Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-10-2017, 21:11   #8
Leoncoeur
 
Leoncoeur's Avatar
 
Reputacja: 1 Leoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputację


Gdy dotarli z powrotem do kościółka w Wygódkach, przed nim zobaczyli Cecylię z jakąś inną wieśniaczką. Kobieta rzuciła im już nie tyle nieprzychylne, co wręcz otwarcie wrogie spojrzenie, ale nie rzekła nic. Jej koleżanka też patrzyła jakby ze złością i pogardą.
- To daj mi habit i idę do tych dzieweczek - rzucił Alex do Aili zsiadając z konia.
Obie rozdziawiły na to oczy i ich nienawiść stała się niemal namacalna.
Młoda szlachcianka zauważyła to, lecz bynajmniej nie zamierzała reagować. Może jedynie przywołując na twarzy wyraz pełnej poczucia wyższości damulki.
- Już, już... nie poganiaj mnie, bom się obtarła - dorzuciła do ogniska ich nienawiści, po czym wyminęła obie kobiety, jakby ich tam wcale nie było. Po niedługiej chwili wróciła niosąc na rękach poskładaną szatę.

Do tej pory myślał, że blefowała.
- Naprawdę ja mam do panny młodej i druhen, a Ty do mężczyzn? - spytał unosząc brwi.
- A nie możesz i tu i tu? - spojrzała na niego prosząco spod długich powiek.
- Mogę… Zamyślił się. - Jeno nie wiem czy zdążę jak z panną młodą dłużej wyjdzie…
- To niech nie wychodzi. - Spojrzała na niego wzrokiem... żony.
Roześmiał się i wcisnął jej habit w ręce.
- Jedno i drugie, sama wybierz czy chcesz od kobiet wieści ciągnąć, czy pięknem swym mężczyzn onieśmielając informacje od nich zebrać - szepnął by Celina z druga wieśniaczką nie dosłyszały.
Aila naburmuszyła się, lecz gdy i to nic nie dało, rzekła:
- Dobra, pójdę z babami gadać... ale jesteś mi za to podwójnie winien.
- Winna za dziś, to Ty jesteś mi. - Pocałował ją w policzek i… lekkim ruchem głowy zmienił pozycję by mieć usta blisko jej ucha. - O czym pamiętam… - wyszeptał i lekko przygryzł płatek jej ucha.
Z uśmiechem odstąpił by zwrócić się ku karczmie.
Westchnęła cierpiętniczo, po czym przybierając swoją minę szlachcianki, zapytała kobiet:
- Gdzie znajdę pannę młodą?
- Panna młoda to córka karczmarza, więc może… w kościele? - Nim zapytane odpowiedziały zakpił Alexander w żywe oczy, ale jakoś tak… miękko, jakby to była zabawa.
- Ach... - zarumieniła się - to czemu na mnie nie czekasz? - Podbiegła do niego mimo długiej sukni.
- Czekam? - Pogubił się.
Przypadła do jego boku i złapała go pod ramię.
- Nie zostawiaj mnie z tymi kwokami ani na chwilę - szepnęła mu do ucha konspiracyjnie.
- Zróbmy tak: ja mężczyzn w karczmie przy piwie zagaję, a jak Ci się okaże, że niewiasty do których pójdziesz to kwoki same i źle ci, to ich do karczmy powiedziesz, hm?
- Mówiłam teraz o Cecylii i jej kumie, ale... podoba mi się twój plan - rzekła z uśmiechem, przekrzywiając figlarnie głowę. Zauważył w jej włosach zapomniane źdźbło trawy i wyjął je z nich, przesuwając po jej skroni i policzku.
- Gorze nam - powiedział.
Zmarszczyła nosek.


Korzystając z ładnej pogody mężczyźni we wsi co nie mieli akurat nic do roboty siedzieli nie w głównej izbie na parterze czyniącej za salę karczemną, a na zewnątrz. Zwyczajowo za miejsce takiego posiadywania starców robiła zwykła ława, albo nawet nieokorowany pień w podsieniu ważnego dla wsi budynku.
Tutaj widać wieśniacy uczynili sobie lepsze zaplecze.
Nie dość, że stół wystawiono, to jeszcze spory, a i znalazł się daszek nad częścią wystającą z podsienia. Jako że wedle słów karczmarza goście tu nie bywali, to oberża była jedynie miejscem spotkań tutejszych i picia piwa którego prawo do wyszynku sołtys-karczmarz zapewne zakupił od seniora Wygódek, kimkolwiek ten senior zresztą był. Główna izba zapewne w chłodniejszych miesiącach za miejsce wspólnego czasu jedynie czyniła skoro mężczyźni takie miejsce sobie wyszykowali na świeżym powietrzu.


