A więc jednak żyła... Violet żyła i dusiła się we własnym skafandrze, który był w tej chwili już tylko kupą przepalonego złomu. Nie miała więc innego wyjścia, musiała ściągnąć hełm, by zaczerpnąć powietrza.
- No... okey - Odezwała się niby do samej siebie, czy tam i do Cotisa - Ty hełmu lepiej nie ściągaj, cholera wie, może te głupawki są właśnie przenoszone przez powietrze? Jakiś wirus czy coś... ech, gdzie ta Cesca, jak jest potrzebna... - Wzruszyła ramionami do chłopaka, rozglądając po okolicy.
- To co, idziemy dalej? Aha, i jeszcze jedno... jakbym zaczęła coś mamrotać o tych Ichtorach, czy ogólnie by ze mną było coś nie tak, zostaw mnie i uciekaj, dobra? Tak będzie lepiej b... - Ugryzła się w język. Prawie wspomniała o fakcie, iż mogłaby zabić Cotisa na 27 różnych sposobów. Lepiej nie wywoływać ponownej paniki u młodego. Uśmiechnęła się więc do niego.
- To chodź, nic tu po nas, trzeba w końcu się dowiedzieć, co za gówno się tu natworzyło, i co z resztą załogi!
__________________ "Nawet nie można umrzeć w spokoju..." - by Lechu xD |