Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-10-2017, 12:55   #3
Mira
Konto usunięte
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację


Kap... kap... kap...
Rytmiczny odgłos kropel odbijał się echem wśród skał. To właśnie ten dźwięk obudził Alexandra.

Leżał na jakimś prowizorycznym sienniku, nie bardzo wiedząc gdzie jest i... kiedy. Głowa bolała go okrutnie. Odruchowo sięgnął do tyłu ręką, a jego palce napotkały bandaż. Pomacał...aj... zabolało. W miejscu z tyłu głowy, gdzie opatrunek przesiąknęła wilgoć - zapewne krew.
Ostatnie co pamiętał to obserwowanie murów klasztoru, gdy skradał się wokół szukając innego wejścia niż główne. Co prawda miał zamiar rankiem zapukać do klasztornych bram, ale nie liczył na to, że go wpuszczą. A że przybył po zmierzchu? Żal było czas marnować.

Że Aila tu jest nie miał wątpliwości i kamień spadł mu z serca już w Sion. Żyła, zapewne przetrzymywana wbrew swej woli w tym miejscu. Alex słyszał o takich od Wilhelma. Inteligentne, światłe niewiasty w niektórych klasztorach tworzyły zgromadzenia mniszek… mniej mające wspólnego ze zwykłą regułą. Na uniwersytetach uczyć się nie mogły. Takie wybrane klasztory były ‘babskimi uniwersytetami’ jak mawiał stary łowca. Zapewne Aila w pogoni za wiedzą tu trafiła, a był to jeden z tych co po wejściu nie ma już wyjścia. Przy poziomie konspiracji choćby położenia monastyru, nie było to dziwne.
To tłumaczyłoby też brak listów.
Serce mocniej w nim biło, gdy o tym rozmyślał tu zmierzając.
Czyli nie pisała bo nie mogła, a nie że nie chciała.

Zagadką było kto i czemu opadł go nocą. Bezszelestnie znienacka dając w łeb i dlaczego tu wrzucił, bo że wewnątrz klasztoru jest zgadywał.
Wstał chybotliwie bo we łbie wciąż mu się kręciło.

Rozejrzał się po pomieszczeniu.
Była to bardziej naturalna grota skalna. Z trzech stron otaczał go lity kamień, tak samo i od spodu. Tylko strop i kraty zamiast jednej ze ścian były wykonane ludzką ręką.
W celi było zimno i wilgotno, lecz nie całkiem ciemno. W korytarzu za kratą bowiem znajdowały się pochodnie. Obok siebie Alexander dostrzegł wiadro na nieczystości, koc, który najpewniej spadł z niego, gdy zaczął się kręcić i miska z wodą.
Pierwsze co zrobił to odsikał się do wiadra, a po zasznurowaniu spodni podszedł do krat starając się wypatrzyć ile się da na zewnątrz.
Po lewej stronie zobaczył niedaleko schody, zakręcające ku górze, po prawej zaś korytarz ciągnął się dalej. Można więc było się domyśleć, że podobnych cel jest tutaj więcej.
Sprawdził wytrzymałość krat, ale nie zanotował niespodzianki. Były solidne.
- Hej, jest tam kto? - zakrzyknął gromko.
Nikt mu jednak nie odpowiedział. Czyli nawet jeśli były tu jakieś cele, to bez więźniów. A może ci nie mieli już siły mówić?
Westchnął.

Obszedł celę dookoła, ale bez większych nadziei, że coś znajdzie.
W końcu nie widząc sensu ani wrzasków, ani siłowania się z kratami położył się na sienniku i spróbował usnąć.

Ponieważ cisza panowała tu kompletna, jego i tak czuły słuch wychwycił odgłosy kroków na schodach. Dwie osoby. Lekkie. Kobiety? Na pewno nie miały na sobie zbroi.
Nie ruszał się.
Jedna postać najwyraźniej została przy schodach. Druga zaś, odziana w obszerna mnisią szatę z kapturem na głowie, otworzyła drzwi w kracie jedną ręką, w drugiej trzymała zaś miskę. Sądząc po zapachu był to gulasz z królika. Alexander wstał szybko i zaczął iść w stronę krat.
- Czemu mnie więzicie? - spytał obcesowo zamierzając pochwycić otwarte drzwi kraty.
- Obudziłeś się. - usłyszał znajomy głos. Tak dawno niesłyszany głos...
Aila odstawiła na bok miskę i nie kwapiąc się zamykaniem kraty, rzuciła mu się na szyję.
- A...- Głos uwiązł mu w gardle i stanął jak sparaliżowany. Objął mocno dziewczynę. - A… - wciąż nie mógł nic powiedzieć. Przytulił jeno ją mocno i zaczął obsypywać pocałunkami jej twarz. Czuł pod wargami słoność jej policzków, gdyż z jej oczu leciały łzy, mimo że uśmiechała się promiennie. Jemu zresztą też łzy płynęły ciurkiem.
Chciała chyba objąć go mocniej za kark, ale pohamowała się, patrząc na bandaż.
- Jak się czujesz? Boli bardzo? - pytała z troską.
- To nie ważne - nie puszczał jej - odchodziłem od zmysłów, szukałem Cie już rok temu. Myślałem, że nie żyjesz. Gdy usłyszałem o Nicholasie, klasztorze… wstąpiła we mnie nadzieja. I jesteś. Zabiorę Cię stąd.
- Ciii... - Aila przyłożyła mu palec do ust - To nie takie proste, ale spokojnie, nic mi nie jest. Usiądź i zjedz. A ja sprawdzę bandaże. - potraktowała go z czułością, ale nie tak tęsknie, jak on się na nią rzucił. Zachowywała się, jakby nie widzieli się może miesiąc a nie 5 lat! Inna sprawa, że jej wygląd niewiele się zmienił. Bardzo niewiele.
- Nie chcę jeść, chcę stąd wyjść. Jesteśmy wolni… nie otrzymywałaś moich listów. Wiem, pewnie schroniłaś się tu… ale Elijaha zniszczony. Możemy iść, żyć - mówił szybko poddając się jej zabiegom. Jego dłonie wciąż szukały z nią kontaktu.
Aila usadziła go na ziemi, klękając naprzeciwko niego i pozwalając błądzić dłoniom po swym zgrabnym ciele, którego nawet szorstkie, mnisie szaty nie były w stanie ukryć.
- To nie takie proste. - powiedziała raz jeszcze - Ja tu przybyłam z własnej woli. Pisałam ci, że poszukuję wiedzy, prawda? Ona jest w tych murach. Lecz ceną za możliwość studiowania jej było 10 lat mego życia. Minęły niecałe dwa, więc... nie będę mogła na razie ci towarzyszyć. - powiedziała ze smutkiem, poprawiając mu opatrunek.
- Nie martw się, załatw... Czemu właściwie mnie tu więżą?
- To zakon dla kobiet, no i... - spojrzała mu w twarz. Pogładziła go po nieogolonym podbródku - Jesteś łowcą. Nie ufają ci.
Przez chwilę trawił to co powiedziała.
- Nie ufają mi w klasztorze, bo jestem łowcą…? - ni to powtórzył, ni zapytał. - Tu jest…. Tu jest wampir?
Aila westchnęła i zsunęła z głowy kaptur. Jej piękne złociste pukle zostały ścięte. Zapewne zgolono jej głowę dwa lata temu, gdy przyjmowano ją tutaj, toteż teraz złociste kędziory zaczynały się już lekko kręcić wokół jej twarzyczki, ale ledwo zakrywały uszy kobiety.
- Ale nie taki jak Elijah. To przybytek nauki. Tu nikt nikogo nie zabija. - powiedziała szybko.
