Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-11-2017, 18:15   #8
Lord Cluttermonkey
 
Lord Cluttermonkey's Avatar
 
Reputacja: 1 Lord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputację
Wreszcie ruszyliście osuszonym korytarzem i, kierowani nadnaturalnymi zmysłami Shillen, stanęliście przed szerszym niż wyższym wejściem do pobocznej jaskini. A raczej czterdzieści stóp pod nim, gdyż brnęliście samym dnem Laetan. Brązowe błoto pokrywało całe wasze buty. Pionowe ściany koryta rzeki były śliskie od wody. Kamienie wokół wylotu groty lśniły zielono, blaskiem jakiś świecących grzybów. Wielki krab, rozmiaru dwukolistego wozu, którego skorupę porastała kolonia grzybów o czerwonych kapeluszach, popatrzył na was obojętnie i ponowił próbę dostania się w to miejsce, które i was interesowało.

Co robicie? Jak planujecie się dostać do wejścia? Zamierzacie pomóc krabowi, ignorujecie go czy chcecie wykorzystać fakt, że jest osamotniony i się go pozbyć?

- Anlafie! - krzyknął Oscar - Ten twój fruwający przyjaciel nie mógłby zerknąć w tę wnękę? Chyba że znowu zagadkami będzie walił, to go pierdzielę i sam sobie tam wejdę.

- Wino? - Noriflist zapytał obojętnie. W bukłakach została wam już sama woda. Może w Glimmerfell by się coś znalazło?

- Wino, srino! - Skandyk przedrzeźniał Noriflista. - Gdzie to w ogóle ma żołądek?

- A Skandi jak zwykle pcha się do każdej dziury - zażartowała Shillen, po czym zwróciła uwagę na wielkiego kraba. Może wobec ludzi nie odczuwała zbyt wielkiej empatii i współczucia, ale w przypadku zwierząt było inaczej. - Hej Anlaf, pomożemy mu? - wskazała na bezradnie gramolącego się skorupiaka.

- Nie mamy zbytnio czasu by ratować monstrualne zwierzęta, chyba że Anlaf namówìłby go by nas podsadził… - Rashad spojrzał nieco niepewnie na wnękę, nie był zbyt mocny w wspinaczce choć liny przecież mieli.

- Nie mamy też czasu wejść w kolejną zasadzkę. - Eol wyciągnął szyję w kierunku otworu, węsząc w powietrzu. - Jeśli to... coś - wskazał ruchem brody na kraba - ... nie zaatakuje nas przy próbie pomocy, niech idzie sobie przodem. Wygląda tak, jakby mogło dać radę oczyścić nam drogę w razie problemów. A przynajmniej wypłoszyć jakieś mniejsze potworki z korytarza.

- Raz muszę się z tobą zgodzić gadzie, ale tylko z tym, że on może nam pomóc - drowka spojrzała w kierunku skorupiaka - Nie sądzę żeby jego mało udane próby wejścia do tej wnęki były jakąś pułapką. - To co Anlaf, powtórka z rozrywki? - uśmiechnęła się do druida - tylko już bez przemiany w wielkiego byka.

Kiedy tak dywagowaliście krab znowu podjął karkołomną próbę wspinaczki. Nie potrwała długo. Upadł na cienką, młodą skorupę. Całe szczęście, że w błoto, a nie na skaliste podłoże. Leżał tak nieruchomo, ale po chwili odwrócił się i był gotowy do kolejnego podejścia. Był bezmyślny, ale nie bał się ryzykować.

Shillen zaśmiała się widząc przewracającego się kraba - Mało mądry, ale uparty i wytrwały. Może nazwiemy go Oscar? - wyszczerzyła zęby w stronę skandyckiego wojownika.

Kolejne buch! Tym razem krab ugrzązł w błocie naprawdę beznadziejnie. Oscar, Shillen, Eol i Anlaf wytarli twarze opryskane rzecznym mułem. Przerażony stawonóg zaczął machać odnóżami w powietrzu, a szczypce odezwały się rytmicznym klekotem: klang-klang, klang-klang...

Drowka podeszła ostrożnie do miotającego się zwierzaka i próbowała go uspokoić. Zwróciła się do swoich towarzyszy - Sama nie dam rady go odwrócić, a nawet jeśli nie chcemy go wziąć ze sobą, to leżąc tu i machając tymi szczypcami będzie nam zawadzał w wejściu na górę. Pomóżcie mi go odwrócić.

Skandyk pokręcił tylko głową, podszedł do zwierzęcia i zaparł się o skorupę, próbując przewrócić go z powrotem na nogi.

- Tylko patrz, gdzie macha szczypcami, bo za chwilę będzie tu o jednego długoucha mniej - rzucił z przekąsem w stronę pyskatej elfki.

- Twoje uszy wcale nie są aż takie długie Skandi - odgryzła się elfka, próbując jednocześnie odwrócić skorupiaka.

