nie lubiła jeździć na rowerze.. no dobrze, w zasadzie to bardzo lubiła ale była w tym, jak we wszystkim co wiązało się z wysiłkiem fizycznym bardzo kiepska. Martwiła się na zaś, ze będzie ich spowalniać, że pewnie znów się przewróci, albo sukienka jej się wkręci w łańcuch, albo zrobi coś równie głupiego, czym jak zwykle się ośmieszy. Widziała jednak minę Elliot. Ona była zachwycona i Em wiedziała, ze siostra nie może się doczekać, aż będzie mogła się pościągać z chłopakami do farmy pana Winstona. Dlatego nic nie powiedziała tylko ze smętną miną wyprowadziła swój, całkowicie czysty i lśniący, z powodu braku użytkowania rower. Tęczowe, błyszczące w słońcu frędzelki przy rączkach od kierownicy podskakiwały wesoło. - Milkshake? Tak! Truskawkowe, koniecznie! - Od razu rozpromieniła się po propozycji Elliot. Nawet prawie udało jej się zapomnieć, że będzie musiała pojechać tam rowerem.
- Jimmy, a co będzie szybsze i wygodniejsze? jechać do Ciebie i czekać, aż Twoja gosposia przerobi jakąś sukienkę April na strój, czy lepiej wejść do nas i wybrać coś ode mnie lub od Elliot? Ja na pewno mam strój Aurory, który będzie na Ciebie pasował April - uśmiechnęła się przyjacielsko - tak jak El mówi. Nasza mama nie będzie zła o to, nawet jak go pobrudzisz. - z trudem przeszło jej to przez gardło, bo przecież ubrań się nie brudziło - chyba, że było się Elliot. |