Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-11-2017, 07:35   #6
Lord Cluttermonkey
 
Lord Cluttermonkey's Avatar
 
Reputacja: 1 Lord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputację
Khazadrugarowie wciąż wygrywali! Fomorianie, którzy czaili się gdzieś tam na górze, zaczęli wciągać swe wędki. Zdradzieckie przynęty w kształcie lśniących nienaturalną purpurą motyli miała pozostąć w waszym zasięgu jeszcze przez zaledwie kilka bić serca. Tymczasem, mimo nieznajomości zachowań tych zwierząt, zmykające jak stado tchórzliwych zajęcy rothe zostały uspokojone przez występującego w roli psa pasterskiego Rahnulfa i zmiennokształtnego Anlafa. Ledwo to się stało, a na krawędź pogrążonego w ciemnościach klifu powoli wysuwała się karykaturalnie zniekształcona sylwetka siłującego się z Tholrakiem olbrzyma, który w ostatniej chwili poddał się i puścił linę, czując miażdżącą przewagę krasnoludów, powiększonych tylko im znaną magią do rozmiarów ogrów. Sekunda czy dwie dłużej, a gigant spadłby niechybnie w przepaść. Lina wraz z kotwiczką wpadła z głośnym pluśnięciem do rzeki i została wyciągnięta przez khazadrugarów.

Co robicie? Chcecie wykorzystać wciągane wędki jako swego rodzaju windę do góry i spuścić olbrzymom łomot? Zamierzacie poczęstować fomoriana stojącego na krawędzi klifu zaklęciami lub strzałami? Próbujecie przez metodę prób i błędów zrozumieć, z czego stworzono tamę? Zamierzacie przeprawić się lodowato zimnymi wodami Laetan ku Glimmerfell? Wycofujecie się z powrotem i ruszacie w stronę kopalni jadeitu? Robicie coś zupełnie innego?

Widząc, że Anlaf i Rahnulf uspokoili stado, Shillen wyciągnęła łuk i strzeliła w kierunku olbrzyma, z którym przed chwilą siłowały się krasnoludy.

Rashad, widząc że sytuacja z Rothe jest już opanowana, zdecydował się wspomóc Shillen, wysyłając swoje strzały w stronę widocznego olbrzyma. Kątem oka zauważył czego dokonały krasnoludy, wygrywając starcie w przeciąganiu liny i uśmiechnął się w wyrazie uznania.

- Ha! - huknął Tholrak, dysząc ciężko przez zaciśnięte zęby. - Daliśmy radę, chłopaki. Dobra zespołowa robota - skinął głową. Odpowiedziały mu przychylne pomruki podwładnych.

Odsapnąwszy nieco, krasnoludzki kapitan znów skupił swój wzrok na tamie majaczącej w oddali, po drugiej stronie ciemnych i nieco skołtunionych wód podziemnej rzeki.

- Dobra, rzucam jeszcze raz. Asekurować! - zakomenderował, po czym, sprawdziwszy, czy lina wciąż mocno trzyma się kamienia, do którego została uprzednio przywiązana, a krasnoludy dobrze pilnują luzu, rozkręcił kotwiczkę nad głową i silnym zamachem posłał ją nad widoczną w oddali budowlę.

- Uwaga, fomory - Katon krzyknął ostrzegawczo jednocześnie gestykulując już zaklęcie, pozwalające mu przenosić się na chwilę do płaszczyzny eterycznej, w której byłby całkowicie bezpieczny przed atakami monstrualnych potworów.

Elfy pamiętały czas kiedy fomorianie byli jedną z najpiękniejszych ras, posiadającą błyskotliwe umysły i niezrównane zdolności magiczne. Ta fizyczna doskonałość nie dotyczyła ich serc, które były pożerane przez żądzę władzy i mocy. Fomorianie próbowali podbić Baśniową Dzicz i zniewolić jej mieszkańców, twierdząc że magia innych istot jest ich własnością. Po zjednoczeniu się istot fey w obronie swego królestwa, fomorianie nadal walczyli, przez co zostali obłożeni straszliwą klątwą. Jeden po drugim ci giganci upadali, a ich ciała były wypaczane na obraz zła gnieżdżącego się w ich sercach. Pozbawione wdzięku i magicznej mocy, te nikczemne okropieństwa uciekły od światła, zagłębiając się głęboko w czeluście świata, aby pielęgnować urazę i nienawiść. Przeklinają swój los do dzisiaj, kreśląc plany zemsty na mieszkańcach Baśniowej Dziczy za krzywdy jakie doświadczyli.

