Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-11-2017, 03:18   #1
Arvelus
 
Arvelus's Avatar
 
Reputacja: 1 Arvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputację
[Wh40k: BC] Mroczne Legendy




Dom Blakaren był wielki
Dom Blakaren był potężny
Dom Blakaren był bogaty
Dom Blakaren był sławny
Dom Blakaren był na krótkiej smyczy


Ibrys maszerował skuty kajdanami, ale jako jedyny w pochodzie głowę miał uniesioną dumnie. Wspominał inne czasy.
Lepsze czasy.
Wspominał swe dzieciństwo
Cytat:
Gdy żył jak król na fortunie której dom Blakaren dorobił się na pośredniczeniu między Bractwem Marsjańskim a kupcami. Ale nawet w swym bogactwie był pod obcasem większych i silniejszych. Wydawało mu się, że pamiętał płacz swój i swojej matki gdy został zabrany przez Eklezjarchat w ramach okupu… albo raczej zapłaty. Jego życie za spokój domu. Młody jeszcze nawet dzieciak, nie niosący za sobą nic ponad wątpliwe nazwisko, w pokrętnej polityce Imperium okazał się dla eklezjarchatu dość cenny aby przymknąć oko i, na kilka miesięcy, poluzować smycz na której twardo trzymali dom Blakaren… podobnie jak wszystkie inne w rodziny subsektora… Ale wiedział, że tego nie mógł pamiętać.

Pamiętał za to swoje życie w Schola Progenum. Pamiętał Grigorija Kurtza. Swego pierwszego przyjaciela. Rywala w dążeniach.
Wspominał swe powołanie
Cytat:
Gdy Inkwizycja go wezwała… Służył wtedy w Gwardii dbając by nienawiść chłopców nigdy nie przygasła. Wtedy został wzięty do świętego Ordo. Wygrał tym. Niemożliwie przewyższył Grigorija, ale dumą napawała go służba
Wspominał swój upadek
Cytat:
Swoją ostatnią misję. Pochód Zwycięstwa… Świeży wrak, którego załoga wybita została poprzez zarazę.. Gdy miał, ze swą komórką, odzyskać mapy nawigacyjne, dziennik pokładowy i skalibrować kurs okrętu w głąb przestrzeni międzysystemowych gdzie miał grzecznie czekać aż Imperium sobie o nim przypomni.
Ale coś poszło bardzo nie tak…

A Ibrys spędził kolejne trzy długie lata na space hulku.
Zupełnie sam, losowo wskakując i wyskakując ze świata
materialnego.
Z polem Gellara tak kapryśnym jak nieopierzona trzpiotka.

Po trzech długich latach został uratowany. Oddział Ordo Malleus.
Ibrys miał przy sobie mapy. A jego oczy błyszczały złotem.
Jednak coś było inaczej. Na tyle inaczej, że spędził ostatnie lata na Czarny Okręcie…
A teraz, zakuty w kajdany nullifikacyjne, maszerował pośród innych których duszę spaczyła osnowa by oddać Imperium ostatnią posługę. Przeistoczyć się w paliwo dla Astronomicanu. Ibrys widział rozpacz w twarzach jego towarzyszy, ale nie rozumiał tego… czy może być wspanialszy koniec? W ostatnich swych chwilach, choć wypełnionych agonią, będzie bliżej Imperatora niż kiedykolwiek nawet marzył.

Gdy szedł dumnie, jako jedynemu wznosząc głowę w niemal-pysze, oczy mu lśniły, a spod jego kajdan wydobywał się stłumiony, złoty blask.


Zawiódł się. Miał nadzieję, że poprowadzą ich przed Jego Święte Oblicze. Ale i tak nie żałował. Zbliżał się moment. Przykuli ich i wyszli. Zaraz się zacznie. Aparatura już się rozgrzewa. Kapłan już przeszedł między nimi odklepując swe żarty-z-modlitw. W dawnym życiu wzbudziłoby to jego gniew, ale teraz… teraz czuł się ponad to.

Zaczyna się.
Padł na kolana i wzniósł ręce do nieba,
- Imperatorze… przyjmij mnie.
I się zaczęło.
A pomieszczenie zalał złoty blask, jednak to nie proces był jego źródłem, a święte uniesienie człowieka o wierze tak silnej, że nieraz dokonała już cudów i miłości tak wielkiej, że nawet we własnej śmierci widział radość…






^ click! ^
- Nne… proffę… pofiem… Ostsze Apokfiona jest....
- Ćśśśś… spokojnie… - odpowiedział toksyczny, pół-elektroniczny głos - wiem, że powiesz. Ale to po tym jak z tobą skończę…
I kontynuował. Hydra wycinał na jej ciele sygilliczne ciągi. wyrzezywał z niej mięśnie, a gdy jej krzyki zaczęły go męczyć podciął jej struny głosowe odbierając nawet ten protest. Na koniec wzniósł ją w górę. Na stelażu z zimnej stali. Połamane kończyny, mięśnie na wpół oderwane od kości i rozciągnięte do haków, jej głowa z zaszytym nićmi i magią trzecim okiem, kryjąca umysł który już tylko potrafił oszaleć by uchronić się od roztrzaskania na miliardy kawałeczków… który tak bardzo nie potrafił zrozumieć jakim przekleństwem da się coś takiego uczynić z jej ciałem… jej pięknym, humanoidalnym ciałem… z jej pieknymi rękoma i nogami… gdzie miała teraz ręce? Gdzie kolana? Ile miała kolan? Gdzie były mięśnie? Czemu widziała swój kręgosłup? Nie potrafiła tego pojąć… to było zbyt straszne… więc w ostatniej linii obrony oszalała…

Hydra pociągnął łańcuch i wzniósł Anabelle na stelażu. Czerwony karzeł nadawał pięknej barwy kobiecie rytualnie rozrzeźbionej w gwiazdę chaosu. Pozbawiony lewej piersi korpus wciąż żywej istoty odsłaniał żebra aż od kręgosłupa… i pół bijącego oszalale serca.
- Doskonała robota… - pochwalił się w myślach. Niewielu potrafiło tyle uczynić z ciałem co on. Cała pierś… mięśnie, płuca… wszystko… zostało wyjęte nie naruszając żeber, ani serca i sukcesywnie kauteryzując wszelkie krwotoki… Arcydzieło okrucieństwa. Rozłożył szeroko ręce.
Powolny kant wydobył się z jego ust.
Powolny i plugawy, od którego włosy jeżyły się na głowach nawet jego sług. Czerwony karzeł zdawał się świecić coraz jaśniej, a jednocześnie kolor się zaogniał… stawał coraz głębszy… wstęgi czarnego światła wyślizgiwały się z serca jak dym.
Do kantu dołączyły kolejne głosy… z ciemnych mroków…
Nagle nieszczęsna istota sama przyłączyła się do zaśpiewu… szalony umysł czuł, że tak trzeba… że tak należy… i nie był stanie pojąć, że brak strun głosowych na to nie pozwalał, więc się tym nie przejmował. Zaśpiew nabierał na sile. Czarna martwica objęła całe, kruszące się już serce i obejmowała jedyną pozostałą pierś.
Głosy których nie mogły wydać śmiertelne gardła...
Serca już nie było, czerń ogarnęła całą istotę rozsypującą się teraz w mroczny pył coraz szybciej i szybciej, ale na ziemię nie upadało nic… rozwiewał się on w smugi czarnego światła nim dążył opaść… krążył wokół gwiazdy chaosu
Zaśpiew nabrał mocy i nagle zgasł
A z nieistniejącego już gardła istoty wydał się przeraźliwy krzyk tysiąca i jednej potępionej duszy i entropia objęła jej resztki....
Zaśpiew powrócił… choć cichy i nieistniejący...
A w tym zaśpiewie Hydra słuchał. W tym zaśpiewie Hydra słyszał…
Sekrety których nawet nawigator Lebrasca zwana Harpią, nie znała. Fakty które osnowa poskładała w jedną całość ponad poziomem możliwości jakiejkolwiek śmiertelnej istoty. Fakty wyciągnięte z dawno zapomnianych wspomnień jej i jej przodków, oraz tych z którymi kiedykolwiek skrzyżowała oręż, czy wymieniła się płynami ustrojowymi. Teraz Hydra poznawał te fakty ukryte w szepcie którego nie było.


- Zakończyłem przesłuchanie Harpii - usłyszał Beshan poprzez vox na pokładzie obserwacyjnym. Oglądał przez niego powolny, ale jakże satysfakcjonujący obraz łupienia Żagwi Opętańca, średniego Raidera klasy Hazeroth. Łupy z tego okrętu będą bardzo przydatne a informacje o lokalizacji tego półwraku sprzedadzą ludziom którzy się czymś takim zajmują i zaoferują ładny procent wartości całego okrętu. Ale nie to było najważniejsze… najważniejsze. Znali teraz położenie Ostrza Apokriona…





- Straciliśmy trzecie koszary! Pole Gellara zawodzi!
Ten skok nie szedł jak powinien… nic w nim nie było jak powinno, ale burza w osnowie rozpętała się nagle i bez ostrzeżenia. Nie mogli tego przewidzieć. Beshan, Gwrhyr i Hydra robili co mogli.
- Wdarcie demonów na baterii na bakburcie! Trzeci pokład stracony!
Nie byli w stanie tego opanować. Burza była zbyt potężna. Mogli tylko podążyć z nurtem by uniknąć całkowitej destrukcji… Zanurzyli się w nim i dali porwać w Gdziekolwiek-To-Będzie.
- Silnik plazmowy uszkodzony! Utrata 37% mocy!
- Wielokrotne portale i opętania na lądowisku!
- Przebite poszycie w kwaterach załogi 1, 15 i od 67 do 92!
Raporty wciąż trwały. Zniszczenia postępowały. Załoganci wznosili modły do bogów zamiast walczyć o przetrwanie, a inni zwyczajnie szlochali czy nawet wzywali imię Imperatora-Truchła. Niech ich Tzeentch przeklnie!

Sharaeel już stał przy głównej konsoli na mostku. Stąd miał dostęp do wszystkiego. Swym talentem zanurzył się w świętych głębiej i dokładniej niż jakikolwiek lojalistyczny tech-kapłan.
- Pole Gellara fluktuuje w munitorum! Jak nam tam wypełzną krwiopuszcze to wysadzą pół okrętu! Ionacht! Sykorax! Makamete! Wy jesteście najbliżej w podskokach! Ale już!
- Beshan! Gwrhyr! Widzę poważną inkursję u was!
- Widzimy, do CHOLERY!
- Charon! - zakrzyknął przez vox do oficera będącego najbliżej Świątyni - leć do nich! Kaliban! Helike! Na pokładzie czwartym, kwadrancie omega doszło do walnej bitwy! Ogarnijcie ten syf!




Świątynia Chaosu
Oczy im świeciły pustką gdy spoglądali w głąb osnowy poprzez swój rytuał. Stali w kręgach z nogami twardo na pokładzie, ale rękoma nawigowali poprzez Spacznię. W dziwnym, synchronicznym tańcu kierowali okrętem pomiędzy falami energii i empyralnymi skałami, pod wielkim astralnym cielskiem behemota którego nie potrafili rozpoznać i mieli nadzieję, że nigdy więcej nie zobaczą. Niewolni psykerzy, zakuci w kajdany śpiewali psionicznie i przelewali przez Beshana, Hydrę i Gwrhyra swą moc by ich wspomóc, ale otwierali się tym. W pewnym momencie Aldiel… jednen ze starszych psykerów o odporności psychicznej i fizycznej dość wielkiej by wytrzymać lata dłużej niż zwykle przeżywały te zwierzęta… powstał.
Szczęka wyskoczyła mu ze stawów i z ust wypełz język-wąż. Nagle wygiął się gdy łopatkę i kręgosłup złamała postrzępione musze skrzydło co wystrzeliło mu z pleców. Wzniósł się pół metra w górę, zrywając kajdany jakby były z waty, a gdy opadł nie wyglądał już jak człowiek, a jednorożny cyklop o ciele napuchniętego trupa, o połowę wyższego i zdecydowanie wielokrotnie silniejszego niż przed chwilą. Spojrzenia na moment się spotkały, ale nim oficerowie Rady Regencyjnej zdążyli zareagować nurglowy opętaniec sięgnął ręką do zwłok jednego z wielu psykerów którzy nie przżyli tej podróży… jego trzewia eksplodowały i z nich wyszedł Siewca Zarazy… trzykrotnie większy od zmarłego, dzierżąc swój przerdzewiały miecz, gdy tylko wyszedł zaraz z trzewi wychynęła druga zgniła ręka i nagle się rozproszyła pod karcącym spojrzeniem Beshana… ciało wciąż drgało i wiło się zwiastując, że niedługo kolejne demony mogą zacząć wychodzić, ale chwilowo przejście było zamknięte...

Będzie rzut k10
  • 11 - brak dalszych uszkodzeń
  • 10 - uszkodzony jeden komponent
  • 9 - uszkodzony jeden komponent
  • 8 - uszkodzony jeden komponent, 33% jeden zniszczony
  • 7 - uszkodzone 2 komponenty, 33% jeden zniszczony
  • 6 - uszkodzone 3 komponenty, 50% jeden zniszczony
  • 5 - uszkodzone 4 komponenty, 33% jeden zniszczony, 33% dwa zniszczone
  • 4 - Wszystkie komponenty bardziej lub mniej uszkodzone (część zostaje zniszczona)
  • 3 - Wszystkie komponenty bardziej lub mniej uszkodzone (duża część zostaje zniszczona)
  • 2 - Okręt po wyjściu jest wrakiem
  • 1 - Okręt po wyjściu jest wrakiem, połowa oficerów nie żyje (los określi czy ktoś z was nie umiera)
Przy dwóch rytualistach macie premię +2, przy trzech +4, a przy braku karę -1.
Opętaniec jest silny. Właśnie jednym gestem przywołał przynajmniej dwóch siewców zarazy. Dla jednego z was będzie on bardzo groźnym przeciwnikiem, dla dwóch już nie bardzo ale czy jeden czarnoksiężnik wam starczy by pilotować Nadzieję Ludzkości?

Demon ma też silną aurę (-10 do WP) odczuwaną jako ciężka gorączka. Zawrzyjcie to w swoich odpisach.





Ionacht był pierwszy, ale i tak nie zdążył. Eksplozja szarpnęła całym okrętem i miotnęła nim o ścianę… już wiedział, że wiele żyć to kosztowało gdy kości, czaszki i kręgosłupy załogi były łamane o ściany i grodzie, ale eksplozja nie nastąpiła w munitorum… inaczej już spotkałby bogów…
- Straciliśmy baterię na bakburcie! Całą ją wysadziło w osnowę!
Pierwszy Skallpel Ostatniej Nadziei Ludzkości wstał i wznowił bieg. Gdy dostał się do munitorum jego oczom ukazał się obraz rozkładu i entropii… wyglądało ono jakby ktoś wypełnił je truchłami tydzień temu i zostawił samym sobie. Olbrzymie na kciuka muchy latały i podobnie wielkie larwy wylewały się z napęczniałych, popękanych purpurowo-czarnych poruszających się wciąż pseudo-trupów. Rój much był tak gęsty, że ograniczał widoczność do kilkunastu metrów. Jeśli nie liczyć tej sceny to rdza i nieokreślone osady nadawały całemu munitorum wygląda jakby zostało opuszczone wiek temu… wtedy dostrzegł ruch… wśród ciał, larw i coś płynęło… zbliżało się. Ale nie zaatakowało, tylko wynurzyło się kilka metrów przed Ionachtem


Herold Nurgla… potężny Siewca Zarazy dzierżący wielki cep-kadzidło o trzech głowicach rozprzestrzeniających nadnaturalne choroby i kapiące ścierwem pod którego krople spadając na ciało momentalnie rozkładały je przeżerając się aż do stalowego pokłądu wżerając się w niego głęboko rdzą. Z pleców wyrastał mu wielk róg, na którym wisiał Trzynasty Hymn… Dzwon zarazy którego uderzenia niosły śmierć i entropię.
~ Zostało postanowione ~ odezwał się powoli w języku swędzenia wrzodów i smrodu morowych oparów zrozumiałym jedynie dla tych co służą Ojcowi Rozkładu ~ Okręt zostanie przemianowany na Czterdziestą Dziewiątą Wolę Typhusa. Raduj się bracie, bo tobie zostanie powierzona chwała pieczy nad okrętem pod nieobecność Herperitusa - Wielkiego Nieczystego - Pogromcy Oriasa mistrza zakonnego Szarych Rycerzy. Idź na mostek i czekaj rozkazów, gdy przybędę ze świtą ~ wskazał szeroki gestem trupiej ręki formujących się z obrzydliwości kolejnych siewców zarazy wraz z dziesiatkami nurglingów ~ będziesz nożem w plecach sług kapryśnego boga…




Sharaeel walczył z konsolą, a poprzez nią z całym okrętem. Pole Gellara w każdej chwili mogło wymagać roboczej kalibracji po jednym z wyjątkowo mocnych uderzeń fal spaczeniowych, trzeba było odcinać sekcje zalane przez osnowę by uniknąć potencjalnego przedarcia się opętańców wgłąb okrętu. Walczył z tym i jednocześnie starał się koordynować działania ale dowodzenie to nie była jego dziedzina. Był zajęty. Bardzo zajęty i bardzo skupiony. Dlatego nie zauważył gdy wszystko ucichło… aż do ostatniego momentu. Odskoczył czymś więcej niż naturalnymi zmysłami które nie mogły go ostrzec. Szybki nur w bok, ale zbyt późno… potężne energetyczne ostrze wgryzło się w jego ramię odcinając je w łokciu jakby było z gliny. Sharaeel ryknął, ale z jego ust nie wydał się żaden dźwięk… w ogóle nie było żadnych dźwięków. Był w polu wyciszającym. Podniósł wzrok by zobaczyć jak topór magosów po raz kolejny opada. Przed nim stał Hegemon. Wielki na dwa i półmetra, smukły jak eldar drugi tech-kapłan na okręcie. Od zawsze rywalizujacy z Sharaeelem o tytuł Pierwszego Magosa, ale zostający w tyle przez psykerskie sztuczki oponenta.
~ Dziś odpowiesz za bluźnierstwa preciw duchom maszyn ~ zakomunikował mu światełkiem migającym w binarnym kancie spuszczając kolejne uderzenie...
Awarness Sharaeela: 5 stopni porażki
Stealth Hegemona: 1 stopień porażki
Sharaeel - odporność na ból: 1 stopień porażki



 

Ostatnio edytowane przez Arvelus : 05-11-2017 o 16:44.
Arvelus jest offline