Wątek: Agenci Spectrum
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-12-2017, 23:49   #3
Loucipher
Konto usunięte
 
Reputacja: 1 Loucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputację
Kapitan Marynarki Królewskiej John Patrick Wainwright, rozparty na drewnianym, składanym krześle, uważnie obserwował prowadzących odprawę oficerów. Jego brązowe oczy, błyszczące spod lekko zmarszczonych, krzaczastych brwi, patrzyły to na komandora Lloyda, to na kapitana Bussona, to na tajemnicze znalezisko leżące spokojnie w słoiku, który Francuz postawił na stoliku obok ekranu. Wąskie usta oficera, osadzone w regularnej, prostokątnej twarzy z wyraźnie zarysowaną szczęką, nie drgnęły ani o milimetr, nie zdradzając żadnych emocji ani myśli, które kłębiły się w głowie kapitana.

Tymczasem mózg oficera pracował na najwyższych obrotach.

Kiedy pięć miesięcy temu z polecenia szefa SIS, generała Stewarta Menziesa, zgłosił się do Agencji, spodziewał się, że sprawy, jakimi odtąd będzie się zajmował, będą co najmniej dziwne. Z drugiej strony nie spodziewał się, że Agencja wyśle go do Scapa Flow na spotkanie z dwoma oficerami, którzy najwyraźniej sami nie do końca wiedzieli, co znaleźli, do czego to służy i w jaki sposób można to wykorzystać. Pozostawało mu mieć nadzieję, że wizje, które co jakiś czas go nawiedzały, naprowadzą go na właściwy trop. W końcu Agencja nie wysyłałaby go w to miejsce, gdyby ci na górze nie uważali, że jego "niestandardowe" zdolności będą tu przydatne.
A może chodzi po prostu o to, że to podobno urządzenie do łączności, a to jakby moja specjalność, pomyślał. W końcu praca przy szyfrowaniu i odszyfrowywaniu depesz oraz jego prywatne badania nad urządzeniami służącymi do przesyłania danych na duże odległości były jednym z powodów, dla których uwagę na niego zwrócił najpierw wywiad wojskowy, a następnie owa tajemnicza Agencja.

Kapitan rozejrzał się po izbie. Oprócz niego i oficerów prowadzących odprawę, w sali były jeszcze tylko dwie osoby - wyglądający na trzydzieści parę lat mężczyzna w średnim wieku o wyraźnie nordyckich rysach, ubrany w trzyczęściowy, jasnoszary garnitur w lekko ciemniejszą kratę, białą koszulę z czarnym krawatem i brązowe oksfordy oraz młoda, ciemnowłosa kobieta o lekko trójkątnej twarzy. Kapitan taktownie powstrzymał się przed obniżeniem wzroku w celu przyjrzenia się reszcie sylwetki siedzącej kilka krzeseł dalej kobiety. Zamiast tego wychwycił moment, kiedy ich oczy nawiązały na chwilę kontakt i lekko się uśmiechnął, po czym odwrócił się i ponownie skupił wzrok na kończącym właśnie odprawę komandorze Lloydzie.

Kiedy ostatnie zdanie wypowiedziane przez komandora odbiło się echem w prawie pustej świetlicy, kapitan wykorzystał okazję i uniósł dłoń. Komandor odwrócił się w jego stronę i przybrał lekko wyczekujący wyraz twarzy.

- Słucham, kapitanie.

- Dziękuję, panie komandorze. Państwo pozwolą… kapitan John Wainwright, Royal Navy. - przedstawił się zgromadzonym, lekko odwracając się do siedzących obok postaci i lekko się kłaniając. Jego głos zdradzał silny akcent charakterystyczny dla południowej Anglii, szczególnie okolic Londynu i ujścia Tamizy. Nie było w tym nic dziwnego, był to bowiem akcent charakterystyczny przynajmniej dla połowy kadry oficerskiej Royal Navy, a i w głosie komandora Lloyda można było usłyszeć podobne nuty. - Przyznam, że informacje, które zechciał nam pan przedstawić, są niezwykle ciekawe, pozwolę sobie wszakże zauważyć, że dość fragmentaryczne. Chce pan nam zatem powiedzieć, że znaleźliście kamień, który umie zakłócać fale radiowe i podobno jest częścią urządzenia, którego reszta może być na niemieckim krążowniku pomocniczym, z którym Marynarka Królewska próbuje umówić się na małe rendez-vous, czy tak?

- Tak, kapitanie, dokładnie to przed chwilą powiedziałem. – zgodził się komandor Lloyd.