Druid dobiegł by pomóc przyjaciołom. - A niech mnie, waży chyba z tonę - rzekł napinając mięśnie. - Nie jestem pewien, czy podoba mi się pomysł Eola, ale co racja to racja. Takimi szczypcami to mógłby przeciąć ghula na pół. Możemy spróbować go oswoić. Cholera, nie myślałem, że Podmrok jest aż tak bogaty w faunę i florę. Chyba będę musiał ponownie przemyśleć repertuar zaklęć.

- Chyba nie spodziewałeś się tutaj samych kretów czy dżdżownic? - powiedziała żartem drowka - Przecież mieszkańcy Podmroku zanudzili by się na śmierć - zaparła się po raz kolejny o skorupę kraba - cholera, faktycznie jest strasznie ciężki. Jaszczur! - zawołała do Eola - nie stój jak filar w świątyni i chodź nam pomóc.

Katon oparł się spokojnie o ścianę obserwując wysiłki towarzyszy. Korzystając z chwili wytchnienia próbował ogarnąć swoją ubłoconą garderobę, zastanawiając się jakim cudem taplał się w błocie w poszukiwaniu… krasnoludów mroku. Kręcił głową, wciąż próbując oszacować swoje bezdenne pokłady naiwności, ale póki co nie komentował. W sumie krab mógł się istotnie przydać, a w ostateczności, znał wyśmienity przepis na zupę ze skorupiaka. Wystarczyłoby pewnie dla całej ich zgrai.

- Będziemy mieli kolejne zwierzę albo zupę… - podsumował sytuację Rashad również opierając się o ścianę koło Katona. - A ten duergarski kapłan wciąż jest zmieniony w niedźwiedzia, możesz go odmienić z powrotem? - Spytał się Katona.

- Już jest we własnej postaci. Pewnie leży gdzieś nieprzytomny - wzruszył ramionami czarodziej - Shillen i tak mogłaby go odszukać swoimi zmysłami-

Amira prychnęła pod nosem, ten stworek wydawał się jej zbyt wartościowym potencjalnym narzędziem, sojusznikiem, aby tak łatwo przeznaczać go na kotlety.

Shillen słysząc słowa Katona odpowiedziała ciężko dysząc. - Mogę... spróbować... go znaleźć… ale ktoś musiałby pomóc... Anlafowi i Skandiemu w wytarganiu kraba z błota, zamiast mnie… - odetchnęła ciężko - Może ty Rashadzie, co?

Wreszcie wspólnymi siłami pomogliście krabowi stanąć na odnóża. Przysługa kosztowała was co prawda trochę wysiłku, ale nie spodziewaliście się, że ogarnie was niespodziewana senność. Zrobiliście kilka głębokich wdechów oraz kroków w tą i z powrotem by nie przysnąć, a wasze dziwne zachowanie nie pozostało niezauważone przez pozostałych kompanów. Stawonóg na znak wdzięczności zaczął machać większą parą szczypiec w stronę Shillen. Klang-klang, klang-klang... Rozbawionemu Anlafowi przypomniało to zachowania godowe wielkich krabów z ujścia Rzeki Panujących.

- Eeee… Anlaf? Co cię tak śmieszy? - spytała Shillen odskakując to na lewo, to na prawo od wdzięcznego kraba - co on robi?! Dlaczego on tak robi?! Weź coś zrób! - elfka wrzasnęła wręcz piskliwym głosem i schowała się za druidem i Oscarem.

Torrim uniósł do oka kuszę, widząc manewry kraba wokół Shillen, ale obserwując zwierzę i próbując wypatrzyć na jego ciele punkt, w który mógłby posłać belt, zdał sobie sprawę, że zwierzę nie ma wrogich zamiarów. Opuścił broń i skrzyżował ramiona na potężnej piersi.

- Słuchajcie, skoro skończyliśmy się już bawić, to może ruszajmy dalej na ratunek naszemu kapłanowi?

Oscar przestępując z nogi na nogę czuł, jak jego powieki robiły się coraz cięższe.

- Katon - Skandyk ziewnął głośno - Coś mi tu śmierdzi. Znaczy nie tak dosłownie. Nie działa tu jakaś magia albo chociaż wyziewy z grzybów? Oddech mi przyśpieszył, a zrobiłem się śpiący.

- Opanujcie się i weźcie w garść. Ruszajmy - Katon miał niemiłe wrażenie, że może nie magia, ale jak najbardziej jakiś trujący gaz mógł gdzieś się tu zbierać i raczej nie powinno się długo zostawać w jednym miejscu.

Shillen wysunęła się zza towarzyszy dalej bacznie obserwując nazbyt przyjaznego stawonoga - w sumie wcześniej o tym nie pomyślałam, ale jak my wpakujemy te rothe tam na górę. O ile mojego Rahnulfa dalibyśmy radę tam wciągnąć, to z resztą raczej na pewno nie damy rady… - elfka ziewnęła przeciągle i przetarła oczy. - Aaa, na pewno nie w tym stanie. Jestem tak zmęczona, że nawet nie wiem czy sama bym dała radę się tam wdrapać.

