Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-12-2017, 08:35   #3
Tabasa
 
Tabasa's Avatar
 
Reputacja: 1 Tabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputację
Bywała głodna. Bywało jej tak zimno i niewygodnie w wiejskich karczmach, że żałowała, że jednak nie została na dworze ojca. Tylko czy gdyby została, to wciąż by żyła? Nie wiedziała nawet, czy jej rodzina przeżyła i co się stało z majątkiem. Ludzie mówili, że Hochland kiedyś płonął prawdziwym ogniem, a po najeździe Chaosu co najwyżej dogasał. Nie chciała tego przyjąć do siebie, nie chciała myśleć o tym, co mogło się stać. Przecież sama odeszła, bo nie miała tam u ojca żadnej przyszłości, więc nie powinna teraz o tym myśleć, a mimo to, nie dawało jej to spokoju. Może dlatego, że ojciec zawsze starał się przychylić jej nieba, a Heinrich, najmłodszy brat był tym, z którym zawsze się najlepiej dogadywała i nie chciała, by spotkało go coś złego? Ale to była wojna, a na wojnie są ofiary. Musiała być twarda.

Miała przecież jeszcze Herpina, który przez ostatnie tygodnie stał się jej bliższy, aniżeli rodzina była kiedykolwiek. Dwa razy stawili czoła mutantom, podróżując z uchodźcami z Bogenhafen, co tylko wzmocniło ich więź. Mężczyzna na pewno pamiętał czasy, gdy Annike za wszelką cenę zatruwała mu życie, niezadowolona, że ojciec przydzielił jej taką - z pozoru - niezdarę. Najazd Archaona pozwolił jednak zrewidować jej podejście do Udosa. Miała w nim oparcie i wsparcie, gdy trzeba było walczyć o życie, przez co podejście szlachcianki do niego zaczęło się zmieniać. Nadal pozostawał jej sługą, ale nie cisnęła go tak, jak kiedyś. Był przydatny i był po jej stronie, nieważne co się działo. Takiej osoby w obecnych czasach można było ze świecą szukać. A ona kogoś takiego miała.

Po najeździe na Untergard, gdzie każdy każdemu ratował życie i nawet nie było sobie za co dziękować, bo przecież to normalne, że ludzie i nieludzie walczą z pomiotami Chaosu, zostali w miasteczku, by przeczekać i podjąć dalszą podróż. Annike kilka razy podczas dziewięciodniowych walk ukrywała się tu i tam, widząc śmierć wieśniaków i imperialnych żołnierzy, ale robiła to, bo nie chciała dać się zabić. Nie chciała umrzeć, bo to nie był jej czas. Przecież każdy zrobiłby to samo na jej miejscu! Jednocześnie jakaś część jej duszy martwiła się o Herpina, by nic mu się nie stało, no bo kto będzie czyścił jej broń, prał ubrania i sprawdzał, czy woda w kąpieli jest odpowiednio ciepła?

Szlachcianka była wysoką, smukłą kobietą o długich blond włosach, które zwykle spinała rzemykiem w koński ogon. Sigmar obdarzył ją wspaniałą urodą i dość obfitym biustem, przez co zwracała uwagę każdego mężczyzny, a dzięki swojej fizyczności i urokowi osobistemu potrafiła zawsze dostać to, czego chciała. Bo Annike umiała być miłą i serdeczną, co w połączeniu z piękną buzią zawsze przynosiło pożądany efekt.


Ubrana była w obcisłe spodnie podkreślające jej kształty, skórznię i długi, dobrej jakości płaszcz z kapturem. Stroju dopełniały wysokie buty na płaskiej podeszwie, umorusana krwią chustka z broszą oplatająca smukłą szyję oraz czapka z kitą piór. Za pasem nosiła pistolet skałkowy, który zabrała z kolekcji ojca (i który do tej pory nigdy jej nie zawiódł), a przy boku dyndał rapier z misternie wykonaną oślą podkową i kabłąkiem. Reszta jej rzeczy znajdowała się w zamkniętym na klucz pokoju na piętrze. Może i kobieta wyglądała na słabą i niegroźną, ale niejeden mógłby się zdziwić, gdyby stanął z nią w szermiercze szranki, a i jako Hochlandka z krwi i kości, z bronią palną też radziła sobie dobrze.

Miała już dosyć ciągle tego samego paskudnego śniadania, tak samo jak i prób wymuszenia na niej czegokolwiek. Zwłaszcza pomocy wieśniakom. Nie miała zamiaru brudzić sobie rąk, a tym bardziej się przemęczać. Herpin trochę zmężniał, więc mógł brać dwie zmiany - Annike w tym czasie czytała książki, które zabrała ze sobą z dworu ojca a na które wcześniej nie miała czasu. Czasami też bawiła się z dziećmi na Ackerplatz, ale nie dlatego, że sprawiało jej to przyjemność, tylko po to, by zabić dłużący się czas. Czuła się w tym miasteczku nie na miejscu, jak kamień w bucie, który chcesz wytrząsnąć, bo ci przeszkadza, ale jakimś cudem cały czas go czujesz.

Niezbyt się przejęła, gdy na rynku poczęli zbierać się ludzie, ale ostatecznie ciekawość wygrała, bo przecież to znowu mógł być jakiś najazd zwierzoludzi, albo Sigmar wie co. Nie kończąc paskudnej jajecznicy, wytarła chustką usta i skinęła głową na Herpina.
- Idziemy sprawdzić, co się tam dzieje - rzuciła nieznoszącym sprzeciwu tonem. W tym momencie jej głos był zimny, jednak potrafiła sprawić, by był gorący, niczym piaski Arabii, o której czytała kiedyś w jednej z książek z biblioteczki ojca.

Skrzywiła się tylko, słysząc beknięcie tego nieokrzesanego krasnoluda. Gestem dłoni dała znać Udosowi, by podniósł cztery litery, a gdy to zrobił, sama również to uczyniła, podążając za nim na zewnątrz. Szła wyprostowana, z uniesionym wysoko podbródkiem, z lewą dłonią spoczywającą luźno na rękojeści rapiera. W tej zbieraninie plebsu musiała cały czas podkreślać, że jest tą, w której żyłach płynie szlachetna krew. Że jest wyjątkowa.
 
Tabasa jest offline