Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-10-2017, 13:08   #27
kanna
 
kanna's Avatar
 
Reputacja: 1 kanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputację
„Odważni” wzruszający moralitet o sile uczuć rodzinnych

Will, Taffy, Heike i Elsie postanowili wrócić do wioski. Ostrzec resztę. Nawet, jeśli przepowiednia to był jakiś chory ewenement, nie należało żartować z takich spraw, mieli świadomość wagi słów Babki, nawet jeśli była w transie. Szczególnie wtedy. Poszli do wioski omijając dom Babki, krótszą drogą, na przełaj. Gdy byli już stosunkowo niedaleko, kilka chwil do wioski, zobaczyli słup dymu wolno unoszący się nad kierunkiem, w którym zmierzali.
Elsie pobladła, zatrzymała się na krótka chwilę a potem przyspieszyła. Czy to możliwe , żeby przepowiednia Babki mówiła o teraz? Przecież przepowiednie są na przyszłość, powinni mieć czas na ostrzeżenie innych! Zaczęła biec.
Will zareagował prawie natychmiast: - Stój!!! krzyknął zduszonym głosem, rzucając się za nią, próbując ją zatrzymać. On sam cały dygotal na myśl o tym co mogą zastać na miejscu, ale Ci, którzy to zrobili, mogli jeszcze być na miejscu.
- Tata… - szepnęła Taffy, jednak zatrzymała się, jeszcze zanim Will krzyknął do Elsie. - Może się podkradnę i zobaczę co i jak? Mała jestem, jeżeli jest tam kto zły, to mnie nie dojrzy. A nawet jeśli… To małej dziewczynki chyba nie zabiją? - zapytała trwożliwie.
- Nie, przecież nic im się nie stało… - głos Heike drżał, ale próbował brzmieć pewnie - Zdążyli uciec, zanim ktokolwiek przyszedł. Do najbliższej osady, tam powinniśmy iść ich szukać.

Elsie nie słuchała, nawet nie usłyszała, ze ktoś ją woła. Emocje zatkały jej uszy, przytłumiły racjonalny ogląd sytuacji. Mama, tatko… byli tam. Przyśpieszyła, zręcznie przeskakując z jednej kępy suchej trawy na drugą.

Rzut na Inicjatywę: Will (36) kontra Elsie (39)

Will ruszył za nią w pogoń, ale daremnie. Córka łowcy była szybsza niż dobrze zbudowany uczeń kowala i uciekła mu bez większego trudu.
- Elsie, nie! - rzuciła za biegnącą dziewczyną, ale wiedziała, że jej nie powstrzyma. Po chwili zwróciła się do reszty: - Poczekajmy na nią, jak już poszła. I przygotujmy się do ewentualnej ucieczki…

Taffy chciało się płakać. Może i dorosłe życie prowadziła już od kilku lat i musiała ciężko pracować, ale teraz w przeciągu kilku chwil musiała zacząć podejmować decyzje, które mogą zaważyć o życiu jej i innych. Nie było to przyjemne.
-Kurwa mać - zduszone przekleństwo wyrwało mu się z ust, kiedy Elsie odskoczyła mu na jednej z co suchszych kęp trawy. Postawnowił za nią podążyć, ale ostrożniej niż ona. Jeżeli dym pochodził z wioski, to znaczy, że ktokolwiek, cokolwiek tam palił, mógł być jeszcze na miejscu. Serce drżało mu z obawy o mieszkańców, podpowiadający najgorsze strach skręcał trzewia. Jednak zbliżał się ostrożnie za Elsie, szukając osłon i ostrożniej stawiając kroki.
- Głupia dziewczyna! - Heike zdenerwował się na Elsie - Dobrze, niech biegnie za nią… Nie powinniśmy się rozdzielać, zostanę z Tobą - pocieszył Taffy.
- Przejdźmy nieco na bok, jakby ktoś ich tropem chciał tutaj wrócić… Schowajmy się i poczekajmy. Jeżeli nie wrócą… Będziemy musieli chyba iść gdzieś daleko.

------

Elsie biegła szybko, strach o rodzinę dodawał jej sił. Była coraz bliżej wioski, rozpoznawała otoczenie, drzewa, skałki… tyle razy mijane w czasie codziennych wypraw z ojcem. Zwolniła, peleryna plątała się jej między nogami, złapała jej połeć, skręciła spiralne i wsunęła za pasek. Wtedy poczuła zapach dymu. Niepowtarzalny, niemożliwy do pomylenia zapach palonych chałup i ciał. Przystanęła na linii drzew, kryjąc się za jednym z nich i w tej chwili serce podeszło jej do gardła. Jej rodzinny dom płonął niczym ogromna żagiew, przed nim, w błocie leżały jakieś ciała, ale to z tej odległości nie mogła określić, kto to.

