Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-10-2017, 16:59   #10
Leoncoeur
 
Leoncoeur's Avatar
 
Reputacja: 1 Leoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputację


Obudziło ich stukanie do drzwi.
- Wieczerza za niedługo - rzekła gospodyni księdza nie dodając nic więcej. Ton miała ten sam co wcześniej, jakby obrażona była i zła na nich nie wiedzieć czemu. Alexander jednak wiedział i uśmiechnął się pod nosem nie mówiąc nic na razie Aili o powodach złego humoru Cecylii.

Gdy wyszli do sieni ksiądz stojący w drzwiach do kuchni uśmiechnął się całkiem miło.
- Prosimy, prosimy... Skromnie, ale smacznie…
Nim zdążył dokończyć Alex pokręcił głową.
- Z chęcią ojcze, ale nie możem. - Spojrzał na Ailę. - Ma żona dar ofiarowała młodej Alinie, na ślub jej, który dziewka bardzo umiłowała. Sołtys nas na wieczerzę prosił, a uchybilibyśmy mu, gdyby odrzucić nam przyszło to zaproszenie. Innemu i owszem, ale nie jemu przecież.
- A jużci, Filip bardzo do swej pozycji przywiązany. - Adrian skinął głową. - Rzekłby kto, że pychą czasem grzeszy, a i po trosze to on tu na wsi gospodarzem dla przyjezdnych.
Cecylia wyglądała jakby wściec się miała, ale słowa nie rzekła łypiąc tylko na szlachciankę wciąż nieprzyjaznym wzrokiem. Alexander wiedząc o co idzie wychwycił w nim jednak i inne uczucia. Ruda, piersiasta dziewka jak nic szlachciankę pożądała.
- Pójdziemy zatem. Długo siedzieć nie będziemy, wszak rodzina Filipa jutro wstać musi wcześnie.
Adrian kiwnął tylko głową.
- Wybaczcie, że was wcześniej nie powiadomiliśmy - rzekła jeszcze Aila - to ze zmęczenia. Jednak jeśli co ostanie, jutro na śniadanie chętnie zjemy. My nie tacy wybredni - powiedziała i nie domyślając się podtekstu, uśmiechnęła się do obrażonej gosposi pięknie. Cecylia na to pokraśniala lekko i gdzieś na chwilę naburmuszenie zgubiła.

Gdy szli od kościółka do wiejskiej oberży Alexander w pewnym momencie mało co nie parsknął śmiechem. Dłużej powagi strzymać już nie mógł.
- Jakże Ty kochana do głowy bijesz. Że mi to wiadome, że mężom innym, to nie dziwota, ale że dziewki za Toba pożądliwie patrzą… - zachichotał.
- Co? - Spojrzała na niego, nic nie rozumiejąc i w końcu uznając, że znów do wyznania o klasztorze wraca. - Oj no, tam same byłyśmy... Wyboru wielkiego nie było, to ciężko rzec czy to tak po prawdzie pożądanie było czy jeno brak dokuczliwy pieszczot.
- No i kilku strażników… ale ja nie o tem. Wieśniacy mi rzekli, że to coście czyniły z braku mężczyzn… gosposia księdza w naturze ma głęboko. Na mężczyznę nie spojrzy. A zła jak osa bo o Ciebie zazdrosna. - Znowu zachichotał.
- O mnie? - Aila zdziwiła się. - Przecie ona wygląda jakby mnie nienawidziła...
- Bo zła i wściekła najpewniej - bękart ramionami wzruszył - żeś poza zasięgiem jej. Stanem z urodzenia i z małżonkiem u boku. - Uśmiechnął się. - Chłopi mówili bym nie dał pić Ci za wiele na weselisku. Bo jak zmożona winem byś samotnie w izbie wikarego przysnęła, to rzekli, że to różnie by być mogło.
- Och, tedy dobrze, że my nie pić tam będziemy... - powiedziała, po czym dodała ciszej: - Masz pomysł jak działać?
- Najpierw zrozumieć co tu się dzieje - mruknął nastrój nieco tracąc. - Sołtys wiele czynił, aby wmówić mi, że zniknięcia nic nie znaczą. Odwrotnie niż ksiądz. Ktoś się utopił ktoś w lesie zgubił, parobek czy kowal uciekli. Ale kłamią, czuję to. Jeno czemu, i by więcej o zniknięciach się wywiedzieć, to może jutro jak popiją spróbujemy.
- Czyli dziś... jeno mamy miłymi być? - zapytała małżonka z uśmiechem.
- Ano. Choć co może się udać mimochodem wywiedzieć. Ale czujność ich uśpić byłoby dobrze.
Znów westchnęła.
- Doprawdy wiele ode mnie wymagasz mężu, bym znów tych grzeczności i zachwytów słuchała. - Aila uśmiechnęła się, po czym wtuliła w jego ramię lekko.
- Wiesz, tak mi teraz do głowy przyszło... apropo tej zabawy. Myśmy nigdy razem nie tańczyli. Poza tym jednym razem na ślubie, ale to z przymusu a nie z... chęci.
- Wciąż nie potrafię… - Speszył się obejmując ją.
- Zatem czas najwyższy się nauczyć. Wolisz na wiejskim weselu czy na dworze swego ojca? - szlachcianka u jego boku potraktowała go bez wyrozumiałości.
- Byle z Tobą. - Uśmiechnął się.

