Dźwięk zaciąganej kuszy utonął w harmiderze jaki się rozpętał. Krasnolud o blond włosach pstryknął małą wajchę przy kuszy zabezpieczając spust i uniósł się wraz ze sporym plecakiem, którego nie zdejmował. Przez te parę ostatnich godzin siedział czuwając, a cały dobytek noszony na plecach oparł o belę siana, aby odciążyć barki. Nie zdejmował tym bardziej ubrania podróżnego i grubej skórzanej kurtki z naszytymi emblematami w stylu krasnoludzkim. Wzrost miał nieprzeciętny na krasnoluda i mógłby nawet uchodzić za niskiego człowieka, gdyby nie typowy dla krasnoludów solidnie rozwinięty korpus i ramiona.
Galnir Galvinson jeszcze parę dni wcześniej wesoło popijał browar wraz ze swoim znajomkiem w Heideck opowiadając jak to wraz z Nieustępliwymi z Karak Angazhar spuścił łomot Pierwszej Warcie z Averheim. Jednak jeszcze tej samej nocy kroczący raźno naprzód świat potknął się na krowim placku, wywinął kozła i wpadł twarzą w tegoż placka.
Martwi powstali z grobów.
Z zazdrości wobec żywych?
Za sprawą czarnoksięstwa?
Któż to mógł wiedzieć?
Teraz Galnir podszedł do jednej z luk w ścianie z desek i wyjrzał przez nią na zewnątrz. Wydał z siebie ciche przekleństwo.
- Otworzę bramę, a wy przepędźcie krowy. Może stratują truposze albo przynajmniej odwrócą ich uwagę, a my pryśniemy. - powiedział szybko zduszonym głosem - Szybko, zaraz tutaj dotrą.
Przełożył kuszę do lewej ręki, a prawą chwycił widły trzymające ze sobą wrota obory.