- Czy ten krab nie ma czasem na ciebie ochoty? gdzieś czytałem, zdaje się w jakimś bestiariuszu, że pewne gatunki krabów wabią feromonami samice... czy na odwrót. Tak wielki osobnik wydziela pewnie zapach, który nas właśnie odurza… może ruszymy się wreszcie, czy chcecie spółkować z tym skorupiakiem? - Katon uniósł szyderczo brew i popatrzył na wlot jaskini powyżej. - Zostawmy bydło i pomocników tutaj, a sami weźmy linę i poszukajmy tego kapłana - czarodziej miał już dość drażniącego go zapachu kraba.

- Tym bardziej trzeba nazwać go Oscar, zresztą wie zwierzak co dobre. Jednak mnie skorupiaki nie kręcą - rzuciła drowka odczepnie na szyderstwa elfa. - Może niech Anlaf też zostanie z pomocnikami. Zwierzęta się go słuchają.

- Tylko on? - Eol nie podchodził do kraba, z szyderczym uśmiechem obserwując wysiłki reszty, i teraz cieszył się, że dobrze zrobił. - Nie umniejszam talentów naszego kapłana, ale jeśli przyjdzie tu coś groźniejszego, zwabione nagromadzeniem takiej ilości mięsa w jednym miejscu... przyda się ktoś umiejący walczyć stalą. Podzielmy się; na poszukiwania kapłana powinna wyruszyć mała, mobilna grupa, a nie cała armia. Reszta będzie mogła chwilę odpocząć.

- Nie tylko on, ale dobrze by było gdyby został przy rothe - stwierdziła Shillen wzruszając ramionami i spoglądając porozumiewawczo na druida.

- Cokolwiek groźnego, musiałoby umieć chodzić w tym bajorze błota. Weźmy pod uwagę, że przed chwilą była tu rwąca rzeka. Liczyłem, że dno rzeki nie będzie kryło potworów właśnie z tego względu i po rozbiciu tamy i tak mieliśmy tędy podążać do Glimmerfell - elf wyjaśnił część swojego wcześniejszego zamierzenia.

Torrim obserwował całą dyskusję z pochmurnym wyrazem twarzy.

- Wy tu sobie ględzicie, a naszemu kapłanowi za chwilę może się stać większa krzywda. Róbcie co chcecie, ale ja i moi towarzysze idziemy naszemu kapłanowi na ratunek. Dość mam stania w miejscu!

- Zaiste - zawtórował Hulnar. - Powinniśmy wykazać choć tyle honoru, by pomóc towarzyszowi. Jeśli jest ktoś odważny na tyle, aby dołączył do nas, to idziemy. A reszta...

- Reszta niech posuwa tą starą skorupę na wszystkie strony, skoro taka wasza chęć! - wszedł mu w słowo Gulmur, czerwieniejąc z wściekłości. - Sodomici ostrousi! Sami się wychędożcie, jeśli chcecie! My idziemy na ratunek naszym!

- I pewnie fomory mają małe co nieco na osłodę - mruknął Katon szykując się do drogi - jeszcze jedna uwaga o ostrouchach i upiekę cię razem z tym krabem krasnoludzie. Ufam, że umiesz pohamować swój język w czasie, jak będę zajęty wyciąganiem twojego dowódcy z kłopotów - elf uśmiechnął się zimno do khazadrugara - czas ucieka. Bierz linę i prowadź.

Gulmur już otwierał usta, by poczęstować Katona kolejną złośliwością, ale umilkł powstrzymany gestem Hulnara.

- I chcę ci przypomnieć - wtrąciła drowka - że bez tych ostrouchów nie znalazłbyś nawet truchła waszego kapłana.

Hulnar skłonił się lekko na te słowa.

- Zaiste, masz rację - odparł. - Zechciej wybaczyć mojemu druhowi. Popędliwy i słowa go ponoszą, ale przemawia przez niego troska o towarzyszy. Skoro chcecie nam pomóc, nie marnujmy czasu i ruszajmy - poprawił linę i ruszył we wskazywanym przez Shillen kierunku, po drodze burcząc coś pod nosem do Gulmura w języku Podmroku. Mówił dość cicho, ale wprawne ucho Shillen wyłowiło kilka słów o “napytaniu sobie biedy”. Nie ulegało wątpliwości, że czerwone uszy Gulmura zostały właśnie nielicho natarte.

Shillen szykując się do drogi poirytowana zachowaniem krasnoludzkiego oddziału, markotała po elfiemu coś o tym “że zachowują się gorzej od wszelkich oddziałów szpiegowskich, które miała pod sobą podczas pracy dla Czarnego Lotosu” zapominając, że nie tylko ona posługuje się tu tym językiem.

