Gdy dotarło do niej, że została złapana i że sytuacja robi się mało pozytywna, mało co nie zmoczyła portków ze strachu. Wielki Kozak z twarzą poznaczoną bliznami nie wyglądał ani przyjaźnie ani głupio. Pożałowała, że dała się podpuścić i wplątać w zakład z dwoma obszczymurkami.
Rude brwi powędrowały w górę, gdy Lorelei próbowała zrobić dobrą minę do złej gry i nadać twarzy uwodzicielskiego wyrazu, o jakich rozmawiała niedawno z przyrodnimi siostrami.
- Co ty robisz dziewczynko? - odezwał się wojownik, spoglądając na ręce próbujące wymacać przypiętą do pasa sakiewkę, ukrytą pod futrem z niedźwiedzia którym był okryty. - Doigrasz się kiedyś dziecko - rzucił i wtedy nieznajoma spojrzała na niego.
Bystry wzrok jasnobrązowych oczu, ocean piegów zalewający twarzyczkę dziewczyny urzekły błyskawicznie wielkiego człowieka pochodzącego z Kislevu.
Douko chwycił ją mocniej za rękę, która puściła sakiewkę i posadził koło siebie na ławie. Dziewczyna czerwieniła się i bladła na przemian, próbując się wyrwać i rozewrzeć mocno zaciśnięte na ręku palce.
- Życie ci niemiłe, czy masz bogatych rodziców co z kłopotów cię wyciągają? - zapytał Douko puszczając chwyt.
Dziewczyna miast opowiedzieć zerwała się natychmiast do ucieczki licząc na łut szczęścia i niezgrabność Niedźwiedzia, jak nazwała Kozaka w myślach.
- Stój bo zawołam straże - powiedział spokojnym głosem - Usiądź, pogadamy. Może wytłumaczysz mi się co tu robisz, dziecko?
Młoda zatrzymała się w pół ruchu, wygięta niewygodnie nad ławką.
- Dziecko - prychnęła oburzona - Nie jestem dzieckiem. - minę miała taką, jakby to ona robiła Kozakowi łaskę, że została. Powoli osunęła się na ławę, opierając łokciami o blat i odrzucając poły burego płaszcza.
- Kim więc jesteś? - zapytał Kislevita, widząc minę dziewczyny - Jesteś głodna? Potrzebujesz pieniędzy, że po cudzych sakwach szukasz?
- Założyłam się - mruknęła dziewczyna niewyraźnie, choć hardo spoglądała w oczy mężczyźnie.
- To głupi był zakład, ale masz tu dwa szylingi i powiedz znajomym, że tylko tyle żem miał. Potem spław ich i wróć do mnie, bo jak mniemam żeś miejscowa. - odparł wyciągając dwa srebrniaki z sakiewki i podając je młodziutkiej dziewczynie.
- A co ty sobie myślisz? Żem ja jaka pokątna dupodajka? Niezłe masz o sobie mniemanie, że grosze oferujesz. - oczyska oburzonej dziewczyny ciskały gromy - I jeszcze rozkazy chcesz wydawać.
- Jak sobie chcesz - odburknął niezadowolony, puszczając uwagę mimo uszu i chowając monety z powrotem do sakiewki, po czym wstał i podszedł do szynkwansu. - Piwo poproszę - powiedział - i podwójną strawę na dwóch miskach.
Nim skończył zamawiać, rudej, pyskatej złodziejki już nie było.
A potem, tej samej nocy miasto zostało zaatakowane i dorastająca Rory całkowicie zapomniała o Niedźwiedziu. Obrona miasta, atak zwierzoludzi, śmierć i zniszczenie sprawiły, że pierwsza, poważniejsza wpadka wywietrzała jej z głowy.
Aż do dzisiaj, gdy wpadła na Niedźwiedzia w "Pod Złotym Zającem". Słowa powitania do gospodarza zamarły jej na ustach. Zakręciła się w miejscu jak fryga, próbując zejść szybko z oczu Kozaka.
Za późno.
Westchnęła, zwiesiła lekko ramiona i poddała się.
Co ma być, to będzie.
A potem wpadła na plan i humor się jej poprawił.