Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-11-2017, 15:51   #4
Krieger
 
Krieger's Avatar
 
Reputacja: 1 Krieger ma wspaniałą reputacjęKrieger ma wspaniałą reputacjęKrieger ma wspaniałą reputacjęKrieger ma wspaniałą reputacjęKrieger ma wspaniałą reputacjęKrieger ma wspaniałą reputacjęKrieger ma wspaniałą reputacjęKrieger ma wspaniałą reputacjęKrieger ma wspaniałą reputacjęKrieger ma wspaniałą reputacjęKrieger ma wspaniałą reputację
“Jedynym, czego pragnąłem, była prawda.”
- Lorgar

Po sczerniałej i pokrytej zakrzepłą krwią tysięcy zapomnianych ofiar plastalowej podłodze świątyni przemknął kosmyk siwego dymu. Wił się i płynął kilka centymetrów nad ziemią jak morski wąż, klucząc pomiędzy rozrzuconymi wokół ciałami kultystów i instrumentami bluźnierczych ceremonii, jakby prowadzony przez jakiś wyższy cel. Zmierzał ku centralnemu pulpitowi, przy którym członkowie Rady Regencyjnej Ostatniej Nadziei Ludzkości rytualnymi modłami próbowali powstrzymać kapryśne fale Spaczni przed rozerwaniem ich okrętu na strzępu.

Smuga przepłynęła między nogami targanego mutacyjnymi konwsulsjami Aldiela, zatańczyła mu na moment wokół kostki, i powoli przesączyła się na schody prowadzące do głównego ołtarza, niczym woda płynąca wbrew prawom fizyki pod górę. W miarę zbliżania się do punktu ogniskowego, trójki potężnych rytualistów przewodzących ceremonii, dym nabierał objętości i treści, pęczniejąc jak rozlewający się pod skórą krwiak. Chmura zatrzymała się nagle tuż za jednym z radnych, i bulgocząc jak wiedźmi kocioł, wydłużyła się i wyrosła z podłoża na wysokość astartes, nabierając humanoidalnego, ale powykręcanego i obraźliwego dla wszystkiego co naturalne w tym wszechświecie kształtu. Widmowa kończyna ostrożnie, ale z pełną ekscytacji determinacją sięgnęła ku szyi odwróconego plecami i pogrążonego w inkantacji rytualisty o srebrnych włosach, które straciły swój czarny kolor przez zgubny wpływ energii którą póbował ukierunkować. Im bliżej się znajdowała, tym bardziej materialna się wydawała - zalśniła niezdrowa, biała jak papier skóra, a poszczególne kosmyki dymu stwardniały i zaostrzyły się w kształt wypaczonej dłoni, zakończonej okrutnymi szponami. Był tak blisko...

- Bogowie poddają mnie dziś próbie. - Szepnął Ghwryr, przerywając nagle plugawy śpiew, choć nie koncentrację. - Biada ci, jeśli ośmielisz zrobić to samo z moją cierpliwością. - Jego głos był wyzuty z emocji, ale wplecione weń były zbolałe nuty nadludzkiego wysiłku. Dłoń cofnęła się nagle i rozpłynęła na powrót w zawiesistą chmurę, lewitującą tuż za nim.

Apostoł wzniósł opancerzone ręce w bogobojnym geście. Po jego twarzy spływał krwawy pot, a spod półprzymkniętych powiek sączyła się gęsta, czarna ciecz. Ostatni mentalny wrzask zmieniającego kształt psykera odbił się echem od wewnątrz jego czaszki jak rykoszetujący pocisk, ale odziany w czerń i karmazyn kapłan zachował spokój.

- Dzieci bogów przychodzą po nas. Chwała Chaosowi. - Powiedział cicho, a na wpół materialna zjawa za jego plecami błysnęła widmowym uśmiechem rzędów krzywych kłów. - Pokaż im naszą wdzięczność. Nie obrażę ich słabością. - Apostołem targnął konwulsyjny spazm. Ponowił kant, a jego spojrzenie spotkało się z tym kapitana Beshana. Porozumieli się ze starożytnym astartes bez słów, a czarnoksiężnik odłączył się z rytuału i poszedł na spotkanie z błogosławionymi agentami Nurgle’a. Nagła utrata potężnego sojusznika sprawiła, że ciężar Spaczni spadł na ramiona Ghwryra niczym młot rozgniewanego kolosa. Apostoł opadł na jedno kolano, wgniatając z impetem metal podstawy ołtarza, ale z uśmiechem na zakrwawionej twarzy powoli i w ogromnej agonii powstał, z pustką w sercu

Widmo nadal trwało za jego plecami, jakby rozważając swoje opcje. Gwhryr czuł falę przyprawiającej o mdłości nienawiści która biła od istoty, ale musiał poświęcić całą swoją siłę woli na utrzymanie rytuału. Powodzenie całego przedsięwzięcia zależało od tej kapryśnej i okrutnej postaci, a Wielkie Dzieło mogło zostać strzaskane o pychę i zawiść jej spaczonego umysłu. Jeśli wybrałaby ten moment, żeby zaspokoić głód zemsty… Zjawa podpłynęła jeszcze bliżej, a poruszenie jej nienaturalnej formy rozwiało osiwiałe z wysiłku i traumy włosy Apostoła.

- Dla tych… których miłujemy… - Świszczący, nieludzki głos widma rozległ się tuż nad uchem Ghwryra. Jego twarz nabrała na moment naturalnego kształtu, tak dobrze Apostołowi znanego. - Giniemy… w chwale. - Upiór zawył zrozpaczonym śmiechem i popłynął w ślad za Beshanem. Jedna z jego rąk wydłużyła się w formę widmowego ostrza. - Giniemy! W chwale! - Wrzasnął, i rozpłynął się, by wykonać polecenie czarnoksiężnika.

Ghwryr czuł uniesienie nieporównywalne z żadnym dotychczasowym odprawieniem tego samego rytuału. Teraz, gdy coś poszło nie tak, gdy z woli bogów zostali rzuceni na skały, a ich światło zwiodło okręt ku zgubie. Był tak blisko pięknej, niepowstrzymanej energii Spaczni, jakby patrzył w twarz samych bogów. Śpiewał i sławił ich imiona, choć jego nieśmiertelna dusza krzyczała i wyrywała się z okowów jego czarnego pancerza.

Ujrzały moje oczy jak nadchodzi w chwale Pan
Już grona gniewu wzrosły, więc zapuszcza sierp swój w łan
Wyzwala błyskawicę, straszny obosieczny miecz
Jego prawda zbliża się…
 
Krieger jest offline