Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-09-2017, 19:04   #16
Dhratlach
 
Dhratlach's Avatar
 
Reputacja: 1 Dhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputację
Może i Sigfried nie był zadowolony, że tatko popłynął bez niego na handel, ale gdyby z nim wyruszył to przecie nie obłowiłby się na truposzu… widać Handrich wie co robi.
- Już idę tatko! - zakrzyknął radośnie kierując swoje kroki ku ojcu. - Jak handel? Udało się wszystko?
- Witaj, Sig - objął syna ramieniem. - a co do handlu… ech, powiem ci że szkoda gadać. Wojna robi swoje, nie, Horst?
Horst, nie przerywając sobie, przytaknął skwapliwie.
- Lepiej gadaj, co u was się nowego działo. Freyja cosik już gadała o zrękowinach?
- Tatko zna siostrzyczkę. Co ja godoć będę - powiedział z uśmiechem - ...a z nowinek. Mamy truposza. Żołnierz z południa, ferajna zabrała znaczek ze zbroi i tubę z listymi do sołtysa, ale jeszcze się obłowim tatko. Ma kolczugę i mieczy i koń wybebeszony, ale nadal mięsko dobre.
- Żołnierz, powiadasz? Niech cię tylko ręka nie świerzbi po tę kolczugę! Jeszcze nam tu trzeba wizyty ekspedycyji karnej! - Siga zdziwiła nagła niechęć ojca do potencjalnego zysku. - A że z południa to tym gorzej. Takiego cła, jakie nam pan graf narzucił po zajęciu Gemundem, tośmy jeszcze z Horstem nie widzieli. Rozbój w biały dzień, mówię ci. A będzie tylko gorzej, bo wojsko na północ ciągnie, jak na przekór wzdłuż Delbu.
- Znaczy się… wojna? - zapytał młody drapiąc się lekko po głowie myśląc ciężko jak się na niej dorobić, ale nic mu do głowy nie przychodziło.
Ojciec przytaknął smutno.
- Nic tak interesom nie szkodzi jak wojna.
Wtem po raz pierwszy odezwał się Horst.
- Jeśli kto rozumny, to i na wojnie się dorobić można. Wojsko zaopatrzenia potrzebuje, a jak ludzie z palonych wioch uciekają, to dobytek zostawiają. Dobytek zaś zebrać można.
Gerfried Holzmann spojrzał karcąco na syna.
- Wy to z gęby nic nie podobni, ale charakterem to się nic nie różnicie. Z trupa byście gacie zdarli, jakby były ze złota. A właśnie, Sig. Myślę, żeś nic nie zabrał z tego truposza, co?
- Nic co by bezpośrednio powiązało go z osadą tatko. Tylko ferajna zerwała znaczek z napierśnika i zabrała tubę z zawoskowanymi listymi do sołtysa. Ja bym go w bagno wrzucił tatko, bagno pochłonie, brak ciała, brak winnych, prawda? Taki pogrzeb… na nasze możliwości.
- Ty się bogów bój, Sig - rzekł ojciec, ale z uśmiechem na twarzy - Ty się marnujesz w tej osadzie. Tacy jak ty majątki zbijają na uciskaniu bliźnich. Ale widać bogowie niegłupi, skoro cię tu zesłali. Tutaj będziesz miał szansę się dorobić uczciwie, jak już z Horstem interes przejmiecie… - przerwał na chwilę, jakby się zastanawiał - ...a rzeknij no, Sig, gdzieście tego trupa widzieli? Leży on tam dalej, nie?
- Tak tatko, leży, nie wstał. - powiedział z uśmiechem Sig - Zaprowadzić mogę, to niedaleko.
Stary Holzmann podkręcił wąsa, jak to zawsze, gdy się zastanawiał.
- Właściwie… trup i tak już nie wstanie, jakżeś powiedział. A taka kolczuga to nie lada rarytas, niejeden by za nią małą fortunę dał. Hm… wiesz Sig, nieładnie to okradać zmarłych. Brzydkie to i człowiekowi poczciwemu nieprzystojne. Ale jeśli komuś ta zbroja życie ocalić może, to czy wolą bogów nie byłoby, aby nadal to czyniła? Głupio, by tak sczezła gdzieś w bagnie… Słuchaj no, Sig. Ja idę do domu, nóż myśliwski wezmę i torbę jakąś. Ty weź tu te trzy pensy i zanieś na ofiarę Ulrykowi, co by krzywo na nas nie patrzał. A potem pójdziem i zrobim to, co każdy prawdziwy handlarz by na naszym miejscu zrobił. Tylko żeby mi te monety były w chramie, bo sprawdzę!
- Ja wohl tatko, nawet modlitwę krótką złożę! - obiecał młodzieniec i udał się pośpiesznie zrobić jak przyrzeczono. W sumie zarobił już grosz, więc te trzy pensy mógł odpuścić… w końcu nie jego, a ojcu sprzeciwiać się nie będzie.