- Skoro my przeszliśmy dnem rzeki, cokolwiek sprytniejszego od tej zagrzybionej skorupy może zrobić to samo - Eol pogardliwie wskazał butem na kraba. - A rozbicie tamy na pewno zainteresowało wszystkich okolicznych mieszkańców. Nie zostawię taborów bez ochrony, ani druida samotnie na pożarcie. Jeden albo dwóch gnomów może iść pomóc przy zwiadzie, ale to tyle. I jeśli nie wrócicie w określonym czasie, ruszamy sami dalej, do Glimmerfell. Po to tu przybyliśmy, a nie żeby ratować jakiś krasnoludzkich fajtłapów, którzy nie potrafią sami o siebie zadbać.

- Dobrze ogoniasty, czyli jakbyś ty po drodze wpadł w tarapaty to też mamy cię nie ratować? - spytała Shillen.

- Nie jestem jakimś tam szeregowym pionkiem, tylko k a p i t a n e m tej armii - Eol wyprężył się lekko. - Znaj proporcje, ostrouchu. Zresztą, drow powinien znać tą prostą prawdę, że niektóre wybitne jednostki są bardziej godne wysiłku niż inne. Dlatego powinniśmy skupić się na odnalezieniu Thorlaka - dodał. - Jego strata coś znaczy. Śmierć zwykłego żołnierza to tylko drobna niedogodność.

- Jeśli działamy według hierarchii i proporcji działających w Podmroku to chcę ci przypomnieć POWIERZCHNIOWCU, że raczej do niej nie należysz! Żołdak, którego chcemy ratować jest kapłanem, bardzo przydatnym rekrutem, a nie zwykłym mięsem armatnim, a jeśli jeszcze raz nazwiesz mnie ostrouchem to wsadzę ci twój własny ogon do gardła - drowka odwróciła się na pięcie i podeszła do Katona. - To w jaki sposób planujemy się tam wspiąć?

- Uspokójcie się. Potrzebujemy logicznego myślenia, nie kłótni. Amira ma pewien przedmiot który mógłby pomóc we wspinaczce. Działa jak szczebel, na którym można się wspiąć. Myślę, że ta jaskinia na górze łączy się z tą, w której siedzą fomory, bo Shillen wyczuła obecność Tholraka podążającego w ich stronę po tym jak zniknął pod wodą... a nurt rzeczny idzie w stronę Glimmerfell, a przynajmniej szedł. Wydaje mi się, że znajdując kapłana, i idąc dalej, znajdziemy i Tholraka, ale... cóż, jestem powierzchniowcem i jaskinie to czasem nie moja specjalność… - wyjaśnił cicho czarodziej. - Jak będą problemy ze wspinaczką, zawsze można użyć zaklęcia, i przenieść kogoś z liną na górę, ale może wpierw użyjemy przedmiotu Amiry?

- Mogę spróbować się wspiąć. W końcu idziemy w górę, a nie ciąglę pod ziemię, niżej i niżej! - odezwała się milcząca dotąd Mavis. Od czasu śmierci towarzyszki w starciu z koboldami żywa łotrzyca zmarkotniała, ale najwidoczniej zadanie bliskie jej umiejętnościom trochę ją ożywiło - Nic nie ryzykuję, jak spadnę, to to błoto świetnie mnie zamortyzuje - zaśmiała się lekko.

- Niektórzy twierdzą, że kąpiele błotne służą zdrowiu, były swego czasu popularne w Viridistanie - Rashad podał rękę Mavis, pomagając jej w wspinaczce.

Zostawiwszy Eola i gnomów z rothe, wspięliście się na kamienną półkę, korzystając z umiejętności co bardziej wysportowanych kompanów, zmutowanego, grellowatego Noriflista i berła trwania w bezruchu, które otrzymaliście jako dowód wdzięczności za uzdrowienie Ardina Złotobrodego. Swoją drogą ciekawe, czy już dotarł bezpiecznie do Warowni Grzmotów? Magiczny przedmiot posłużył wam też do wciągnięcia kraba. Nie wyobrażaliście sobie próby przenoszenia w ten sposób każdego rothe, gdyż dźwignia z lin i nieporuszalnego berła kosztowała was wiele wysiłku. Jednak opłaciło się - widok kraba machającego szczęśliwie odnóżami w powietrzu z każdym ruchem liny był bezcenny. Stawonóg ledwo znalazł się na waszej wysokości, a już pognał pewnie w głąb tunelu, przebierając szybko nóżkami. Ruszyliście za nim. Zielone lśnienie grzybich kapeluszów rzucało światło na ścieżkę usłaną licznymi krabimi wylinkami, jednak wkrótce wasz nowy towarzysz skręcił w tunel skrupulatnie oczyszczony ze świecących grzybów, nie pozbawiony zaś starych pancerzy i pancerzyków. Musieliście przystanąć i przygotować własne źródła światła, jeśli nie chcieliście zrobić sobie krzywdy. Z czego korzystacie?

Katon szybko podniósł jakiś kamień, i po krótkiej inkantacji miał już w ręku kamienną lampkę którą przekazał Oscarowi, który trzymając rękę wysoko w powietrzu, oświetlał drogę sobie oraz kuzynostwu Al-Maalthir.

