Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-11-2017, 17:23   #46
Extremal
 
Extremal's Avatar
 
Reputacja: 1 Extremal to imię znane każdemuExtremal to imię znane każdemuExtremal to imię znane każdemuExtremal to imię znane każdemuExtremal to imię znane każdemuExtremal to imię znane każdemuExtremal to imię znane każdemuExtremal to imię znane każdemuExtremal to imię znane każdemuExtremal to imię znane każdemuExtremal to imię znane każdemu
Zmrok zapadał nad krainą Midgardu, a siarczysty mróz ściął całą roślinność wokół samotnego długiego domu. W jego środku wesoło tliło się ognisko, a kilka rodzin Wikingów nudziło się sromotnie siedząc przy ogniu. Niestety, środek srogiej zimy nie był idealną porą na rajdy, palenie, rabunek i gwałcenie, toteż musieli oni przesiedzieć zimę nudząc się jak mopsy.
Nagle, drzwi domu otworzyły się z hukiem, a do środka wszedł okropnie stary dziad w podartych łachmanach. Dziad śmierdział pod niebiosa nawet jak na standardy Wikingów, ale nie przejmując się tym, podszedł do ogniska i jakby nigdy nic, usiadł przy wszystkich.
- Kim jesteś?! – wódz Wikingów wyciągnął miecz i skierował w stronę przybysza.
- Spokojnie Bjornie Sigurdarsonie – odezwał się cicho starzec – Przybyłem w pokoju, żeby ogrzać się przy waszym ognisku. Na zewnątrz jest strasznie zimno.
Wódz jednak nie dał się przekonać i złapał przybysza za szmaty, przykładając mu żelazo do gardła.
- Wchodzisz nie proszony do mojego domu, śmierdzisz jak padlina leżąca tydzień na słońcu i jeszcze mi rozkazujesz?! – wydarł się Bjorn – Daj mi jeden powód, żebym cię nie wypatroszył!
- Ależ proszę – starzec uśmiechnął się bezzębnym uśmiechem – Jest środek zimy, a wy potwornie się nudzicie. Ja zaś jestem… Byłem kapłanem Miry. Jeśli pozwolicie mi zostać przy ognisku, odwdzięczę się za waszą gościnę sagą.
- Dobrze - Siguradrson powoli puścił starca i wolnym krokiem wrócił na swoje miejsce – Ale tylko tą jedną noc.
Staruch pokiwał głową i zaśmiał się cicho do siebie. A potem zaczął opowiadać.

