Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-10-2017, 15:36   #23
merill
 
merill's Avatar
 
Reputacja: 1 merill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputację
Praca zbiorowa całej drużyny

Kiedy weszli do chaty, stali tam już o dziwo Sig i Elsie. Nie wymienili z nimi jednak słowa, ludzie po różne rzeczy do Babki chadzali, może i oni jakiś mieli do niej interes? Prawda była jednak taka, że oboje na prośbę Babki zostali u niej, by wspomóc starowinkę w zbyt ciężkich już dla niej pracach domowych.
- Dobry dzionek, babulinko! - przywitała się uśmiechnięta Taffy, która z Babką miała dobre kontakty. Tym razem nie miała dla niej jednak słoja z pijawkami. - Ja się chętnie napiję.
- Ja chętniakiem też - zawtórował Heindel.
- Nie przyszliśmy tu dzisiaj po napary - zauważył przytomnie Will - - Babko, przysłał nas sołtys… z prośbą o radę. - zawsze czuł szacunek do starowińki mieszkającej w lesie. Wiedział, że chętnie pomaga, ale też chętnie potrafiła skląć człowieka jak nie przymierzając burą sukę.
Babka zupełnie nie zwróciła uwagi na słowa Willa. Podeszła do Taffy i wzięła ja na ręce:
- Dobry dzionek, skowronku. Aleś ty wyrosła, wyładniała. - mówiła tak zawsze, a widywały się wcale nierzadko. - Krasne masz liczka, kochana, pewnie łobuzy się za tobą oglądają co krok, co?
Staruszka usadziła Taffy na kocu przy prymitywnie ociosanym pieńku, który służył jej za stół.
- Siadajcie, dzieci, siadajcie. Zaraz wam naparu dam, każdemu, ze spokojem
Odwrócił się ku swojemu małemu kredensowi - notabene jedynemu meblowi w chałupie - i zaczęła go intensywnie przeszukiwać. Do nozdrzy dzieciaków dotarł amalgamat zapachów różnych ziół, czosnku i spalonego tłuszczu. Szafka była zagracona całkowicie tym, co Babce zdawało się być niezbędne do życia, a że potrzeby miała najwyraźniej znaczne, to i niemało tego było. Wyjęła trzy kubki, chyba tak stare jak ona, a z kociołka stojącego obok nalała do nich naparu.
- Więcej kubków nie mam, dzieci drogie, ale jak trzeba będzie to pijcie, na zdrowie.
Popatrzyła na nich z uśmiechem i niekłamaną satysfakcją, nie zauważając chyba jak Heike skrzywił się, czując zapach cudownego naparu.
- Will! - prawie krzyknęła - Chłopcze drogi, czemu ty nic nie gadasz?! Przecie przed tobą najważniejszy moment w życiu, wesele, ach, pamiętam jeszcze swoje wesele… będziecie ślicznie wyglądać z Elsie, jużem przyszykowała wam wieńce na głowy.
- Wychodzicie za siebie? - Heike uniósł wysoko brwi - Nigdy nie wspomnieliście. Podejrzewałem, że z nas wszystkich to Will pierwszy się hajtnie, ale Elsie to bym nie podejrzewał… - ściszył głos, podsuwając jeden kubek w stronę Taffy - że chłopaki jej w głowie…
Schmidt aż zakrztusił się naparem, kiedy Babka wspomniała o ślubie: - Ślub… My?! - wydukał, wyglądał jakby oberwał w głowę największym obuchem swojego majstra.
- Ślub, chłopcze, tak. Ha, po twoim krzywym grymasie widzem, żeś jeszcze nie słyszał. Tak my ustaliły z Aybarową i tą… no… no, matką Elsie. Za tydzień, prędziuchno, wesele będzie, już się możecie przysposabiać, wielkie będzie święto dla wsi
Heindel tylko spoglądnął na Elsie, jak to jednak on, nie rzekł nic. Nieraz zastanawiał się jakby to było być z dziewczyną. Nigdy jednak nie zrobił choć małego kroczku, by coś w tym kierunku zadziałać. Elsie była mu tak samo obca, jak każda inna persona. I choć w jego marzeniach nieraz występowała, to poza nie nie wyszła.
Kiedy Babka wspomniała o ślubie Elsie poczerwieniała na twarzy. Potem myślała, że umrze ze wstydu i upokorzenia, kiedy zobaczyła reakcję Willa. No, ale szybko przekonała się, że nie umiera się tak łatwo. Poza tym - ostatnie wydarzenia zmieniły ją bardzo. Grzeczna, podporządkowana Elsie gdzieś zniknęła. Dziewczyna postanowiła wziąć swoje życie we własne ręce. Wstyd zmienił się w złość.
- Wybaczcie Babko, że przerywam, ale macie stare wiadomości. Ślubu nie będzie, więc nie traćmy czasu na gadanie po próżnicy.
Will poczerwieniał aż po czubki uszu. Trochę ze wstydu, trochę ze złości ”One ustaliły, a ja dowiaduję się ostatni”. Pomimo, że był świadomy obyczajów, to nie myślał, że tak szybko go dopadną. Wszystko zaczęło mu układać się w jedną całość. Wczorajsze wieści i prośba Pana Aybary, a dzisiaj dowiadywał się o ślubie…
Postanowił przypomnieć po co tutaj przyszli, starał się z całych sił by głos mu nie drżał: - Babko, przybyliśmy tu w innym celu. Przysłał nas Olaf, z polecenia sołtysa. Wczoraj znaleźliśmy na bagnach trupa. Żołnierza, może jakiegoś posłańca… flisacy mówią pokątnie o strasznych wieściach i nadchodzącej wojnie. - w miarę mówienia, stawał się pewniejszy. - Tedy przyjmij ten skromny dar - wyciągnął ku niej mieszek z szylingami jakie dał mu Olaf - Wspomóż nas swoją radą… - miał nadzieję, że ten wątek ostatecznie zamknie niewygodny dla niego temat. Spoglądał kątem oka na Elsie, zastanawiając się od kiedy wiedziała. Dla niego to wszystko było kompletnym zaskoczeniem, zważywszy na wczorajsze spotkanie z Leną. Bardzo mu się podobała, nie to, że córka łowcy była brzydka czy coś. Znali się przecież od najmłodszych lat… jednak nie była w jego typie. Wiedział też, że jak kobiety sobie coś postanowią… to pole manewru zostawało bardzo małe.
Sig nic nie mówił. Stał sobie oparty o ścianę i leniwym spojrzeniem rozglądał się po pomieszczeniu zachodząc w głowę jak to wszystko się ułożyło. Przynajmniej miał przy sobie te skórzaki które chciał dać Babce w formie handlu wymienego… ale wyglądało na to, że nie było to potrzebne. Tak czy inaczej będzie musiał rozmówić się z ojcem jak już wróci.
Taffy zaś siedziała grzecznie u stóp Babki, popijając herbatkę. W myślach wybierała już zioła na wianek ślubny Elsie - może by tak bagno zwyczajne? Ładnie pachniało i miało śliczne ciciki.

