- Nu i szto, Gieroj Franz? Jak Ci się widzi dalsza wypriawa? Ze spotjania nici bo pjezdzje i wieje, grafównę obaczyliśmy, gładka a jakże!... I szto byś teraz dzielał? Ja, paniemajesz, do Addoczki bym zawitał, nieco się osuszył u niej i na cosik ciepłego do kjarczmi na powrót zawital. Co rzekniesz, panie tawarisz?
- Sam zawitam do karczmy - odrzekł najemnik, zdejmując martwą świnię z konia. - Może przehandluję to na paręnaście pensów albo oliwę do latarni, choć po prawdzie mogą mieć to truchło za darmo.
Schierke przystanął i rozważył krótko słowa Atanaja.
- To, że dmie i leje nie znaczy jeszcze, że strażnika tam nie będzie. Wszakże to już nie grad ani wichura, tylko deszcz. Zamierzałem osuszyć się nieco i gdy przyjdzie czas, wyruszyć w stronę starego okrętu. Może przyjdzie, może nie przyjdzie. Ale jeśli przyjdzie, to lepiej, żebym tam kurwa był.
Schierke pogładził futro stygnącego dzika z namysłem.
- Muszę tam być choćby przez pacierz, żeby wiedzieć, że rzeczywiście go nie ma. Nie będzie go, pewnie przyjdzie jutro wieczorem. Będzie, a nas nie znajdzie, gotów nie przyjść już nigdy. Póki co, ten drab jest jedyną naszą wtyką do dworku. Zaiste, opłacałoby się postać w deszczu chociaż godzinę dla pewności.
Schierke zastanowił się raz jeszcze. Gdyby nie ta cholerna pogoda, wszystko poszłoby w miarę gładko. Postanowił zatem zanieść dzika do karczmy i pohandlować nim.
- Do tego nie potrzeba wszystkich z nas, więc jeśli chcesz iść do Ady, droga wolna. Ale będę potrzebował ciebie i Wędeczkę następnego dnia. Nawiasem mówiąc, gdzie on, u diabła, podziewa się?
Franz splunął, nabrawszy złych przeczuć.
- Znika za często jak na mój gust. Mniejsza z tym.
Zapewne teren przy okręcie był bezpieczniejszy niż ten wokół dworu, przynajmniej nie kręcili się tam łowcy. Statek, mimo tego, że niebezpieczeństwo w nim minęło, nadal miał złą reputację.
- Jeśli ci spieszno do twojej Ady, to idź. Moje zdanie znasz. Karczma, wysuszę się nieco, pożyczę może kapotę dla siebie i konia. Potem jadę na godzinę, dwie w stronę okrętu.
A po chwili dodał:
- Jeśli jednak ci nie spieszno… To idź ze mną.
Nie było to po myśli Atanaja - ale nie wypadało się wykpiwać chęcią pogrzmocenia w takiej sytuacji. Toteż i Atanaj rzekł krótko:
- Kapoty będzjem mijeli, to i pójdziem, wsio rawno.