Katon zatrzymał Oskara na chwilę, zdjął z ramienia przewieszony tubus na zwoje, z którego wyjął kartki, przekładając je do torby, po czym włożył kamień do środka i podał Oskarowi prowizoryczną… latarnię - Nie wiem dlaczego, ale moją głowę zajmują jakieś… soczewki, skupienia światła… lustra… ostatnio śniły mi się jakieś tryby... - Katon potrząsnął głową i ruszył za krabem, stąpając lekko po kamieniach jaskini.

Shillen obrzuciła wzrokiem trzymaną przez Skandyka lampę - No proszę, nie wiedziałam, że z naszego Katona jest taki majsterkowicz - rzuciła w stronę wojownika. - To co robisz teraz za nasze światełko w tunelu, Skandi? - zaśmiała się i ruszyła w ślad za krabem i elfem.

-Przyda się więcej niż jedno źródło światła - dodał Rashad, rzucając proste zaklęcie, które sprawiło że jego rapier jarzył się szmaragdowym światłem rozświetlającym mrok. - Może niech ktoś widzący w ciemnościach idzie przodem, żebyśmy za szybko nie byli widziani, Shillen?

- W sumie Katon wyrwał do przodu, ale mimo wszystko widzę lepiej po ciemku niż on, także pójdę przodem - elfka przytaknęła Rashadowi i poszła na przód grupy. Elfi czarodziej nie oponował i dał się wyprzedzić sprawniej widzącej w mroku drowce, zajmując bezpieczniejsze miejsce gdzieś pomiędzy idącymi razem towarzyszami.

Doszliście do kolejnego pionowego wzniesienia i chociaż było ono o połowę mniejsze od poprzedniego, popatrzyliście na nie zniechęceni perspektywą kolejnego wysiłku, jednak krab minął niedostępny mu tunel, rozświetlany czerwonym światłem samotnego, ognistego żuka, i skręcił w prawo, schodząc do przestronnej, porośniętej wysokimi grzybami, wilgotnej jaskini, w której środku zbierała się woda. Zaskoczył was nie pasujący do miejsca, zjejczały, cuchnący odór, który przypominał zapach siarki dobiegający z tuneli troglodytów znajdujących się po drugiej stronie tamy. Wyminąwszy charakterystyczne dla Podmroku rośliny, stawonóg dołączył do kilku swoich, zebranych nad niewielkim stawem, zaś wy zatrzymaliście się w obawie, że pozostałe kraby mogą nie zareagować na was tak przychylnie jak ten, któremu pomogliście, tym bardziej, iż wraz z utratą pobliskiej rzeki stworzenia straciły swoje naturalne tereny łowieckie. Strach wzmagały w was rozrzucone wokół wody kości. Na jednym z wysokich, smukłych grzybów, wisiała zielona, wełniana szata na rozmiar człowieka, a o trzon rośliny opierała się drewniana laska. W oddali dojrzeliście blask drugiego ognistego żuka, padający na krasnoludopodobną sylwetkę, leżącą pośród odpadków na niewielkim skalistym wzniesieniu nad wodą, po drugiej stronie jaskini. Znaleźliście Gundara!

Co robicie? Jak zamierzacie udobruchać kraby po wtargnięciu do ich legowiska? Mogą w końcu traktować krasnoluda jak swoją zdobycz.

Katon spróbował ostrożnie, nie wykonując gwałtownych ruchów przekraść się w stronę wiszącej na grzybie szaty i laski. Miał wrażenie, że są to przedmioty poprzedniego “tresera” owych stworzeń i być może dałoby się uniknąć walki przejmując je. Elf, ostrożnie zanurzył się w cieniu najbliższego stalagmitu. Zaraz za nim podążyła Mavis, z niepokojem obserwując - jej zdaniem - nieporadne próby czarodzieja w byciu niezauważonym.

- Pójdę przodem. - zasugerowała cicho - Naśladuj moje ruchy, będzie ci łatwiej.

Shillen obserwowała poczynania elfa, - Eh, temu się nagle na podchody zebrało, ciekawe co mu siedzi w tej czarodziejskiej łepetynie… - po czym przeniosła wzrok na kraby. - Musimy szybko znaleźć sposób żeby zabrać stąd Gundara i na Lolth niech ten krabi koszmar wreszcie się skończy… Amiro może mogłabyś spróbować postraszyć je ogniem? Może się wtedy rozpierzchną i ułatwią nam dostęp do krasnoluda.

- Jest! Jest nasz kapłan! - przyciszonym głosem zawołał Torrim do swoich kompanów. - Porwały go te paskudy! Dalej, chłopaki, z kusz do nich! - trzymana w rękach Torrima kusza podskoczyła do pozycji poziomej, celując w jedno z opancerzonych stworzeń. Stojący obok Torrima Hulnar położył rękę na broni swojego towarzysza.