Amira głośno westchnęła, widząc że ci idioci znowu wdają się w niepotrzebną walkę. Niestety nie pozostało jej nic innego jak im pomóc. Wstała więc z kamienia na którym odpoczywała, otrzepała suknię z kurzu i jednym gwałtownym ruchem wysłała w stronę Fomorian zabójczą kulę ognia.

Drowka widząc, jak Amira rzuca kulę ognia zagwizdała. - No to będą niezłe fajerwerki - rzuciła, po czym wyszczerzyła zęby w uśmiechu w stronę towarzyszki.

Oscar szył z łuku ramię w ramię z Shillen i Rashadem, lecz gdy zobaczył jak sklepienie rozświetla czar Amiry, zamarł na chwilę w bezruchu. Pamiętając jak skończyło się ostatnie użycie takiego zaklęcia przez Katona, odskoczył gwałtownie do tyłu i krzyknął:

- Kompania, chodu!

Eolowi też nie trzeba było dwa razy powtarzać ostrzeżenia. Składał właściwie usta do okrzyku “Ognia!” by wzorem reszty drużyny dorzucić do lecących w powietrzu pocisków jeszcze swoje i gnomie bełty, ale pędząca ku sklepieniu kula ognia skutecznie zmieniła jego pomysł. Tak więc po pierwszej sylabie “O” język mu się trochę zaplątał, ale zdołał wykrzyknąć:

- ODWRÓT! - i cofnąć się samemu, ile się da, zasłaniając się przed ewentualnymi odłamkami wysoko uniesioną tarczą. Powalczyć z fomorianami chciał - ale też chciał mieć czym. A z pogrzebanymi pod gruzami resztkami gnomiej armii mogło to być trudne.

Fomorian uszedł z życiem! Pierwsza strzała Rashada minęła giganta, ale grot drugiej wbił się w jego garb, pokryty nienaturalnie twardą skórą. Jednak gigant ani najcichszym jękiem, ani nawet drgnięciem choćby jednego mięśnia czy powieki nie zdradził bólu.

Oscar, Eol i gnomy wycofali się, robiąc miejsce dla Shillen i Amiry, której ognista kula strzeliła kaskadą iskier. Straszliwe konwulsje wstrząsnęły skałą. Dziesiątki drobnych, skalistych odłamków posypały się do rzeki. Anlaf uspokajał podrażnione wybuchem rothe. Shillen, ze strzałą na cięciwie, jęła w górze wypatrywać olbrzyma, jednak bezskutecznie. Znalazła tylko dudniący echem śmiech, pełny okrutnego cynizmu i drwiny.

- Mają już trzy powody, by nam deptać po piętach - powiedział zbladły Stromfast do Eola. - Pragnienie zemsty, łaknienie magii i wrodzone, sadystyczne okrucieństwo.

Chwilę później niezachwiany fomoriańskim rechotem Tholrak przerzucił na drugą stronę rzeki linę, osadzając kotwiczkę w kleistej, czarnej substancji spajającej kamienie tamy. Tym razem obyło się bez przeszkód. Krasnolud sprawdził stabilność sznura. Był wystarczająco napięty.

Co robicie? Czy któryś z was zamierza przeprawić się po linie na drugi brzeg? Ciężko określić, czy skały nad rzeką nie osuną się po eksplozji, a błąd mógł was kosztować życie. Czy zamierzacie jakoś zapobiec ewentualnemu pościgowi fomorian? Wyprawa na ich legowisko może was kusić, gdyż fomory zamieszkują zwykle najpiękniejsze i najżyźniejsze części Podmroku. Podejmowane przez was działania były bardzo hałaśliwe. Co robicie, aby uchronić się przed niepożądanymi ciekawskimi? Mogą nadejść z każdej strony.

- Musimy przejąć inicjatywę! - Eol wychylił się zza tarczy i znów złapał do ręki kuszę - Osłonimy was z brzegu kusznikami, niech grupa uderzeniowa idzie naprzód. Kiedy osiągnięcie brzeg, zamieniamy się rolami. Jak ich teraz nie wytłuczemy, na pewno po nas wrócą. A stąd nie ma innej drogi, niż naprzód.

Magiczni rycerze zaczęli zajmować pozycje na brzegu rzeki. Do Laetan jeszcze przez chwilę nie przestawały się sypać drobniejsze odłamki skały. Czujny Rahnulf śledził je wilczym wzrokiem i wydawał krótkie, głuche warknięcie, gdy jakiś większy kawałek z pluśnięciem niknął w ciemnych wodach rzeki, odbijał się od tamy lub lądował u gnomich stóp.

Tholrak spojrzał na Eola trzeźwym wzrokiem, po czym skinął głową.

- Zgoda. Osłaniajcie nas. - odparł. Odwrócił się do swoich żołnierzy i w języku Podmroku wydał im dyspozycje. Pierwszy iść miał Torrim, za nim Tholrak, za Tholrakiem kolejno Hulnar, Gundar i Gulmur. Tyle przynajmniej zrozumieli przysłuchujący się komendom Tholraka awanturnicy. Gdy tylko przebrzmiały słowa kapitana, khazadrugarscy legioniści ustawili się w ustalonym porządku i asekurując się liną, jeden po drugim zaczęli przekraczać rzekę.

- Anlaf, który wrócił już do swojej ludzkiej formy patrzył na walkę z coraz większym niepokojem. - Tyle hałasu… - pokiwał głową - zaraz zleci się tu pół Podmroku. - Pogłaskał jedno z rothe spoglądając na krawędź klifu. - Już… zaraz zrobi się spokojniej - po czym ruszył trochę bliżej przygotowując zaklęcie.

Shillen zwróciła wzrok w kierunku rozdrażnionego spadającymi odłamkami wilka, po czym gwizdnęła przywołując zwierzaka do siebie. Widząc khazadrugarów przekraczających rzekę, postanowiła wspomóc oddział Eola w osłanianiu ich.

- Niestety, magia bojowa jest hałaśliwa - Rashad wzruszył ramionami. - Jeżeli chcecie, możemy równie dobrze ścigać te olbrzymy, daliśmy radę jednym gigantom, damy i drugim... - Naciągnął łuk, by również osłaniać przekraczające rzekę krasnoludy. Rozglądał się nerwowo dookoła, ten przeklęty wszechobecny mrok utrudniał działania, jego magiczne światło nie było wystarczające by rozświetlić całą jaskinię. - Ja i Amira przejdziemy po oddziale Tholraka. - Zaproponował.

Amira w milczeniu kiwnęła głową, po czym otrzepała się z kurzu i ustawiła w dogodnej pozycji. Nie była zadowolona, miała bowiem nadzieję, że uda jej się wyeliminować przynajmniej jednego Fomora. Zajęła dogodną pozycję, obserwując co dzieje się za plecami drużyny.

Torrim przeszedł po linie nad bystrym nurtem, wspiął się na tamę i stanął na jej szczycie z przygotowaną kuszą, klnąc na kleistą, czarną zaprawę zapory, która oblepiła jego buty i rękawice. - Czysto! Po drugiej stronie tamy tylko błoto i martwe ryby! - krzyknął przez szum rzeki. Tholrak ruszył jako drugi.

Zaskoczenie i prędkość, z jaką potoczyły się dalsze wydarzenia, oszołomiły was. Ogromny ciemny kształt zleciał jak kamień wprost na krasnoluda, jednak straszliwy grad przygotowanych strzał i zaklęć położył go trupem jeszcze zanim uderzył w taflę wody tuż obok kapitana, opryskując was lodowatą wodą. Czymkolwiek był, zniknął w ciemnej otchłani.

Zanim pojęliście, co się właściwie stało i z czym macie do czynienia, na Tholraka spadło drugie nieszczęście, tym razem porywając go pazurzastymi kończynami pod nieprzeniknioną wodę zanim ten zdążył nabrać powietrza do płuc. Fala okrutnego zimna zmroziła umięśnione członki khazadrugara. W podwodnych ciemnościach zabłysły oczy quaggotha gorejące jak ślepia polującej bestii, o spojrzeniu bystrym, złym, pełnym bezbrzeżnej nienawiści...

Z czarnej rzeki wychylił się potworny, gadzi łeb krokodyla, w którego został magią zmieniony Hulnar, jeden z żołnierzy Tholraka. Spodziewaliście się, że pomiędzy zakrzywionymi, wygiętymi do tyłu kłami ujrzycie khazadrugarskiego przywódcę. Niestety tak się nie stało. Poddany polimorfii krasnolud smagał wściekle ogonem, czekając aż Amira odczyni urok.

Po Gundarze, którego Katon przeobraził w niedźwiedzia polarnego, nie było ani śladu. Staliście sparaliżowani strachem. Ściskaliście broń jakby w obawie, że ciemność może przybrać namacalny kształt i skoczyć wam na plecy. Wasza wyobraźnia zaludniała mroki podziemi groźnymi kształtami. Stojący po drugiej stronie rzeki Torrim spojrzał na linę, a potem w górę.

- Na Asmodeusza! Prędzej zjem własną zbroję niż przejdę po tej linie drugi raz.