Babka poczerwieniała słysząc słowa, Elsie, ale zanim zdążyła dosadnie określić, co sądzi na temat gówniarskiego buntu wobec decyzji starszych i mądrzejszych, odezwał się Will. Popatrzyła na niego przenikliwie.
- Hm, hm - zasępiła się - niedobra to rzecz, trupa znaleźć. Zły omen. Następny w onym czasie. Czarne chmura się zbierają nad naszymi głowami, dzieci, moje święte gęsi dziobią krzywo ziarno, a gąsior gąsiorowi sposobem gęsi kuper nadstawia. Coś wisi w powietrzu, wielkie nieszczęście. Łuuuu! - Chyba chciała ich przestraszyć tak jak niegdyś, gdy byli młodsi.
- Tfu! Skuś babo na dziada! Spluńcie dzeci za lewe ramię, powiadam wam! Tfu, tfu!
Wtem dorwała się do pieniędzy, zaczęła się bacznie oglądać, podgryzać, uderzać o stół.
- Nieoberżnięte. A przynajmniej niedużo. Cenią sobie Babkę w Zweufalten, a babcia kocha swoje wnuczęta. Babcia pomoże dzieciom. Ale babula już słaba, dzieci babuli pomogą? Weźcie, co znajdziecie w mojej szafce: weźcie świece z tłuszczu wieprzowego, zielsko wszelkie, a jeden niech się przejdzie i świętą gęś ukatrupi. Będziem duchów o radę pytać.
Wiedząc, że ukatrupiać gęsi mu się nie chce, Sig zdecydował się znaleźć te świece o których mówiła babka i położyć je na stole. Oczywiście, na nakaz splunięcia splunął. Kto wie jakie czorty mogły się kręcić w pobliżu, a jak takiemu napluje w oko to chociaż tyle satysfakcji.
Widząc, że wszyscy już się za coś zabrali, niziołka także splunęła, chociaż bawiły ją takie praktyki i zaczęła przetrząsać kredensy w poszukiwaniu potrzebnych do zabawy we wróżby ziół i ingrediencji. Magia to były bajki, jednak do pewnych tragicznych zdarzeń, skaveny też były bajkami. Więc Troć pluła i słuchała się babki. A nuż coś to da.

NA ZEWNĄTRZ

Will zauważył, że nikogo nie ciągnęło, żeby zająć się gęsią. Wiadomo, ptakowi łeb urżnąć, to nic przyjemnego, o złapaniu nie mówiąc. Jednak młody kowal od najmłodszych lat zajmował się inwentarzem, do dziś hodował w zagrodzie przy kuźni króliki i pomniejszy drób. Ruszył w kierunku wyjścia, by z babkowej zagrody gąsiora ukatrupić. Spojrzał wymownie na Elsie, dając jej znak głową, by poszła z nim. Chciał się dowiedzieć o co w tym wszystkim chodziło. Od jak dawna ona o tym wie… Miał nadzieję, że dziewczyna wyczyta w jego oczach niemą prośbę o rozmowę.
Niespodziewanie coś klepnęło Willa po plecach. Był to Heike, który uświadomiwszy sobie, że gąski są na dworzu i będzie to doskonały pretekst do opuszczenia cuchnącej - jego zdaniem - babcinej chaty, zerwał się na równe nogi.
- Chodź, długo nie zejdzie, jeden z nas przytrzyma, drugi urżnie głowę i po kłopocie.
Jak na urodzonego nieroba, na coś się czasami Heinrich przydawał i zazwyczaj gdy urywał się z pracy, pomagał matce przy obowiązkach. Niejeden drób trafił na stół, przeciągnięty wcześniej pod jego ręką.
Elsie złapała spojrzenie Willa.
Przez chwile rozważała, czy da radę rozmawiac z chłopakiem, ale przypomniała sobie, jak się przeciwstawiła Babce i nawet złego słowa nie usłyszała. Heh, z Babką sobie poradziła, to i z niedoszłym mężem da radę.
- Ziół narwę - rzuciła, wychodząc z chaty.

Will skrzywił się słysząc słowa Heike, ale ruszył w kierunku wyjścia. Na zewnątrz skręcił na tyły chatki Babki, czekając na Heike i Elsie. Kiedy już byli we trójkę, wiedział, że czeka go ciężka rozmowa z dziewczyną. - Heike - zwrócił się do chłopaka wcale na niego nie patrząc - złapaj jakąś gęś. Ja za chwilę przyjdę, chcę pogadać z Elsie - ton głosu chłopaka nie nastrajał do dyskusji. Nie, żeby Heike miał jakiś sprzeciw, skinął tylko i poszedł do zagrody, bardziej posiedzieć z gęsiami, niżeli je ganiać.
Kiedy Heike odszedł na bezpieczną odległość, Elsie nabrała powietrza w płuca.
- Mama mówi że jesteś najlepszym kandydatem i ja się z nią zgadzam bo nawet umiesz czytać i masz fach w ręku ale ani za ciebie ani za nikogo iść nie zamierzam - wyrzuciła na jednym oddechu, starannie unikając wzroku Willa, jakby się bała, że jej konceptu lub odwagi zabraknie. - Na razie za nikogo potem może tak ale dziś nie. I więcej nie chcę o tym rozmawiać - dorzuciła.
Elsie wyrzucała z siebie słowa z szybkością, która zadziwiła Willa. Kiedy skończyła, ledwie zdołał przyswoić sobie treść jej słów: - Od jak dawna wiedziałaś? - w jego głosie wybrzmiewala nutka wyrzutu. - Ja się dowiedziałem dzisiaj, teraz od Babki… Chyba jako ostatni…