Byli już pod samą karczmą, ale Alex miast wyjść zza rogu przed fronton zatrzymał się by stanąć pod ścianą. Pochyllił się i pocałował Ailę mocno.
Drugi raz tego wieczora ją zdziwił, lecz tym razem szybciej się odnalazła, ramiona mu na szyję zarzucając i pocałunek odwzajemniając.
Przyklejeni do ściany całowali się namiętnie, aż dobiegła ich uszu cicha wymiana zdań:
- Czy Bóg czy diabeł ich nasłał to zagadka dopiero. - Cichy głos karczmarza był zasępiony. - Na dobrych wyglądają…
- Ty nie myśl o tym, czy szatan czy panbuk, ani czy dobrzy - drugiego głosu Aila nie poznawała, Alexander zaś rozpoznał młynarza - ty knuj jak ich we wsi dwa tygodnie jeszcze zatrzymać.
Obaj minęli ich wychodząc zza rogu, nie zauważając.
Nie było to dziwne, bo nie skupiali się na rozglądaniu ino niesieniu sporej, choć rozwalonej widocznie i starej szafy. Zaraz też plecami zwróceni gdy minęli parę, już zobaczyć ich nie mogli. Nieśli mebel w stronę jednego z budynków obok którego leżały stosy drewna, oraz solidny pieniek był w ziemię wbity.
Zapewne była to drewutnia.

Aila stała jak zaczarowana, bojąc się nawet odetchnąć, a co dopiero ruszyć. Jej wielkie oczy zwróciły się na Alexandra. On też patrzył z uniesionymi brwiami. Zaraz pociągnał ją, by zniknąć za rogiem, zza którego mężczyźni wyszli.
- Dwa tygodnie… szepnął. - Wikary dwa tygodnie temu, będzie miesiąc. - Spojrzał raz jeszcze na małżonkę i na karczmę. Podsienie puste było, jak i miejsca przy stole przy którym wcześniej pił z wieśniakami. Pewnie na czas wieczerzy wszyscy rozeszli się.
- Ciężko im się w sumie dziwić. Wolą żeby obcego szlag trafił niż kogoś z nich. - Aila przytuliła się znów do mężczyzny.
- Znaczy to jednak, że wiedzą co się dzieje, a łżą jak z nut.
- A wierzyłeś im? Sami najlepiej wiemy, że te porwania to... prawda.
- Tak, ale kłamią, bo chcą poświęcić nas, czy sołtys jest ghu…?
Nie skończył.
- Drodzy goście! - Karczmarz Filip ucieszył się wychodząc zza rogu. Jednooki młynarz klepnął go jeno w ramię rzecząc:
- Na dziś szlus, też idę wieczerzać.
- Uradujcie mnie i rzeknijcie, że nie przechadzka to jeno, a zaproszenie zechcieliście przyjąć. - Sołtys podszedł do nich gdy jego kompan oddalać się zaczął.
Aila przyglądała mu się teraz w nowy sposób. Jej oczy na moment zmrużyły sie, jakby czemuś się przyglądała, lecz słowa nie rzekła, co w sumie było dość... kłopotliwe w wydźwięku.
- Urazilibyśmy, gdybyśmy nie przyjęli, ale i z ochotą przyszliśmy - Alexander rzekł bez uśmiechu. Nigdy nie umiał za dobrze udawać.
Filip rozdziawił się w radości.
- Urszuulaa! - wrzasnął. - Miejsca przy stole dwa więcej szykuj.
- Na Rany Krysta ojciec co ja jestem?! - zabrzmiał przez okno buntowniczy głos protestu. - Urszula, to, Urszula tam… O-ooo. - Urwała wychylając się przez okno. - Matka, miejsca dwa więcej! - Zniknęła w oknie w chwilę przed majtającymi za nią warkoczmami.
- Prosim, prosim. - Sołtys uczynił zapraszający gest.

Weszli więc. Aila wciąż milcząca i zapatrzona w mężczyznę. Ten chyba czuł się z tym nieswojo, bo wycofał się, mówiąc.
- Ja tylko krzesła przyniosę, a państwo niech wchodzą, wchodzą śmiało. - powiedział, kłaniając się w pas i wychodząc.
- Kłamie. - powiedziała cicho Aila, gdy zostali na moment sami. W jej głosie nie było wątpliwości - Po prawdzie, to nas nienawidzi... i cieszy się na coś.
Gdy weszli do głównej izby na dole zobaczyli suto zastawiony stół, a przy nim siedział ojciec sołtysa Jakub i babka, którą Aila poznała, do tego jakaś starsza niewiasta, Alina oraz tuż przy niej jakiś mieszkaniec wsi, choć o wyglądzie odbiegającym od standardów zwykłego chłopa. Moc jakaś z niego biła. Po tym z jakim uwielbieniem patrzyła nań jutrzejsza panna młoda, znać było, że to musi być narzeczony. On jednak jak zdawało się Aili i Alexandrowi mniej przyszłą małżonką się interesował. Jakby jeno z przyzwoitości lub litości. Nie zapowiadało się tu na szczęśliwe małżeństwo.