Co robicie? Przeprawiacie się na drugi brzeg? Wycofujecie się w stronę jadeitowych kopalni? Próbujecie zniszczyć tamę za pomogą magii?

Widząc, że wszystkie akcje mające na celu ratowanie Tholraka spaliły na panewce Shillen krzyknęła do towarzyszy: - Nie pomożemy im już! Olejmy tą tamę i wycofajmy się zanim wszyscy zgniniemy!

- Co to za defetyzm! - huknął Eol, wodząc wzrokiem po tafli wody w próżnej nadziei, że potwór, który porwał krasnoluda, wystawi łeb na powierzchnię i będzie można go ustrzelić z kuszy. - Ofiara naszego towarzysza nie może pójść na marne! Musimy go pomścić i wymierzyć sprawiedliwość tym bestiom! A skoro krasnoludy są TCHÓRZAMI BEZ HONORU, to smokowcy i gnomy poprowadzą natarcie! - zadeklarował, oceniając szanse na przedostanie się na drugi brzeg po zdradzieckiej linie.

- Wielkoduszny bohater się znalazł - syknęła drowka w stronę smokowca - jeszcze niedawno o mało nie skoczyliście sobie do gardeł, a teraz nagle chcesz go pomścić? To śmiało, ładuj się na linę i zasuwaj.

Amira wzruszyła ramionami. Naprawdę nie rozumiała tych ludzi. Gdzie oni widzą problem? Po czym odezwała się. Zastanawiała się jakie skarby mogą posiadać fomorianie.

- Przeprawianie się po linie przez rwącą rzekę to głupota. Bardziej efektywne będzie wykorzystanie w tym celu nawet krótkowzrocznego krokodyla.

- Wybacz mój drogi, ale zanim cię odczaruję będę musiała prosić cię o podwózkę. Jeżeli chcesz odzyskać swojego dowódcę, powinieneś nie marudzić tylko nas przewieźć na drugą stronę, a jeżeli nie, to możesz nam zawsze towarzyszyć w drugą stronę. Amira nie była bardzo współczującą osobą, a Tholraka nawet nie znała.

Rashad z niepokojem rozejrzał się, próbując bezskutecznie zlokalizować przeciwnika lub Tholraka, który w mgnieniu oka zniknął w odmętach. Ta wszechobecna ciemność… ale przecież nie zostaliby przywróceni w cudowny sposób do życia tylko po to by ponieść taką klęskę jaka spotkała ich na Planie Ognia, prawda? - Próbował znaleźć otuchę w myślach.

- Naszym głównym teraz celem był chyba zniszczenie tamy, może z bliska będzie to prostsze?

- Jeżeli polecą kolejne kule ognia to nie wiem, czy dobrym pomysłem jest przebywanie przy samej tamie - powiedziała sceptycznie elfka.

Katon widząc wysiłki towarzyszy szukających krasnoludzkiego dowódcy w ciemnej toni począł nakładać proste zaklęcia światła na podnoszone z brzegu kamienie, które następnie wrzucał do rzeki, aby nieco rozświetlić ciemną czeluść wody. Następnie wskazał krokodylowi oświetloną w ten sposób rzekę.

- To jak przechodzimy na drugą stronę czy wycofujemy się z Rothe? Podobno tu dowodzisz, kapitanie? - Rashad zwrócił się do Eola z ironicznym półuśmiechem.

- Myślę że zapas żywności dobrze by było zabezpieczyć… może Amira albo Katon mogliby też zobaczyć czy kule ognia mogą uszkodzić tamę?

- Może nie przechodźcie jeszcze… jeśli tych potworów pod wodą jest więcej… może z Amirą spróbujemy najpierw uderzyć w tamę czarami? Proponuję zacząć od najprostszych, potem stopniowo przechodzić w mocniejsze - Katon zamierzał najpierw rozpalić na szczycie tamy ognisko za pomocą prostej sztuczki, aby sprawdzić czy w ogóle ima się tego ogień. Potem w planach miał jeszcze próbę uchwycenia jakiejś części tamy lodowatym dotykiem, a spróbowanie, czy jakiś świecący obiekt nie uszkodzi tamy.

Wszystkie wysiłki Katona przynosiły marny efekt. Tholrak i bestia, która go porwała, musieli popłynąć nurtem i z każdą sekundą byli coraz bliżej zatopionego Glimmerfell. Ani ciepło, ani zimno emanujące z prostych zaklęć nie zdawało się wywierać wpływu na tamę. Jednak rzucony w zaporę kamień oświetlony magicznym światłem sprawił, że czarna substancja drgnęła nieznacznie w jednym, niewielkim punkciku, a może wam się tylko tak wydawało, bo byliście spragnieni jakiegokolwiek sukcesu jak wody na pustyni.

