Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-10-2017, 22:18   #1
Mi Raaz
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
[W:TA] Bez Pamięci

Wokół roznosił się okropny smród. Poczuła jak cała treść jej żołądka cofała się i usilnie chciała wyjść. Zerwała się wspierając na dłoniach i kolanach. Otworzyła oczy. Ukazał się przed nią chodnik, którego płytki zdawały się nierówno ułożone. Albo może rozjeżdżone przez coś ciężkiego. Torsje w końcu ustąpiły, ale i ona zadbała, żeby jej oddech był płytszy.

Oparła się plecami o coś metalowego. Jak się okazało kontener na śmieci. Stał on w wąskiej uliczce, do której jeszcze nie wpadały promienie słoneczne. Spojrzała na siebie. Była bosa. Miała też nagie kolana. Coś ją podkusiło, żeby sięgnąć pod długą luźną bluzę. Jak się okazało nie miała też bielizny. W głowie kłębiły się różne myśli. Co ważne, to nie czuła bólu. Nie miała też na sobie żadnych śladów krwi, czy innych wydzielin. Śmierdziała strasznie, ale to prawdopodobnie dlatego, że obudziła się przy kontenerze na śmieci. Miała na sobie jedynie luźną bluzę z kapturem z szerokimi rękawami. Bluza zwisała prawie do kolan skutecznie ukrywając jej nagość. Ten oversize mógł całkiem skutecznie uchodzić za tunikę. Problemem został brak butów.

Leżał przy niej plecak. Z jakiegoś powodu nie potrafiła poskładać w głowie zdarzeń poprzedniego wieczoru. Nie potrafiła przypomnieć sobie kompletnie niczego. Oczy rozszerzyły się w zdziwieniu, gdy uświadomiła sobie, że nie ma pojęcia kim jest, ani co robi przy kontenerze na śmieci. Podniosła się. Kawałek przed nią leżał czarny skórzany plecak. Po prawej widziała drzwi z wygaszonym neonem.

Nefretete.

Po prawej były większe drzwi. Jakby dla zaopatrzenia. Może to jakaś restauracja?
Nie miała pojęcia w jakim jest miejscu, ani co tam robi. Z przerażeniem dotarło do niej, że nie wie jakie to miasto. Ani nawet kraj.

Sięgnęła szybko po plecak. Odsunęła się od cuchnącego kontenera i usiadła pod zacienioną ścianą kilka metrów dalej. Zaczęła przeszukiwać zawartość w nadziei, że coś sobie przypomni.

Wewnątrz był szereg skarbów. Najwięcej miejsca zajmował 11-sto calowy komputer.

Natychmiast spróbowała go uruchomić, jednak czerwona diodka uparcie sygnalizowała rozładowaną baterię. Nie chciała tracić na to więcej czasu. Następny był telefon z rozbitym wyświetlaczem.

Tym razem nic nawet się nie zaświeciło.

Sięgnęła głębiej i znalazła wielki zimny kawałek metalu. Z jej ust mimowolnie wydobył się pisk.

Zimy dotyk stali z jakiegoś powodu ją przeraził. Może to nie był jej plecak? Może ktoś jej to podrzucił?
Zresztą, czemu jej? Ot, torba znaleziona przy śmietniku. Każdy mógł ją tam zostawić. Przez moment biła się z myślami czy nie odrzucić tego wszystkiego i nie uciec. Jednak ciekawość wygrała. Grzebała dalej w plecaku.
Natknęła się na pożółkłą teczkę na dokumenty. Była pozaginana na rogach, zapewne komputer, który był od niej dużo mniejszy, a cięższy powyginał ją. W teczce były zupełnie nic nie mówiące kobiecie dokumenty. Nadanie tytułu szlacheckiego, odpis skrócony aktu urodzenia z 1910 roku. Wycinki z gazet sprzed pół wieku. Żadne nazwisko, żadna data, lokalizacja czy cokolwiek nie mówiły nic kobiecie. Na samym dnie leżał kolejny metalowy przedmiot. Długi nóż.

Nie było to narzędzie grzecznej gospodyni. Z jakiegoś powodu rozbawiła ją ta myśl. A gdy to sobie uświadomiła na plecach sperlił się zimny pot. Plecak miał jeszcze kieszonkę boczną. Były tam dwa klucze na pomarańczowej smyczy. Niebieska smycz z plakietką. Sama plakietka zdawała się jakąś formą identyfikatora. Był na nim jedynie kod kreskowy i logo firmy, które zdawało się nie kojarzyć z niczym.


Poza tym był jeszcze paszport. Ona Tetmeyer. Kobieta, która patrzyła na nią ze zdjęcia wydawała się wyglądać dziwnie znajomo. Podniosła twarz w stronę szyb restauracji przy której się znalazła. Rzeczywiście, to ona. Ona. Powtarzała to słowo jakby smakując jego brzmienie. Wcisnęła paszport w głąb plecaka natykając się na jeszcze jeden przedmiot. Dziwne rękawiczki miały podłączony do siebie kabel USB.
- Kim ty jesteś? - powiedziała do swojego odbicia w witrynie nadal zamkniętej restauracji Sphinx. I chodź restauracja spała, to miasto już się obudziło. Całkiem obce miasto.

 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.
Mi Raaz jest offline