Andreas ruszył jak mówił do największego domostwa. Ręka na mieczu cały czas spoczywała dodając mu otuchy. Druga natomiast trzymała lekko opuszczoną tarczę.
Niby we wiosce było spokojnie, ale piętnaście lat z życia w lesie nauczyło go ostrożności.
Wypatrywał w oknach ruchu. Na skraju wioski krzaki się ruszyły i Andreas przystanął i patrzył przez czas jakiś w tamtą stronę. W końcu stwierdził, że to z pewnością wiatr lub jakieś zwierzę.
Gdy dotarł do drzwi domu otworzył je jakby wchodził do swojego mieszkania. Ubezpieczając się tarczą i chwytając rękojeść miecza wkroczył czujnie do środka i nic zaskakującego nie znalazł.
- Jest tu kto?- Zapytał dość donośnym głosem i nasłuchiwał przez chwilę. Cisza jednak mu odpowiedziała i szum liści na dworze.
Andreas uspokoiwszy się zaczął przetrząsać domostwo. Nie raz robił podobne manewry i zazwyczaj wiedział gdzie prości mieszkańcy mogli trzymać kosztowności.
Oczywiście znalazł parę skrytek ale pustych. To wskazywało, że mieszkańcy tego domu i zapewne całej wsi wynieśli się zabierając co mogli i nie robili przy tym paniki.
***
Posiłki przyrządzone przez Ludo były zawsze smaczne. Lata spędzone w lasach i obozach nauczyły jeść Andreasa prawie wszystkiego i to niekoniecznie przyrządzone, ale nie mógł się nacieszyć, że jego kompanem była osoba tak zdolna w gotowaniu. Zapewne gdyby była kobietą i do tego ładną już Oczko by nie odpuścił jej i razem grzali nocami posłania.
Ulewa przyszła tak jak się spodziewali. Dwójka włóczykiji ruszyła by zadbać o konie. Wolberg już chciał iść z nimi lecz ciepło bijące z kominka i suchy kont powstrzymywały go od tego.
Podczas kolacji usiadł na drewnianym fotelu przy kominku i grzejąc sobie nogi zajadał potrawkę przyrządzoną przez niziołka. Łuk i strzały jak i cały dobytek zabrany z konia leżał obok oparty o ścianę.
Andreas prawie upadł zrywając się z krzesła i prawie wylewając zawartość miski. Nie mógł nic z siebie wydusić i tylko próbował się oddławić kawałkiem chleba przed chwilą jedzonym.
Gdy wreszcie się opanował, poczuł lekki swąd spalenizny i zorientował się, że kawałek jego ubrania na wysokości dupy zaczyna się przypalać. Odskoczył od ognia gasząc rękoma pośladki ale ciągle wpatrzony w ducha.
Ducha pięknej kobiety, bo zapewne taką była patrząc na jej rysy.
- Jak możemy pomóc Tobie Pani?- Zapytał pierwszy ducha gdy Gereke wyrwał się do ucieczki.
Andreas nie był typem bohatera, ale nie zamierzał ryzykować rozzłoszczenia ducha. Z resztą jeśli inni mają leprze pytania to wkrótce, o ile duch ich nie zabije zadadzą je. Jak zamierzają wszyscy zwiać to wąsacz miał już upatrzone okno przez, które będzie wyskakiwał.