- Strzelę ci w łeb, jak coś we mnie trafi - pogroził elfowi stojący na szczycie tamy Torrim. Próbujecie dalej wskórać coś zaklęciami czy robicie coś innego?

Druid stał w milczeniu przyglądając się sceptycznie eksperymentom elfa. Kiedy jednak proste zaklęcie światła spowodowało niewielki efekt otworzył szerzej oczy ze zdziwienia. - Wy też to widzieliście? Coś tam się chyba poruszyło. Katonie, masz łeb nie od parady! - Zawołał z uznaniem do czarodzieja, po czym podrapał się w zamyśleniu po brodzie. - Jak chcesz spróbować ze światłem to mam coś większego na taką okazję. To samo zaklęcie, które rzuciłem w tunelu z koboldami. Myślę, że zanim rozjaśnię tamę powinniśmy się jakoś przygotować na ewentualne... rezultaty.

Torrim po litanii przekleństw przeszedł z powrotem po linie na waszą stronę. Wtedy, z najwyższą ostrożnością, pozwoliliście Anlafowi czynić jego cuda. Jasne, czyste promienie oblały swym blaskiem zaporę. Czarna substancja ohydnie bulgotała, jednak ten syczący bulgot był tylko odległą zapowiedzią ustąpienia tamy. Biel zaś powoli przygasała jakby wsysana w czarną otchłań. Wnet zdaliście sobie sprawę, że maź ta była mrocznym wytworem płaszczowców, którzy przybyli do Podmroku z odwiecznych ciemności Planu Cieni. Aby ją rozproszyć i zwalczyć, potrzebowaliście więcej podobnego światła. Anlaf - rzucasz kolejne zaklęcia?

- Anlaf, to działa! Potrzeba więcej światła - Katon ponownie zdjął z pleców łuk i nakładając zaklęcie światła na pociski, posyłał je w stronę tamy, starając się skupiać trafienia w taki sposób, aby zwiększyć szansę na powstanie jakiegoś większego pęknięcia.

Shillen w czasie gdy Anlaf i Katon posyłali w kierunku tamy świetlne pociski, przysiadła i w skupieniu starała się wykryć czy w okolicy oprócz wcześniej napotkanych fomorian i quagotthów nic innego się na nich nie czai.

Druid odsłonił zęby w szczerym uśmiechu - Haha! Załatwmy więc to ustrojstwo i uwolnijmy rzekę. - Nie czekając dłużej powtórzył zaklęcie ze zdwojonym entuzjazmem. Tym razem wycelował jednak dokładnie w miejsce, w które czarodziej raz po raz wypuszczał zaklęte strzały.

Shillen wyrwała się ze skupienia, jednak nie chciała przeszkadzać rzucającym zaklęcia towarzyszom. Chcąc jednak przekazać informacje na temat tego co udało jej się odkryć zawołała Oscara - Ej Skandi, choć tu na chwilę...

Anlaf czuł jak powoli zaczęła go wypełniać moc zaklęcia. Nie doświadczył tak słabego przepływu energii od czasu, gdy był jeszcze uczniem w Dolinie Starożytnych. Jakby cały Podmrok buntował się przeciw światłu. Jednak w tym szaleństwie tkwiła metoda, gdyż na tamie pojawiła się kolejna drobna nieszczelność. Gdyby zostawić teraz zaporę samą sobie, było to kwestią dni, zanim cała pęknie. Wolicie opuścić w międzyczasie to miejsce i zająć się czymś innym, czy kontynuujecie?

Mimo iż zaklęcie wciąż nie spowodowało pęknięcia tamy druid nie miał zamiaru ustępować. “W końcu po to tu przyszliśmy” pomyślał. Zdeterminowany by całkowicie zniszczyć potworną budowlę rzucił czar po raz ostatni. - No ruń że wreszcie! - zakrzyknął ze zniecierpliwieniem.

Tama pękła! Czarna substancja ustąpiła pod napływem czarodziejskiej bieli, a zapora obróciła się w stertę kamieni, którą wnet rozmyła woda z hukiem wpływająca do dawnego koryta rzeki Laetan. Również tama w sercach gnomów pękła, po ich brodach popłynęły łzy. Magiczni rycerze wznieśli głośne wiwaty. Udało się!

 

Ostatnio edytowane przez Lord Cluttermonkey : 10-11-2017 o 07:44.
Lord Cluttermonkey jest offline