- Nie, Torrimie. Poczekaj. Zobaczymy, co wymyślą magowie.

- To niech się pospieszą, taka ich mać, nie będę się chędożyć z bandą oślizgłych skorupiaków jak z... - zaczął Gulmur, ale umilkł zgromiony spojrzeniem Hulnara.


- Dobra - warknął Torrim - ale trzymać te paskudy na muszce. Jak zaczną coś kombinować, walić pomiędzy pancerze!

Khazadrugarscy legioniści przymrużyli oczy i z zaciętymi minami obserwowali pełzające stworzenia znad celowników swoich gotowych do strzału kusz.

- Chyba wiem o co mu chodzi. - Shillen obserwowała skradającego się Katona. - Spróbuję odwrócić ich uwagę, jeżeli faktycznie są oswojone to nie powinny się na mnie rzucić. Jednak jakbyś mógł Skandi to choć ze mną, przyda się ktoś kto pomoże je zdzielić je po łbie w razie jakbym się myliła.

- Będziemy Was osłaniać - rzucił do elfki Torrim w języku Podmroku. - Tylko nie rozjuszcie ich bardziej!

- Tamten krab nie wiadomo czemu ciebie polubił Shillen, może z tymi też się uda, będziemy was osłaniać…. te kraby mialy chyba jakiegos pana, pytanie co się z nim stało - odparł ironicznie Rashad, czujnie obserwując sytuację, jego rapier gotowy do działania. Było nieco dziwne, że czarodziej pchał się tak sam do przodu, no cóż kolejny przykład elfiej arogancji.

Elfka skinęła głową w kierunku szlachcica, schowała wyciągnięty wcześniej łuk i ruszyła spokojnym krokiem w stronę krabów. - Spokojnie… - powiedziała wyjątkowo łagodnym jak na nią głosem. - Nie chcemy wam zrobić krzywdy. - Wyciągnęła rękę w stronę zwierząt, tak aby mogły zapoznać się z jej zapachem.

- Ostrzegam, że nie mam przy sobie ani igły, ani nici, żeby ci tę rękę z powrotem przyszyć - szydził Oscar, stojąc kilka kroków za Shillen. Skrzyżował ręce na piersi i bacznie obserwował poczynania krabów.

- Szczerzę wątpię czy byś w ogóle potrafił - zażartowała drowka cicho tak, aby nie spłoszyć stawonogów - dalej się obrażasz o tą sakiewkę? Myślałam, że masz choć trochę poczucia humoru - rzuciła, po czym z powrotem zajęła się zapoznawaniem z krabami, jednocześnie obserwując czy Katon zdążył już wykonać swój zamysł.

Amira stała starając się nie wyglądać wrogo, powalczyć zawsze się zdąży a w Podmroku nie ma sensu ryzykować żadnej niepotrzebnej konfrontacji. Przygody na wyspie grozy nauczyły ją ostrożnie podchodzić do zagrożenia. Nie pchała się więc w jego paszczę nie zdawała się również na jego litość trzymając tuż pod skórą ogień na uwięzi gotowa by uwolnić to na znak zagrożenia. “pierdolony Anlaf, nie dość że to bezczelny kulson to jeszcze nigdy nie ma to gdy jest potrzebny”.

Rozdzieliliście się i zaczęliście wdrażać w życie swój plan, brutalnie przerwany przez niespodziewany, wysoki, nieustający pisk. Wrzaskuny, których się nie spodziewaliście, sprawiły, że serca prawie wyskoczyły wam z piersi, bijąc opętańczo, jednak to był dopiero początek...

Anlaf rozsiadł się wygodnie wśród rothe patrząc przez chwilę w miejsce, w którym reszta towarzyszy zniknęła z pola widzenia. - Prawdę mówiąc to wahałem się czy nie krzyknąć za Shillen i Oscarem, aby się powstrzymali z pomocą. Zwierzęta w takich sytuacjach są raczej nieufne. Ten… hm - zamyślił się przez chwilę - wydaje się nie bać humanoidalnych postaci. Mało wiemy o tym miejscu. Domyślacie się może panowie rycerze kto mógłby tutaj używać takich stworzeń? - Zwrócił się tak do gnomów jak i Eola.

- Nic moim kompanom nie przychodzi do łepetyn - odpowiedział uchodzący za niepomnego Hornwin po krótkiej naradzie z pozostałymi magicznymi rycerzami - a i ja nie pamiętam widoku podobnego stworzenia, ale masz rację Anlafie, powinniśmy być czujni - powiedział pretensjonalnie. - To przecież nie czas na głupie żarty - osądził kwaśnym, mentorskim tonem, choć czuć było, że sam chętnie by coś zbroił. Niedawna żartobliwa wymiana zdań między Shillen i pozostałymi awanturnikami rozbrykała svirfnebliny i trudno im było myśleć o żołnierskiej dyscyplinie, kiedy w gnomich głowach krążyły same krabie dowcipy.