Mały rozgardiasz panował, bo zgromadzeni przy stole zmieniali swe miejsca aby uczynić dwa wolne dla nowoprzybyłych.Babka sarkała na to pod nosem.
Z góry sfrunęła rozradowana Urszula niosąc kosz z chlebem i łychę drewnianą, a za nią stateczniej podążała jej matka,, żona Filipa, z tacą serów.
- Pani, przyszłaś! - Alina, której święto jutro miało nadejść, aż wstała rozradowana.
W duchu szlachcianka zaklęła paskudnie, lecz na jej twarzy pojawił się łaskawy uśmiech.
- Jakże nie skorzystać z okazji, by poznać lepiej szczęśliwych narzeczonych - powiedziała, po czym delikatnie szarpnęła Alexandra za ramię. - Pamiętasz mężu, gdy byliśmy tacy młodzi i zakochani? - zapytała omal nie parskając śmiechem nad całą tą sytuacją. O tym jednak wiedział tylko jej mąż, znając ją i dostrzegając wesołe ogniki w oczach.
- Byliśmy? - Alex się zdziwił. - Jam wciąż zakochany! - dodał, a siostry karczmareczki zupełnie inne reakcje na to przedstawiły. Starsza pokraśniała, a młodsza przewróciiła oczyma spoglądając w sufit.
- Prosim do stołu - rzekł Filip. - To Heinrich od jutra mój zięć - przedstawił ciemnowłosego mężczyznę, który kiwnął głową przybyłym obserwując ich bacznie.
Aila również mu się przyglądała. Nie wyglądał jak człowiek z ludu. Mimo to jednak nic nie rzekła, kiwnąwszy głową jedynie na znak powitania.
- To kowalowa, po Krzysztofie co ze wsi czmychnął z półtora miesiąca temu - Filip przedstawił starszą kobietę nieznaną jeszcze małżeństwu. Ta zagryzła jeno szczęki na słowa sołtysa, a w oczach pojawił się cień buntu i coś jakby zaszkliło. - Sama w domu, to wieczerza z nami zwykle od kiedy Krzysztofa nie ma - dodał karczmarz gdy Aila z Alexandrem siadali do stołu.
Młoda szlachcianka uśmiechnęła się blado do kobiety. Żałowała jej. Nie tylko za utratę męża ale też to, co musiała znosić. Odruchowo spojrzała na Alexandra. Ona też prawie go straciła...

Tymczasem Urszula i jej matka dalej wnosiły strawę. Garnce kaszy i dwa kociołki apetycznie pachnącej polewki. Choć więcej było w niej marchwi, cebuli i innych warzyw, to znalazło się sporo kawałków kury. Parę szlachty usadzono u krótszego boku stołu, naprzeciwko małżeństwa karczmarzy. Po lewym dłuższym boku, tuż przy Aili siedziała “Babka” patrząca wciąż nieprzyjaznym wzrokiem na piękną blondynkę, przez co odsunięta była na zydlu była w stronę smutnej żony ‘zbiegłego’ kowala (a najpewniej wdowy po nim). Babka musiała zręcznie lawirować przy stole by nie zbliżyć się przy tym zbytnio do ojca karczmarza, starego Jakuba, wieńczącego to ‘starcze trio’ i którego widać darzyła srogą pogardą. Ten jakby nic sobie z tego nie robił i też traktował babke jak powietrze, humor miał jednak wyśmienity.
Po drugiej stronie względem trójki starszych, bliżej gospodarza siedział ciemnowłosy Heinrich wciąż przyglądający się gościom niby to mimochodem, ale coraz bardziej w tym Aili. Obok nieobyczajnie może przed ślubem, siedziała Alina zawstydzona ale i szczęśliwa, a kręgu stołu dopełniała żywiołowa Urszula.
O ile chleba czy sera w koszach ustawionego, można było sobie brać w rękę, to kociołki z polewką i garnce kaszy były jedynie po dwa, ustawione bliżej pary gospodarzy i gości. Aila ze zgrozą zarejestrowała brak jakiejkolwiek zastawy, czy sztućców. Jeno drewniane łychy do kaszy i też nie każdemu osobno dane. Aila i Alex mieli jedną na dwoje, ale to chyba nie ze skąpstwa, a zwyczaju. Małżeństwo karczmarzy i zaręczeni też po jednej mieli, a i obie starsze kobiety siedzące po lewej od Aili posiłkowały się jedną na zmianę.

