Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-10-2017, 11:53   #5
Hakon
 
Hakon's Avatar
 
Reputacja: 1 Hakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputację
Carl nie wiedział co się dzieje. Czyżby za wiele piw wypił czy może któryś z dowcipnych kumpli podsunęli mu jakoweś dragi by miał zwidy? Nie wiedział i tylko wziął głęboki wdech i ruszył dalej.
Idąc jednak był czujniejszy niż zwykle.

Im głębiej wchodził pomiędzy te drzewa... te wieżowce... tym bardziej otoczenie zatracało formę miejską, choć wciąż wyzierała ona spomiędzy tej naturalnej. Widział metalowe pojemniki na śmieci wychylające się spomiędzy gałązek i liści krzaków. Czasem miękka ściółka przechodziła gładko w asfaltową nawierzchnię, a czasami po prostu na leśnym poszyciu widniały białe pasy wymalowane niczym na prawdziwej drodze. Podłamana gałąź sosny z ledwością utrzymywała siebie wraz z wyrastającą z niej lampą latarni ulicznej, jakiej światło migotało w przedśmiertnym drżeniu konającej żarówki.

A tam, gdzie powinna znajdować się fontanna na środku placu, Carl zobaczył radosny ogień ogniska oferujący ciepło i światło temu późno jesiennemu wieczorowi.

Z początku myślał, że samo przejdzie jak wiatr wywieje z jego głowy alkohol. Jednak żadnej poprawy nie było. Musieli mu coś dać do drinka.
~ Sukinkoty!~ przeklął w myślach i się zatrzymał. Chwilę obserwował otoczenie sprawdzając czy się zmienia a może poprawia. Niestety nic.
Ruszył dalej do domu. Musiał się położyć. Szedł z pamięci ulicą i modlił się w duszy by przy przejściu przez ulicę coś mu się nie zwidziało.
Nic jednak nie wskazywało, aby było to jakieś przywidzenie. Wszystko wyglądało tak prawdziwie, choć nie było czymś, co ludzie uznaliby za rzeczywiste. Pod nogami Carla trzeszczała ściółka, łamały się małe gałązki, a leśny zapach śmiejący się z odświeżaczy powietrza najlepszych firm, zdawał się z lubością otaczać mężczyznę. Zobaczył on jak wierzchołki większych drzew-wieżowców uginają się delikatnie pod wiatrem, najwyraźniej niepomnym na to, że właśnie ugina... metal?

O ile te wierzchołki wydające się twardym elementem budynku, naprawdę takowym były.

Poruszenie gałęzi krzewu przypominającego formą porzucone worki na śmieci, zwróciło jego uwagę, a w tym samym momencie doszło do niego znane mu z miejskiej rzeczywistości zdanie, jakie wypowiedziała osoba na wpół schowana w liściach, ubrudzona błotem i ziemią.

- Ej, młody. Masz drobne?
Greywood lekko podskoczył po słowach nieznajomego wynurzającego się ze sterty śmieci czy też liści. Wzrok mu szwankował, ale czy słuch?
Carl popatrzył w kierunku człowieka i nawet nie odpowiedział i szedł dalej. Starał się teraz skupić na zmyśle słuchu. Słyszał auta? Ludzkie krzyki i cały hałas miejski?
Carl niestety nic nie słyszał, było tu zupełnie cicho, zupełnie jakby znajdował się na opuszczonym planie filmowym.

- Młody! - znajomy już głos rozbrzmiał ponownie, jednak chłopak miał wrażenie, że tym razem jakby z o wiele większej odległości, jako że dźwięk zdawał się odbijać echem pośród tej leśnej... miejskiej, przestrzeni, ale kiedy rozejrzał się ponownie, nie zobaczył już tego mężczyzny...

- Musisz mieć drobniaki. Inaczej on cię zeżre.

...za to dokładnie słyszał te słowa, zupełnie jakby nieznajomy stał tuż przed nim.
- Kto mnie zeżre?! Jakie drobniaki?!- Warknął prawie krzycząc student z pobliskiego Uniwersytetu. Greywood zaczynał panikować. Nie czekał na odpowiedź tylko zaczął biec. Chciał znaleźć jakieś bezpieczne, znane sobie dobrze miejsce i przeczekać to. Zadzwonić do kumpla. Wyjdzie po niego.

Im bardziej próbował odnaleźć drogę, tym bardziej czuł się zagubiony, gdy szczyty wieżowców wyrastające spomiędzy gałęzi drzew przestały przypominać jakiekolwiek mu znane. Wydawało mu się, że zaczął krążyć, ale żadne z miejsc nie przypominało żadnego jakie już widział.

Prychnięcie irytacji zadzwoniło w uszach chłopaka.

- Nie wiesz co to drobniaki? - odezwał się znowu głos z nieznanego źródła - Kasa o niskiej wartości, a coś myślał?