- Doskonale. Zapewne orientuje się pan jednak, że zakłócanie fal radiowych to właściwie żadna czarna magia. Byle radioamator z nadajnikiem nastrojonym na odpowiednią częstotliwość może doprowadzić do zagłuszenia sygnału. Do kroćset, chłopcy z Królewskiej Poczty do dziś używają takich, aby zagłuszać nadajniki potencjalnych szpiegów. A i tak zwykle okazuje się, że ktoś po prostu bawi się radiostacją, której nie ma w oficjalnym wykazie Admiralicji. Niemcy zapewne też znają tą technikę. Skąd zatem pewność, że to nie jest po prostu zagłuszarka, sprytnie zamaskowana tak, żeby wróg uznał ją za bezwartościowy balast i wyrzucił? Sam pan mówił, że nurek wyłowił ją czystym przypadkiem.

- To prawda. – odrzekł komandor Lloyd. – Jednak nasi badacze sprawdzili tą hipotezę. Próbowali dostać się do wnętrza urządzenia. Szukali jakiejś linii podziału, luku serwisowego, elementów złącznych, czegokolwiek. Nic nie znaleźli. Obiekt wydaje się być monoblokiem. Jeśli nawet coś jest w środku, nie wiemy, co to jest i jak działa. Dlatego chcemy, aby wasza ekipa znalazła resztę tego czegoś. Może po połączeniu elementów dowiemy się czegoś więcej.

- Rozumiem. – Wainwright pokiwał głową. – A zatem nie wykazuje żadnych innych właściwości, nie emituje żadnego promieniowania, nie nadaje żadnych wiadomości ani nic takiego, tak?

- Pan pozwoli, że odpowiem, monsieur capitaine – pałeczkę przejął kapitan Busson. Mówił po angielsku, ale z charakterystycznym frankofońskim akcentem. – Jak powiedziałem, znaleźliśmy to w kabinie radiooperatora, a zatem może być urządzeniem łącznościowym. Poza tym nurek, który to wyłowił, opisał to jako rodzaj wtyczki. Nie znaleźliśmy jednak żadnych sygnałów, promieni ani czegokolwiek podobnego podczas naszych badań. Jedyne potwierdzone zjawisko to owo zakłócanie fal radiowych. Być może to urządzenie coś wysyła – niektórzy nasi badacze twierdzili, że czują lekkie wibracje, inni, że wyczuwają lekkie ciepło bijące od tego przedmiotu. Ale żadna aparatura pomiarowa tego nie potwierdza. Jeśli nawet ten obiekt daje jakieś impulsy, nie umiemy ich wykryć. C'est impossible. – zakończył Francuz i teatralnym gestem rozłożył ręce.

Kapitan Wainwright pokiwał głową i przez chwilę milczał, trawiąc otrzymane informacje.

- A skąd mamy pewność, że druga połowa tego urządzenia faktycznie jest na tym... – oficer zawiesił głos – Altmarku?

- Nie mamy takiej pewności, kapitanie – rozłożył ręce komandor Lloyd. – Równie dobrze Niemcy mogli wyrzucić resztę tego urządzenia za burtę na redzie Montevideo lub wysadzić w powietrze razem z Grafem Spee – na dźwięk tych słów na twarzy kapitana Bussona odmalował się widoczny popłoch. Niezrażony komandor ciągnął dalej. – Sądzę jednak, że jeśli mogli ocalić to urządzenie przed dostaniem się w nasze ręce przekazując je na pokład Altmarka wraz z jeńcami, to tak właśnie zrobili. A przynajmniej jest to możliwość, którą mamy szansę sprawdzić, skoro i tak chcemy zatrzymać ten statek i odbić naszych marynarzy.

Wainwright zmarszczył brwi.

- I dlatego ryzykujemy konflikt dyplomatyczny napadając na statek handlowy, choćby i niemiecki, płynący po wodach terytorialnych neutralnego państwa? Nie mając dowodów? Możemy chociaż potwierdzić w jakiś sposób, czy urządzenie faktycznie jest na pokładzie Altmarka ? Może lotnictwo mogłoby... nie wiem – Wainwright zawahał się na chwilę – wysłać samolot z radiopelengatorem, aby przeleciał się nad Altmarkiem i sprawdził, czy nie ma jakichś zakłóceń czy anomalii?

Komandor Lloyd uśmiechnął się tak zgryźliwie, jakby przegryzł cytrynę bez grama cukru.