- Niewiele się zmieniłaś… - W jego tonie pojawił się chłód. - Czas… był dla Ciebie łaskawy. - Jego dłonie przestały głaskać ją i przyciągać do siebie. - 10 lat było jedyną ceną? Nie chcesz stąd wyjeżdżać tylko przez wiedzę drzemiącą w tutejszej bibliotece?
Spojrzała na niego z boleścią.
- Wtedy mi nie wierzyłeś, że spod wpływu Elijahy się wyrwałam, a przecie sama z własnej woli Kocie Łby opuściłam i wampira tobie na ubicie zostawiłam. Teraz znów to samo... nie ufasz mi. Nie potrafię ci opowiedzieć w ciągu jednej godziny nawet dwa lata swego życia, byś to pojął. Bez twojego zaufania... nie dam rady.
- Mów zatem tyle ile zdążysz teraz. - Ton nie był już chłodny, raczej zimny. Na twarzy miał apogeum rozpaczy.
Ona jednak wybrała inną mowę i pocałowała czule jego wargi.
- Nawet jeśli mi nie wierzysz... wciąż jestem twoja. Tylko ciebie kocham. - szeptała, znów go całując.
- Wiedziałaś… - powiedział nie oddając pocałunków. - Wiedziałaś… że na Kocich Łbach pękło mi serce, a pięć lat rozłąki tylko przez to… Żem nie mógł zaakceptować… że więzy… że wampir… sztuczna miłość nad tę prawdziwą. - Po twarzy zaczęły płynąć mu łzy. Pięć lat... Zabiłem Elijahę… A Tyś oddała się w służbę krwi innemu z nieumarłych… Z własnej woli.
- To nie tak. Sam pisałeś, że wiedza to klucz, a ja ją znalazłam... wiem wiele... o wampirach, ich klanach, dyscyplinach, słabościach...
- Ja też - przerwał jej. - Alem z żadnym się nie wiązał. Kochasz mnie bardziej niż swego sire?
- Tak, oczywiście, że tak! Merlin nie jest dla mnie panem. To tylko jego sposób, by w mury nie dostał się ktoś, kto jest mu wrogiem, albo co gorsza wrogiem tych zbiorów. Wiedza, która się tu zawiera... to jest prawdziwy skarb, Alexandrze. A za osiem lat będę mogła dołączyć do twej krucjaty i być ci wsparciem. Pomyśl o tym! - próbowała go przekonać i widział, że przynajmniej ona faktycznie wierzy w te słowa.
- Nie ma żadnej krucjaty! - wykrzyczał. - Szkoliłem się na łowcę tylko by zabić jego, by nie był dla nas zagrożeniem! Mam w dupie czy wampiry są gdzie i co czynią… - powiedział już spokojniej po pierwszym wybuchu. - Mogę przysiąc na moją miłość do Ciebie temu Merlinowi, że żadnego w życiu nie ruszę. Chcę być jeno z tobą, żyć w spokoju, na nic kolejne osiem lat. Wierzę w Twą miłość, wierzę w Ciebie, ale rzeknij mi. Gdy Merlin wyrazi wolę, jesteś w stanie nie wykonać jej ochoczo z miłości pochodzącej z wiezów?
- Mówiłam ci, że go nie ko... - Aila urwała, bo do krat podeszła druga postać. W świetle pochodni ujrzał towarzysząca Aili kobietę, której kaptur był zdjęty, odsłaniając zupełnie łysą, ale bardzo urodziwą głowę.

[MEDIA]https://i.pinimg.com/736x/96/f1/d4/96f1d4cf1ec04864d1bbca0ea79fb3f9--bald-haircut-shilpa-shetty.jpg[/MEDIA]

- Merlin nie chce tu nikogo trzymać wbrew jego woli. Aila znała warunki, by móc korzystać z tej biblioteki, ale wiemy, że zrobiła to też wiedziona rozpaczą, po mężu, którego nie wiedziała kiedy i czy odzyska. - kobieta mówiła z dziwnym, śpiewnym akcentem - Jeśli więc teraz chciałaby opuścić wraz z tobą klasztor, Merlin jest w stanie to rozważyć. Chętnie z tobą porozmawia, łowco, pod warunkiem, że na wszystko co święte dla ciebie obiecasz, że nie zagrozisz ani jemu ani żadnemu z domowników tych murów. Żyjemy tu w pokoju. Nie musisz obawiać się krzywdy, pod warunkiem, że i ty odrzucisz przemoc.
Alex patrzył przez ten czas w ścianę.
W końcu spojrzał na żonę.
Wpatrywał się w nią czytając z twarzy wszelkie emocje.
- Chciałabyś opuścić jego i klasztor by odejść ze mną, byśmy żyli w spokoju, nie musząc korzystać z tej wiedzy jaką mamy i jaką możesz jeszcze posiąść? - spytał. Tony chłodu rwały się, właściwie znikły pod koniec, bo głos mu się już łamał.
Ona zaś czule pogładziła jego policzek.
- Jeśli byłoby trzeba, czekałabym na ciebie i pięćdziesiąt lat, lecz jeśli da się... moje miejsce jest przy tobie, mój mężu. O ile wciąż mnie chcesz. - spuściła oczy, zawstydzona.
- Chcę więcej niż czego innego na świecie. Chcesz go opuścić i klasztor?
Skinęła głową.
- Z tobą owszem, choć jeden warunek stawić muszę. To naprawdę dobrzy ludzie. Nie chcę byś krew rozlewał w tych murach. - odparła, a kobieta przy kracie dodała.
- Jeśli złożysz obietnice na wszystkie świętości, na miłość do swojej żony, że nie zaatakujesz nikogo tutaj, możesz opuścić celę, łowco. Merlin winien wstać za godzinę. - rzekła, tym samym zdradzając Alexandrowi jak długo był nieprzytomny.
- Nie mogę przysiąc na wszelkie świętości. Nic dla mnie nie święte. Na miłość przyrzekam. Tej nocy nie rozleję żadnej krwi - odpowiedział wstając.
Kobieta uśmiechnęła się.
- Wystarczy, że ograniczysz się do tych murów, bo nie wiadomo co czeka na zewnątrz. - powiedziała i uśmiechnęła się wesoło, po czym dodała - To ja was zostawiam. Ailo, gdy zegar w scriptorium zabije, zjawcie się w sali rozmyśleń. Merlin tam do was zejdzie.
- Dziękuję Hue. - Aila skinęła jej głową. Po chwili kobieta odeszła, a szlachcianka wydawała się speszona. Chciała okazać mężowi radość z powodu ich spotkania, ale znając nastawienie Alexandra teraz, hamowała się.
- Chcesz... żebym cię oprowadziła...albo może zobaczyć moją celę... choć ona skromna bardzo. - pospieszyła z wyjaśnieniem.
- Chcę byś choć zaczęła opowiadać to czego nie możesz opowiedzieć w ciągu jednej godziny - odpowiedział. Dłonie wciaż nie szukały kontaktu z jej ciałem, ale głos nie był chłodny, choć czułość i tęsknota jeno lekko przebijała, jakby co je hamowało. Więcej było dystansu.
- Tutaj? - zapytała, rozglądając się znacząco - Chodźmy chociaż na górę, tam jest kominek rozpalony. I fotele.
- Dobrze - odpowiedział krótko i odwrócił wzrok. Zauważyła to. I była zraniona. Lecz czego mogła oczekiwać?
Poprowadziła męża ku schodom idąc przed nim jako przewodniczka, a on szedł w ciszy pogrążony w złości, żalu, upokorzeniu i smutku.
Aila poprowadzila go wyżej na piętro piwniczne, gdzie pełno było beczek - zapewne ich zawartścią mniszki grzały się w zimne wieczory. Oni jednak szli jeszcze wyżej do niedużej, przytulnej salki - przedsionku kuchni.

[MEDIA]http://lowres-picturecabinet.com.s3-eu-west-1.amazonaws.com/115/main/2/345469.jpg[/MEDIA]

Pomieszczenie urządzone było skromnie, lecz co zwracało uwagę - i ono i inne zakątki klasztoru wydawały się wyjątkowo czyste.