Gdzieś z oddali usłyszał nienaturalnie urwany odgłos błyskawicy, który został jakby urwany przecięciem noża.

Carl zatrzymał się i odwrócił z zaciśniętymi zębami.
- Odczep się człowieku. Nie dostaniesz bo nie mam.- Chłopak nie wiedział co się dzieje, ale starał się zachowywać normalnie. Nawet dość stanowczo i dać żebrzącemu do zrozumienia, że nic nie wskóra.

- A na co mi twoje drobniaki? - parsknięcie rozeszło się po okolicy, jednak Carl wciąż nie widział nikogo - To tobie są potrzebne, bo bez nich cię zeżre, rozumiesz? Co ty tu w ogóle robisz? Durnyś czy jak?

Carl nie wiedział co się dzieje. Nie widział menela, który jeszcze przed chwilą chciał pieniądze a teraz twierdził, że jemu będą potrzebne.
- Gdzie niby robię? O co tu chodzi?!- Irytował się Carl.
- A więc ty... - głos nagle zamilkł, a Carl zobaczył w pobliskich krzakach ubłoconego jegomościa, jaki mówił o drobniakach, wpatrzonego w górę, ponad szczyty wieżowców - ...o cholera. - znowu zwrócił spojrzenie na Carla, ale wyraźnie trudno było mu się nie rozglądać na boki - Słuchaj, nie mogę tu z tobą zostać, rozumiesz? Musisz sam iść. Tylko pamiętaj o tych pieprzonych drobniakach. Jest jak sroka, lubi błyszczące. Poradzisz sobie. - znowu zerknął w górę.
Carl stał jak wryty. Co ten człowiek do niego mówił. Zerknął za jego wzrokiem by zobaczyć co obserwuje.
- Kto lubi błyskotki i drobniaki? Kim jesteś i do kogo mam iść?- Zapytał starając się panować nad sobą by nie zwariować.
- Hmm? - znowu spojrzał na chwilę na Carla - Do kogo? Tam, gdzie chcesz, gdzie naprawdę chcesz, chociaż musisz uważać. Na co? A jak sądzisz kto lubi błyskotki i drobniaki?
Carl nie widział nic dziwniejszego w tej przestrzeni od samego faktu, jej istnienia. Nieznajomy natomiast był wyraźnie zdenerwowany i bliski ucieczki.
- Oczywiście, że smok!
Młodzian znieruchomiał. Patrzył na łachmaniarza z podniesioną lewą brwią.
- Odwaliło ci? Smoków nie ma. Coś pił czy wąchał?- Zapytał i zaczął się uspokajać. Zamknął oczy i odetchnął kilka razy. By je otworzyć i spokojnie rozejrzeć się szukając ulic miasta nie leśnych ostępów i gór zieleni.
Nieznajomy otworzył usta, aby zaprotestować, ale za chwilę je zamknął rozmyśliwszy się.
- Głupiś, ale to cię może uratuje. - mruknął i wyjął z kieszeni drobną, ubrudzoną błotem monetę - Na wszelki wypadek weź to. Nie wydawaj tylko, bo zginiesz naprawdę. - rzucił monetę w stronę Carla - Spieprzaj stąd do... gdziekolwiek chcesz spieprzać. - mruknął i zrobił kilka kroków z zamiarem odejścia.
Carl złapał monetę w locie. Odruchowe zachowanie jak coś leci w stronę twarzy.
Przyjrzał się ofiarowanej “błyskotce” i podniósł głowę na nieznajomego.
- Czekaj. Co się dzieje. Kim jesteś?- Zadał pytania najbardziej w tej chwili go nurtujące. Gdzie chciał iść wiedział, ale wszystko co go otaczało nie było podobne do tego co znał.
Nieznajomy zatrzymał się na moment.
- Sam siebie zapytaj o pierwsze. - mruknął, nie odpowiadając jednak na drugie z pytań - Życzenie powodzenia sprowadza kłopoty, więc nic nie powiem. Zrobiłem co mogłem. - po tych słowach ruszył przed siebie i zniknąwszy w roślinności nie odezwał się ni słowem.

Carl zdoławszy zdrapać trochę zaschniętego błota z momenty zauważył, że nie było na niej żadnego nominału, a jedynie wygrawerowany herb, jakiego konkretny wygląd był nierozpoznawalny w tym świetle i brudzie, jakim wciąż oblepiona była moneta.
Młodzian odprowadził wzrokiem nieznajomego nie chcą wpaść w jakąś pułapkę. Schował monetę do wewnętrznej kieszeni marynarki i zaczął się rozglądać za drogą do domu. Jednak zastanawiał go ciągle temat smoka. Czy może natrafi na niego? I co to było tak właściwie. Jakiś szef gangu Yakuzy czy coś? Nie potrafił sobie odpowiedzieć na to pytanie i skupił się by przypomnieć sobie drogę do swojego domu.

***

Greywood nie był pewien czy dobrze idzie, choć z drugiej strony im bardziej zagłębiał się w gęsty las, tym bardziej podświadomie czuł większą pewność z każdym krokiem. Czyżby był na dobrej drodze? A może to tylko iluzja jego umysłu? Nie miał jednak innego wyboru, jak podążać za tym niejasnym przeczuciem kierunku...

Tak! Dobrze mu się wydawało!

Wreszcie drzewa zaczęły się przerzedzać, wreszcie roślinność poczęła przyjmować znajome kształty, a ogromne pnie przypominać budynki, jakie chłopak dobrze znał, jako że zawsze były niemymi towarzyszami jego podróży do i z kampusu. To nie mogło być daleko, a surrealistyczny las zdawał się kończyć to tylko...

Do uszu Carla doszedł niespodziewany dźwięk, niczym warczenie silnika ciężarówki... a może wielkiego psa? Nie mógł określić do czego było bardziej podobne. Czuł jednocześnie pod nogami nieznaczne poruszenie podbijanej ciężarem ziemi, zaś gdy spojrzał w kierunku dźwięku, ujrzał wyłaniające się spomiędzy drzew cielsko należące do... właśnie, do czego?

Na pierwszy rzut oka mogło przypominać połączoną w jakąś dziwną masę tonę papieru, imitującą formą dziecięce wyobrażenie wielkiej jaszczurki... czy może nawet takowego smoka? Po drugim spojrzeniu rozumiało się, iż te papiery to nic jak złączone ze sobą banknoty spod których wyzierały błyszczące monety.

[media]https://i.pinimg.com/600x315/5a/4b/e3/5a4be3a77874692e8d3daad6e65e44ad.jpg[/media]


A stwór spoglądający na Carla swymi złotymi oczami z monet zbyt pięknych, by należały do tych, jakimi posługiwano się w Ameryce, stał na drodze, jaka miała prowadzić do kampusu i do wyjścia z tego gąszczu.

Carl nadal stał jak wryty. Usta miał otworzone i dopiero po chwili je zamknął przełykając ślinę.
~ Chyba mnie powaliło!~ Mówił sobie w myślach.
Po chwili takiego stania gdzie on ani “smok” się nie ruszali Carl zaczął ponownie iść w ustalonym wcześniej kierunku. Patrzył cały czas na potwora gotowy przyspieszyć jeśli będzie trzeba.

Smok obserwował Carla nieruchomo, choć jego ślepia wydawały się poruszać za chłopakiem, jednak gdy ten zbliżył się, banknoty czyniące skrzydła kreatury uniosły się, a jego łeb przysunął ku ziemi, co wyraźnie przypominało pozycję zwierzęcia gotowego w każdej chwili do skoku... jednak prócz gotowości i zębisk o kolorze stopionych monet wyszczerzonych na Carla, nic nie zwiastowało, aby smok miał się rzucić... przynajmniej dopóki chłopak nie był już dostatecznie blisko, co spowodowało zbyt szybkie jak na ten twór poruszenie smoka. Był on bliski ataku, jednocześnie broniąc przejścia.

A coraz głośniejsze warczenie wydobywające się z jego gardzieli nie było niczym optymistycznym... jako i swąd palonego papieru jaki się od niej rozchodził.
Młodzian nie wiedział co robić. Zaczął się rozglądać po okolicy szukając jakiegoś wsparcia lub osłony gdy przypomniał sobie o monecie w wewnętrznej kieszeni marynarki. Sięgnął do niej i wyjął monetę. Popatrzył na nią.
- Chcesz ją?

Gdy tylko Carl wyjął monetę smok uniósł łeb i powoli zrobił kilka kroków w stronę chłopaka, a wyciągnąwszy szyję przybliżył do niego pysk. Oczy wydawały się być skierowane na trzymaną monetę, jakby w niej utkwione... przynajmniej na razie tylko w niej.

Greywood rzucił na bok monetę licząc, że smok odstąpi z drogi i będzie mógł dalej do domu biec.
Reakcja była natychmiastowa. Wielkie, acz najwyraźniej lekkie, cielsko smoka rzuciło się za monetą. W danym momencie kreatura była zbyt zajęta próbowaniem złapania krążka w zębiska, aby zwracać uwagę na Carla, toteż chłopak mógł bez problemu, choć naprawdę szybko, przebiec w stronę upragnionej wolności znanej przestrzeni...

...zaś gdy się znalazł na znajomej brudnej, miejskiej ulicy, za sobą już nie ujrzał żadnego lasu czy smoka, a jedynie boczną ulicę Chicago.

I wyzierający ze ściany jednego z budynków stary bankomat.
 
Hakon jest offline