Zaraz też szlachcianka odkryła jak toto należało jeść, bo po krótkiej modlitwie pierwsza na kaszę ruszyła Urszula zabierając pełną łychę, mocząc ją w polewce po stronie gości i po prostu wkładając do ust. Stary Jakub równie szybko zabrał się do drugiego kociołka, ale on miast łyżki z nabraną kaszą maczał w nim grubo krojone pajdy chleba.
Ot talerze były zbędne.
Mimo to szlachcianka krępowała się wielce tak jeść, toteż nie spieszyła się do “łychy”, a Alex użył chleba jak ojciec Filipa. Aila przyglądała mu się chwilę, w końcu niepewnie sięgnęła po chleb. Poczekała aż żadna ręka nie będzie w kociołku, co w sumie było dość trudne i sama nieśmiało nabrała w ten sposób potrawki. Chwila wahania. W końcu jednak przełknęła chleb i... było widać, że zasmakował jej wiejski przysmak, bo potem już śmiało sięgała do garnka. Gospodyni uśmiechnęła się na to, widząc że oboje jedzą ze smakiem, bo i Alexander sobie nie żałował.

[MEDIA]https://1.bp.blogspot.com/-H7ryqlwvezg/V0ZQAw0cMnI/AAAAAAAAPkM/fG4_stCZHm019XhsFpHVpuqg2TYL5D4LACLcB/s1600/Potjiekos%2BChicken%2Band%2BPlantain%2BStew.jpg[/MEDIA]

Kiedy wszyscy nasycili żołądki i pochwalili jadło po kilka razy, przeszedł czas na rozmowy o zaślubinach. Oczywiście, chciano wiedzieć jak ceremonie wyglądają na zamkach, toteż Aila i Alexander byli zarzucani tysiącem pytań. Przez cały ten czas narzeczony siedział cicho, wyglądając na znużonego i tylko czasem zerkał w stronę gości.
- A czy to prawda... - odezwał się nagle - że w noc poślubną szlachcie na zamku też towarzyszą gapie? Aż do momentu skonsumowania związku? - zapytał, a jego wzrok padł na Ailę, która odruchowo zaczerwieniła się i spuściła oczy. Dla niej to wciąż było krępujące wspomnienie. Niemiecki akcent Heinricha był koszmarny, ale po tej minie szlachcianki znać było, że w pełni zrozumiały.
- Czasem tak bywa - odpowiedział Alexander wyręczając żonę i skupiając na sobie, a nie na niej uwagę współbiesiadników. Alina też zaczerwieniła się na myśl o jutrzejszych pokładzinach.
- A jak było u was? - zapytał mężczyzna po raz pierwszy uśmiechając się lekko.
- Łoże z baldachimem i kotary - rzekł bękart chwytając pod stołem dłoń Aili.
Choć denerwowało go skrępowanie żony, oraz to jak Heinrich ku niej zerkał, to… wspomniał jak oszukali świadków, oraz iże sami byli dla siebie za pierwszym swym razem.
Uśmiechnął się lekko.
Aila jednak zamiast odwzajemnić uścisk, wstała od stołu. Wszyscy spojrzeli na nią zdziwieni.
- Zaraz wracam - powiedziała tylko, kierując się do wyjścia, więc większość zebranych uznała, że za potrzebą odchodzi. Poza Alexandrem, który stropił się lekko jej reakcją. a raczej brakiem. Wymawiając się i też obiecując rychły powrót wyszedł w chwilę za nią.

Jego żona stała tam, gdzie ostatnio się całowali w cieniu strzechy. Brwi miała ściągnięte. Ręce zaplotła pod piersiami.
- Nie zniosę dłużej tego...tego... grubiaństwa - warknęła, gdy zobaczyła męża.
- Tak mnie zaskoczyło, że wieśniak odważył się zapytać o to szlachetnie urodzonych, żem zgłupiał - odpowiedział. - On dziwnym mi się zdaje, nie pasuje do nich, wojenny żywot w nim znać.
- Nie wiem jaki to żywot, ale mam ochotę go ukrócić. Zresztą nie tylko on mnie drażni... Te baby... Ci chłopi... Mili może, ale o czym ja mam z nimi gadać? No powiedz mi, o czym?
- Wyboru nie mamy - zbliżył się i pochylił by szeptać jej do ucha: - możemy odjechać i rozbić się gdzie, aby wampira szukać na własną rękę. Ale to sensu nie ma.
- Wiem, dlatego wyszłam się pozłościć ino - odparła naburmuszona.
- Złość, ale nie sama. Zmierzcha już.
Aila spojrzała w niebo.
- Fakt. Nie pomyślałam... choć wątpię, by przy jutrzejszej uroczystości dziś się miał tu wampir zjawić.
Rycerz skinął głową.
- Ale jutro moi ludzie już będą, mocniej do szukania sie można będzie zabrać i bezpieczniej w nocy to jednak - Alex przekrzywił głowę - a jutro podpitych za język można łacniej wyciągnąć, nawet gdy sie co nie stanie. Nic nie mamy zaczepienia - dodał cicho.
Patrzyła chwilę na niego wciąż naburmuszona, ale wreszcie skinęła głową.
- Wróćmy więc i gdy trafi się okazja, wracajmy. - poprosiła.
Kiwnął głowa ujmując ją za ramię. Faktycznie się ściemniało.

