Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-12-2017, 00:08   #7
hen_cerbin
 
hen_cerbin's Avatar
 
Reputacja: 1 hen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputację
Ubrany w szary habit akolita Sigmara, Peter Hochmeister nadal myślami był przy swoim ostatnim pacjencie. Wilhelm Marshall był giermkiem rycerza, który oddał swoje życie za mieszkańców Untergardu. Akolita widział wiele podobieństw w ich sytuacji - obaj stracili kogoś ważnego i żaden z nich nie mógł też zrobić nic poza patrzeniem jak ich mentor umiera. Zapewne w miasteczku podobne doświadczenia miało więcej osób. Nie tylko ludzi, jak on, giermek czy Gottfried, uczeń zabitego przez minotaura piromanty. Nawet cicha elfka siedząca teraz obok kogoś straciła. Widział ją, kiedy po bitwie chowała swojego towarzysza. Zastanawiał się nawet czy nie podejść i zaproponować pomocy, ale na co elfowi błogosławieństwo Sigmara… A nawet gdyby elfka się zgodziła, to pewnie tylko by przeszkadzał. O ile o krasnoludzkich zwyczajach coś wiedział jako akolita Sigmara, najbardziej pro-krasnoludzkiego boga w ludzkim panteonie, to o zwyczajach pogrzebowych elfów absolutnie nic.
Peter zresztą był tylko akolitą - nie miał prawa nauczać ani odprawiać rytuałów. I po prawdzie nie bardzo też wierzył teraz w boską pomoc i protekcję. Gdzie był Bóg, kiedy jego kapłan oberwał przypadkową strzałą? Staruszek zawsze nauczał, że Sigmar trzyma pieczę nad dobrymi ludźmi. A tymczasem zginęli właśnie ci odważni, dzielni ludzie (i krasnoludy. A nawet jakiś elf), a wielu ludzi, którzy w najlepszym razie powinni gnić w więzieniach, łazi w najlepsze po mieście i puszy się niczym pawie. Chociaż oni przynajmniej w większości spełnili swój obowiązek i stanęli naprzeciw hordy zwierzoludzi z bronią w ręku. I wielu teoretycznie “złych” ludzi wedle standardów wiary zginęło bohaterską smiercią, z jakiej Sigmar byłby dumny. Zupełnie jakby to jakim jesteś człowiekiem, nie miało żadnego znaczenia. Bo jak inaczej wytłumaczyć to nie zginął pewien tchórzliwy akolita? Nawet nie wyjął swojego młota podczas bitwy, a jedyne co robił to odciągał rannych i starał się ich opatrzyć na miarę swoich umiejętności, których miał mniej niż mało. Nawet z głupią strzałą nie potrafił sobie poradzić. Spojrzał na swoje ręce jakby nadal spodziewał się zobaczyć tam krew umierającego nauczyciela. Nie wiedział też czemu umierający kapłan przekazał mu swój święty symbol Sigmara - wyglądający jak bardzo stary amulet ukształtowany na wzór komety z dwoma ogonami i zawierający w sobie fragment jadeitu. Przecież Peter nosił już swój symbol młota na łańcuszku…
Gdy tak myślał i bardziej przesuwał jedzenie po talerzu niż brał je do ust zauważył, że dziś przy stole zebrało się naprawdę mieszane towarzystwo: szlachcianka ze służącym i kislevski kozak, elfia czarodziejka i krasnoludzki wojownik, Lorelei, złodziejka i jedyna osoba jaką tu znał i niziołek - strażnik, a na dokładkę jeszcze jeden czarodziej, który wyglądał jakby od bitwy nie zmrużył oczu. I jeszcze on, przepełniony wątpliwościami bezużyteczny akolita bezużytecznego boga…
Gdy współbiesiadnicy zaczęli podnosić się od stołu, Peter wstał. I tak nie miał ochoty na jedzenie. Do początku swojej zmiany w lazarecie miał jeszcze czas, a oni wszyscy wyglądali jakby wiedzieli co robią. Jakby byli pewni, że ich działania mają sens i czemuś służą. Powlókł się więc za nimi. Równie dobrze może być bezużytecznym na głównym placu miasta co w karczmie czy w ruinach świątyni.
 
__________________
Ostatni
Proszę o odpis:
Gob1in, Druidh, Gladin

Ostatnio edytowane przez hen_cerbin : 12-12-2017 o 00:17.
hen_cerbin jest offline