Pięciu ich siedziało aktualnie, trzech starców, a z nimi rumiany i brodaty karczmarz, który ich już wcześniej powitał i o wolnej izbie przy kościele rzekł, oraz ciemnowłosy człek w sile wieku i o jednym oku.
- Ksiądz zgodził się? - spytał karczmarz gdy Alexander nie wszedł za Ailą do środka budynku i zamiast tego zbliżył do stołu.
- Zgodził, dzięki za skierowanie nas do niego.
- A i nie ma za co. - Karczmarz wstał, podobnie jak jednooki. Starcy też zaczęli gramolić się z ławy, ale Alexander wstrzymał ich gestem.
- Nie trza wstawać. Spocząć można z wami?
- A jużci, zaszczyt to panie. Jam jest Filip i za sołtysa tu czynię, a i wyszynk prowadzę jak żeście zdążyli się domyśleć.To Eugen, młynarz. - Karczmarz wskazał na ciemnowłosego, który pochylił głowę. - To ociec mój, Jakub, dalej Kaspar zwany “Jagódka” i Jan “Niedzielnik”. Wszyscy trzej najpierwsze moczymordy w Wygódkach, którym młodzi nie dostoją.
Trzej staruszkowie roześmiali się i ‘skromnie’ pokiwali głowami. Nijak nie obrazili się za to określenie, a że Filip o rodzicielu swym mówił, tedy można było sądzić, że to dla nich pewien rodzaj dumy.
- Na pańskie gardła jeno wino, ale niewiele go mam, a i nieprzednie. Tu mało kto się tym raczy i…
- Ja nawet piwo wolę. Jestem Alexander z Eu - rycerz też się przedstawił.
- Urszulaaa!! - zawołał głośno karczmarz, a chwile potem z wejścia wychynęła blond czupryna ślicznej młodej dziewki o żywiołowych ruchach. - Kufel dawaj i jeszcze jeden dzban piwa.
- Lecę! - rzuciła żywo zamiatając warkoczem.

- Pomiłujcie panie, ale dziw to. Tu nikt nie bywa, wyście po świtaniu przyjechali i zara o nocleg. - odezwał się Eugen po dłuższej chwili niezręcznego milczenia. - Jakbyście po nocy jechali i miast gdzie dalej zmierzali to na co na dzień tu zostawać?
- Z długiej posługi w Wiedniu wracam, małżonka od rodziny jadąc na spotkanie mi wyjechała. - Alexander westchnął musząc raz jeszcze tłumaczyć zmyśloną historię. - Kilka dni mieliśmy nim ruszyć nam na nasz zamek ze Sion, to chcielim we dwoje ino po długiej rozłące w tych pięknych górach wycieczki zaznać. Alem drogę pomylił i mus był noc spędzić w pasterskim szałasie. A tu możem wygodniej zanocować, odpocząć. Dolina piękna… ot bez trosk się sobą i okolicą nacieszyć nim do sion wrócim i na północ nam droga.
- Prawda to - przytaknął z dumą staruszek zwany “Jagódka”. - Nasze góry piękne.
- A bo widzicie… - zaczął niemrawo karczmarz gdy Urszula nalewała bękartowi piwa. - Tak to jest, że jutro moja córka za mąż idzie. Weselisko będziem wyprawiać i…. - zająknął się spoglądając na ojca swego.
- Jak wam wadzi obecność obcych, to obiecuję, że z rana wyruszymy.
- Ale gdzie tam, panie! - Filip aż się żachnął. - Przeciwnie to właśnie, bom chciał prosić byście z małżonką zaszczyt uczynili i zostali na jutro i noc kolejną. Weselisko uświetnili. Moja Alinka by się ucieszyła, że hej. Tacy goście. - Filip zafrasował się nagle. - Ale wiem to, że dla wysoko rodzonych to i zabawa taka... i towarzystwo... a i jadło…
- Jam od księdza słyszał właśnie o weselu. Oboje z żoną właśnie prosić chcieliśmy, czy pozwolicie być na nim. - Alex się uśmiechnął. - Oboje go ciekawi jesteśmy.
Filip aż klasnął z szerokim uśmiechem.
- Źle wam nie będzie! To obiecuję!
- To na przyszłą noc przynajmniej poweselną, alkierz wysprzątaj - odezwał się jego ojciec zwany Jakubem. - Co by nie musieli wtedy u księdza.
- A jużci… - podłapał z uśmiechem Jan “Niedzielnik”. - Jak pan rycerz pokosztuje Kasparowej “Jagodnicy”, to przy szumiącej głowie małżonki nie upilnuje i bieda będzie jak ją tamta uspaną dopadnie.
- Zawrzyj ryj durniu, Państwa nie obrażaj.
- Dopadnie? - zainteresował się Alexander mrużąc oczy. Wspomniał rozmowę z księdzem.
- Ano kto taki na urodę łasy małżon…
- Uch głupiś Ty, głupi… Pomiłujcie mu Panie, on zawsze najpierw mówi, potem myśli czy tym nie uchybił.
- Hm… - bękart zmarszczył brwi. - O księdzu mówicie? Na płeć niewieścią łasy?
- A tam ksiądz. Oczy mu jak każdemu latają, jak jakiej młódce co widoczne spod giezła, ale bogobojny, nie babiarz.
- To oboje bogobojni. - Alex uśmiechnął się i upił piwa. - Bo gospodynię ma taką, że podejrzliwie łypie na samo spanie w jednej izbie.