Pan Mordu miał ją dziś w swojej opiece. Zanim podjęła jakąkolwiek decyzję zza węgła jej domu wyszło trzech uzbrojonych mężczyzn, dwóch niosło na plecach worki z ich spiżarni, trzeci chyba nimi komenderował. Dowódca popatrzył na unurzane w błocie ciała, splunął obficie i powiedział coś do podkomendnych. Była za daleko, nie zrozumiała. Po chwili skierowali się ku centrum osady.
Odczekała, aż odejdą. Emocje w niej buzowały, już wiedziała, że przepowiednia - wbrew temu, co wiedziała, sądziła, że wie o przepowiedniach - dotyczyła teraz. Mówiła o tym, co się przydarza w tym momencie. Powinna wrócić do lasu, ostrzec innych, uciekać.. ale nie mogła. Musiała sprawdzić. Odczekała, aż zbrojni odejdą, potem odczekała jeszcze moment, rozglądając się dookoła i pilnie nasłuchując, czy tamci nie wrócą.
A potem podbiegła do leżących.
Ciała były trzy. Przyjrzała im się uważnie i poczuła, że ma nogi jak z waty. Pierwszy był Horst Holzmann, nie znała go dobrze, ale widząc jego spuchniętą, posiniaczoną twarz i podcięte gardło ogarnął ją strach. Być może sprzeciwiał się, dlatego go bili? Z drżącym sercem spojrzała na kolejne ciało. Lena Leibnitz, ledwie ją poznała. Miała sukienkę zadartą do połowy ud, jej piękne, długie blond włosy leżały w kałuży pozlepiane błotem i krwią. Wzrok miała pusty, a na twarzy pozostał grymas bólu. I wreszcie trup trzeci…

Mama leżała na brzuchu. Miała jeszcze nadzieję, że to nie ona, ale odwróciwszy ją na plecy, dotarło do niej to, o czym dobrze wiedziała. Miała rozciętą wargę i podbite oko, suknię cała rozdartą - postąpili więc z nią gorzej niż z Leną. Elsie odruchowo poszukała pulsu, ale nadzieja była złudna. Straciła za dużo krwi, a mięśnie miała stężałe. Nikt z tej trójki już nie żył.

Na skraju lasu stał Will. Widział Elsie, nie był jednak pewny, czy powinien postąpić podobnie jak ona. Choć nie zdążył zobaczyć oprawców, pewien był, że mogą być w pobliżu.

Rzut na Spostrzegawczość (Will): 66 (nieudany)

Will bal się.. Bal się jak jeszcze nigdy w życiu. Trzymając się kurczowo pnia drzewa, zaciskał na nim ręce, aż bolały go palce, a kłykcie pobielały. Widział Elsie pochylająca się nad jakimiś ciałami, ale z tej odległości nie mógł dojrzeć zbyt wiele szczegółów. Zabudowania jej rodziny płonęły. Zlustrował uważnie okolicę, ostrożnie wychylając się zza pnia. Potem raz jeszcze, wiedział, że oprawcy mogą jeszcze być we wiosce. Dlatego chciał się upewnić, że dotrze do Elsie niezauważony przez nikogo. Jeśli zobaczyłby coś niepokojącego miał zamiar zostać w swojej kryjówce…

Elsie poczuła się tak, jak wtedy gdy zeszłej zimy poślizgnęła się na oblodzonym stoku, potem spadła długo po skarpie, aby w końcu uderzyć brzuchem i żebrami w schowany pod śniegiem pieniek. Ból odebrał jej oddech, poczuła, że się dusi. Z niewiadomych powodów - może dlatego że były tak do siebie podobne - śmierć Lenki uderzyła ją nawet bardziej niż matki. “To mogłam być ja “ pomyślała, rozprostowując sukienkę tamtej tak, aby szczelnie zakrywała nogi. Zamknęła oczy Lenki.
Potem poprawiła odzież matki, zakrywając - w miarę możliwości - jej nagość. Mama na pewno nie chciała, żeby ktokolwiek ją tak oglądał… Oderwała kawałek jej koszuli i zaczęła ścierać krew z twarzy.

Rzut na US: 16 (udany)

Will już wychodził zza drzew, kiedy poczuł, że nie powinien. Przystanął, nie wiedzieć czemu. I bardzo dobrze zrobił. Bełt świsnął zaraz obok głowy Elsie, wbijając się w płonący budynek. Dziewczyna poderwała się natychmiast. Zza kolejnej w szeregu chałupy mierzył do niej jeden z oprawców.

Elsie traci 1 PP

- Ani kroku, dziewko! - ryknął niskim głosem kusznik. - Coś ty za jedna? Tutejsza?
Elsie zamarła. Nie było żadnej szansy, aby zdążyć ściągnąć luk przewieszony przez plecy.
Uśmiechnęła się głupkowato. Pokręciła głową, a potem pokiwała. Znów pokręciła. Wskazała w stronę rzeki. Powoli, bardzo powoli uniosła ręce i sięgnęła do rzemyka ściągającego poly tuniki.
Uśmiechnęła się zachęcająco do mężczyzny i przesunęła dłonią po swoim brzuchu.
Kusznik zrobił bardzo dziwną minę.
- Ty jakaś stuknięta pewnie.
Zaczął się zbliżać, nie przestając celować.
- Ale ja żem nie okrutnik, dziewuszko. Dam ci szansę odejść stąd. No, może nie tak za nic… - wyciągnął ku niej rękę.

Will sprężył się do skoku jak pantera, w oczekiwaniu na rozwój sytuacji. Ucieczka dziewczyny, skutkowałaby pewnym bełtem w plecach. Sięgnął do pasa, po krótkie ostrze i szacował odległość między nim a Elsie.

Elsie złapała dłoń kusznika, ujęła ją delikatnie i przyciągnęła do siebie. Położyła na swojej piersi.
Mężczyzna był chyba zaskoczony takim przebiegiem zdarzeń. Od razu wyczuł jednak okazję. Silnie przyciągnął dziewczynę do siebie, jego palce mocno i niedelikatnie wbiły się w jej pierś. Odrzucił kuszę, by uwolnić drugą dłoń, która wolnym ruchem zaczęła prześlizgiwać się po podbrzuszu coraz niżej i niżej.
- Hans, do cholery, co ty wyprawiasz?! - rozległo się gdzieś za ich plecami.
Kilku innych zbrojnych patrzyło na nich oboje. Hans musiał przerwać, wyraźnie niezadowolony.
- Znalazłem jeszcze jedną. Przylazła tu przed chwilą. - Nie oderwał się od Elsie, wciąż gotów, by kontynuować.
- Zabij ją. Jeśli widziała za dużo może na nas sprowadzić kłopoty.
Kusznik zawahał się. Popatrzył w oczy Elsie, a potem na swojego rozmówcę.
- Odpuśćmy jej. To dziewka bez rozumu, pomylona całkiem.
- Ha - odezwał sie inny, przysadzisty i pryszczaty - jasne, że niespełna rozumu. Bo która normalna by ci dała?
Kilku zaśmiało się na ten przedni żart.
- Zamknąć mordy. - Do grupy dołączył nowy żołnierz, uzbrojony nieco lepiej od pozostałych. - Odsuń się, Hans - odepchnął go bez pardonu. Elsie zachwiała się i upadła w błoto.

Dowódca pochylił się nad nią, zlustrował uważnie wzrokiem. Pogładził jej policzek, rękę miał szorstką i nieprzyjemną. Uśmiechnął się lekko, a potem szybkim ruchem chwycił ją za włosy i pociągnął. Elsie krzyknęła mimowolnie.
- Kijem od miotły bym cię nie tknął, mała kurewko. Gnij sobie w tym bagnie, nie robisz mi żadnej różnicy - splunął na jej twarz gęstą śliną.
- Wynosimy się stąd. Nic tu już nie ma. A rozkaz jest rozkaz. No, dalej

Nikt się nie sprzeciwił. Tylko ten, który wcześniej się do niej dobierał, popatrzył przez chwilę tęsknie, a potem obrócił się i ruszył za resztą. Dom Elsie powoli się dopalał.

Kiedy zniknęli jej z widoku dziewczyna podniosła się na kolana a potem chwiejnie wstała. Wytarła twarz, nachyliła się i zwymiotowała pod swoje stopy. Potem poszła w stronę lasu. Jakiś jej kawałek spłonął razem z jej domem. Wielki. Była już inną osobą.

Will odetchnąć z ulgą, ręce i nogi drżały mu tak, jakby on sam miał zostać przed chwilą zabity. Świat zawirował mu przed oczami, a on sam ledwo ustał na nogach. Czekał aż dziewczyna zbliży się na tyle, żeby mógł ją przywołać. Nie wychylał się że swojej kryjówki, aż tamci nie zniknęli z pola widzenia. - - Elsie, nic Ci nie jest? - zawołał do niej.
Podeszła bliżej, mógł zobaczyć jej oczy. Było kompletnie puste, martwe.
- Wracamy do innych - minęła go. - Tam już nic nie ma.
Skinął głową na znak zgody, z trudem ukrywając drżenie rąk. Ruszyli razem ku reszcie.
 
__________________
A poza tym sądzę, że Reputację należy przywrócić.
kanna jest offline