Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-10-2017, 12:41   #8
Ganlauken
 
Ganlauken's Avatar
 
Reputacja: 1 Ganlauken jest godny podziwuGanlauken jest godny podziwuGanlauken jest godny podziwuGanlauken jest godny podziwuGanlauken jest godny podziwuGanlauken jest godny podziwuGanlauken jest godny podziwuGanlauken jest godny podziwuGanlauken jest godny podziwuGanlauken jest godny podziwuGanlauken jest godny podziwu
Przez dłuższy czas wpatrywał się w wizytówkę, przekazaną mu przez Howl. Jego holozegarek pokazywał zdjęcie i numer telefonu niejakiego Feedmana. Siedział spokojnie na krześle w samych bokserkach, kawa powoli stygła, a on nie mógł zebrać w sobie myśli. Co ten człowiek może mieć na myśli mówiąc o Joshu. Skąd mógł go znać? I jakim cudem odnalazł mnie?
Spojrzał na Howl krzątającą się po kuchni.
- Myślisz, że powinienem się do niego odezwać? Milton był moim dobrym przyjacielem.
Głos mu się załamał. To był pierwszy raz, kiedy Howl mogła zobaczyć w jego oczach smutek.
- Josh... on nie żyje od kilku lat. Nie rozumiem, o co w tym wszystkim chodzi.
Howl zatrzymała się na chwilę w takim bezruchu, jaki zdarzał jej się rzadko.
- Czekaj. - Przystawiła sobie krzesło i ustawiła je tyłem naprzód. Usiadła okrakiem, zaplotła ręce na oparciu.
- Po pierwsze. JJ, oszczędzaj wodę. To mówię póki nie zapomnę. Po drugie. Spokojnie. Po kolei. O co może chodzić? Ten Milton, jak zginął i co wspólnego z nim może mieć jakaś intratna oferta? Na razie nic nie myślę, ale może warto tego Feedmana jakoś sprawdzić, podpytać. Jak się uda dziś próbę zorganizować, to może ktoś od nas będzie w stanie cokolwiek ustalić. Nie warto ryzykować, nie? To niebezpieczny świat, wiesz jak jest. Wszyscy ci pomogą jakby coś się działo. - Zazwyczaj Howl była właśnie taka bezpośrednia, mówiła gdy tylko coś pomyślała, ale teraz wyglądała jakby gdzieś zniknął jej luz i beztroska.
Spojrzał jej prosto w oczy i powiedział.
- Josh... on umarł, bo miał słabe serce. - Krótka pauza. - Tym bardziej dziwi mnie jakaś oferta. Masz absolutną rację, lepiej najpierw sprawdzić tego szemranego typa.
Smutek ustąpił miejsca złości. Jego ręce zaczęły powoli drgać.
- Śmierdzi mi to na milę, tak spróbujmy się czegoś więcej dowiedzieć. Zacznijmy od przejrzenia sieci - mówił to już jakby bardziej do siebie aniżeli do Howl.
Odpalił swój holozegarek, w wyszukiwarce wpisał dane Freedmana, a na jego twarzy pojawił się dziwny złowrogi uśmiech.
- Upewnię się - znasz takie powiedzenie, że ciekawość zabiła kota? Zresztą chyba był taki kawałek… - Howl przechyliła głowę i zmrużyła oczy, jakby próbowała sobie coś przypomnieć. Zanuciła kilka taktów, niepewnie.
- Tak jakoś? Nie, chyba nie. No, nieważne. A czym twój kumpel Milton się zajmował? Ma jakąś rodzinę? Wiesz, to by jeszcze nie było takie dziwne, gdyby nie to że auto tego kolesia stało niedaleko już kiedy wychodziłam z tego kurwidołka. Chyba nie poszedł się odlać, co?

Marty Feedman nie był trudny do odnalezienia w sieci. Wręcz przeciwnie, włożył trochę wysiłku, by odróżnić się od ewentualnych innych Martych Feedmanów. Na jego krzykliwej stronie internetowej bił w oczy krzykliwy baner:
“Marty Feedman. Adwokat - prywatny detektyw.”
Ta druga specjalizacja wyjaśniała poniekąd jak znalazł JJ-a.

Przeglądał stronę Freedmana z zaciekawieniem.
- Hmm nie dość że to papuga, to i prywatny detektyw. Ciekawie się zapowiada. Szczerze powiedziawszy to myślę że już najwyższy czas, by dowiedzieć się, czego ta łachudra chce.
Spojrzał w stronę Howl i przycisnął na holozegarku małą zieloną słuchaweczkę.
- Marty Feedman, słucham? - facet odebrał niemal natychmiast a gdy JJ się przedstawił, przeszedł do rzeczy energicznym tonem: - Pan Gonzales, cieszę się, że pan zadzwonił. Jak wspomniałem pana koleżance, mam dla pana nietypową, ale zyskowną propozycję. Jednak wolałbym ją przedstawić osobiście. Proszę tylko podać czas i miejsce.
- Zyskowną ? Proszę mi tu nie owijać w bawełnę, ma pan dla mnie propozycję to niechże ją pan pokrótce przedstawi, ja natomiast rozważę czy ją przyjąć. Nie mam czasu na gierki, bo jeśli zawraca mi pan saksofon tylko dlatego, że lubi się pan spotykać z młodymi facetami to żeś kurewsko źle pan trafił.
Cała sentencja została wypowiedziana za jednym zamachem, także czekając na odpowiedź papugi, JJ łapał głęboki oddech.