Piękna szlachcianka w mniszej opończy wskazała Alexandrowi miejsce na fotelu, podczas gdy sama zaczęła nalewać im wina z dzbana.
- Wiem, że nie tak to sobie wyobrażałeś, ale to co teraz robisz... znów rozrzewniając się nad swoim poczuciem krzywdy... to donikąd nie prowadzi, wiesz? - powiedziała spokojnie z jakąś nową dojrzałością w głosie.
- Rzeknij no, ten nieumarły inny niż pozostali? Jego krew więzów nie czyni? - spytał siadając i spoglądając na żonę.
Westchnęła, mając świadomośc, że jego myśli teraz jeno na tym skupione. Usiadła na fotelu obok.
- Z tego, co czytałam, każda krew wypita po trzykroć w okresie niedługim wiąże. - powiedziała szczerze - Przyznam jednak, że nigdy nie czułam więzów z Merlinem. Może dlatego, że gdy już go poznałam, miałam dla niego wielki szacunek. Czytałam jego księgi bowiem.
- Nie spotkałem się z tym, by vitae nie więziła i nie wzbudzała miłości do sire.
- A ilu ty ich miałeś poza Elijahą? - odparła Aila chłodno, po czym dodała - Posłuchaj, to wszystko jest znacznie bardziej skomplikowane. Wampiry jak ludzie są różni... jedni postrzegają swoją moc jako wyniesienie ich poza ludzką egzystencję, jednak mentalnie wciąż w niej pozostają, więc chcą co rusz udowadniać sobie, że stali się lepsi. Ci właśnie gnębią nas, bawią się nami... jak nasz poprzedni sire. To jednak nie wszyscy tacy są. Są tacy jak Merlin, którzy długowieczność wykorzystują, by zdobywać wiedzę, bo czują się odpowiedzialni za ten świat - za swój gatunek, nasz, nawet za rośliny i zwierzęta... Zadają sobie pytanie, co będzie za lat 100 lub tysiąc, jak współistnieć, by nie zniszczyć naszego świata. - odetchnęła - Merlin nie zabija ludzi. Nie napada nikogo. Sami go karmimy, bo jest dla nas cenny, ale nikt nas nie zmusza. Po prostu każdego wieczora możemy oddać mu swój dar krwi - ile chcemy, jak chcemy. Bez poczucia upodlenia, bez tego co... co zrobiła mi Teresa. - wyznała.
- Nie przeczę temu, że są tacy - Alexander wzruszył ramionami. - Wilhelm mówił mi o wampirach, których nie ruszają nawet łowcy. Opiekują się poddanymi, krew biorą z daru dobrowolnego. Nie przeczę, że Merlin takim. Co to ma jednak do rzeczy? Jam tu nie po niego przyjechał, nie musisz mnie przekonywać, że on dobry, abym wyzbył się chęci zniszczenia Twego sire.
Aila osunęła się na fotelu z westchnieniem. Po chwili jednak zerwała się i zwinnie wskoczyła na kolana męża. Zbliżyła twarz do jego twarzy i z pasją powiedziała:
- Posłuchaj mnie ty uparty, dumny mężu! Jesteś dla mnie najważniejszy. Nasze rozstanie prawie złamało mi serce. Gdyby nie widmo tego, że może znów będziemy razem pewnie rzuciłabym się z mostu. Ale... takie czekanie mnie zabijało. Musiałam coś robić, znaleźć cel. Zaczęłam się uczyć, lecz sam wiesz jak w naszym świecie postrzega się uczone kobiety. Tutaj nikt się ze mnie nie śmiał, tutaj mogłam studiować co chciałam i jak długo chciałam, tu mogłam zadawać pytania i nikt nie mówił, że są głupie... Tak wypełniałam każdego dnia pustkę. Pustkę po stracie ciebie, więc przestań mi ubliżać, znów umniejszając wartości moich uczuć! - powiedziała tonem żądania i wpiła się w jego usta namiętnym pocałunkiem.
Oddał go odruchowo z pasją tęsknoty tylu lat rozłąki. Jego dłoń spoczęła na jej plecach w objęciu. Mimo to Aila wyczuwała jakąś rezerwę. Hamował się, a wyraz twarzy mu się nie zmienił.
- Nigdym nie wątpił w Twe uczucia moja kochana. Ani teraz, ani jeszcze na Kocich Łbach - powiedział.
- Kłamiesz. - powiedziała cicho, lecz nie wydawała się zła. Ujęła dłońmi jego twarz. Teraz to Aila zaczęła zasypywać jego oblicze pocałunkami - jednak nie pełnymi euforii, jak wtedy gdy Alexander pochwycił ją w ramiona, lecz czułymi, delikatnymi.
- Nie kłamię Ailo… - odpowiedział oddając te pocałunki z mieszaniną czułości, ale i rezerwy. - Nie mógłbym Ci skłamać.
- Ale uważasz, że uczucie krwi stoi wyżej. To nieprawda. Jak mam cię przekonać? - zapytała smutno, pieszcząc dłońmi jego twarz. Drobne paluszki błądziły teraz po całym jego obliczu, jakby starała się wykryć każdą jego zmianę, poznać każdą nową zmarszczkę...
- Prawdę rzekłaś - odpowiedział patrząc na nią smutno i gładząc dłonią jej policzek. - Jeno rzeknij mi… jeżeli jego krew nie wiąże, to pewnaś była tego nim trzykrotnie jej piłaś? Po tym wszystkim co przeszliśmy. Po tym gdy nie chciałaś odejść ze mną daleko od Kocich Łbów i Elijahy, o com prosił na bandyckiej polanie, gdyś nie chciała ze mną zniszczyć sire wybierając rozłąkę. Wiedząc, że mam pierdolca nie jestem w stanie pogodzić się z wampirzą władzą nad najbardziej mi drogą i ukochaną osobą na ziemi będącą u mego boku. - Drugą ręką pogładził jej włosy. - Wiedziałaś, że nie grozi Ci to od Vitae Merlina. Pewność miałaś? Nie jeno przewidywania. Ale pewność?
Skrzywiła się lekko.
- Nie wiesz, jak to było dzień w dzień, tydzień w tydzień, miesiąc w miesiąc, rok w rok patrzeć w okno, czy aby zza zakrętu nie wyjedziesz. Nie wiesz jak to było bać się za każdym razem, gdy kurier przyjeżdżał,że to o twej śmierci może mieć wieści. Powiedz mi Alexandrze, zastanawiałeś się co czułam? Ty miałeś cel, wyzwania, ja... ja nie żyłam, dopóki nie odnalazłam tego miejsca. Czego byś chciał? Lepiej byłoby gdybym znalazła sobie w Paryżu kochanka i zapomniała o tobie? A może gdybym prawdziwe śluby złożyła i na cztery spusty zamknęła się w modlitewniku jakim... Powiedz mi Ty, mój mężu, jakie moje życie by cię zadowalało, żebyś teraz nie okazywał mi tej zimnej pogardy?
- Nie byłaś pewna… - wyszeptał.
- Nie byłam. - przyznała - Merlin dał mi jednak tydzień, bym mogła przyjrzeć się temu miejscu, nie pijąc jego krwi, po tym jak poznał moją historię... i mój strach, gdy dowiedziałam się jaka jest cena.