* * *

Gdy Sig wrócił, ojciec stał już gotowy. Miał przytroczony trzos, na plecach zarzucony spory wór, a w ręku starą rodzinną kuszę, jedyną w Zweufalten. Gadał o czymś z Horstem.
- Ty zostajesz, powiedziałem! Towar trzeba rozładować, a kto się tym zajmie, hę? Zostajesz i już. - skończył kategorycznie; Horst prychnął i wrócił do szkuty.
- No, co tak długo? Idziemy, bo się wkrótce ściemni
- Tak tatko, tędy. - powiedział z uśmiechem i ruszył w stronę trupa przez bagna.
Szli szybko, bo w ich obu narodziła się nagle nadzieja rychłego zysku. Nie rozmawiali wiele, jak to zwykle, gdy należało się skupić, bo w grę wchodziły brzęczące monety. Jaki ojciec, taki syn.

Klucząc między trzęsawiskami i jarami dotarli wreszcie do miejsca, gdzie woda sięgała kostek i gdzie ostatnio Sig widział martwego żołnierza.
- Stój! - szepnął i przytrzymał go ojciec. - Cicho bądź, Sig. Widzisz? - wskazał palcem stojącą na otwartej przestrzeni postać.
Postać pochylała się nad trupem. Ubrana w zgniłozielony płaszcz w chaszczach byłaby nie do rozpoznania nawet dla wprawnego oka ojca Elsie. Sig skupił wzrok na przestrzeni między zakapturzonym a trupem. On coś robił przy tym trupie. Dookoła niego porozrzucane były przedziwne przedmioty: fiolki, drewniane figurki, woreczki. Postać ich chyba nie widziała, zajęta swoją robotą.
Rzut na Spostrzegawczość: 90 (nieudany)

Holzmannowie nadal obserwowali postać. A ta robiła rzeczy przedziwne: najpierw wyjęła sztylet zza pazuchy i z pewnym trudem rozcięła “drogocenną” kolczugę, a przy okazji także skórę. Włożyła rękę w powstałą ranę i znów sobie pomagając ostrzem wyciął jakiś organ. Sig skrzywił się. Nie wiedział, co to. Wyglądało jak pierwszy lepszy bebech. Zakapturzony poszperał jeszcze nieco w cielsku; wreszcie wytarł okrwawione ręce w nogi trupa… i w tym momencie jakby się zawahał. Rozejrzał uważnie. Gerfried pokazał synowi, by milczał. Niepotrzebnie, Sig i tak nie zamierzał nic mówić. Najwyraźniej jednak ów człowiek nie spostrzegł ich, ale coś sprawiło, że przyspieszył. Schował organ do okrwawionego mieszka, pozbierał leżące dookoła przedmioty, rozejrzał się ponownie… i zlizał część krwi z korpusu żołnierza. Potem niemal bezszelestnie usunął się za linię drzew. Szczęśliwie, przeciwległą.

