Eisheth sklonila sie gleboko przed Galbatorixem.
- Tak Panie.
Elfka byla szczesliwa. Slowa Wladcy wciaz dzwieczaly w jej uszach niczym najslodsza muzyka. "Twoje informacje okazały się bardzo pomocne". Zadowolila go. Czy moze byc wieksza nagroda za jej trudy i starania niz pochwala z jego cudownych ust? Pewnym krokiem wyszla z sali tronowej. Po drodze zrownala sie z Razackiem ktory mial jej towarzyszyc.
-Za mną, musimy przeczekać do zmierzchu, chyba, że słońce ma mnie wykończyć.
Z wrazenia az przystanela na moment. "Za mna"? A coz sobie ten zarobaczaly stwor wyobraza. Gniew zaplonal w jej sercu z moca ktorej dawno nie czula. Jak on smie! Jej, ulubienicy Galbatorixa wydawac taki rozkaz?! Jak on smie wogole wydawac jej jakikolwiek rozkaz. Powietrze stezalo wrecz od furi gdy ponownie sie z nim zrownala.
- Nie zaszkodzi twoim robaczka jak sie troche przypieka.
Wysyczala przez zacisniete zeby.
- Masz byc gotow za godzine od tej chwili. I radze ci pochamowac twe wladcze zapedy w mej obecnosci slugo.
Po czym nie czekajac na jego reakcje swobodnym krokiem zniknela za zalomem korytarza zgrabnie wtapiajac sie w tlo i czkajac az ten idiota przejdzie kolo niej. Wolala nie ryzykowac naglego ataku od tylu. Ten idiota mogl przeciez byc zdolny nawet do takiej glupoty.
__________________ [B]poza tym minął już jakiś czas, odkąd ludzie wierzyli w Diabła na tyle mocno, by mu zaprzedawać dusze[/B] |