Gdy weszli do środka nie zdążyli przejść z sieni do głównej izby gdy krzątanina jaką zobaczyli wskazywała koniec wieczerzy. Filip wyszedł im naprzeciw.
- Jakem wczoraj wielmożnemu małżonkowi mówił, to alkierzyk jest tu na dole - odezwał się. - Na jutrzejsza noc możem wyszykować, już zaczęlim z Eugenem go sprzątać. Rzeknijcie jeno czy chcecie, czy wolicie przy kościele, to nie będziemy na darmo z gratów czyścić.
Aila spojrzała pytająco na męża. Z jednej strony wszak warunki zachęcały, z drugiej... nie było to uprzejme wobec księdza, a i tutejszym domownikom sprawiali dodatkową robotę.
- A dużo to roboty? Nie chcielibyśmy kłopotów narobić więcej niż to konieczne - odpowiedział Alex pod wzrokiem małżonki.
- A gdzie tam. Trochę rzeczy zostanie, bo gdzie trzymać nie mam, ale wysprząta się i będzie piknie. - Filip wskazał dwoje drzwi z sieni będących naprzeciw wielkiej izby. - Dawniej to parobkowie tu mieszkali, ninie na dole ojciec z Ulką śpi, a drugi przerobilim na komórkę. - Otworzył prawe drzwi. - Na górze w jednej izbie ja z żoną, w drugiej ociec z Aliną, bo babka z nim wojnę ma i by się pozabijali jakby w jednej izdebce im przyszło. A ten alkierz jak uprzątnąć to pusty. Na gości przedni, ale że ich nie miewamy, to ot...
Faktycznie trochę zagracony ten alkierz był i srogo tu znoszone być musiało wszystko zewsząd. To stąd karczmarz i młynarz targali szafę. Były tam też dwa koła od wozu, kilka kufrów, zwoje lin, jakieś dyby z prowizorycznego pręgierza, worki, stary szyld karczemny, trochę innych drobniejszych przedmiotów. Łóżko na którym wory stały większe było niż prycza wikariusza. Sama izba była jak dwie tamte, a co w oczy się rzuciło, to brak jednego dużego okna jak tam. W przyziemnej z kamienia uczynionej części karczmy, jak w głównej izbie czy kuchni były mniejsze otwory, niczym świetliki a nie okna. Na zewnętrznych ścianach tego narożnego alkierza tu po dwa były w dzień zapewniając światło, ale nijak kto by mógł się nimi wcisnąć.
Wzrok Aili padł na jeden z tych świetlików. Idealne zabezpieczenie przeciwko wampirom.
- Dziś już późno, nie ma co was narażać na dodatkowy wysiłek, ale jutro... chętnie skorzystamy, a i nie będzie nam głupio względem księdza, żeśmy jego gościną wzgardzili. - odparła zerkając na męża, czy się z nią zgodzi.
- Jutro nijak z tym co czynić - rzekł Filip, nie czekając na słowa Alexandra. Od rana przygotowania do weselicha, czasu nie będzie. No… ale dziś rozpleciny przeca, mi i mej starej to dziś nie na górze siedzieć. - Roześmiał się. - Ona jeszcze co tam w kuchni doglądać chce, a ja mogę powynosić co dam radę. Potem się zamiecie, kurze zetrze jeno. Na tę noc nic nie uradzim, do księdza Wam mus, ale jak uwidział wam się jaśnie państwo alkierzyk, to się zara z kim za robotę wezmę.
- Wdzięczni będziemy - Alexander kiwnął głową.

