Obandażowana, opuchnięta twarz Lotara raczej nie przysparzała mu uroku. Może zadziałałoby to w przypadku jakiejś mieszczki, której szlachcic chciałby wmówić, że to pozostałości po uderzeniu smoka, ale chłopina w szopie okazał się odporny na potok słów, jaki wylewał się z ust von Essinga.
Już miał zamiar coś krzyknąć, ale Wolfgang był szybszy. Przyszły mag, niczym szczupak rzucił się na mężczyznę otwierającego usta i musnął go palcem. Magia przepłynęła po dłoni i objęła ciało ofiary. Porywacz w jednej chwili zwiotczał i osunął się na podłogę. Na jego twarzy zagościł błogi uśmiech, a pierś wolno i rytmicznie unosiła się w spokojnym oddechu.
Jednak paplanina Lothara i zamieszanie spowodowane skokiem Wolfganga zdołały zaalarmować pozostałych porywaczy. Ponad dwoma awanturnikami, na skraju zabezpieczonej poręczą wyższej kondygnacji budynku, pojawił się kolejny mężczyzna. Cały był oblepiony słomą, ziewał i przecierał zaspane oczy.
- Steffen? Co hałasujesz? - warknął w dół, niezadowolony.