Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-10-2017, 21:40   #2
Fyrskar
 
Fyrskar's Avatar
 
Reputacja: 1 Fyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputację
- Albrecht, coś ty prawił o kudłaczych besytjach od chłopków? Bo ja nie wiem czy idziemy dalej do Gladisch, czy zostajemy? - zagaił towarzyszy Wiktor. - Nie uśmiecha mi się kisić w tejże wsi. Nie cierpię kudłatych zwierzy - bezwiednie podrapał się po bliźnie. - Tu nawet karczmy nie ma, a i dziewki jakieś płochliwe.

Młodszy z Schutzów rozciągnął się rozkosznie na rzuconym na trawę płaszczu. Można było pomyśleć, że nie dosłyszał, ale tak naprawdę zastanawiał się nad zasłyszaną w stodole rozmową.
- Są płochliwe, bo w sposób oczywisty patrzysz im na draba - odpowiedział po chwili, nie podejmując jeszcze głównego tematu. - Ale nie zamartwiaj się, wiele dziewek lubi takich tęgich łajdaków. Musisz taką damę najpierw elegancko urobić, po prostu.
Pomyślał sobie o ciemnowłosej dziewczynie z pola. Dowiedział się tylko, że nazywa się Klara - to mu się nie podobało, spostrzeżeniem tym zresztą podzielił się już z wszystkimi towarzyszami, którzy chcieli go słuchać. Inne jej przymioty z kolei podobały mu się bardzo.

Oprzytomniał nieco.
- W leśniczówce podobno coś myśliwych zagryzło. Jeden z tych chłopów zarzekał się, że tak się stało, a wszystko dookoła było ubabrane krwią. Wilcy albo nawet wilkołak. - Podrapał się po karku. Przydałaby mu się wizyta u balwierza. - Pamiętacie, jak w Neukirch wynajęli nas, żebyśmy wytropili wilkołaka porywającego owce?

- Pamiętam Neukirch, ale wilkołaka nie pamiętam. Pamiętam jeno, że mieli tam dobrą wódę i soczyste mięsiwo. Nie było to Albrechcie na wzgórzach Bernau? - zapytał Wiktor - Ten skurwiel, tak piekielnie wył, że spać nie dawał. Jak spotkałem się z nim oko w oko jako przynęta na polanie to prawie w galoty narobiłem. Dobrze, że wbiłeś mu kołek przez dupę aż do serca. Oj, to były czasy kiedym był piękny i młody, a teraz to się tylko niedźwiedzice za mną oglądają. Hahahah - Wiktor wybuchnął śmiechem.

- Nie zaprzeczam, mogło to być w Bernau - odparł Albi. - Ale nie ja go dziabnąłem kołkiem, tylko Josef. Dziabnął go zaś całkiem solidnym osinowym palikiem.

Podniósł się z tymczasowego posłania.
- Rzeczą do której zmierzam jest jednak fakt, że żaden to był wilkołak, a mutant, dotknięty skazą Chaosu odmieniec. Był z tej racji tak gęsto porośnięty włosiem, że go wszyscy za człowieka-wilka wzięli. Mordę też miał wyjątkowo krzywą, ale tutaj pewności co do jej pochodzenia nie mam. Żeby daleko nie spojrzeć, co drugi chłop na polu taką ma. Ty zresztą też Wiktorze. Czy mamy cię z tej racji przebić kołkiem?

- A spróbuj że szczęścia, ino kołek sobie mocny spraw - odparł przyjacielowi Wiktor. Po czym wstał i spojrzał na pozostałych - A wy co tak cicho siedzicie? Dajcie też swe wspominki, tak lubuje ich słuchać!

- Pierwsze co Wam rzeknę, to że włochate wszystko być może, nawet baba - odezwał się Zachariasz, gdy skończył przeżuwać kawałek kiełbaski wyciągnięty wprost z kieszeni kaftana. - Jak ta, żeby daleko nie szukać, Frau Brunhilda Zuckowa z Blossau. Och mówię Wam cóż ona za futro miała. Warkocze pleść można było, ale zadbana była. Zadbana to mus! A jak w to futerko wskoczyłeś, to niby przez las się Twój hajduk przedzierał.

Niziołek splunął jakąś chrząstką i kontynuował swoje wywody. - Dobrze, żeśmy tam w Bernau się zakręcili, bo przecie ten Brunner też miał chrapkę na nagrodę. Ale ja już go wcześniej znałem, z Nuln podajże. No tom wiedział, że jak mu się takiego młodzieniaszka podsunie, to się szuja nie oprze. A jak się łowca nagród z chłopaczkiem w alkierzu zabawiał, myśmy robotę odwalili, nie?

