Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-11-2017, 15:08   #603
kymil
 
kymil's Avatar
 
Reputacja: 1 kymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputację
Po dobiciu do portu Delberz Zingger z nieudawaną ulgą zszedł z "Dumnej Syrenki". Miasto kupieckie tętniło życiem i przedsiębiorczością. W powietrzu oprócz smrodu niemytych ciał, czuć było interes do zbicia. To dobrze rokowało na przyszłość kompanii.

***

Bernhardt miał jednak własne plany na spędzenie czasu wolnego. Chciał odszukać kleryka, wyznawcę Ranalda. Ojczym gderał mu zawsze, że w większym mieście kogoś takiego zawsze można znaleźć. Trudniej zaś zgubić z oczu jak się długów u skurczysyna narobi.

Nie mając głowy do rzeczy przyziemnych z wdzięcznością tedy Zingger przyjął zakwaterowanie "Pod Dębową Beczką". Potrzebował kąpieli, odpoczynku i hożej dziewoi pod pierzyną.

***

Po sutym posiłku w zajeździe rozpuścił wici okraszone złotą koroną czy w okolicy nie znajdzie się znany świcibaka, hochsztapler czy inny wagabunda, którego los się nie ima. Jednym słowem mniej bądź bardziej zakamuflowany kapłan Pana Losu.

Ostatnimi czasy dojrzał do decyzji o kapłaństwie. Wszak nie wiązała się z celibatem, wiernością czy skromnością. Czy nawet z umiarkowaniem w jedzeniu i piciu. Te cechy Berniemu obce nadal były, jeśli nie wstrętne. Poczuł jednak, że Ranald czuwa nad jego bezpieczeństwem. Pan Szczęścia daje znaki, że powinien się rozwinąć i oddać pod jego dalszą opiekę.

Wieczorem karczmarz podsunął Zinggerowi kufel pienistego trunku pod nos i powiedział, że ktoś przez niego poszukiwany mieszka pod wskazanym adresem i prowadzi prosperujący lombard. Ba, zaprasza nawet w odwiedziny, co zdziwiło Berniego. Nazywać się miał ów człowiek Yann Gross.

- Gross, powiadacie karczmarzu. Grubo to brzmi, he, he - zakpił Berni.

- Grubo, oj, grubo, ale to człowiek nietuzinkowy. Szuler, krupier i paser. Słowem porządny człowiek. Trochę dziwkarz. Obaczycie zresztą sami.


Następnego dnia Zingger udał się pod wskazany adres. Uknuł sobie historyjkę, że rzekomo pilnie potrzebuje gotówki i chce zastawić klejnocik rodowy. Jak mu się nie spodoba, to da nogi za pas. I tyle go zobaczy.

Ale przechera Gross z miejsca huknął na akolitę, zanim ten zaczął rozwijać gadkę szmatkę.

- A Ty tu młodzieńcze czego szukasz? - wyglądał na człowieka, który z niejednego pieca chleb jadł i niejedno widział. Żylasty, sękaty wręcz postawny mężczyzna. Ubrany w czerń. Wilczy trochę z twarzy, z kpiącym uśmiechem, z fajką w ustach.







- No, ja żem chciał.... - plątał się w zeznaniach Zingger.

- Chcieć to sobie możesz. Widzę, żeś nie klient. Doniesiono mi, że taki młokos jak ty, szuka kogoś takiego jak ja.

- Zagadkami mówicie, Panie Gross.

- Ranald krętymi drogami sługi swe prowadzi, gnojku, przyzwyczaisz się.

- Potrzebuję nauki, kogoś kto mną pokieruje i tajniki prawdy pokaże.

- Widzę z gadki, żeś po pierwszych naukach. Gorzałkę masz?

- Mam
- usłużnie podsunął butelkę młody adept.

- A kości do gry?

- A juści.

- Tedy zaczynajmy. Chodźmy do mnie do piwniczki. Tam się trochę pomodlimy, popijemy, pogramy. A ja Ci trochę poopowiadam. Trochę to nam może zająć.

- Czas mam. I niczego bardziej nie pragnę niż modlitwy
- skromnie spuścił oczy Zingger.

- Ho, ho! Widzę, że daleko zajdziesz, młodzieńcze - roześmiał się Yann. - Mówi mi Mistrzu Gross...
 

Ostatnio edytowane przez kymil : 19-11-2017 o 15:12.
kymil jest offline