Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-09-2017, 22:05   #17
AJT
 
AJT's Avatar
 
Reputacja: 1 AJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputację
Heindel i Vogt szli szybko przez las, nie rozmawiając wiele. Tempo narzucał zdecydowanie sołtys, który odkąd odczytał przyniesione zwoje stał się niezwykle podenerwowany. Towarzystwo to mogło przeszkadzać nieco Heindelowi - chłopak dobrze pamiętał, kto jako jedyny ostro oponował przeciw przyjęciu go do wioski. Vogt nigdy nie darzył go sympatią i niespecjalnie się z tym krył - zawsze mówił doń po nazwisku i traktował go gorzej niż resztę mieszkańców. Przynajmniej tak sądził sam Heindel.

- Co go zabiło, Graperz? - zaczął nagle w połowie drogi. - Domyślasz się?
- Nie wiem panie Sołtys - odpowiedział Heindel. - Ja żem takogiewoż czegoś nie widział nigdy. Ino w snach strasznych jakiś o których bać się gadać trzeba - dodał po krótkiej chwili.
- Żadnych śladów nie było? Śladów walki? Zabił go człowiek czy zwierz? - pytał zawzięcie sołtys. - I dlaczego okaleczył? Pospolite zbiry ograbiają z mieszka i co tam się cennego niesie. Nie pastwią się. A tutaj, z tego co reszta gadała, dobytek zabrał dopiero Sig.
- Eeee, brzychmóstwo, yyy, P...Panie Sołtys, cosik wyżarło mu łoko i język - Heindel zaczął się czuć niepewnie zasypany pytaniami. - To musi być zwierza. Ale jaki zwierza tako umi, to ja nie wiem. Trza by było może łojca Elsie zapytowywać?
- Zwierza - ni to stwierdził, ni zapytał - ciekawe co to za zwierza zamiast za mięcho się brać, po oczy i język sięga. Pewnie jakiś smakosz, co Graperz? - Ton sołtysa był coraz bardziej nieprzyjemny.
-A w ogóle - zaczął znów po chwili - czemuś ty się z dzieciarnią na wypad wybrał? Nigdyś za nimi nie łaził, ciągle tylko w chałupie siedzisz.
- Mówiłżem, że nie wiem co za zwierza. A łoni tam sami przyleźli. Ja sam, żem truposza znalazł - odparł szczerze Graperz.
- Ach ty żeś go znalazł - powiedział jakby z satysfakcją sołtys. I nie pytał więcej aż dotarli na miejsce.

Trup leżał tak, jak go wcześniej Heindel widział. Z jednym tylko wyjątkiem: kolczuga była rozcięta od pępka do aż po koniec mostku, razem z nią skóra i mięso. Vogt zbliżył się do trupa, zaczął go wnikliwie badać.
- A co to za zwierza - zaczął gdy zajrzał w nową ranę - która ostrzem się posługuje, Heindel? I flaki wycina? Nie wydaje ci się, że tu coś bardzo śmierdzi?
-Ano capi, capi - przytaknął młodzian. - Tegoż nie było - wskazał na nowe rozcięte miejsce. - Ktosik tutaj do niego wrócił. Ino czego we flakach szukał? - spytał Retorycznie. - Capi - dodał jeszcze raz. - Trza się brać stąd panie sołtys. Niepewnie się czuję - spojrzał na Vogta.
Sołtys odwrócił się znowu do Heindela. Spojrzał na niego surowo.
- Powiem ci coś, Graperz. Nigdym w życiu nie widział tak wybebeszonego człowieka, a widzial żem niejedno. Żaden to zwierz mu tego nie uczynił, jeno człowiek albo inny rozumny. Ale to nie był zwykły zabójca. Zwykły zabójca flaków nie wycina, sztych w brzuch i kończy. Zwykły zbój rzeza mieszek i puszcza człowieka w samych portkach. Ten, co go zabił, przemyślny był i widać, że w szale, skoro tak trupa sponiewierał. Jak żyję, żem człowieka takiego na Schwarzensumpf nie widział.

Zamilkł na chwilę, ale wciąż patrzył na Heindela.
- Powiedz, Graperz. Szczerze. Tyś go tak urządził? Mnie, starego, nie oszukasz. Wzrok masz błędny, dziwnie się zachowujesz, w gniew wpadasz łatwo. Nie spotkałeś go w lesie? Nie obraził cię czy co? Tyś jest jedynym, który przychodzi mi do głowy. Bo przez Schwarzensumpf nie wędrują zajadli mordercy Graperz, tylko ludzie. A człowiek tego nie zrobił
- Nie! Nie… Chyba nie… Ta… Nie… Nie wiem. - Młody Heindel wyraźnie czuł się bardzo niepewnie. - Ale on teraz bardziej niż był. Oni powiedzą. Nie ja! - mamrotał dalej.
- Jeżeli to ty, to powiedz! - zagrzmiał sołtys. - Bo jak nie ty, tedy mamy nieproszonych gości i trzeba warty nocą wystawiać. Zastanów się do cholery, chłopcze!
- Ja nie - tym razem odpowiedź była krótka. Jednak mimo tego, że była krótka, to sołtys przy takich odpowiedziach zwykł słyszeć pewniejszy ton głosu.
Vogt nie wydawał się przekonany. Nigdy nie był przekonany, gdy mówił Heindel.
- Dobrze. Niech tak będzie. Widziałem, co chciałem. Idźmy stąd zatem, bo las widać zrobił się niebezpieczny. Pierwej jednak pomóż mi z tym trupem. Zatopim go. Żeby nikt Zweufalten z tą zbrodnią nie skojarzył.

Heindel bez słowa zaczął działać według poleceń Starszego. Umysł miał zaćmiony. Nie był pewien, co było rzeczywistością, a co nie. Dzień jak ten przywodził mu wspomnienia z przeszłości… Wspomnienia których się obawiał. Wspomnienia, do których nigdy nie chciał wracać. A jednak w taki dzień zdawały się one znów przybliżać. Niepewność go teraz wszechogarniała...
 
AJT jest offline