Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-11-2017, 09:01   #8
Tabasa
 
Tabasa's Avatar
 
Reputacja: 1 Tabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputację
Gogo pozbierał zamówienia, jednak zanim ruszył na zaplecze, odpowiedział na pytania Kaspara i Kasji.

- Wieści chyba takie, jak wszędzie. Zieloni i zbóje po lasach się kręcą, napadają na karawany i co mniej ostrożnych podróżnych. W miasteczku żyje nam się bardzo dobrze, w końcu prowadzimy najlepszy lokal w Mittlersdorfie - powiedział z nieskrywaną dumą. - Takie piwo i takie posiłki znaleźlibyście chyba dopiero w Krainie Zgromadzenia, w jednym z przybytków moich ziomków. W samym mieście niewiele się dzieje, spokój mamy, dobrych gospodarzy. Idealne miejsce, żeby się osiedlić, dlatego nie ruszamy się z Mittlersdorfu z Anją, jeśli nie trzeba. No, ale my tu gadu gadu, a wam na pewno kiszki marsza grają. Niedługo wracam.

Po tych słowach skinął im głową i pobiegł na zaplecze.
Gospoda pękała niemal w szwach. Wszystkie miejsca przy kontuarze były zajęte, niemal to samo było ze stolikami. Wśród gości dostrzegli przedstawicieli wielu zawodów - wojów, kupców, takich, co to grą w karty zarabiali na życie, opancerzonych krasnoludów siedzących we własnym gronie, czy też lepiej ubranych jegomości, zdradzających szlacheckie pochodzenie. Gorzałek uwinął się z przygotowaniem wieczerzy dość szybko i szóstka podróżnych w końcu zasiadła do pięknie pachnących mis z gorącym jedzeniem.


Nie zdążyli zjeść nawet połowy, gdy drzwi karczmy otworzyły się gwałtownie i do środka wpadł wysoki, szczupły mężczyzna. Był w opłakanym stanie. Jego ubranie było tu i ówdzie podarte i poplamione krwią, z rany na głowie spływała mu szkarłatna posoka, zatrzymując się na gęstej brodzie. Nieznajomy rozejrzał się energicznie po głównej sali i w końcu warknął w stronę szynku:
- Ty! - Dłonią, w której dzierżył nóż, wskazał na wysokiego, barczystego mężczyznę siedzącego przy kontuarze.

Tamten odwrócił się z wolna, ukazując poorane bliznami i jakąś przebytą chorobą, łyse oblicze. Jedno oko skrywała przepaska, a nieznajomy wyglądał na takiego, któremu nie warto wchodzić w drogę. Odziany w kaftan kolczy, z mieczem przy pasie, ze stoickim spokojem przyglądał się mężczyźnie przy drzwiach.


- Wilhelm? Co się stało? - mruknął szorstkim, głębokim głosem, odstawiając kufel z piwem na blat.
- Ty już wiesz, co się stało! - Odburknął poraniony chudzina. W sali zapanowała zupełna cisza. - Ty i twój pan wysłaliście nas na pewną śmierć! Ruszyliśmy do lasu, a oni wybili nas do nogi! Pozarzynali wszystkich jak wieprze! Zapłacisz mi za to!

Po tych słowach ruszył na wielkiego mężczyznę z uniesionym nożem. Łysy zerwał się z siedziska i w mig dobył miecza.
- Nie wiesz, na co się porywasz, Wil - ostrzegł go.
- Zamknij się! - Warknął Wilhelm i skoczył ku przeciwnikowi.
Wielki mężczyzna bez problemu zbił dwa uderzenia nożem i wyprowadził własny cios. Ostrze miecza przejechało po piersi chudziny, zostawiając krwawiącą szramę. Wil chwycił się za nią i krzyknął z bólu.
- Następny cios będzie dużo poważniejszy w skutkach, jeśli się nie uspokoisz... - rzucił ze stoickim spokojem potężnie zbudowany wojownik.

Wilhelm jednak nie słuchał. Tocząc ślinę z ust natarł na przeciwnika, tamten po prostu się odsunął i przejechał ostrzem miecza po brzuchu młodziana. Mężczyzna zwalił się na podłogę, jęcząc i kwiląc. Jednooki uniósł miecz do zadania ostatecznego ciosu i wtedy pojawił się przed nim Gogo Gorzałek, unoszący wysoko ręce.
- Bertram, nie! Chłopak nie wiedział, co robi! Daruj mu życie, proszę. Poza tym wiesz, ile będę miał sprzątania, jak mi zapaskudzi podłogę krwią.
Łysy na moment zastygł w bezruchu, po czym opuścił broń.
- Masz racę, Gogo, jak zawsze zresztą - odparł Bertram. - Niech ktoś pobiegnie po konowała!

Od jednego ze stolików momentalnie zerwało się dwóch mężczyzn, którzy wypadli przez otwarte drzwi na zewnątrz. Wielki mężczyzna jeszcze przez chwilę stał nieruchomo, jakby oczekując kolejnego napastnika, po czym utkwił wzrok w szóstce podróżnych zajmujących wspólny stolik.
- Przyjmijcie moje przeprosiny. Nie godzi się przelewać krwi na oczach gości. Zwłaszcza nowych w miasteczku. Mam nadzieję, że nie weźmiecie sobie tego nieporozumienia do serc, zresztą, nie wyglądacie mi na mięczaków. - Łysy przejechał wzrokiem po twarzach zebranych, pomijając przy tym Maxa. - Wygląda na to, że mój pan powinien był od razu wynająć ludzi, którzy znają się na swojej robocie, a nie byle dyletantów. Gdybyście byli zainteresowani, miałbym dla was ciekawą robotę. Dobrze płatną. Bardzo dobrze. Mój pan nie żałuje pieniędzy. Jeśli jesteście zainteresowani, będę tutaj jutro w porze śniadaniowej. Zaprowadzę was do mojego pana, a on przedstawi wam sprawę. Prześpijcie się z tym... 20 koron. Na głowę. Takie pieniądze nie wpadną wam w ręce jeszcze długo. Do zobaczenia... - mruknął, po czym odwrócił się i zajął swoje krzesło przy szynku, od razu wdając się w jakąś rozmowę z mężczyzną siedzącym obok.

Chwilę później w głównej sali pojawił się starszy mężczyzna z wypchaną torbą, który zajął się leżącym na podłodze Wilhelmem.

 
Tabasa jest offline