Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-10-2017, 09:08   #10
Asenat
 
Asenat's Avatar
 
Reputacja: 1 Asenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputację
Przedzierali się drogą, co zarosnąć już zdążyła jeżynami, krzewami i młodymi drzewkami. Narzekać nie mogła, wszyscy dbali, by jak najmniej ją, jedyną niewiastę, nie doświadczyła mocno ta wędrówka. Nawet Libor… a gdy podawał jej rękę, jednocześnie przydeptując kolczaste pędy przed nią, nachylił się do jej ucha.
- Witriol tu robili, tam w tych ruinach, gdzieśmy czekali… Wiesz, do czego potrzebny kwas siarkowy?
Nie odpowiedziała, nie wiedziała, a przecież i tak ją zaraz w zaaferowaniu swoim oświeci, niezależnie od jej responsu.
- Proch. Może i proch ci Walonowie tu robili…
Oczywiście, proch. I hakownice, te husyckie pukawki, które banda Oldrzychowa tak hołubiła.

Z ciemności wyłoniła się mogiła, kopczyk śniegiem przysypany, z trzema brzozowymi krzyżami zatkniętymi między kamienie. Otokar twarz odsłonił i przeżegnał się.
- Leżeli tu martwi górnicy, jak sztolnię odnalazłem. Zmarli od ran straszliwych. Tom pochował – wyjaśnił. Zdaje się, nieświadomy, z czyich rąk szponiastych, kłów i pazurów Walończyków śmierć najpewniej spotkała.
- Tam, w tych zaroślach, wejście do sztolni.
- A co tu kopali – zaciekawił się Etienne. - Srebro?
- Coś cenniejszego.
- Złoto?
- Kwarc i piryt.

Weszli, konie ciągnąc za sobą. Tuż przy wejściu leżał wywrócony niewielki wagonik, przy nim na bok zgarnięte kości i czaszka końska. Wierzchowce prychać zaczęły niespokojnie nad szczątkami niewidzianego nigdy, lecz jednak pobratymca. Libor szeptał im kojąco w uszy, chrapy gładził, a jego głos niósł się echem po korytarzu.

- Coś tu jest – szepnął Gangrel. - Nie jesteśmy sami.
Anna też to czuła. Wszystkie włosy na karku stanęły jej dęba… Otokar zaś wprzód postąpił.
- Loumire! - zawołał w ciemności. - Loumire!
Nie stało się nic, tylko gdzieś w głębi osypały się drobne kamienie. A potem, wytężając wzrok, zobaczyła to. Maleńką iskierkę światła, płynącą ku nim w mroku, omijającą wężowymi ruchami drewniane stemple. Pojawiała się i znikała, tak że Anna do końca pewna być nie mogła, ani jej położenia, ani tego, czy widzi ją naprawdę. Otokar szeptał coś, proszącym, ale i nieustępliwym tonem, i maleńkie światełko zgasło. Może zniknęło. Może pomknęło w głąb korytarza i ciemności je zdusiły.
- Chodźcie.

Wykusz mieścił się niedaleko wejścia, był nieduży, ale starczyło w nim miejsca dla koni i dla nich. Z boku leżały pozawijane w natłuszczone skóry narzędzia, w tym kilofy. I stosik półprzezroczystych bryłek kwarcowych. Otokar przykląkł i żagiew wraził w przygotowane już na miejscu na ognisko szczapki.
 
Asenat jest offline