Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-11-2017, 20:17   #3
TomBurgle
 
Reputacja: 1 TomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputację
Takie historie nigdy nie powinny być opowiadane w całości, bez niedomówień, ani nawet wiernie - i ta także nie będzie. Żywot czarnoksiężnika Tysiąca Synów nie kończy się w momencie jego śmierci, ani nawet zniszczenia jego ciała. Plugawcy nawet i na to mają swoje chaośnicze sposoby.
Ale faktyczne zagrożenie jest inne: ktoś zbyt słaby mógłby pójść jego śladami, i, tam gdzie żelazna wola i wyższy cel Astartes zdały egzamin, zawieść, a używając narzędzi arcyzdrajców sprowadzić na nas większą katastrofę niż ci o których będzie ta notatka.

Więc o kim będzie? To opowieść o “Ostatniej Nadziei Ludzkości”. O okręcie, o jego załodze i o niej samej. O tym jakie aspiracje rzekomo wiodły każdym jednym z Rady. O tym co byli gotowi zrobić, by je zrealizować. I wreszcie o tym, dlaczego wszyscy dziś tu jesteśmy - czyli jak zaczęła się ich krucjata i czy było to to co chcieli osiągnąć.

Z notatek renegackiej Inkwizytor Irulany, z okresu uwięzienia w Trójrogim Pałacu na Scintilli


Beshan Wierny, jako jeden z niesławnych Rehati Tysiąca Synów, wprawny mistrz rytuałów, powinien był osobiście prowadzić ten rytuał od samego początku do samego końca. Albo choć niech zrobiłby to Gwrhyr, a nie jeden z tych śmiertelników w zadufaniu wierzący w swoje siły. Być może wtedy jego efekty byłyby inne. A tak, teraz, kiedy cały kosmos sprzysiągł się przeciwko nim i wyladowali w największej Burzy Chaosu jaką Droga Mleczna widziała w tym milenium, musieli wytrwać w tej nawale jak on przez milenia wytrwał napór Imperium. Legionista w wielobarwnym pancerzu, złożonym z wszystkich wzorów pancerzy wspomaganych nieśpiesznie zrobił krok do zewnątrz pierścienia. Złapał spojrzenie Gwrhyra; Czarny Apostoł był gotów trwać na posterunku, zajmując się mniej chwalebną, choć donośniejszą misją: ocaleniem okrętu jako całości.
Beshan rozesłał mentalny przykaz do swoich sług i zamknał zawieszoną przed sobą w powietrzu księgę rytuałów. Zmienił ruchy przekutą dla niego Brzytwą Aleksandra; jej ostrzem zaczął błyskawicznie kreślić w powietrzu kolejne i kolejne mistyczne symbole które strzelały niepokojąco żywotnymi zielonymi iskrami co puls psionicznej energii. Trzecie z narzędzii czarnoksiężnika, Iskra, zawirowała dookoła niego tworząc sfery w których symbole się zamykały i malały. Czarnoksiężnik ostrożnie opuszczał rytuał, nie chcąc narazić go na destabilizację - to byłaby ich zguba. To, w jakim pośpiechu potrafił dostosować swoją część rytuału, była ostatnim na ten dzień świadectwem jego mistrzostwa.

Wraz z psionicznym impulsem nieduże, kotopodobne stworzenie wyskoczyło spod niebieskozłotego płaszcza czarownika i błyskawicznie rozpostarło filigarnowe ogniste skrzydła by z błyskiem i piskiem wlecieć między łańcuchy pod sufitem. Zwierzę-zabawka Beshana było powszechnie znane - mała istota którą wszyscy uwielbiali i cieszyli się na ostry zapach ozonu który zwykle jej towarzyszył. Oczywiście, jej urok był zbyt słaby by zadziałał na któregoś z członków Rady - czy nawet z bardziej świadomych sług - ale umożliwił przetrwanie wśród okrutnej załogi aż przygarnął je nowy pan.

Tylko chwilę później znów zabrzmiały ciężkie, metaliczne kroki - te które zawsze zapowiadały cichą grozą nadejście brata Azarkova. Patrząc na karmazynowy pancerz terminatora, nawet ktoś kto nie znał historii Tysiąca Synów miał więcej niż przeczucie z kim ma do czynienia. Niepokojąca aura otaczała wszystkich braci obróconych w niebyt podczas zaklęcia Ahrimana – ale spojrzenie niewielu z przemienionych w żywe pancerze niosło taki ciężar. Najpotężniejszych – Sekhmet, jakim właśnie był Azarkov – czar nie zamienił w zupełnie bezmyślne twory. Te resztki świadomości wprawnie siejące zniszczenie każdą bronią jaką dostały w ręce wpływały na losy całych bitew. A teraz sprzężone działo w jego ręce wypluło wielkokalibrowe emanacje Immaterium, a sam Azarkov przemieszczał się na pozycję obronną wobec nowego zagrożenia. Mimo swojego pancerza Azarkov nie lekce sobie ważył przeciwnika - być może nawet nie byłby w stanie gdyby chciał - i ruszał się jak na polu walki, między strzałami zasłaniając się czym akurat się dało w drodze do swojego pana.

- Utrzymajcie rytuał w mocy, niezależnie co się stanie - zadźwięczało niskim, powolnym głosem z wbudowanych w rogaty hełm głośników - A ja nie dam nikomu zapomnieć dlaczego to my jesteśmy Radą. Ty, idziesz ze mną! - wezwał do siebie Maela wpatrującego się w swojego pana, Gwrhyra. Ten, oczywiście, nie był dość samodzielny aby podjąć taką decyzję samemu - ale na szczęście potwierdzenie Czarnego Apostoła nadeszło szybko. Tak jak brat Azarkov, czarnoksiężnik żył już za długo ( lub wręcz żył tak długo dzięki temu ) żeby zginąć w przypadkowym starciu i znał wartość wsparcia. Iskra wleciała mu prosto w opancerzoną dłoń i Beshan włączył się do walki, posyłając zza bezpiecznego filara świątyni starannie wymierzony strzał w tułów lewitującego opętańca - cios pozornie niezbyt groźny...do momentu kiedy niematerialny demon odczuł trafienie które wcale nie przeniknęło przez niego tak jak na to liczył. Co więcej, z rany buchnął ogień prosto z Kryształowego Labiryntu, niosący cierpienie niewiedzy prosto w trzewia demona.Fakt że cielesna powłoka opętańca zajęłą się przy tym niebieskim ogniem był jeszcze jednym ciosem poniżej pasa ze strony czarnoksiężnika.

- Mael, zaczynasz, dywersja od tyłu -
Beshan w pośpiechu podbiegł do prowizorycznego stanowiska ogniowego przygotowanego przez Azarkowa. Pod osłoną grubej plastalowej kolumny, wielkiego, plującego ogniem terminatora i ułamanej przez niego betonowej ławy, Beshan kontynuował podświadomą ocenę pola walki - od wielkiego, obcego bytu na tuż nad okrętem, przez monitorowanie mocy opętańca, by w razie czego skontrować czymś więcej niż gdy wcześniej wzywał wsparcie, po ryzyko zdradzieckiego ciosu w plecy. Chowaniec także obserwował, a jego wąski strumyczek ożywiał myśli i barwił obserwacje detalami. Wszystko składało się w plany, plotąc zawiłe ścieżki Pana Zmian z sztywnymi wytycznymi Codex Astartes, mieszając fizyczne natarcie z duchową walką o supremancję.
Świadome myśli były skierowane na co innego.

[- Do wszystkich: sytuacja w świątyni jest pod kontrolą. Nie panikujcie. Zabezpieczajcie swoje sektory, a wyjdziemy z tego. Raporty na mostek! -]dźwięczący żelazną wolą głos czarnoksiężnika rozlał się po okręcie poprzez vox. Jego słowa niosły autorytet najstarszego członka załogi - skoro przeżył dziesięć mileniów w tak wrogim świecie, to chyba już wiedział jak to się robi. To że do tej pory nie przejął władzy na okręcie wynikało z decyzji na podstawie starannego bilansu zysków i strat. Ale też nie dał przejąć pełni władzy nikomu innemu.

Gdy potężne pociski wystrzelane przez brata Azarkova błyskawicznie likwidowały Siewców Zarazy - wszystkich którzy kolejno wyszli, nawet pomimo łaski Tzeentcha zacisającego pętlę na psionicznej krtani opętańca - Beshan sam był już w natarciu. Zza bezpiecznej osłony jaką był terminator prowadził atak w sam umysł demona, odzierając go ze wszystkich sztuczek - z chorobliwej aury, której musiałby się wystrzegać przy walce wręcz, bezcielesności która zaskoczyła już tak wielu jego przeciwników, pocisków entropicznej złośliwości Pana Rozkładu. Na tym polu walki, walczyli sami, bez oszustw, wola przeciw woli. Stawki były wysokie, ale - tak jak lubił najbardziej - na korzyść Beshana. On ryzykował tylko życiem - a nawet wśród powszednich sług Chaosu nie była to wysoka stawka - wszak życiami handlowano na miliony - a co dopiero dla czarnoksiężnika który przez te tysiące lat ponad tuzin razy wracał z królestwa Tzeentcha do świata żywych. Urth’Nagh...ryzykował czymś więcej - wieczną niewolą na rzecz przeciwnego bóstwa.

Druga z bitew toczyła się równocześnie, i była niewiele mniej spektakularna. Azarkov i Mael ścigali opętańca po całej sali - pierwszy bombardował każde miejsce w którym wróg się pojawił, nie zważając na straty i zniszczenia. Przypadkiem trafiony ofiarny psionik nie został rozerwany na strzępy, tak jak powinien - zamiast tego pocisk wleciał w jego podbrzusze i zawinął je dookoła następnej z ofiar, zlewając ciała obu psioników w jeden, spaczony byt i dwa nie mniej spaczone umysły aż do śmierci. Jako że drugi pocisk z bliźniaczej lufy zachował się już normalnie, śmierć była szczęśliwie rychła. Astralny duch-bliżniak Mrocznego Apostoła miał inne zadanie - ścigał niematerialnego przeciwnika wszędzie tam, gdzie ten próbował uciec przed ogniem auto-działa. Tak jak Sekhmet, nie zważał na straty wśród postronnych - i naprawdę niewielu niewolników miało szczęście przeżyć tą hektabombę. Między rozszalałym Księciem Rozkładu który próbował pożywić się na nich w biegu, najcięższą bronią dostępną marines która ścigała go po całej sali a energetycznym ostrzem które samo materializowało się w ich piersiach by zakazać demonowi tego pokrzepienia - jakie były ich szanse?

Kiedy bitewny pył zniszczonej sali juz opadł, nadszedł czas na bilans strat. Książę demonów w swoim ostatnim, rozpaczliwym ataku, przemkną poza przestrzenią i pchnał w twarz Beshana. Zawiódł spaczony Crux Terminatus, zawiódł też tuzin innych środków ochronnych, ale jak wiele razy w ciągu tych tysięcy lat, cios został zablokowany pancernym ramieniem terminatora. I tu pojawiła się okazja w przebraniu.
Rozpuszczająca wszystko wściekłość potężnego sługi Nurgla unicestwiła pancerz brata Azarkova. Tyle że jak u wszystkich jego typu, pod pancerzem nie było niczego. Pal sześć broń o którą nawet legioniści byli w stanie zabić, a teraz została unicestwiona - w tym miejscu sama rzeczywistość miała problem co powinno się wydarzyć. Co jeżeli coś co może być tylko całością, straci swoją część? Czy może w końcu uda się znaleźć dowód na to, że zaklęcie Ahrimana zadziałało jak należy - i ocaliło mutujących braci, a nie jak mówiono, że jedynie zaklęło w pancerzach ich echa? Czy łaska Tzeentcha, przez tyle lat zapewniająca jedność całego konstruktu, obejmie kolejny cios, tak jak tysiące wcześniej?

[- Mostek, książę demonów wygnany. Jaki status? -]

 
__________________
W styczniu '22 zakończyłem korzystanie z tego forum - dzięki!

Ostatnio edytowane przez TomBurgle : 08-11-2017 o 11:40.
TomBurgle jest offline