- Ktokolwiek. - Eol wykorzystał przerwę, by usiąść na kamieniu i zająć się polerowaniem przybrudzonej już nieco tarczy i szabli - Tu, pod ziemią, potwory jeżdżą na monstrach, a czasem nawet odwrotnie. Drowy na ten przykład dosiadają pająków, a to stworzenie to w zasadzie opancerzony pająk. Być może dlatego tak ciągnie go do naszej popielnej damy. - wygłosił swoją teorię tonem sugerującym, że zupełnie się nie myli.

Rahnulf chodził nerwowo w kółko, wydając z siebie dziwne skomlące dźwięki i obserwował szczelinę w której niedawno zniknęła jego pani i pozostała część grupy. Po chwili wyłożył się koło druida i położył wielki, kudłaty łeb na jego kolanach, spoglądając na niego pytającym wzrokiem.

- Niedługo wróci- rzekł Anlaf do Rahnulfa mierzwiąc wilczą sierść, kiedy powietrze rozdarł wysoki pisk wrzaskuna. Zwierzę i druid poderwali się na równe nogi. - A niech to diabli! - Zaklął. - Dobiega jakby z góry. Jeżeli będą zmuszeni walczyć to nawet nie zdążymy dotrzeć tam na czas.

Z gardła wilka wydobył się głuchy warkot, jak gdyby zwierzę zrozumiało słowa Anlafa. Poirytowany znów zaczął krążyć dookoła, łypiąc ślepiami ku górze.

- Panie Eoldriereit! - Zawołał zdesperowany Anlaf obserwując miejsce z którego dobiegał pisk - Nie zostawię przyjaciół na pastwę jakichś wrzeszczących potworów! We dwóch mamy szansę się tam dostać.

- Nie. - Eol nawet nie ruszył się z miejsca, choć głowę odwrócił w kierunku krzyku - Mało to w Podmroku dziwnych dźwięków? Nie wiemy, czy to oni. Ani jak daleko zaszli. Jeśli tunel się rozgałęzia gdzieś dalej, nie odnajdziemy ich w labiryncie korytarzy. A dwójka pieszych podróżnych bez mrokowidzenia to łakomy kąsek dla czegokolwiek, co pełza w ciemności. Wrócą. - zapewnił druida - Wrócą i będą mieli ochotę na krwisty stek z rothe i lecznicze dotknięcie. Musimy tu zostać i dopilnować by to właśnie na nich czekało.

Druid westchnął cicho patrząc na klif. Kiwnął jednak głową smokowcowi, któremu musiał przyznać rację. - Zgoda, ale jeżeli dobiegną nas stamtąd odgłosy walki nie będę stać bezczynnie.

Pisk wrzaskunów nie ustawał, przygłuszał wszelkie inne dźwięki. Rahnulf zaczął coraz głośniej warczeć, zniecierpliwiony. A Noriflist patrzył się tępym spojrzeniem na wylot tunelu.

- W podziemnej krainie grzyby opłakują głupich powierzchniowców, mistrzu Sirronie. Noriflist to widział, Noriflist to wie!

Mijające sekundy wydawały się dla Anlafa godzinami. Wreszcie ponure słowa Noriflista pozbawiły go wątpliwości co do ruszenia z pomocą. Zaczął zbliżać się w stronę klifu, a z nim Rahnulf. - Nie zostawię przyjaciół na pastwę jakichś potworności - powtórzył i odwrócił się do Eola licząc, że duma smokowca przeważy nad opanowaniem - Jeżeli sobie poradzą wyjdziemy najwyżej na nadgorliwców, ale jeśli właśnie tam giną wrócimy stąd jak tchórze. - Po czym pomachał ręką do Noriflista - pomożesz naszym kompanom jeżeli będą chcieli dostać się na górę? - Druid zatrzymał się na moment. Jego skórę zaczęły porastać łuski, a twarz i reszta ciała wydłużyła się przybierając kształty wielkiego gada. Masywny ogon owinął się wokół wilka chwytając go bezpiecznie i podając Noriflistowi.

Perspektywa dokonania jakiegoś bohaterskiego czynu chyba w końcu przebiła się do łuskowatego łba, bo Eol po chwili zastanawiania się poderwał się z kamienia, wskazującym palcem wydając rozkazy:

- Ty, ty i ty oraz ty zostajecie, dopilnujcie stada. Zguba, jak będzie się coś działo, daj mi znać. Reszta za mną. Anlafie... - spojrzał na jaszczura, jakby nie do końca był pewien, czy w tej formie druid go zrozumie. - Przewieź najpierw pozostałą czwórkę na górę, a potem wróć po mnie. Pojedziemy w awangardzie, a nasi żołnierze nas dogonią. Żwawo!

Przerośnięty jaszczur syknął otwierając paszczę w coś na kształt uśmiechu. Ruszył w stronę smokowca wymachując niecierpliwie ogonem.