Mężczyźni roześmieli się jak jeden mąż.
Długo, do łez.
- Ano nie dziwnym, że źle jej patrzyło byście razem spali. - Młynarz Eugen otarł oczy. - Małżonka Twa panie przecudna. Niczym kwiat piękna. Zazdrosna Cecylia być musi okrutnie.
- Że ona… ona… niewiasty nad mężów przedkł….
Wieśniacy znów ryknęli śmiechem i pokiwali głowami.
- I wy nad tym tak normalnie…?
- Ot panie, to górska wieś, nie miasto pod biskupem. - “Niedzielnik” otarł wąsiska z piwa. - My nie tak surowi w ocenie, panbuk niech ją ocenia, a baby u nas nieprędkie by z nią swawolić. No i lepiej jak wszyscy wiedzą, że jak na noc u księdza zostaje to bezeceństw duchowny z nią nie czyni.
Wszyscy pokiwali głowami. Alexander też.
- No… ale jak Pani nadobna głowę ma słabą, to niech za dużo nie pije, albo pilnuj jej Panie coby sama w izbie tamtej nie była. - Ojciec karczmarza ukrył usta w kuflu. - Bo to różnie może być wtedy.

- Ksiądz mówił mi też, że tu zaginięcia jakie - bękart zdecydował się zmienić temat.
Wieśniacy zamilkli na to i stropili się.
- Ano…
- Ale to od dawna.
- Ale nie aż tak jak teraz.
Starcy zaczęli się ze sobą spierać, ale zaraz ucichli spoglądając na siebie wymownie.
- Ksiądz mówił - Alexander odstawił kufel - że przez rok co miesiąc kto znikał, dwa trzy lata spokoju było i potem znowu.
- A tam ksiądz się zna jak on pół roku tu siedzi. - Młynarz machnął ręką. - Bab za często słucha, a one wiadomo co dodadzą, co przekłamią...
- To jakże to było?
- Ot znikają ludzie, ale żeby to jakie dziwne było to bajanie jeno… - rzekł sołtys, a jednooki młynarz poczerwieniał jeno i wstał od stołu.
- Pożegnam się, roboty trochę mam w obejściu. - Uciekając wzrokiem odszedł od zgromadzonych.
- To jego córa pierwszą była? - Alexander odprowadził go spojrzeniem.
- Ano… Skromne dziewczę bardzo, kąpać się w jeziorze lubiła, a strach jej był, że chłopy podglądać będą, to często przed świtaniem się wymykała. - Filip pokiwał smutno głową. - Jezioro spokojne, ale zdradliwe, utopić się musiała.
- A ksiądz? Kowal? Wikariusz?
- Kowal Anton to przebąkiwał, że tutaj wyżyć ciężko, bo nam tu niewiele trzeba było z kuźni. Małżonka jego straszna raszpla, kłócili się cięgiem. Widno zemknął w świat. Kto go podobno w Sion widział. Ksiądz zaś… stary był już Może i w lesie się zagubił.
- Wikariusz takoż, jak go poszedł szukać.
Alexander zmarszczył brwi.
- A pozostali? - spytał po chwili. Miał podejrzenie jakoby wieśniacy łgali mu w żywe oczy.
- A parobek z niewielkiej wsi z doliny Rodanu. Piotr, jeden z naszych nogę paskudnie rozwalił to parobka najął, a tenże zniknął po tygodniu. Widno robota za ciężka. Był i pomocnik handlarza co tu przyjeżdża z towarami i skupuje sery, wełnę i inne rzeczy. Kazał mu tu zostać do następnej wizyty, ale widno ćmiło mu się i spierdzielił. Takie to “zniknięcia” Panie rycerzu.

 
__________________
"Soft kitty, warm kitty, little ball of fur...
Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur."

"za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!"

Ostatnio edytowane przez Leoncoeur : 12-10-2017 o 21:33.
Leoncoeur jest offline