Tymczasem zza Filipa nieśmiało poczęła wyglądać Alina, ni to wzrok spuszczając ni to szukając nim szlachcianki, która jednak udawała, że nie zauważa tych spojrzeń, patrząc na męża.
- No to chyba czas na nas... a jutro chętnie z gościny skorzystamy.
- Tak, dziękujemy Filipie… - nie wiadomo czy co chciał jeszcze powiedzieć, ale Alina wykorzystała ten moment by ojca wyminąć i na kolana przed Ailą padła.
- Pani prosić strach… - zaczęła jąkając się podczas walki sama ze sobą by być odważną i co rzec. - Proszę z serca całego, bądź mi jedną z druhen… - urwała pochylając głowę, by nie widać było jak reaguje na własną śmiałość.
Szlachcianka spojrzała na nią, z trudem maskując już własne zmieszanie. Dłonie do dziewczyny wyciągnęła.
- Wstań, Alino, nie godzi się, by panna młoda, na którą wszyscy patrzeć będą, na kolana przed kimkolwiek innym niż panbuk padała - powiedziała łagodnie, a gdy dziewczyna podniosła się, wciąż nieśmiało spojrzenie spuszczając, Aila uścisnęła delikatnie jej palce. - Dzięki ci, kochana za to zaufanie, ale ja przecie obyczajów waszych nie znam, mogłabym czemu uchybić - rzekła, a czując, że ten argument nie wystarczy, dodała: - ja już też zbyt zmęczona, by się czego uczyć. Nie dałabym rady po prostu.
Dziewczę mocno uchwyciło jej dłoń powstając.
- Nic panienka nie musi! - mówiła z mocą, choć cicho bo wciąż z nieśmiałością walcząc. - Jeno być. Jeno… Bo panienka taka dobra i na dobrą wróżbę… - W oczach coś jej się zaszkliło. - Panienka z mężem się kochają, to widać przecie… a u wysoko rodzonych to rzadkie… Szczęście takowe wielkie i niczem wybranka losu panienka, niechaj na mnie to spadnie bym szczęśliwa była.
Aila wysłuchała jej słów, po czym spojrzała bezradnie na Alexandra, u niego szukając ratunku. Ten jednak choć widział, że Aila nie chce w tym wszystkim uczestniczyć nie bardzo wiedział jak ją przed tym uchronić. Mógł wszak po prostu rzec “nie”, że to szlachciance uwłaczać będzie, ale dziewczyna pewnie mocno wzięłaby to do siebie. Zdruzgotać ją tuż przed ślubem, gdy po reakcjach Heinricha wychodziło jakoby nie było tu miejsca na szczęśliwe małżeństwo?
- A na czym obowiązki druhny polegają?
- No najpierw to z innymi w rozplecinach stroić włosy panny młodej i śpiewać. I towarzystwa dotrzymać do rana… - Alina mówiła szybko. - Przed kościołem u boku być jak ksiądz zaślubia… Do pokładzin przygotować… Przy stole usługiwać młodej i się tańcem radować.. do oczepin poprowadzić
Postanowił jednak być tym złym.
- Nie będzie ma małżonka nikomu na weselisku usługiwać, ani do rana dziś siedzieć, zmęczona jest i ostatnio o stan swój dbać musi. - Zaprzeczył, a tym ostatnim sprawił, że Filip lekko brwi uniósł.
- Ale nie, panie! - Alina teraz do niego doskoczyła i oboje już za ręce trzymała. - Gdzie tam mi usługiwać, gdzie do rana trzymać. Niechby dziś jeno na trochę z nami została, o tyci - Pokazała na paluszku jak tyci. - U boku stanęła przed kościołem i usługiwać to ja jej prędzej przy weselnym stole, nie panienka mi!
- Alino, wybacz, ale rozczarować cię muszę, lecz i to dla mnie może być za wiele. - powiedziała Aila ze spokojem, podejmując grę Alexandra i kładąc sobie jakby nieumyślnie rękę na brzuchu.
Dziewczyna kiwnęła głową i nie podnosząc jej odeszła do głównej izby i zapewne na górę.
Smutno było na nią patrzeć, jednak ważniejszym dla Aili był prawdziwy cel jej wyprawy tutaj. Wciąż bowiem myślała o Merlinie. Czasem nawet wydawało jej się, że słyszy jak ją gdzieś nawołuje, lecz po prawdzie była tak samo zagubiona jak na początku.

Małżonkowie pożegnali się z karczmarzem i ruszyli ku domostwu księdza.


Duchowny nie spali jeszcze, choć zmrok zdążył zapaść. Ksiądz Adrian czytał księgę przy świecy, a gospodyni krzątała się po kuchni i widocznie dziś był ten z dni, że zamierzała zostać na noc.
Gdy małżonkowie byli jeszcze w sieni, z daleka przyniosło chóralny dziewczęcy śpiew.
Fałszowały okrutnie.

(…) grzebień na stole, warkocz na głowie
jeszcze nieee rozpleciooonyyy (...)

Widocznie to druhny i inne pannice szły przez wieś na rozpleciny. Cała noc zawodzenia nad biednym losem porzucenia panieństwa i strojenia warkocza oblubienicy w kwiatki i kokardki.
I Aila mogła tam być…
Zrobiło jej się słabo.

- Pierzyny przygotowałam - burknęła Cecylia, zerkając przez drzwi kuchni.
- Dziękujemy - odpowiedziała szlachcianka i uśmiechnęła się, choć też na jej policzkach pojawił się lekki rumieniec teraz, gdy już wiedziała czemu gospodyni tak na nią patrzy.

