- Spodziewałem się tego - rzekł najemnik kwaśno.
Wszędzie było głucho i ciemno. Po prawdzie to sam Franz nie do końca wierzył, że strażnik wyjdzie w taką ulewę, jednak wolał dmuchać na zimne. Z wiadomych powodów.
Podziękował Ungołowi za trud, który włożył wypuszczając się z nim w okolice starego okrętu. Ostatecznie nie musiał - jak Ungoł przezwyciężył przemożną pokusę eksploracji zakamarków cielesnych potężnej Ady, tego tylko Franz mógł się domyślać. Począł planować, co dalej. Strażnik nie przyszedł, cóż, spowolni to nieco wykonanie planu, ale z drugiej strony ograbienie grafa nie było czymś, za co mieli się brać po omacku. Zapewne jutrzejszy dzień miał być wypełniony podchodzeniem, oglądaniem tereniu i szukaniem luk, dzięki którym będzie można dostać się do dworku. No i gdzie podział się krasnolud, do diabła?
Od niepamiętnych czasów, zasnął na czczo.
* * *
Franz zauważył list na swoim barłogu. Czytać nie potrafił ni w ząb, zresztą był zdania, że jeśli się jakiegoś skrybę przydybie, da mu się pergamin i przytknie ostrze topora do policzka, ten wszystko pięknie wyśpiewa, co też tam stoi. Jakimś cudem człek nie miał czasu wprawić się w tajemne arkana alfabetu, kiedy było się zbyt zajętym dupczeniem błękitnookich prostytutek, wypuszczaniem się na grabieże i łupieniu okrętów pełnych nieumarłych. To się po prostu zdarza.
- Mmmlist, khurwa… - zebrał się i zobaczył… No, nie zobaczył nic, poza kartką zapisaną literami.
Włożył go do kiesy.
- Atanaj, Ada czytać umie? Jeśli nie, to trza we wsi jakiego mistrza znaleźć, co wprawny w tym jest. Mnicha jakiegoś, no. Albo jakiegoś bakałarza zniewieściałego, damy mu papier do przeczytania i może nawet podupczymy sobie. Ale ja pierwszy chcę - rzekł Franz, przypominając sobie Salkalten, gdzie czasem na ulicach można było spotkać pięknych chłopców z kolegiów.
Powstawszy z siana z tym zamiarem, ruszył przez drzwi stajni. Kartka musiała zostać czym prędzej przeczytana dla spokoju ducha. Nawet, jeśli jakiś smark na niej nagryzmolił,
kozioł cię w rzyć brał.