Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-11-2017, 17:07   #5
Lord Cluttermonkey
 
Lord Cluttermonkey's Avatar
 
Reputacja: 1 Lord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputację
Podmrok, rzeka Laetan
13 Ponurych Mrozów, dzień ziemi
4433 roku BCCC

Po odpoczynku i godzinie dalszej wędrówki osiągnęliście swój cel. Rzeka Laetan, wąska w tym miejscu, płynęła prostopadle do tunelu, z którego przyszliście, w kierunku Glimmerfell. Widzieliście ją już z daleka, oświetloną blaskiem motyli, błyszczących w ciemnościach wszystkimi barwami ametystu. Na ich widok oczy gnomów zaiskrzyły się jak u zwierząt przeczuwających pułapkę. “To nie są prawdziwe motyle, tylko przynęta wędkujących Fomorian. Nie dotykajcie ich.”, szepnął któryś z magicznych rycerzy. Wysuszone, pierwotne koryto rzeki blokowała tama wzniesiona z ciosanych kamieni i czarnej zaprawy, której ani wy, ani wasi towarzysze nie mogli powiązać z żadną znaną substancją ani ziemskim pierwiastkiem. Anlaf podniósł do ust palce na znak ciszy. Półtorej tuzina rothe, o wiele mniejszych od tego należącego do Eola, spało, wylegując się blisko wody. Woleliście nie skończyć pod ich kopytami.

Shillen spoglądała na leżące przy wodzie zwierzęta i westchnęła, szepcząc cicho pod nosem: - Cholerne krówska, leżą przy samej wodzie, a liczyłam, że jak dojdziemy do rzeki to będzie można się wykąpać…

- Śmiało, chętnie zobaczę jak biegasz po Podmroku z gilami do kolan - syknął Oscar, a następnie zwrócił się do reszty. - Nie wiem jak wy, ale ja tu widzę okazję na solidny obiad. Jak się postaramy to może i na parę dni starczy. Uwędzimy je sobie… - rozmarzył się Skandyk.

- Robimy zakłady? - Eol podchwycił myśl wojownika - Każdy po trzy strzały, kto ubije największego? - wyszczerzył kły i przejechał po nosie językiem. Wizja pieczonej rothe wyraźnie do niego przemawiała.

- Mało życzliwy jesteś Skandi, dalej się obrażasz o ten głupi żart z sakiewką? - uśmiechnęła się niewinnie, po czym zwróciła się do Eola. - Idę na ten zakład.

Amira przyglądała się rzece z zaciekawieniem i pewnym rozmarzeniem. To miejsce było urokliwe nie tylko na standardy Podmroku cieszyła się więc chwilą spokoju kontemplując błysk wody skrzącej w świetle skrzydeł motyli zastanawiając się jaką plugawą sztuczkę maskują swą urodą.

- Eolu, uważaj, bo przyjmę twój zakład. Mogę je od razu... upiec - zachichotał czarodziej - zakład nie jest do końca fair - czarodzieja obok motyli, bardziej interesowała tama i możliwość jej przerwania. Uważnie taksował wzrokiem solidne kamienie i tajemniczą zaprawę.,

Amira zbliżyła się więc do czarodzieja przyglądając się temu dziwnemu kamieniowi następnie rozejrzała się po okolicy szukając wzrokiem jakiegoś innego kamienia tego rodzaju. Uważnie spoglądała pod nogi szukając jakiegokolwiek okrucha skały który ułatwiłby jej identyfikacje głazu a tym samym wskazał jego słabe punkty. Zaklinaczka wiedziała bowiem, że wygląd kamienia może sugerować jego słabe punkty.

Shillen nie zwracając uwagi na Amirę i czarodzieja, zamyślona dalej wpatrywała się w leżące zwierzęta. - A może by tak części z nich użyć jako zwierzęta juczne? - zapytała pod nosem, tak jakby bardziej siebie niż swoich towarzyszy.

Tholrak, który zdążył dołączyć do grupy, usłyszał słowa Shillen i kiwnął głową.

- Dobry pomysł. - skwitował. - Rothe to wytrzymałe bestie, sporo udźwigną. Jak już je połapiemy, Gulmur ich może pilnować. W naszej kompanii robił za dowódcę taborów, zna się na troczeniu juków i umie obchodzić się ze zwierzakami. Gulmur, pomóż Shillen - zakomenderował.

Elfka skinęła głową w podziękowaniu za to, że krasnolud się z nią zgadza. Wpatrywała się w niego trochę nieufnym wzrokiem, zastanawiając się znów skąd go zna. Po chwili jednak odwróciła wzrok i powiedziała. - Myślę, że przydałaby się też pomoc Anlafa, o ile oczywiście wszyscy zgadzają się na przerobienie tych rothe na naszych tragarzy. Nie wszystkich oczywiście, jeść też coś trzeba... - rozejrzała się po towarzyszach.

- Zgadzam się - rzekł cicho druid. - Jeżeli to zwierzęta hodowlane to nie powinny sprawić trudności o ile nie będziemy działać zbyt gwałtownie. Te tutaj są z pewnością oswojone z zapachem svirfneblin, a nie minęło aż tyle czasu by zdziczały. Stromfaście, czy ktoś z was zna się trochę na pasterstwie? Najprościej będzie się z nimi obejść tak jak macie to w zwyczaju. Możemy je spokojnie wyprowadzić w bardziej dogodne miejsce.

- Jesteśmy żołnierzami, nie pasterzami - odparł Stromfast, rozkładając bezradnie ręce. - Ale jeśli to nasze, pomożemy... Naszym zapachem - uśmiechnął się.

- Chodźmy zatem, poudawać pastuszków - odrzekł z uśmiechem Anlaf. - Myślę, że powinniście iść na przedzie dopóki się do nich nie zbliżymy. Jeżeli rothe wyczują najpierw Shillen lub mnie mogą się instynktownie poderwać do ucieczki. Podejdziemy zwyczajnym tempem. Bez zakradania się czy gwałtownych ruchów, żeby ich nie spłoszyć. Wejdziemy między rothe, okrążymy je i utworzymy trójkąt zamykając w nim zwierzęta. Shillen i ja będziemy na przedzie i wytyczymy kierunek wy zaś dopilnujecie by nasze stadko nie rozeszło się na wszystkie strony. Jak wszystko pójdzie dobrze to za parę chwil włączymy je do naszej kompanii. - Po tych słowach druid ruszył powoli w stronę bawoło-podobnych stworzeń.

Eol tylko wyszczerzył się, widząc podchody druida i kompanii. Wygodniej podparł kuszę i razem z Mavis ustawił się tak, by w razie niepowodzenia “pasterzy” mieć jeszcze szansę na ustrzelenie kilku co tłustych sztuk.

Shillen przytaknęła druidowi i zwróciła się do Rahnulfa, który chciał podążyć za nią - Stój! Zostań tu Rahnulf, raczej nam tego nie ułatwisz, a wręcz przyciwnie - poczochrała wilka po łbie i podążyła za Anlafem.

Rashad, któremu zbrzydła psująca się żywność spojrzał chciwie na stado rothe, oceniając czy ma do nich dobrą linię strzału z łuku:

- To zapas jedzenia, jak zabijemy choć jednego czy dwa nie umrzemy prędko z głodu, nawet ucztę możemy wyprawić… - po chwili spojrzał na tamę, zrobioną ze złowrogiego materiału. Musieli jakoś to zniszczyć.

Tholrak również przyglądał się tamie, starając się ocenić sposób jej budowy i wypatrzeć ewentualne słabe punkty. Doszedł do wniosku, że kamień musi pochodzić z tutejszych jaskiń, nie sądził bowiem, aby darakhulom chciało się targać budulec z drugiego końca świata. Jednak tajemnicza zaprawa spajająca kamienie nie kojarzyła mu się z niczym, co do tej pory widział.

Katon zerknął na wiszącą na plecaku jednego z krasnali linę, a jego bystry wzrok szybko natrafił również niewielki hak, dźwigany przez Tholraka. Elf spojrzał na tamę po drugiej stronie rzeki i podszedł do krasnoluda - widzę, że macie linę i kotwiczkę. Gdyby trzeba było sforsować rzeczkę, dałbyś radę przerzucić linę na drugą stronę i zaczepić o krawędź tamy? Można byłoby się dowiedzieć, jaka substancja spaja te kamienie i jak tą tamę zniszczyć - czarodziej nigdy nie widział takiego materiału, i już sama możliwość jego zbadania była dla elfa ekscytująca. Jednocześnie patrzył też na motyle, i wiedziony wskazówką gnomów, dokładnie rozglądał się po ścianach i suficie jaskini, aby sprawdzić, czy gdzieś nie ma śladów bytności wspomnianych przez gnomy Fomorian.

Tholrak popatrzył na czarodzieja, po czym skinął głową.

- Dobry pomysł - odparł, po czym rzucił komendę w języku Podmroku. Jego wojownicy odtroczyli zwoje lin od plecaków i podali je dowódcy. Gulmur oddalił się następnie w stronę rothe, przy których kręcili się już Anlaf i Shillen, Torrim zaś, który miał najlepsze pojęcie o technikach przetrwania, pomógł Tholrakowi związać linę. Długi zwój liny zakończyli mocnym węzłem, na którym umocowali hak wspinaczkowy. Tholrak wybrał punkt nieco oddalony od miejsca obozowania rothe i, ubezpieczany przez Torrima i Hulnara, podszedł w tym miejscu do brzegu rzeki, próbując ocenić odległość i siłę niezbędną do zarzucenia kotwiczki na tamę. Z tyłu za nimi trzymał się również Gundar.

Na sam widok intruzów, nawet znanych im gnomów, połowa stada rothe - ta wylegująca się najbliżej wody - wskoczyła na oślep do Laetan, aby popłynąć z jej nurtem, becząc ze strachu i zdziwienia. Wątpliście by rothy, uciekające na ślepo, mogły przetrwać długo w tunelach. Pozostało zaakceptować stratę i zająć się tymi, które nie były na tyle odważne albo na tyle wystraszone. Małe, krowopodobne stworzenia zamarły w bezruchu. Niewiele jednak brakowało, aby również zareagowały gwałtownie i rzuciły się do szalonego galopu w stronę rzeki. Tholrak musiał wstrzymać się ze swoim planem, aż sytuacja się nie uspokoi.

- Obyte z gnomami a płochliwe jak sarny - skomentował druid. - W sumie można się było tego spodziewać po stworzeniach mieszkających w Podmroku. Chyba przyjdzie nam uciec się do podstępu. Zaczekajcie chwilę - powiedział, po czym cicho zainwokował zaklęcie. Już po chwili między pozostałymi rothe zaczął unosić się przyjemny zapach świeżej trawy i porostów dobiegający jakby od strony Shillen i Anlafa.

Shillen uśmiechnęła się pod nosem - Hmm… ciekawy pomysł Anlafie. Miejmy nadzieję, że zadziała - powiedziała obserwując reakcję zwierząt na zaklęcie druida.

Głupie krowy - mruknął pod nosem Rashad odsuwając się odrobinę by dać Anlafowi pole do działania. Jednocześnie zaczął szukać wzrokiem rothe najłatwiejszego do ubicia dobrze wymierzoną strzałą z łuku, gotów do użycia swej mistycznej sztuki by w mgnieniu oka przywołać broń do rąk.

Bydłopodobne stworzenia stały jeszcze przez chwilę nieruchomo, sparaliżowane ze strachu, po czym rozluźniły mięśnie. Płochliwe z natury, uspokoiły się, jeden nawet polizał dłoń Anlafa. Dwa czy trzy stanęły przy brzegu rzeki i beczały za tymi, które uciekły na oślep. Rothe potrafiły przebyć niewiarygodnie wielkie odległości, więc rozdzielone stado mogło się jeszcze odnaleźć, choć zajmie to pewnie sporo czasu. Pozostałe pasły się wygodnie przy strumieniu.

Tholrak, wraz z Torrimem, Hulnarem i Gundarem, kontynuowali swój plan. Podeszli do brzegu rzeki. Krasnoludowie ocenili dystans, po czym kapitan zabrał się do roboty. Rozhuśtał hak i rzucił. Zanim doleciał do tamy, niespodziewanie jeden z motyli owinął się wokół niego i wystrzelił w linii prostej ku ginącemu w mrokach sklepieniu, jak przynęta wyciągnięta przez rybaka z wody. Khazadrugar krzyknął zaskoczony. Długi zwój liny z dużą prędkością prześlizgiwał się przez ręce krasnoludów, mknąc za hakiem, który już dawno znikł w ciemnościach.


- Trzymać linę! - ryknął Tholrak, odruchowo zaciskając odziane w skórzane rękawice palce na linie. Od tarcia konopnych zwojów o skórę aż dym poszedł z rękawic, ale Tholrak trzymał z całych sił, gotów raczej polecieć za liną pod sufit, niż puścić linę i pozwolić, by zniknęła w czeluściach Podmroku. Dobrze chociaż, że drugi koniec liny nadal był mocno zawiązany wokół sporego głazu leżącego u brzegu rzeki. Krasnolud nie wiedział jednak, jaką siłą dysponowało stworzenie, które chwyciło hak - sądząc po prędkości, z jaką lina wyślizgiwała im się z rąk, musiała być znaczna - wolał więc nie ryzykować zerwania, jakim mogło zakończyć się nagłe szarpnięcie liny po wybraniu całego luzu, i robił wszystko, co w jego mocy, by wyhamować wybieranie liny. Tuż za nim za linę chwycili jego podwładni, Torrim i Hulnar, a za chwilę dołączył do nich również trzymający się dotychczas z tyłu Gundar.

Katon chrząknął zdziwiony po czym zdjął z pleców łuk i wyjął z kołczanu jedną strzałę, na którą nałożył proste zaklęcie światła. Następnie naciągnął łuk i posłał strzałę wysoko, pod sam sufit jaskini, starając się dostrzec co próbowało ukraść im krasnoludzką linę.

Widząc, że druid poradził sobie ze stadem i z polowania nici, Eol przeniósł swoją uwagę na siłujących się z liną krasnoludów. Na jego paszczy wykwitł złośliwy uśmieszek, kiedy grupce karłów linia zaczęła stawiać niespodziewany opór. Owszem, mógłby pomóc im w siłowaniu się z niewidzialną przeszkodą, ale o wiele milej było patrzeć, jak jego rywal się męczy. Nie stracił jednak czujności i nie lekceważył zagrożenia - byli przecież w Podmroku, gdzie wszystko mogło być (i zwykle było) śmiertelną pułapką.

- Uwaga! Gotować kusze, cel sklepienie! - rzucił rozkaz, posyłając Mavis, żeby obiegła obóz z tym alarmem. Sam też wycelował w sufit swoją “machinę oblężniczą”, uważnie śledząc lot świetlistej strzały.

- Ha! Ani chwili nudy. - Skomentował Anlaf odwracając się do drowki - oby tylko nie narobili za dużo hałasu. Szkoda byłoby stracić resztę rothe. Mleko mogłoby być dobrą odmianą w naszym jadłospisie.

Drowka zaśmiała się lekko słysząc słowa druida - Cokolwiek by się nie stało, znamy się wszyscy na tyle długo, że wiadomo, że bez bałaganu się nie obejdzie - szturchnęła Anlafa łokciem.

Rozpoczęło się dzikie zmaganie. Więzy potwornych mięśni naprężyły się na sękatych ramionach khazadrugarów, gdy ci z głuchym pomrukiem zacisnęli dłonie na linie. Z twarzami wykrzywionymi z wysiłku i żyłami nabrzmiewającymi na skroniach zbliżali się powoli, acz nieubłaganie w stronę rzeki, szorując ciężkimi butami po twardym podłożu.

Cokolwiek ciągnęło linę ku górze, zdawało się posiadać niewyczerpany zapas sił. Wargi Tholraka wykrzywił szyderczy grymas, gdy sznur zatrzymał się w miejscu. Kapitan stał nieruchomo nad brzegiem wartkiej Laetan, tylko mięśnie jego ramion i szeroko rozstawionych nóg dygotały lekko.

Rothe odbiegły od strumienia, spłoszone, nie bacząc na Anlafa i Shillen, gotowe stratować każdego stającego na ich drodze. Umagiczniona strzała Katona pomknęła wysoko, oświetlając na kilka bić serca monstrualne, pokryte kaszakami głowy fomorian, ich płonące obco i wrogo żółte ślepia i ostre zęby, zgrzytające ze wściekłości. Na widok światła w oczach potworów pojawiło się niebotyczne zdziwienie. Giganci zniknęli za klifem, wciąż nie dając za wygraną khazadrugarom.


Tholrak, wciąż trzymając mocno linę, rzucił do swoich towarzyszy kilka komend w języku Podmroku, po czym uwolnił na chwilę jedna rękę i wykrzyknął to samo zaklęcie, którego użył przy konfrontacji z Eolem. Stojący parę kroków za nim Gundar uczynił to samo. Moment później oba krasnoludy rozrosły się do rozmiaru mniej więcej trzech metrów. Na znak dany przez Tholraka wszystkie krasnoludy po raz wtóry chwyciły linę najmocniej, jak mogły i szarpnęły ją ze wszystkich sił, jakby chciały ściągnąć podróżnikom na głowę cały strop jaskini.

- A niech to szlag! - zaklął Anlaf - chyba jednak będzie gorąco. Najlepiej im pomożemy zajmując się rothe. Shillen, spróbuję je nawrócić i wyprowadzić w bezpieczniejsze miejsce. Zawołaj Rahnulfa pilnujcie na tyłach, aby stado się nie rozpraszało. Wrócimy kiedy sytuacja się uspokoi. Stromfaście, dołączcie proszę do naszych. Mogą wkrótce potrzebować wsparcia waszych kusz. - Nie zwlekając dłużej druid pochylił się, a jego ręce zaczęły się wydłużać i porastać szczeciną. W końcu na ziemię opadły z impetem dwa masywne kopyta. Byk rothe natychmiast przeszedł w galop, a po chwili w szaleńczy cwał próbując wyprzedzić resztę zwierząt. Po czym wydał z siebie ryk jakby nawołujący resztę zwierząt i skręcił biegnąc wzdłuż rzeki.

Shillen odprowadziła wzrokiem zmienionego w byka Anlafa, po czym zagwizdała i zawołała - Rahnulf do mnie! - wilk leżący na ziemi zerwał się na dźwięk głosu swej pani i pobiegł za nią na tyły za spłoszonym stadem.

- Czy to kolejne giganty którym mamy udzielić lekcji?- Stwierdził Rashad, wymierzając łuk w miejsce gdzie pojawiły się obmierzłe łby, ale nic nie widział w ciemności na górze. - Potrzebujecie pomocy z tym bydłem? - Zawołał do Anlafa i Shillen.

- Anlaf raczej ci teraz nie odpowie! - drowka zawołała do Rashada wskazując na wielkiego byka rothe wyprzedzającego pozostałe - ale możesz pomóc mi pilnować tyłów!
 

Ostatnio edytowane przez Lord Cluttermonkey : 10-11-2017 o 19:15.
Lord Cluttermonkey jest offline