Kiedyś nosiłem imię Svena Aversona. Wiele lat tułałem się po Midgardzie i wiele przygód przeżyłem. U schyłku mego starczego życia, opowiem wam historię, która odmieniła moje życie. Zbliżcie się do mnie, młodzieńcy, gdyż historia którą Wam opowiem nie będzie słodkim lelum polelum o elfach, lecz srogą sagą krwią i spermą płynącą.
Wiecie bowiem, że świat nasz, Midgard, podtrzymywany jest na czterech żółwiach, które z kolei stoją na dwóch długouchych elfach o zapadłych klatach, ci zaś z kolei stoją z kolei na srogim tytanie. Kiedy zaś tytan sroży się i pstroszy się, a fochem ciska wtę i wewtę Midgard drży w posadach i plagi padają na lud go zamieszkujący. Wiem zaś to, bo sam widziałem to wraz z druhem moim, z którym przemierzyłem wszystkie cztery gęstości i dotarłem do szklanego krańca wszechświata, gdzie kończy się horyzont a morze wpada w otchłań.
Tak, przeto to ja Sven Averson. Z pewnością teraz, zapytacie młodzieńcy, czy ten starzec kpi zali o drogę pyta. Toteż odpowiadam: nie kpię, ale złotem sypnijcie, zwilżę usta napojem bogów, wódą.
Lecz by zacząć historię tę, muszę cofnąć się w przeszłość, do czasów, kiedy herosi chodzili pośród ludzi, a ja byłem sługą potężnego boga, którego imienia nie wolno wam, śmiertelnicy, wypowiadać.
Kiedy byłem młodzieńcem, w górę leżącą obok mojej wioski uderzył grom z jasnego nieba. Drzewa owocowe zakwitły, choć był środek zimy, a krowy, miast mleka, zaczęły dawać czystą wódkę.
Tedy z gór zeszła ona – Mira, lunarna bogini Księżycówki. Mira – o dwóch twarzach - jednej do pampy, drugiej do wódki. Jedną miała z tyłu, drugą z przodu. Kiedy stąpiła pośród nas, kazała wybrać z każdej z wioski młodych zdrowych mężczyzn, którzy zostaną jej kapłanami. Moja wioska do tego zaszczytu wybrała mnie. Lecz zanim wszedłem do szeregów kapłanów Miry, pierwej czekał mnie szereg prób.
I takoż musiałem sobie poradzić w dziczy, mając na sobie jedynie przepaskę. Musiałem też pokonać w walce męża o dwie głowy większego ode mnie, co ręce miał jak bochny chleba. Wreszcie, przez tydzień pościłem, pojony jedynie wódą życia. Aż otwarł się mój umysł i zobaczyłem daleki horyzont oplatający dzieje wszechświata. Bowiem każdy, kto choć raz napił się wody ognistej był we władaniu Miry, zali miała ona dar przeglądania duszy alkoholika na wskroś. Ja zaś, pośrednio miałem wgląd w jego poczynania, dzięki mocy bogini.
A kiedy byłem już gotów, Mira zabrała mnie do swojej świątyni. I ujrzałem Jezioro Pampy oraz Wodę Życia. A kiedy się z nich napiłem, stałem się prawowitym kapłanem Miry.
I tak zostałem Strażnikiem Pampy, gwardzistą historii, przewodnikiem pijących i pocieszycielem abstynentów. W służbie swej nigdy nie kierowałem się gniewem, ni zazdrością, nie byłem raptowny, lecz zawsze wyrozumiały. Zawsze kierowałem się dobrem wyznawców bogini Księżycówki, tak umiłowanej przez swój lud.
Przez wiele lat służyłem bogini, podróżując między wymiarami i wpływając na losy świata. Pamiętam niejedną taką historię:

Stoję w komnacie egipskiej królowej, która, wzburzona, drepce wokół stołu. Jej królestwo chyli się ku upadkowi. Deficyt zżera resztki oszczędności, niewolnicy uciekają z miast, a rzymski żołdak puka już do bram. Egipscy bogowie odwrócili się od swojej królowej. Widmo klęski zagląda temu dumnemu i wielkiemu niegdyś narodowi prosto w oczy.
„Chuj, dupa i kamieni kupa!” - krzyczy Kleopatra – „To państwo jest tylko teoretyczne! To kondominium rzymsko-greckie pod fenickim zarządem powierniczym!”
A potem zamyka się w swojej komnacie ze swoimi ulubionymi wężami.

Dopływam wraz z Hernánem Cortésem do brzegów Nowego Świata. Witają nas malowniczy tubylcy machając i przynosząc dary ze złota. Hernán dobrodusznie brata się z autochtonami. Indianie przyprowadzają dzieci i starszyznę i rozbijają obóz tuż przy statkach przybyszy z dalekiego świata. Razem ucztują i bawią się do świtu.
„Przybywamy w pokoju!” – krzyczy Cortés.
A pod pokładem jego statku żołnierze szykują swoją broń.

Ląduję międzynarodową rakietą na jednym z księżyców Saturna. To pierwsza taka wyprawa. Wszyscy, łącznie ze mną, są bardzo podekscytowani. Statek osiada ostrożnie na powierzchni obcego globu. Załoga wychodzi trwożliwie ze swojego pojazdu i stawia pierwsze kroki na dziewiczym świecie, po czym wzdycha, onieśmielona nieziemskim widokiem.
„What a sight!” – zachwyca się amerykański astronauta.
„Kak priekriasno!” – dodaje rosyjski kosmonauta.
„O kurwa, ja pierdolę!” – krzyczy Polak.