Obaj Holzmannowie stali jeszcze jakiś czas, jakby osłupiali. Wreszcie ojciec zwrócił się do Siga.
- Chodźmy stąd. Lepiej stąd chodźmy, Sig.
- Wiem tatko… wiem, ale… ale wiesz, prawda? - zapytał lekko osłupiały młodzik wciąż wpatrując się w “scenę” której już nie było z dużymi oczami.
- Wiem. - odpowiedział zimno. - Idziemy. Tylko tym razem o wiele ciszej i tylko zaroślami.
- Ja wohl tatko. - powiedział Sigfried nie mając siły się sprzeciwić. Tak bardzo nie rozumiał sceny, że aż nawet myśl o pieniądzach odeszła na drugi tor.
Podróż powrotna minęła, dzięki bogom, spokojnie. I tym razem nie rozmawiali - ale ze zgoła innych przyczyn. Zanim wrócili do osady zapadł zmrok. Ojciec nakazał Sigowi iść do domu, sam zaś postanowił najpierw udać się do sołtysa.
Młody Holzmann skinął tatce i tylko powiedział, że się obmyje w rzece i już nie wyściubia nosa z domu… Co było częścią prawdy, bo zabrał ze swojego pokoju zdobyczny koc by go przepłukać i na spokojnie obejrzeć zniszczenia.

* * *

Ciężko rzec, co było bardziej brudne - koc czy woda, w której był prany. Niemniej Sig rozsądnie uznał, że lepiej, aby koc miał kilka pijawek niż plamy od krwi, które na potencjalnego kontrahenta działały dosyć odstraszająco. Mimo to sprzedanie koca i tak będzie raczej trudne - był poprzedzierany w wielu miejscach, nadto prawie rozdarty na pół. Jednak kim byłby Sig, gdyby nie potrafił sprzedać trefnego towaru?
Choć koc nie był może w zdatnym stanie, to w głowie młodzika zrodził się prosty pomysł… a gdyby tak uderzyć do siostrzyczki?
Z tą myślą udał się do domu ze strapioną miną. Znalazł ją przy kominku dokładającą doń suchego torfu.
- Siostrzyczko? - zapytał nieśmiało - Kocyk… da radę zszyć przed śnieniem? Proszę?
Freyja wydała mu się zamyślona, gdy skończył jej się torf, macała ręką po podłodze bezskutecznie, wciąż patrząc w ogień. Jego głos chyba wyrwał ją z tego stanu.
- Co chcesz? - zapytała kapkę rozdrażniona. - Nie mam teraz czasu, idź sobie.
Sig przybrał lekko strapioną minę. Siostrzyczka Freya zachowywała się dziwnie, bardzo dziwnie… nawet jak na dziewczynę. Podszedł więc do niej i usiadł przy niej kładąc dłoń na ramieniu.
- Siostryczka wie, że zawsze może ze mną porozmawiać… - powiedział z troską - ...ale jeżeli nie chce to może coś co odgoni myśli? Tak jak babunia mówiła zanim zabrał ją Morr… że człowieka co ma zajęcie w myślach demony nie tykają. Tęskno mi trochę za babunią siostrzyczko…
Freyja o dziwo zaśmiała się kpiąco.
- Kogo ty chcesz oszukać, Sig? - spojrzała na niego z rozbawieniem. - Gadaj czego chcesz, cwaniaku, i nie marnuj już mojego czasu. Mam ważniejsze sprawy na głowie.
Sig wpatrywał się w siostrę z szeroko otwartymi oczami. Był niemożebnie zdziwiony. Cokolwiek się działo z Freyą nie było to nic dobrego. Nie była sobą.
- Siostrzyczka bardzo dziwnie się zachowuje… - powiedział zasmucony - ...bardzo dziwnie. Martwię się o siostrzyczkę Freyę. Siostrzyczka nigdy taka nie była… Zrobiłem coś złego, że siostrzyczka się na mnie gniewa?
Westchnęła.
- Nie, Sig, nie zrobiłeś nic złego. Ja po prostu… ja mam coś na głowie i tyle. Zostaw ten koc, rano się nim zajmę.
- Dziękuję siostrzyczko! - powiedział młodzik i przytulił się do siostry - Jak chcesz mogę z Tobą posiedzieć jeśli chcesz… tak na smutki?
Freyja uśmiechnęła się lekko. A uśmiechała się ładnie, ojciec zawsze mawiał, że tak jak mama.
- Coś ty taki milutki… dostałeś już co chcesz.
- Dużo dzisiaj widziałem siostrzyczko. - powiedział Sig konspiracyjnie - Dziwne rzeczy… a tatko kazał nosa nie wyściubiać z domu.
Wtem do pokoju wszedł Horst. Pociagnął nosem.
- Siostrzyczko… - zaczął. - Zobacz, spodnie mi się rozpruły przy pracy… proszę pomóż, bo zimno mi okropecznie.
Freyja popatrzyła na nich dziwnie.
- To jakiś żart, tak?! - podniosła głos. - Wy żartujecie sobie ze mnie?! Wynocha mi stąd, żebym was tu już dzisiaj nie widziała, pasożyty jedne! Won!
Na do widzenia rzuciła w Horsta kocem Siga, na co ten śmiejąc się wyszedł z izby.
Sig był mocno niezadowolony. Horst jak zwykle rzucał mu kłody pod nogi…
- To może chociaż siostrzyczka pokaże mi jak zszyć? Noce jeszcze zimnawe…
Zdecydował się młodzik tak zagrać. Koc w tej formie był bezwartościowy! Lepiej włożyć trochę wysiłku, niż wszystko stracić z winy tego złośliwca!*
- WYNOCHA! - krzyknęła czerwona na twarzy Freyja. - Tacy jesteście śmieszni to sami se zszyjcie!
- Ale nie umiem! - powiedział żałośnie młody cwaniaczek - Siostrzyczka nigdy mi nie pokazała jak!*
W tym momencie Sig zauważył, że Freyja wygląda już jak dorodny pomidor. Nie musiała mówić tego, co potem powiedziała.
- Wynocha! Nie chcę was tu więcej widzieć, żartujecie ze mnie, a ja mam problem! - krzyczała z łzami w oczach, na wpół szlochając. -
Idź stąd, bo powiem wszystko tatce![/i]
Młodzik popatrzał smutno na siostrzyczkę. Widać było, że cokolwiek ją dręczyło, to musiało być coś wielkiego… lepiej uciekać, niż ryzykować jakieś większe straty… może jak Freya się prześpi to poczuje się lepiej?
Z tą myślą wstał i poszedł zrezygnowany do swojego pokoju ocenić wartość swojego nowego nabytku. To powinno podnieść go na duchu!