Chwilę mocowała się sama z sobą .
- Wczoraj mama powiedziała, jak od porodu szłyśmy. Wieczorem. - wydukała, nadal starannie unikając jego spojrzenia. Fakt, że chłopak dowiedział się jeszcze później w jakiś sposób był dla niej pocieszający. Zebrała się na odwagę i w końcu udało się jej spojrzeć mu w twarz.
- Ja nie … - zaczęła. - Ja wiem przecież o Lence.. Znaczy wiem, że ty, bo ona… staram ci się powiedzieć, że nie prosiłam o to rodziców. Ani nikogo - dodała dla jasności.
Zaskoczyła go: - O Lenie? Co wiesz?Co ona? - zapytał zbity z tropu.
- No… - zaczęła Elsie, szukając dobrych słów. Tłumaczenie takich rzeczy dziewczynom było banalnie proste, ale chłopaki - nawet najmądrzejsi - byli w tych kwestiach wyjątkowo tępi. -Więc ty lubisz Lenkę bardzo, to oczywiste i każdy to widzi. Lenka też wie, uważa, że to urocze o czasem z tego korzysta. Z tego, że ją bardzo lubisz. No, ale ona ciebie lubi tak samo jak innych chłopaków, poza głupkami, oczywiście. Głupków nikt nie lubi, no chyba że jakieś tępe albo strasznie brzydkie, ale… - zorientowała się, że odeszła nieco od sedna. - Chodzi o to, że Lenka ma chłopaka. To flisak, regularnie tu przypływa. Nie żeby kuźnia była gorsza niż łódź - dodała szybko. - Tym bardziej, że Lence wcale nie chodzi o łódź. Rozumiesz?

Nie odpowiedział od razu. Elsie powiedziała mu to, czego sam się domyślał, ale bał się przyjąć to do wiadomości.: - Rozumiem, co mam nie rozumieć - wiadomość córki łowcy, go na chwilę podłamała. Po cichu cały czas liczył, że kiedyś uśmiechnie się do niego szczęście i uda mu się zwrócić uwagę Leny. - [i] To teraz najmniej ważne… będzie ciężko nam się z tego wmówić… Sama chyba zdajesz sobie sprawę z obyczajów i uporu twojej matki i mojej opiekunki. [i] - nie chciał otwarcie przeciwstawić się woli Państwa Aybarow, zawdzięczał im wszystko co do tej pory nauczył się i posiadał. Problem wydawał się dla niego nierozwiązywalny. - Zobaczymy co los przyniesie - wzruszył ramionami zrezygnowany. - Wracamy? Bo nas Babka kłonica prześwięci i nico będzie z przepowiedni, jedynie pręgi na plecach - zasugerował dziewczynie powrót. Musiał zabić Gąsiora jeszcze.

-Nikomu nie pozwolę się bić - rzuciła buńczucznie Elsie . - Nawet ojciec na mnie ręki nigdy nie podniósł, acha! - nie dodała, że nigdy nie dała mu ku temu powodu. - A za ciebie Will nie pójdę, nie obrażaj się. Nie pójdę i już! A jak będą mnie chcieli zmusić, to ucieknę, już prawie dziś rano uciekam, ale Urlik okazał się dupkiem - nawijała, idąc z nim w stronę zagrody dla drobiu - I serio nie wiem, jak gotowanie rosołu może pomóc w wieszczeniu. Dobrze, narwę tej zieleniny.

Uczeń kowala skinął tylko głową, na znak, że rozumie. Ruszył w kierunku zagrody, gdzie Heike już miał złapanego gąsiora. Chwila szarpaniny ze zwierzakiem i okrwawiony łeb spadł na ziemię. Teraz z martwym ptakiem, musieli wrócić do Babki. Co jak co ale Will nie zamierzał skubać pierzaka.
Elsie zebrała kilka sztuk warzyw i zaniosła do Babki. Spotkali się całą trójką przy wejściu do chaty i wspólnie przekroczyli próg babkowej chaty.
 
__________________
Czekamy ciebie, ty odwieczny wrogu, morderco krwawy tłumu naszych braci, Czekamy ciebie, nie żeby zapłacić, lecz chlebem witać na rodzinnym progu. Żebyś ty wiedział nienawistny zbawco, jakiej ci śmierci życzymy w podzięce i jak bezsilnie zaciskamy ręce pomocy prosząc, podstępny oprawco. GG:11844451
merill jest offline