Małżonkowie skłonili się księdzu, wymienili z nim kilka uprzejmości na temat zbliżającej sie uroczystości oraz poinformowali o planach zmiany lokum, co Adrian przyjął chyba z zadowoleniem. W każdym razie o więcej już nie pytał, tylko życzył im spokojnej nowy.
Aleksander i Aila zostali więc sami w ciasnym, pokoiku wikarego. Ponieważ było tu naprawdę ciasno, dziewczyna poprosiła małżonka, by ten pomógł jej z rozwiązywaniem sukni.
Zabrał się za to od razu.
- Nie powinnaś tak mocno sznurować w tym stanie - zażartował cicho.
Ona jednak nie zaśmiałą się. Wyglądała raczej na zamyśloną. Nim jednak spytał, co jej po głowie chodzi, sama rzekła:
- Ciekawe czy kiedyś... mi tak powiesz... Na razie to wciąż niemożliwe.
Milczał dłuższą chwilę, by rzec w końcu:
- To przed nami, czas musi upłynąć, spokój zapanować. Dom swój odnaleźć. Wtedy zastanawiać się nad tym.
Uśmiechnęła się delikatnie.
- Dziś jednak wypada nam do woli gospodarzy się zastosować i grzecznie do snu z dala od siebie ułożyć. - powiedziała, gdy rozebrała się do spodniej, zwiewnej sukni.
- Spać ciężko, po południu się wyspałem - mruknął cofając się od niej o pół kroku. - Zastanawiam się jednak, na ile wypada nam… - urwał. - Przegrzebać rzeczy wikarego - dodał cicho. - Zapewne przypadkowa ofiara, ale…
- Myślę, że to dobry pomysł - podchwyciła Aila i bez oporów otworzyła szafę na oścież.
Zawierała jedynie trzy półki, na których poukładana była odzież i to bardzo biedna, w tym jeden podniszczony habit. Alexander zaczął grzebać w niej, ale nie spodziewał się znalezienia jakichś prywatnych przedmiotów.
Jako to ktoś ocenił mężczyznę: asceta.
- Nic - rzekł rzucając na łóżko ostatnią koszulinę i w świetle świecy grzebiąc jeszcze ręką - pokutnik jaki co się wszelkich wygód wyrzekł.

Aila tymczasem obejrzała ołtarzyk, a potem klęcznik - wyjątkowo zdobnie wykonany.
- Coś tu jest... - wzięła świece i poświeciła sobie, zerkając na boczną belkę.
- Tu jest wygrawerowane imię. Sophia.
Bękart zbliżył się do Aili i pochylił nad nią by też widzieć.
- Sophia… na ołtarzykuu? - zdziwił się.
- Nie, na klęczniku. O tutaj, z boku, pod półeczką na dłonie.
Alex delikatnie przejechał dłonią po drewnie.
- Żona? Córka, którą stracił? - Tyle pytań, a żadnej odpowiedzi nie było. - Możem spytać księdza jutro… Ale tak to nic nie wydumamy. - Macał napis. Sprawdź no jeszcze pod łóżkiem i połóż się, ja poczuwam.
- Powinieneś chociaż spróbować zasnąć... - powiedziała Aila klękając na podłodze i schylając się, by zerknąć pod skromne łóżko. Nagle kształt jej pośladków stał się bardzo dobrze widoczny pod naprężona halką.
- Nieee. Tu nic nie ma... - szepnęła Aila, rozglądając się jeszcze, by mieć pewność.
- Poświecę Ci… - Alex zniżył świecę klęknąwszy za nią i wpatrywał się w piękny widok.
- Niee... raczej nie... - powiedziała, niczego nieświadoma Aila i przesunęła się odrobinę w lewo, zahaczając biodrem o udo męża.
- Poświeć jeszcze tutaj dla pewności. - wskazała kierunek.
Wychylił rękę dodając więcej jasności tam gdzie pokazała, ale nie patrzył tam wciąż skupiony na czym innym.
- Boże daj mi siłę… - rzekł bezgłośnie.
- Coś mówiłeś? - zapytała Aila, wycofując się i tak jej pośladki trafiły na jego lędźwia - Oj... - westchnęła aż, zdziwiona.
- Tak jeno… że jak nic tam, to byś pod pierzynę wskakiwała… chłodno - rzekł odruchowo łapiąc dłonią za jej kibić by pomóc wstać.
- Ach... - podniosła się z kolan wraz z nim i spojrzała spod długich rzęs. Na jej twarzy igrał lekki uśmieszek, jakby doskonale wiedziała o odczuciach Alexandra - Czyli... mam się położyć?
- … - Już miał otworzyć usta by co rzec, gdy oboje usłyszeli jakiś szelest od drzwi. Jakby sukni po podłodze.
Aila spojrzała w tamtą stronę, po czym przewróciła oczyma.
- Dobranoc mężu. - pocałowała go w policzek.
- Dobranoc - znienacka wziął ją na ręce i ciesząc się choć chwilę dotyku ciepłego ciała pod spodnią suknią jaką wciąż na sobie miała, złożył na pryczy.

Zgasili świecę.

