Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-12-2017, 07:30   #8
Feniu
 
Reputacja: 1 Feniu ma wspaniałą reputacjęFeniu ma wspaniałą reputacjęFeniu ma wspaniałą reputacjęFeniu ma wspaniałą reputacjęFeniu ma wspaniałą reputacjęFeniu ma wspaniałą reputacjęFeniu ma wspaniałą reputacjęFeniu ma wspaniałą reputacjęFeniu ma wspaniałą reputacjęFeniu ma wspaniałą reputacjęFeniu ma wspaniałą reputację
Ten ubrany w płaszcz z garbowanej skóry niedźwiedzia Kislevita przyzwyczajony był do życia w drodze, wraz z oddziałem Vladimira Kuzniecowa trafił do Untergadu dwa tygodnie temu. Stacjonowali wraz z oddziałem po wschodniej stronie miasteczka. Tej nocy gdy nastąpił atak, pełnił właśnie wartę w obozie. Zwierzoludzie wdzierający się do miasta byli przerażający, wielu jego kamratów zginęło tej właśnie nocy. Nie utrzymali niestety swoich pozycji i zmuszeni byli wycofać się na most, a później na zachodnią część miasteczka. Walki trwały całe dziewięć długich dni pełnych strachu, cierpienia. Wojskom imperialnym, w skład których wchodził i jego oddział, udało się jednak odeprzeć najeźdźców. Po wygranej bitwie, przyszedł czas na leczenie ran i odbudowę miasteczka.
Douko nie wyruszył jednak wraz z resztą wojska w dalszą krucjatę przeciwko chaosowi. Pozostał tutaj w Untergadzie, nie miał już swego oddziału. Wszyscy jego kamraci zginęli, a on sam miał wielkie szczęście, że żył nadal. Poranki i wieczory najchętniej spędzał w jedynej karczmie jaka się tu ostała. Jego towarzysze broni zginęli ale krzywda wyrządzona przez chaos brata różne osoby z różnych klas społecznych.

Największą jednak niespodzianką dla niego było to że spotkał pewną dziewczynę, która parę dni wcześniej pomimo panującego wszechobecnie cierpienia, próbowała go okraść. Ten złapawszy złodziejkę na gorącym uczynku nie zwołał jednak straży, bo i kto by się w obliczu takiego zagrożenia złodziejami przejmował. Jakież było jego zdziwienie gdy zobaczył ją w karczmie “Pod Złotym Zającem”. Z jednej strony rad był, że przeżyła z drugiej strony złość w nim wzbierała na jej widok.
- Cóż to za spotkanie - odezwał się do “starej znajomej”, klepiąc jednocześnie sakiewkę i przysuwając swoją sakwę bliżej nóg. Nie chciał by zawartość jego, choć nędzna zmieniła właściciela. - Miewam ja nadzieję, że po tym co się tu stało, te śliczne rączki nie będą się już kleić do cudzych rzeczy. - ciągnął przyciszonym głosem nachylając się nad uchem rudej dziewczyny.
Ta zaś skamieniała na widok upartego kozaka.
Szybko odzyskała rezon i jakby witając dawno widzianego kompana przytuliła mocno mężczyznę:
- Ty żyjesz! - rzekła w głos by ciszej dodać: - chybaś oszalał. Teraz najlepszy czas.
Puściła w końcu Niedźwiadka.
-Ciężko zmienić swe przyzwyczajenia - skwitował Douko, - miło jednak wiedzieć, że żyjesz. Teraz siadaj i zjedz z nami, bo nie wiadomo co nas dzisiej jeszcze spotka.
- A co? masz zbędbne dwa srebniaki? -rude brwi powędrowały ironicznie do góry, a oczy błysnęły humorem.
- Może znajdzie się coś ale nie teraz. - uśmiechał się najmilej jak potrafił, a i tak na twarzy malował się tylko grymas. Douko niezwykł był do wyrażania emocji.
Zajadł kęs chleba by zebrać myśli. Kontakty z ludźmi nie wychodziły mu nigdy najlepiej.
- Mhm - Lorelei dosiadła się dość blisko i trąciła kolanem udo Kozaka - chcesz coś zarobić? - uśmiechnęła się przy okazji wyczarowując kawałek chleba i dla siebie.
- Zależy co masz na myśli? - Douko spojrzał na nią pytająco, - Nie wiem nawet jak masz na imię?
- Rory - dziewczyna niespecjalnie rzucała się na jedzenie - Jak co mam na myśli? Kasę. Sam mówiłeś, że czasy ciężkie. Kasa zawsze się przyda.
- Tylko o to ci chodzi co? - odparł zniesmaczony, - chcesz kasę to w kości ze mną zagraj, wygrywasz daje ci dwa srebrne, przegrywasz ty mi dajesz dwa. - zaproponował Douko.
- E. Ja nie jestem hazardzistka. Potrzebuję pomocy z przeniesieniem skarbu. Pomożesz, to się podzielę zyskiem. - Lorelei mierzyła Douko wzrokiem.
- Skarbu powiadasz, a czyjże ten skarb, bo chyba nie twój? - kislevita zapytał z ironią w głosie, na co rudzielec łypnął na niego ze złością.
- Znalazł się wszystkowiedzący - pokręciła głową jak małe dziecko przezywające rówieśnika - właśnie, że mój.
- No to jak? - uśmiechnęła się zachęcająco i przekonująco a piegowata twarz stała się wyjątkowo urocza.
- A już, że pomogę, jeśli tylko twoje to się okaże. - odparł Douko
- No to kończ jeść i idziemy - zakomenderowała zadowolona Lorelei otrzepując dłonie z okruszków. Bezczelnie sięgnęła też po kubek kislevity i chlipnęła czystą zimną wodę
Kislevita spojrzał na nią spode łba - uspokuj że się dziewucho, najpierw strawę daj dokończyć, a od popijania cudzych trunków broda ci urośnie.
- Spieszno mi. - wzruszyła ramionami z tonem nieco nadętym i nawykłym do dyrygowania - Broda kobietom nie rośnie. Ale może dlatego wody tyle pijesz by Twoja rosła, hm? - zachichotała lekko. Przestała równie szybko robiąc proszącą minkę widząc kwaśną reakcję kozaka - Nooooo choooodźmy. Nie daj się prosić.
- Mówię, zaraz! - odparł kozak lekko poirytowany, że mu panna jeść jajecznicy na grzybach dokończyć nie pozwala. Po dłuższej chwili dokończył jednak co miał, zebrał swój dobytek i ruszył się z ławy pytająco spoglądając na Rory.
Ta ruszyła się również ale mina jej zrzedła i zmarkotniała gdy dostrzegła tworzące się na zewnątrz zamieszanie.
- Chyba powinniśmy zobaczyć co się tam dzieje… -
pochyliła się bokiem ku kozakowi zadzierając jednocześnie głowę by spojrzeć na niego. - … lepiej wiedzieć.
- Ano, skarb twój będzie musiał poczekać -
odpowiedział nie patrząc na nią lecz obserwując tłum zbierający się za oknami.
Gdy wyszli z karczmy parł naprzód przedzierając się przez tłum ludzi zmierzających w kierunku Ackerplatz.

 
Feniu jest offline