- Powinien pan chyba udać się do Whitehall i zameldować o swoich wątpliwościach Ich Lordowskim Mościom z Admiralicji, kapitanie. Jestem pewien, że docenią pańskie uwagi. – uśmiech na twarzy komandora zniknął. – Jak już panu mówiliśmy, nie ma możliwości wykrycia żadnego promieniowania czy sygnału. Jedyne, co mamy, to zakłócanie fal radiowych. Widział pan, jak blisko radia musieliśmy trzymać słoik? Wyobraża pan sobie, że jakikolwiek pilot zejdzie tak nisko nad pokład Altmarka, by szukać zakłóceń? Z całym szacunkiem, kapitanie, nie uważa pan chyba pilotów z RAFu ani z marynarki za samobójców, prawda? – komandor znów uśmiechnął się niczym zadowolony z siebie kot z Cheshire, po czym kontynuował. – Jeśli chce pan wiedzieć, to lotnictwo już działa, ale zajmuje się czym innym. Znalezieniem samego statku. Nie wiemy, gdzie on jest. Mamy tylko sygnał z naszej ambasady w Oslo, że Altmark wpłynął na ich wody terytorialne i płynie gdzieś wzdłuż ich wybrzeża. Gdzie jest w tej chwili, tego nie wiemy. Dlatego niszczyciele wypływają w morze – aby zastawić na niego pułapkę i go w nią złapać. Nasi chłopcy muszą wrócić do domu, prawda, kapitanie? – zakończył Lloyd protekcjonalnym tonem.

Wainwright musiał przełknąć gorzką pigułkę.

- Prawda, panie komandorze. Jeszcze tylko jedno, jeśli pan komandor pozwoli.

- Oczywiście, kapitanie – zgodził się wspaniałomyślnie Lloyd.

- Czy to urządzenie – zakładając, że je znajdziemy – może być w jakiś sposób zabezpieczone przed wpadnięciem w niepowołane ręce, na przykład ładunkiem wybuchowym? Czy poza niestandardowymi wymiarami powinniśmy być gotowi na coś jeszcze ? I jak właściwie mamy je zabezpieczyć, jak je już zdemontujemy? Cała sprawa jest zapewne ściśle tajna, więc rozumiem, że nikt poza nami nie ma prawa tego nawet zobaczyć... ale czy oprócz ukrycia zawartości pojemnik powinien zapewniać jakieś inne możliwości... być na przykład wodoszczelny lub kuloodporny ? Ten słoik – kapitan wskazał tajemniczy przedmiot wciąż leżący na stoliku obok ekranu – ani nie zakrywa zawartości, ani nie chroni przed kulami czy wybuchem.

Komandor zganił Wainwrighta wzrokiem.

- Miał pan zadać jedno pytanie, kapitanie – odparł. – Ale postaram się wyjaśnić pańskie wątpliwości na tyle, na ile będę w stanie. Nie wiemy nic na temat budowy, gabarytów i możliwości urządzenia, którego będziecie szukać, zatem musicie improwizować. Znając Niemców, z pewnością jakoś to urządzenie zabezpieczą. Bądźcie po prostu ostrożni. Co do przechowywania i przenoszenia... – komandor zastanowił się chwilę nad doborem słów – w rzeczy samej, zależy nam na tajności, no i oczywiście na tym, aby urządzenie dotarło tu w najlepszym możliwym stanie. Nie znamy jego gabarytów, w przybliżeniu oceniamy, że będzie to rozmiarów sporej radiostacji. Sądzę, że jakaś wytrzymała skrzynia na wyposażenie powinna wam do tego wystarczyć. Jestem pewien, że marynarka ma takie na wyposażeniu. Jeśli dacie radę zabezpieczyć to jakoś przed wodą, też byłoby to mądrym pomysłem – nie wiemy, czy woda w jakiś sposób nie uszkodzi urządzenia. No i oczywiście – zakończył z naciskiem komandor – pod żadnym pozorem nie pozwólcie, aby jakikolwiek pocisk czy wybuch uszkodził lub zniszczył to urządzenie! – komandor zerknął na swojego francuskiego kolegę, który podniósł oczy ku sufitowi w teatralnym geście przerażenia i powoli pokręcił głową.

- Czy to już wszystko, kapitanie? – Lloyd zmierzył Wainwrighta lekko zniecierpliwionym spojrzeniem.

- Tak, panie komandorze. Dziękuję. – Wainwright skinął głową i wrócił na krzesło.

Komandor uśmiechnął się lekko, widocznie zadowolony faktem, że Wainwright przestał go wypytywać, po czym przeniósł wzrok na pozostałe osoby siedzące na krzesłach. – Czy ktoś jeszcze ma pytania?
 

Ostatnio edytowane przez Loucipher : 11-02-2018 o 22:25.
Loucipher jest offline