Howl, gdy tylko zorientowała się że JJ dzwoni, strzeliła facepalma.
Potem podniosła się i odeszła kawałek dalej, tak żeby móc przysłuchiwać się rozmowie. Napisała też szybko wiadomość do matki z pytaniem czy kojarzy takiego gościa jak Marty Feedman, podobno prawnik. W końcu to było małe środowisko w którym zawsze należało znać konkurencję. Matka odpisała po chwili:
“Ten nieudacznik? Był tak złym adwokatem, że musiał zacząć dorabiać śledząc ludzi przy sprawach rozwodowych i tym podobne. Krążą plotki, że zdarza mu się fabrykować dowody czy podstawiać do spraw przekupionych świadków. Ale ma swoją klientelę, głównie podobnych cwaniaczków. Czemu o niego pytasz? Lucy, czy ty masz jakieś kłopoty z prawem?”
“Nie nie, to dla kolegi. Się mu narzucił albo próbuje. Dzięki Alicio.” Zwracanie się do matki imieniem było i może życzeniem śmierci, ale Howl nie mogła sobie darować takiej drobnej docinki. Zresztą zaraz udała się do JJa żeby pokazać mu wiadomość, nie musiał wiedzieć z kim pisała.

Feedman roześmiał się na sugestię JJ-a.
- Bez obaw, ja nie z tych. Ale ok, twój czas jest pewnie cenny. Dalej masz saksofon, który wcześniej należał do pana Miltona, prawda? Wielki artysta, choć niedoceniony. Otóż reprezentuję jego córkę, panią Abigail Richards. Pani Richards zbiera pamiątki po ojcu i chciałaby go od ciebie odkupić. Ile kosztuje nowy saksofon, tysiaka? Zapłaci ci dwa. Kupisz sobie instrument z najwyższej półki i jeszcze ci zostanie. To jak?

JJ rzucił okiem na to, co podsunęła mu Howl, poczekał aż Freedman skończy swój monolog i odpowiedział.
- Widzi pan, ten saksofon nie jest na sprzedaż, nawet jakbym miał przymierać głodem, i żreć trawę z kamieniami i popijać słoną wodą z morza to nadal byłby nie na sprzedaż. Także proszę przekazać szanownej pani, ażeby wsadziła sobie te piniędze w dupę, tudzież gdzieś indziej, byle by jej to sprawiło przyjemność. Musi pan wiedzieć, że ten saksofon to był prezent od Josha na moje 18 -letnie urodziny i jest dla mnie cenniejszy niż całe złoto Frisco. Aha jakbyście wpadli na jakiś debilny pomysł zgłoszenia kradzieży, to musicie wiedzieć, że ciągle posiadam kartkę urodzinową z życzeniami, którą dostałem od Josha i w której życzy mi, aby ten saks doprowadził mnie muzycznie tam, gdzie nawet i on nie dotarł. A jakbyście wpadli na jeszcze głupszy pomysł kradzieży owej pocztówki w celu zatarcia śladów, to proszę mi wierzyć, jest ukryta w bezpiecznym miejscu, razem z innymi pamiątkami, które mi po nim zostały.
W tym momencie Marty Feedman próbował coś wtrącić, ale JJ nie dał mu nawet na to szansy.
- Proszę mi nie przerywać, to jeszcze nie koniec. Chciałbym, aby pan wiedział, że córunia Abigail jest ostatnią osobą na świecie, która ma jakiekolwiek prawa do posiadania czegokolwiek, co pozostawił po sobie Josh. Ta suka wyparła się go, gdy ten nie miał już pieniędzy, by finansować jej zachcianki, zostawiła go samotnego na dnie. Nawet, wtedy gdy sama wyszła za mąż za jakiegoś bogatego frajera, miała wywalone na to, co się działo z jej ojcem. Na tyle że nie pojawiła się nawet na jego pogrzebie.
Ton głosu JJ'a stawał się z sekundy na sekundę coraz bardziej agresywny.
- Także, niech mi pan nie składa więcej żadnych propozycji ani teraz, ani w przyszłości. Na ten moment nasza rozmowa dobiegła końca, żegnam, nie pozdrawiam.
JJ, rozłączył się dosłownie chwilę później, spojrzał na Howl i rzekł.
- Pieprzony pendejo, myślę, że to dopiero początek całej tej hecy, ciekawe co te szumowiny wymyślą, by odzyskać ten saksofon.

Howl w trakcie tyrady JJa wykonała kilka gestów i zrobiła kilka min które stanowiły szybki komentarz do tego co słyszała. Deklaracja niesprzedania saksa spotkała się z dwoma kciukami wyciągniętymi w górę, był też gest symbolicznego podrzynania gardła i spiralny ruch dłonią sugerujący że ktoś tu chyba zwariował.
- Myślisz? Że dopiero początek? - Przygryzła palce. - Nie, stary, to jest po prostu złe. Tak się nie robi. Pewnie i tak nie zrozumieją, to nie tacy ludzie… jak my, chociaż to może nie zabrzmiało dobrze. Ale co, myślisz, jest w tym coś więcej? Nostalgia i pamiątka? Czy też co, jakaś mapa prowadząca do góry złota albo dragów? - Howl zamrugała, jakby naprawdę taki scenariusz był dla niej realny.

To było dobre pytanie. JJ nigdy specjalnie nie zastanawiał się nad inną niż sentymentalna wartością swojego saksofonu. Jedynym co wyróżniało instrument było kilka wygrawerowanych na nim obok siebie liter: „JC”, „WS” oraz „JM”. Zapytany kiedyś o grawerunki Joshua jedynie uśmiechnął się i odpowiedział zdawkowo: „To dedykacje od przyjaciół”. Właściwie, jak JJ sobie przypomniał, to „JM” pojawiło się tam później, w okolicy jego osiemnastych urodzin.
 
Ganlauken jest offline