Dane mu było cieszyć się samotnością przez niezbyt długi czas. Było już całkiem ciemno, kiedy Sig usłyszał ciche, niecierpliwie pukanie w okno swojego pokoju.
Sig poderwał głowę i spojrzał w okno na prędce upychając buty pod łóżko. Może i było ciemnawo, ale miał całkiem niezłe czucie w palcach by na tej podstawie ocenić wartość swoich fantów…
Tak czy inaczej to musiało poczekać, choć wstępną wycenę miał. Podszedł do okna i otworzył je w miarę cicho, choć zawias delikatnie skrzypnął protestując. Wyjrzał na zewnątrz.
Na zewnątrz zobaczył Elsie. Wyglądała na zdenerwowaną - na ile potrafił to ocenić, oczywiście. W każdym razie wyglądała podobnie jak jego siostra ostatnio. Może nawet była bardziej czerwona.
-Cześć Sig - powiedziała. - Mam taką.. No, potrzebuję żebyś mi pomógł w jednej sprawie. Możesz?
Sigfried wpatrywał się krótką chwilę w dziewczynę zachodząc w głowę czy jakaś nowa plaga nie wybuchła w wiosce, że “wszystkie” dziewczyny nagle problema majo…
- W-wejdź… - wyjąkał cicho, podając dziewczynie dłoń by pomóc jej wejść do środka - ...tu jest cieplej. Tylko cicho, dobrze?
- Dzięki - złapała jego dłoń i zręcznie, prawie bezszelestnie, wspięła się na okno. - - Sam jesteś?
- Tutaj tak. Siostra w izbie i ojciec niedługo pewno wróci. - powiedział cicho przemilczając fakt jej pięknej czerwieni na policzkach i zamykając najciszej jak się da okno.
- No więc.. - zaczęła inteligentnie. Widać było, że szuka słów, co zwykle jej się nie zdarzało. Elsie potrafiła przegadać każdego - - Taka sytuacja jest.. trochę skomplikowana.. - znów się namyślała aż w końcu wypaliła: - Znasz jakiś flisaków?
Może Sig nie miał praktycznego obycia z dziewczynami, ale dość się naoglądał wyczynów brata Elsie… położył więc dłoń na jej plecach mówiąc cicho.
- Chodź, usiądź. Mogę zobaczyć co da się zrobić, ale… - umilkł na chwilę - ...ale muszę wiedzieć o co chodzi. Ufasz mi Elsie, prawda?
W zaaferowaniu nawet nie zauważyła, że ją dotknął. Pozwoliła się podprowadzić i usiadła.
- Oczywiście - odpowiedziała machinalnie. - Sprawa jest skomplikowana . Oni zwykle wypływają o świcie, prawda? Nie mamy dużo czasu
- Rozumiem, że chcesz uciekać, ale wiem, że lubisz to miejsce. Cokolwiek się dzieje, jestem pewny, że jest co najmniej jedno, jak nie dwa inne wyjścia. - młody Holzmann mówił cicho i spokojnie - Poza tym, w dół Delbu nie jest spokojnie teraz… ponoć wojna idzie.
- Wojna? - spojrzała na niego z niedowierzaniem. - - Wkręcasz mnie, a ja nie mam czasu na głupoty! - podniosła się. - - Jak nie umiesz pomóc, to znajdę kogoś innego.
- Mówię co ojciec mi powiedział. Graf z południa zajął Gemünden i idzie wzdłuż Delbu. Ponoć takie cło narzucił, że ledwo co wyszli na swoje. Jak chcesz możesz go spytać. - powiedział ciszej niż wcześniej. Z siostrzyczką podnoszenie głosu nie wyszło, więc może jak powie ciszej to się uspokoi?
- Chcę ci pomóc Elsie… naprawdę bardzo cię lubię, ale błądzę jak ślepy, bo nic nie wiem.
- To dobrze - uśmiechnęła się nerwowo - Pójdziesz ze mną nad rzekę? Z tobą będą chętniej gadać, znają ciebie i twojego ojca…
Sigfried westchnął cicho. Naprawdę lubił Elsie i byłoby mu smutno gdyby tak po prostu odpłynęła… bez słowa o co chodzi.
- Lubię cię Elsie... - powiedział cicho patrząc na nią smutno - ...i będzie mi smutno jak tak po prostu odpłyniesz. Nie chcę cię stracić tak po prostu.
Czy jakoś tak to szło. Prawdę mówiąc nie pamiętał jak jej brat ubrał to w słowa, choć… był szczery.
- Ja też cię lubię. Dlatego przyszłam cię prosić o pomoc, prawda? Nie odpłynę na zawsze, tylko.. załatwię jedną sprawę i potem wrócę. Niedługo. - zapewniła go. - I mam coś w podziękowaniu. Informację. Coś, czego nie wiesz. .
- Nigdy nie byłaś tam Elsie… to… inny świat. - powiedział smutno Sig - Mam inny pomysł. Zastań tutaj. Przed świtem pójdziemy do Babki. Niech wieszczy. Babka zawsze ma na wszystko rozwiązanie.
Elsie wiedziała, że na jej problem Babka nie pomoże. Ale doceniała starania Siga. - - Dobrze - powiedziała - Pójdę, na godzinę przed świtem.. ale jeśli to nic nie da, to porozmawiasz z flisakami. Potrafię dużo rzeczy, przydam się. Obiecaj, że się za mna wstawisz!
Sigfried pokiwał powoli głową w namyśle
- Długa droga do Babki, pójdę z Tobą. Nie puszczę cię samą po tym jak znaleźliśmy tego trupa i tamtego dziwaka… - zamyślił się widocznie - ...ale obiecasz, że powiesz mi o co chodzi. Nikomu nie powiem. Słowo handlarza.
Przez chwilę mocowała się sama z sobą. Nie chciała okłamywać chłopaka.
[/i] - Nie mogę ci powiedzieć [/i] - wyznała w końcu, znów czerwona jak piwonia - To… kobieca sprawa. Prywatna. Chłopakom się o takich rzeczach nie mówi. To wstydliwe.
Chłopak zamyślił się widocznie przebierając w opcjach, bo co może być kobiece, wstydliwe i zmuszające do ucieczki…?
- Jeśli zaszłaś w ciążę to powiedz który to, a skrzyknę dyskretnie chłopaków i tak urządzimy gagatka, że będziesz mieć dostatnie życie i jeśli zapragniesz i ślub - powiedział grobowo - Nikt nie krzywdzi mojej Elsie bez konsekwencji.
Spojrzała na niego. Była zaaferowana, ale nie na tyle, żeby nie zauważyć, że nazwał ją “swoją”.
- To słodkie, Sig - zapewniła go. - Będę pamiętać o twojej obietnicy .
Podeszła do okna i otworzyła je, bardzo cicho.
- Spotkamy się na skraju wsi, przy drodze, co prowadzi do chaty Babki, tak? - upewniła się.
- Tak, Elsie. Samej cię nie puszczę. - powiedział Sig. Wiedział, że bagna przestały być bezpieczne… a poza tym, i on miał do niej pytanie, więc dwa ptaki jednym kamieniem, nieprawdaż?
- Na pewno nie chcesz zostać na noc?- zapytał dla pewności.
Pokręciła głową.
- Nie chcę, żeby rodzice się martwili - wspięła się na palce i pocałowała go w policzek. - Dzięki, Sig - przeskoczyła przez parapet i jej sylwetka zniknęła w mroku nocy.
Zapewne dziewczyna tego nie widziała, ale oblał go gęsty rumieniec. Co innego dostać buziaka od siosty, a co innego od dziewczyny. Tak czy inaczej pozbawiło go to mowy, a kiedy się ogarnął Elsie już nie było. Westchnął cicho i zamknął okno. Coś czuł, że tej nocy nie zazna wiele snu. Półsen, może… lepiej zabrać się za wycenę fantów i nie myśleć…

Siedział więc na łóżku i macał to co udało mu się pozyskać. Pas był rarytasem. Jeśli się nie mylił był wart... huncfę srebra! Z tego też powodu zdecydował go zachować dla siebie. Ot, nikt nie da mu dobrej za niego ceny w Zweufalten. Potem obmacał buty. Te skórzaki i jeździeckie powinny przynieść całkiem sporo. Pytanie tylko czy przetargować na coś innego w tej osadzie, czy zachować na następny spływ? Musiał się zastanowić. Potem sprawdził rękawiczki które z pewnym sukcesem powinien opchnąć, a skarpety... były jednym wielkim rozczarowaniem. W sumie nigdy nie nosił skarpet, więc razem z rękawiczkami zachowa dla siebie. Chleby się sprzeda, połać okroi i sprzeda, a koc? Może jako bonus do targu? Ehh... ciężki wybór.

Tak czy inaczej było późno, a on nie był zmęczony. Nie mniej położył się do łóżka i leżał tak na wznak w półśnie. Zawsze jak coś go trapiło, lub na coś oczekiwał. Wiedział, że trochę odpocznie w ten sposób, ale to nie był pełnoprawny sen, więc... cóż. Wiedział, że jak tylko pojawią się pierwsze promienie słońca na horyzoncie będzie musiał iść. Jak dobrze, że okno jego pokoju wyglądało na wschód...
 
__________________
Rozmowy przy kawie są mhroczne... dlatego niektórzy rozjaśniają je mlekiem!
Dhratlach jest offline