W nozdrza khazadrugarów i svirfneblinów uderzyła fala smrodu, cuchnących zgniłych jaj. To pułapka! - przemknęło wam przez głowę, kiedy zobaczyliście, że dwa gnilne pełzacze, działające jak w zegarku, odcięły waszą jedyną drogę ucieczki. Zaś kraby, osiem krabów, zaczęło stukać szczypcami. Klang-klang, klang-klang...

- Stać! - rozbrzmiała komenda wypowiedziana gardłowym głosem. Potwory zatrzymały się. Rozkaz rzucił... Nagi, ale ubłocony od stóp do głów chudy mężczyzna, który powstał, najwyraźniej obudzony przez hałas. Jeszcze chwilę temu wydawał się częścią nadwodnego mułu. Rysy jego twarzy również skrywało błoto. Skierował się po swoją szatę. Założył ją, chwycił laskę.

- Obudziliście mnie. I przerwaliście moją błotną kąpiel - powiedział z wyrzutem. - Kiedy żyłem... Żyłem na Powierzchni, już je uwielbiałem, ale nigdy nie sądziłem, że tutejszy muł okaże się jeszcze korzystniejszy dla mojej skóry. Też jesteście z Powierzchni - stwierdził. - Ale powiedzcie mi, czemu wasz kompan - wskazał laską na Rashada - pachnie jak człowiek, a jednocześnie śmierdzi jak ghul? - zapytał podejrzliwie.

- Witaj, nie było naszym zamiarem przeszkadzać w twej kąpieli, zawsze miło spotkać kogoś z Powierzchni w tym podziemnym świecie- Rashad nie widział powodu by nie okazywać kurtuazji, w końcu w pewnym sensie wtargnęli do czyjegoś domostwa i przerwali mu kąpiel.

- Ja pachnę jak ghul? Jeszcze nie miałem z nimi wiele do czynienia… - zdziwił się.

- Może to ten twój dziwny oręż, nie przypominam sobie żebyś go miał na Wyspie Grozy, ale mniejsza - drowka machnęła ręką i zwróciła się do “gospodarza” - szukaliśmy naszego towarzysza i przy okazji pomogliśmy tu wrócić jednemu z twoich krabów, bo one są twoje prawda?

- To on, nie kawałek stali - nieznajomy poprawił Shillen, samemu poprawiając swoją szatę. Katon zauważył, że jej górna partia była wyłożona od wewnątrz skorupą dużego, czarnego żuka. Pomysłowe. - A za kraba dziękuję w jego imieniu. Wasz towarzysz jest tutaj, jak widzicie. Jeśli zaspokoicie moją ciekawość, obiecuję go postawić na nogi.

Amira uśmiechnęła się jednym, że swych najbardziej promiennych uśmiechów zbliżając się do czarodzieja. Następnie również wyraziła że bynajmniej nie było jej zamiarem przeszkadzanie gospodarzowi w kompieli i jak jest jej nieskończenie przykro z tego powodu. Następnie zapytała o walory lokalnej glinki która jest czymś rzadkim i z całą pewnością niedostępnym na powierzchni. Następnie uśmiechnęła się do niego porozumiewawczo jak jeden właściciel wrażliwej skòry do drugiego.

Mężczyzna roześmiał się.

- Przed Białym Królem też się będziesz tak kłaniać? - spytał drwiąco, oczekując odpowiedzi od zakłopotanej Amiry, której nie udało się podejść bliżej, w obawie przed kolejnym piskiem wrzaskuna.

- Cóż wyście szlachetny panie nie dali mi powodu do niegrzeczności, zaś Biały Król zgodnie z moją wiedzą planuje wyciągnąć rękę po powierzchnię a to oznacza że utracił on w moich oczach wszelkie prawo bym traktowała go z kurtuazją - mówiła szybko starając się szerokim uśmiechem zamaskować dyskomfort spowodowany zaistniałą sytuacją, po czym kontynuowała jak gdyby nigdy nic, a przynajmniej chciała kontynuować, gdyż tajemniczy nieznajomy dał jej ruch ręką, by przestała mówić.

- Ptaszynko - tajemniczy nieznajomy zwrócił się do Amiry, ocierając twarz z błota - nabierzesz manier, kiedy staniecie się jednymi z nas, kiedy cykl życia i nieśmiertelności zastąpi cykl życia i śmierci... - twarz mężczyzny była widokiem wstrząsającym, zarówno ze względu na swoje podobieństwo do ludzkiej, jak na jego brak. Długa i chuda, miała zielonkowatą i jakby jaszczurczą, łuskowatą skórę, chociaż nie potrafiliście się domyśleć, co mogło to sprawić. Usta rozwarły się w śmiertelnym grymasie, ukazującym odbarwione i o wiele za ostre zęby. “Uważajcie!”, Rashad i Shillen ostrzegli was przed zagrożeniem zanim przebiegły stwór zdążył przyciągnąć moc i wypowiedzieć słowa zaklęcia.

 

Ostatnio edytowane przez Lord Cluttermonkey : 20-01-2018 o 08:55.
Lord Cluttermonkey jest offline