Josef podczas zajmowania się wierzchowcami przysłuchiwał się rozmowie, lecz nie zabierał głosu. Dopiero, gdy Zachariasz wspomniał nazwisko Brunnera starszy Schutz zdecydował się zareagować.
- Nasz postępek w Bernau do rycerskich iście nie należał, chwalić się nim nam nie wypada.

- Podobnie mówił imć Ferdinand Pempernick w Gospodzie U Hlavou, kiedy to przy piwie jego brat Josif opowiadał, jak to uwiódł córkę rajcy Ressau’a, Ingę. A trzeba przyznać, że owa córcia całkiem ładnym cacuszkiem była - Zachariasz łyknął z bukłaka. - Zadek tak krągły i sprężysty to rzadko się zdarza.

- A z tego Brunnera to jest kawał łajdaka - dorzucił po chwili Albrecht. - Bogom idzie dziękować, że ani z imienia, ani z oblicza nas nie kojarzy, bo tęgiej biedy byśmy tylko sobie napytali...

- Łajdak, łajdakiem, ale tu o tego biednego chłopca się rozchodzi - Josef skarcił brata, po czym wrócił do czyszczenia końskich nóg - Gdyby ktoś tylko psiego syna przyłapał na gorącym...

- Tedy skończyłby najpewniej z ostrzem w trzewiach - skwitował Albi. - A ty Zachariaszu kolejny raz zadziwiasz mnie swoją niezwykłą pamięcią do imion. Strach pomyśleć, skąd ci się ona wzięła? Może w Straży Dróg i Mostów, w wywiadzie się tego nauczyłeś? Albo, co gorsza, w kontrwywiadzie?

- Albo by go przed sąd postawiono i skazano. Tak powinno się postępować, ale niestety nie mnie o tym. - wyraził swoją opinię Josef wyciągając błoto z kopyt.

- Jużem raz czy dwa razy słyszał od wielebnych braci Sigmarytów, że owe igraszki z płcią własną uprawiane za objaw spaczenia, znaczy mutację uważane być winny - Zachariasz zaczął się wymądrzać, wymachując palcem w górze. - I powiem Wam szczerze, że się z tym zgadzam, ale z wyjątkami. Otóż nic przeciwko owej odmienności nie mam, ale tylko gdy z dwoma dziołszkami w łożnicy leżę i one sobie razem baraszkują. A co do pamięci do imion, to każdem niziołek tak ma, że imiona pamięta. Jeden tylko czternaście pokoleń w swojej familii po mieczu spamięta, a inny wszystko jak leci, łącznie z mianami wszystkich kurew w burdelach Middenheim i pocztem Cesarzy od samego Sigmara zaczynając.

- Drogi przyjacielu, upraszczasz chyba nazbyt miłość - powiedział Josef unosząc tylną nogę konia.

- Miłość miłością, a pochędożyć każden lubi. Mužska věc- skwitował Zachariasz.

- Każdy niziołek tak ma? Krótki, acz pamiętny? - zmienił temat Schutz starszy, wydłubując kamień, który utknął w kopycie wierzchowca.

- Nie wiem czy każdy, bom innym w gacie nie zaglądał. Ja na swojego wojaka nie narzekam - zaśmiał się, opluwając brodę i rozstawiając ręce na długość halfińskiego łokcia.

Josef także się zaśmiał i zaczął pakować szczotki.

- No dobrze, starczy już tego nudnego gwarzenia - zadecydował młodszy z braci i zaczął wciskać ręce w rękawy płaszcza. - Musimy podjąć uczciwie decyzję, czy idziemy wyprosić trochę miejsca na stryszku stodoły, czy może ruszamy do Gladisch, zanim do reszty pociemnieje. - Pomyślał o brunetce z pola. - Ja optuję za pierwszym rozwiązaniem. Wilkołaki albo i nie, po ciemku do lasu mi niespieszno. Emmerich, jak myślisz?

Emmerich, do tej pory milczący, uniósł głowę na słowa Albrechta. Przerwał na chwilę czyszczenie i ponowne ładowanie swojej samopowtarzalnej kuszy i nieprzyzwyczajony do gadania rzekł krótko:
- Ryzykować bez zapłaty nie lubię. Stryszek może być. Stanę na pierwszej warcie - dodał. Jak na niego, to i tak była długa przemowa, zdarzały się dnie, gdy w ogóle się nie odzywał.

- Zostać na noc możemy - zgodził się Zachariasz. - Byle na łeb nie padało i co do wypicia było, bo o suchym pysku źle mi się śpi. Tą samą przypadłość miał niejaki Georg Brunzel, który jak ćwiartki na wieczór nie przytulił, to potem po nocy po wsi łaził i ludziskom do piwnic zaglądał.

Wiktor na te słowa podszedł do juków, które leżały obok i wyciagnął flaszkę wódki.
- Na początek to wystarczy, przynajmniej mam nadzieję - żachnął się. - Ino coś do żarcia lepszego by się zdało niż te podróżne jadło - wtrącił, a jego żoładek jak na zawołanie wydał głośny odgłos niezadowolenia.

- Brunzel? - Gerhart podniósł głowę, gdy znajome, jak mu się zdało, nazwisko usłyszał. - Jeśli to ten, o którym żem słyszał, to pono w beczce gorzały skończył, gdy chciał się bez kubka napić. Przechylił się... i chlup. Całej nie wypił. Nie zdołał...

- Ten sam! - wykrzyknął niziołek uradowany, że ma z kimś wspólnego znajomka. To szczegół, że od kilku lat martwego. - Widzisz Gerhardt jaki ten świat jest mały. A mówią, że żeby go opłynąć to czterystaosiemnaście dni płynąć trzeba.

- Z matrosem jakimś, przy kielichu, żeś to pływanie omawiał? - zainteresował się Gerhart. - Jeden przez drugiego więksi łgarze i oczajdusze. A im więcej piwa w brzuchu mają, tym dni na morzu im się rozciągają. Ale... niektórzy ciekawie prawić potrafią, choć prawdy pewnie nie rzekną.

Josef po tym, jak już wszystkie sprzęty spakował do torby zdecydował się włączyć do rozmowy.
- Ci co na morzach czas spędzają zazwyczaj bajają i nie warto im na słowo wierzyć, choć to bajanie dla ucha wyborne. - zrobił chwilę przerwy, tak jakby chciał się nad czymś zastanowić, lecz zrezygnował i tylko dodał - Śpijmy w wiosce.

- Łatwiej się jakby teraz utopić - podjął temat Albrecht i postanowił pochwalić się wiedzą na temat najnowszych politycznych plotek. - Żeby nie szukać daleko, jeden z synów miłościwie panującego księcia Quenelles się w beczce wypełnionej po brzegi winem ostatnio utopił.

- A nie było to tak, że nie sam do niej wskoczył? - Gerhart podobną plotkę, ale o kim innym słyszał. - Im kto wyższy ma stołek, tym więcej wrogów ma dookoła, co się tam wspiąć chcą, poprzednika się pozbywając.

- Nie sam - potwierdził łowca nagród - ale niebezpiecznie o tym wspominać. Wiecie przecież co się stało z tymi, co sprawę badali... - zawiesił głos.

Młodszy Schutz zadarł nosa.
- Spisków się doszukujecie jak pokojówki. A plotkami się dzielicie jak stare baby przy studni. Synem był trzecim, a wiadomo, trzeci syn to tylko się pozbyć korzystnie. Wiem coś o tym, sam trzeci w kolejce jestem.

- Ja jestem pierwszym synem i na wiele to się nie zdało - starszy Schutz odpowiedział bratu.

- Boś głupi i zostałeś w woju - odciął się Albi. - Było do domu wrócić, warsztat bednarski odziedziczyć.

- A ja wam tyle powiem, że idę się odlać, a potem do wsi, żeby jakiego prosiaka albo kilka kurczaków wydębić za grosze od gospodyni. - Zachariasz wstał, przeciągnął się, podrapał po czuprynie i poszedł.

Emmerich wstał zaraz po Zachariaszu i udał się za nim. Niebezpiecznie łazić samemu, nawet wśród zdawałoby się, niegroźnych chłopów. I taki mógł strzelić zza węgła w plecy. A i w jego obecności chłopi zwykle spuszczali z ceny, jeśli się na nich wystarczająco długo patrzył swoim wzrokiem. Zwłaszcza gdy muskał palcami swoją kuszę. Jakoś zawsze negocjacje szły potem łatwiej, nie wiedzieć czemu.

Gerhart chciał w pierwszej chwili za Zachariaszem ruszyć, lecz zrezygnował, gdy Emmerich to uczynił. Co za dużo, to niezdrowo, powiadali. Dwójka z pewnością by starczyła na jednego prosiaka.
 
Fyrskar jest offline