- Kochanek wzięty do łoża... nie mógłbym nawet myśleć o Tobie źle gdyś przez lata w samotności żyła. - Wciąż gładził jej włosy i trzymał dłoń na jej policzku. Z oka skapywała mu łza. - Gdybyś w kim zakochała się mnie z serca wypierając, powoli, naturalnie… Nie mógłbym Cię winić. Uczucie miłości rozkwitające znienacka powoli zastępujące inną. Nie do przewidzenia, przed czym byś się nawet broniła, ale mogłoby przemóc. Takie życie jest wszak. Tyś wiedząc czym są więzy zaryzykowała naszą miłość wybierając sama, z własnej woli picie wampirzej krwi. Wiedząc, że to może przemóc i stłamsić Twą miłość do mnie. Wszak wtedy na Kocich Łbach wystawiłaś uczucie do mnie ponad więzy za to kim był Elijaha, a tu widziałaś iż Merlin jest dobry i nie budzi odrazy, nienawiści jak tamten. Wiedząc o więzach sama z woli… - Spuścił głowę łzy kapnęły jej na biały habit.
- Wiedziałam też już wtedy, że więzy da się przemóc - chwyciła jego podbródek i uniosła delikatnie, by na nią spojrzał - Ty pierwszy dałeś mi nadzieję, wyrywając się spod władzy Elijahy. Potem mi też się to udało, choć chyba do końca w toś wątpił. A potem o tym czytałam i wiem, że tak jak wampiryzm nie jest klątwą, tak samo i picie ich krwi. To człowiek wybiera kim się potem staje, a zmienia się dlatego, że chce, że inne ma perspektywy... ja już to znałam i wiedziałam, że zmieniać się nie chcę.
- Gotowaś na to, bym sprawdził czy ma nad Tobą moc? - spytał cicho.
- A potrafisz zrobić to, krwi niczyjej nie przelewając? - zapytała nieufnie.
- Tak. Na spotkaniu z Merlinem… - Wyglądał jakby bał się tego co chce powiedzieć. - Poproszę aby kazał Ci mnie zabić. Jeżeli bez wewnętrznej walki odmówisz mu spełnienia tego polecenia, to znaczy, że nie ma on nad Tobą władzy.
Aila spojrzała na niego, jakby uderzył ją w twarz. Odsunęła się i zeszła z jego kolan, wracając na swój fotel.
- Dobrze, skoro tego chcesz. - powiedziała cicho, bez energii.
- Znasz inny sposób? - spytał znów cicho, patrząc przy tym na nią. Na twarzy wykwitło mu coś na kształt nadziei. Gdyby odmówiła, pewnie doszukiwałby się w tym niepewności Aili w zakresie władzy Merlina nad nią.
Nie patrzyła na niego, lecz w ogień.
- Szczerze? Nie wiem czy gdybym się dała spalić na stosie i w ostatniej chwili życia wykrzyczała Twe imię, to by cię przekonało... Zrobię co zechcesz. - rzekła zmęczonym tonem.
- Tym udowodniłabyś jeno miłość do mnie. W którą nie wątpię - powiedział bardziej miękko. - A ja nie chciałbym by stała się Ci krzywda.
Podniosła na niego pełen smutku wzrok.
- Nie tak wyobrażałam sobie nasze spotkanie. Pięć lat Alexandrze... to było pięć przeklętych lat... - westchnęła.
- Tęskniłem każdego dnia - spojrzał jej w oczy - tych pięciu lat. Każdego dnia marząc też o tym by Cię znów ujrzeć.
Uśmiechnęła się lekko.
- Ja... chciałam ci powiedzieć, jak bardzo cieszę się z twego pojednania z ojcem. I herbu. Zasłużyłeś nań. Jesteś szlachetniejszym niż wszyscy szlachetnie urodzeni, których znam. Gdyby tylko...
Nie dokończyła, bo do pomieszczenia weszła jakaś stara mniszka. Kobieta ukłoniła się, nie zdejmując kaptura. Nawet w słabym świetle paleniska Alexander dostrzegł na jej obliczu Paskudne ślady po oparzeniach.
- Merlin już wstał. Czeka na was. - powiedziała cicho, charczącym głosem.
Aila wstała z fotela.
- Czas na nas.
Alex również wstał i kiwnął głową.
Perspektywa spotkania z wampirem nie zarysowała na jego twarzy żadnych złych emocji.

To mogło być dobrym znakiem.
 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline