Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-11-2017, 11:53   #8
Tabasa
 
Tabasa's Avatar
 
Reputacja: 1 Tabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputację
Na pytanie Eckharda, Nils odparł, że pewnie znaleźliby jakąś przydrożną gospodę, ale wszystko zależało od pogody, która niestety z każdą chwilą się pogarszała i było pewne, że czeka ich oberwanie chmury. Najlepiej było więc zostać w opuszczonej osadzie, niż dać się złapać ulewie na szlaku. Tak też uczynili.

W wiosce nie znaleźli właściwie niczego, za czym się rozglądali. Żadnych zwierząt, żadnych cenniejszych przedmiotów ponad miedziane sztućce i jakieś stare koce, żadnego jedzenia nadającego się do spożycia, choć Maud nie miała żadnych oporów, by zabierać ze sobą wszystkie napotkane rzeczy, które w jej opinii mogły się jeszcze przydać. Nie było śladów walki, zatem rybacy musieli opuścić to miejsce z własnej woli i w niezbytnim pośpiechu. Krótki rekonesans Nilsa i Gereke po okolicy też nie przyniósł żadnych odpowiedzi na pytania odnośnie osady. Wszędzie było cicho i spokojnie. Pewnie dla nich za cicho i za spokojnie. Wyobrażenia Ludo o potrawce na cebulce czy buraczkach i dzbanie miodu szybko zderzyły się z rzeczywistością, gdyż niziołek nic takiego nie odnalazł. Żadnej rybki, żadnej jabłonki. Musieli więc polegać na swoich zapasach.

Zostawiając konie w stajni przy obroku, rozejrzeli się za najlepszą z chat i padło oczywiście na największą, należącą pewnie do wójta osady. Sala jadalna była spora, kominek wciąż zdawał się być sprawny, więc napalili w nim i zabrali się za przyrządzenie posiłku, przy czym oczywiście najbardziej ożywiony był Ludo. Nie minęło wiele czasu, jak siedzieli przy jakiejś gorącej, pięknie pachnącej zupie, do której niziołek nawrzucał przeróżnych rzeczy znalezionych u kompanów. Z chlebem i podpłomykami smakowała wybornie.


Byli mniej więcej w połowie obiadu, gdy z nieba lunęło rzęsistym deszczem, tłukącym ciężkimi kroplami o szyby, dach i parapety. Mogli jedynie cieszyć się, że znaleźli ciepły kąt i z miską gorącego wywaru obserwowali to, co działo się na zewnątrz. Czasami, by poczuć w środku radość wystarczyły najprostsze rzeczy i takich właśnie doświadczali. Rozmawiali, zajadając zupę, a płonący w kominku ogień skutecznie walczył z półmrokiem, który coraz szybciej i głębiej wdzierał się do zajmowanej przez awanturników sali.

Ponura, mroczna atmosfera nie skłaniała do wyruszenia na szlak, zwłaszcza, że deszcz nieco zelżał dopiero, gdy już się ściemniło. Nils i Andreas dojrzeli więc koni, a te, choć najedzone, były dość niespokojne, co zwróciło uwagę obu mężczyzn, którzy podzielili się tą informacją z pozostałymi. Wszyscy trwali więc w gotowości, choć nic podejrzanego się nie zdarzyło. Wieczorem znów zaczęło lać, akurat, gdy zasiadali do kolacji. Takie tkwienie w podejrzanym miejscu nie na wszystkich działało dobrze, ale obecnie nie było sensu przedzierać się przez okolicę i ulewę. Musieli liczyć na to, że nazajutrz pogoda się poprawi.

Siedząc nad posiłkiem rozmawiali, choć nie opuszczało ich uczucie, że nie są tutaj sami. Że coś jest w mroku, bądź na zewnątrz, co ich obserwuje i być może tylko czeka, aż położą się spać? Takie przeczucia nigdy nie zwiastowały nic dobrego, choć w rzeczywistości nie działo się nic podejrzanego. Nagle jednak płomień w kominku zamigotał, jakby pchnięty podmuchem wiatru. Wiatru, którego nie odczuło żadne z nich. W sali zrobiło się chłodno i zdawało się, że temperatura wciąż spada, gdyż przy każdym wydechu widzieli obłoczki pary opuszczające ich usta. Potem usłyszeli ciche szepty. Dochodziły zewsząd. I znikąd. To był kobiecy głos, byli tego pewni.

Wtem główna sala rozbłysła oślepiającym światłem, a gdy ich wzrok powrócił do normalności, ujrzeli unoszącą się pod sufitem na wpół przezroczystą postać od której biła zimna, błękitna energia.


Nie było wątpliwości, że mieli przed sobą ducha, o których słyszeli w legendach i pieśniach podpitych bardów. Nils, Andreas i Ludo krzyknęli, podrywając się na równe nogi i niemal w jednej chwili cofając dwa kroki. Gereke, Maud i Eckhard zastygli w miejscu, czując, jak gardło ściska im strach, a po plecach przetaczają się mroźne ciarki. Pomimo, iż kobieta była niemal przezroczysta, mogli dojrzeć jej piękną kiedyś twarz, na której widniały teraz niezabliźnione rany. Miała na sobie podartą w wielu miejscach suknię, którą niegdyś musiała wzbudzać zachwyt. Odwróciła w końcu głowę w ich stronę, patrząc oczyma pozbawionymi źrenic.
- Pomóżcie mi... proszę... - Jej chłodny, niepozbawiony jednak nadziei głos odbijał się echem po sali. - Pomóżcie, tylko w was mogę mieć ratunek...

Unosiła się wciąż pod sufitem, czekając na reakcję zaskoczonych i wystraszonych śmiertelników.

 

Ostatnio edytowane przez Tabasa : 07-11-2017 o 13:10. Powód: drobnostki.
Tabasa jest offline