- Mam nadzieję, że się nie mylimy i to będzie nasz pierworodny - powiedziała Aila głośniej w ciemności.
Uśmiechnął się i schylił po miecz, po czym usiadł na łóżku obok i drugą dłonią okrył ją pierzyną.
Schylił jeszcze by rzec:
- Ja też - ucałował ją w ciemności przelotnie i wrócił do siadu opierając plecy i głowę o ścianę.
Nie trwało długo, gdy usłyszał równy oddech śpiącej żony.
Pamietał jeszcze ogromny sierp księżyca za oknem, pamiętał chyba północ, choć już wtedy sen go morzył i położył się na swoim posłaniu z mieczem u boku. Cichy oddech Aili działał na niego uspokajająco...
Alexander sam nie wiedział kiedy zasnął.


Obudziło go przyjemne uczucie w okolicy lędźwi, które budziło nie tylko jego ale też jego męskość.
Jego spodnie i koszula zostały rozsznurowane, a on czuł na skórze dotyk chłodnych, delikatnych paluszków. Był na siebie zły, że przysnął. Wilhelm uczył go, że najlepszym treningiem siły woli jest walka z samym sobą i z własnymi pragnieniami. Walka ze snem była tu jedną z najlepszych, bo człowiek zmagał się z własnym umysłem i ciałem... Nie czynienie nic by odwrócić uwagę od senności, jeno patrzenie w ogień lub gwiazdy wsłuchując się w odgłosy nocy. Alex kilka razy potrafił przesiedzieć tak w bezruchu całą noc, ale nader często przysypiał, tak jak tej nocy gdy wsłuchiwał się w słodki odgłos oddechu Aili.
Czy dlatego Wilhelm uznawał, że łowca nie jest jeszcze gotowy?
Spróbował otworzyć oczy, lecz zaledwie odrobinę rozchylił powieki, tak bardzo był rezespany. W poświacie księżyca zobaczył jednak kształt kobiecy, który teraz siedział na nim okrakiem i pieścił jego ciało.
Długie, złociste włosy łaskotały jego brzuch, gdy kobieta pochylała się nad nim. Po chwili poczuł jak całuje jego pierś, a jej usta schodzą coraz niżej…

- Ailo… - szepnął rozespany gładząc pukiel złotych włosów. - Obiecaliśmy księdzu…
Nie odpowiedziała, poczuł jednak jak jej usta schodzą jeszcze niżej, teraz muskając podbrzusze. Delikatne dłonie pieściły jego uda. W świetle księżyca widział jedynie jej kształt i połyskujące złociste pukle, rozsypane teraz po jego ciele, jakby go oplatające...
Westchnął poddając się pieszczocie i odchylając głowę.
Uczciwość przed Adrianem…
Obiecanie mu czegoś…
Czy takie pieszczoty się liczyły?
Zamarł w pewnym momencie i wstrzymał oddech.
Oplatające go włosy…
Aila miała ścięte w klasztorze i ledwo sięgały jej ramion. Ujął w dłoń jeden z pukli.
Pamiętał, że włosy Aili, gdy były długie, kręciły się nieco - te tutaj zaś były proste całkiem. Tymczasem usta kobiety dotarły do jego intymnych stref. Poczuł na męskości chłodny, mokry języczek…
- Kim jesteś? - wyszeptał spanikowany. Wciąż nie myślał jeszcze jasno, ale zaczynał rozumieć, że ktoś zakradł się tu i pieści go, gdy obok śpi jego żona. Podświadomie podnieciło go to, ale nic z tego nie rozumiał. - Urszula? - zaryzykował wspominając blond włosy karczmareczki.
- Ciiiii... - usłyszał, gdy kobieta podniosła twarz ponad dowodem jego uznania dla jej urody i pieszczot - Ciiii... śpij słodko... jutro... jutro się spotkamy... - szeptała, a on czuł, że faktycznie się uspokaja. Jego ciało opanowywało rozluźnienie... i choć starał się z ty walczyć, walkę tę przegrywał. Ostatkiem sił rozchylił jeszcze raz powieki. Teraz dostrzegł twarz siedzącej ponad sobą istoty. Piękną... ale i nieludzką...

[MEDIA]https://img00.deviantart.net/faef/i/2015/141/7/6/nightmare_by_zaryunya-d8u7c0z.jpg[/MEDIA]

Obudził się nagle i gwałtownie zerwał z posłania. Kobiety nigdzie nie było, jedynie Księżyc przesunął się dalej na niebie, zapowiadając niedługo nadejście świtu. Obok na łóżku spała Aila - tak jak pamiętał.
Czyżby więc śnił?
Wstał i sprawdził drzwi i okno, zorientował się też, że ma zapięte spodnie i koszulę.

Sen.
Koszmar.

Wzdrygnął się siadając znów obok śpiącej szlachcianki i niecierpliwie czekał świtu.
Ten wreszcie nadszedł, a Alexander czuł jak powieki mu ciążą coraz bardziej. Dopiero wtedy odłożył miecz, położył się obok Aili i pozwolił sobie na sen.
Przebudziła się na moment i pogładziła go po biodrze, wtulając się w niego.

 
__________________
"Soft kitty, warm kitty, little ball of fur...
Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur."

"za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!"

Ostatnio edytowane przez Leoncoeur : 12-10-2017 o 21:34.
Leoncoeur jest offline