Wiele miejsc, w wielu czasach spędziłem tak w służbie Mirze.
Lecz pewnego dnia bogini rzekła, iż odchodzi do domu swego ojca, do Valhalli.
„Pani” – powiedziałem – „To wódka przez ciebie przemawia!”.
„Nie, mój drogi kapłanie” – odpowiedziała na moje słowa – „To ja jestem wódką”.
Lecz zanim bogini odeszła, obiecała swoim kapłanom, że kiedyś powróci i powiedzie swoich wyznawców do krainy Valhalli, wódą i pampą płynącą.
Świat, puszczony samopas i nie pilnowany przez jej sługi pogrążył się w chaosie. Tedy zdecydowaliśmy, że póki serca nasze krew będą tłoczyć w ciałach i siły nas nie opuszczą, póty będziemy szukali w świecie znaków powrotu naszej bogini. A także, że będziemy głosili jej sagę, tak, żeby żaden Wiking o niej nie zapomniał.
Przyrzekliśmy też, że będziemy wśród Wikingów szukać mężów zdolnych nas zastąpić, kiedy już sami pójdziemy w ślady Miry i spotkamy ją przy stole samego Odyna.
A kiedy już Mira odeszła i rozeszli się po świecie jej kapłani, a Jezioro Pampy wyschło i Woda Życia przestała płynąć wartkim strumieniem, tedy i ja, Sven Averson udałem się na tułaczkę po Midgardzie.
Tak kończy się moja saga.

Stary skończył swoją opowieść i przez chwilę wpatrywał się w płonące wysokim ogniem palenisko.
- Ha ha ha! – wydarł się Sigurdarson i z rozmachem klepnął starca w plecy – Masz ty łeb do historii, dziadu! Niech ci będzie, że nie wypatroszę cię za wtargnięcie do mojego domu. Możesz tu zostać do rana.
Averson kiwnął z roztargnieniem głową, a tymczasem wódz wikingów ciągle się śmiejąc, udał się ze swoją rodziną na zasłużony spoczynek. Starzec został sam i przez chwilę dumał nad złożonością wszechrzeczy. Po chwili wzruszył jednak ramionami, rozłożył skórę koło ognia i ułożył się na posłaniu. Nawet nie przypuszczał jak jest zmęczony, gdyż zanim jego głowa dotknęła podłoża, już spał snem sprawiedliwego.

Obudził się tuż przed świtem. Po cichu spakował swój skromny dobytek i ruszył przez chatę ku wyjściu. Rodzina Wikingów, którzy przygarnęli go na noc, spała jak susły. Averson wyszedł przez chatę i odetchnął zimnym, nordyckim powietrzem. Midgard go przyzywał.
- Zaczekaj! – usłyszał za swoimi plecami chłopięcy głos. Zesztywniał, nie będąc pewnym co go czeka.
- Czego chcesz, chłopcze? – zapytał starzec, stojąc plecami do młodzieńca.
- Czy… - głos wyrostka zacinał się od ekscytacji – Czy to wszystko była prawda? Czy naprawdę służyłeś bogini Mirze? Czy byłeś w tych wszystkich miejscach o których mówiłeś?
Stary zaśmiał się i śmiejąc się coraz donośniej, nagłym ruchem zrzucił kaptur ze swojej głowy. Mały Wiking szarpnął się ze strachu do tyłu, kiedy zobaczył uśmiechniętą twarz z tyłu głowy dziada. Drugie oblicze śmiało się coraz głośniej i głośniej, a jego świdrujące spojrzenie przenikało młodzika na wskroś.
Na młodzieńca patrzyła druga twarz.
Twarz od pampy.

 
__________________
Jednogłośną decyzją prof. biskupa Fiodora Aleksandrowicza Jelcyna, dyrektora Instytutu Badań Nad Czarami i Magią w Sankt Petersburgu nie stwierdzono w naszych sesjach błędów logicznych.
"Dwóch pancernych i Kotecek"
Extremal jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem