Wątek: Oko Obserwatora
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-06-2007, 17:43   #1
corenick
 
corenick's Avatar
 
Reputacja: 1 corenick jest po prostu świetnycorenick jest po prostu świetnycorenick jest po prostu świetnycorenick jest po prostu świetnycorenick jest po prostu świetnycorenick jest po prostu świetnycorenick jest po prostu świetnycorenick jest po prostu świetnycorenick jest po prostu świetnycorenick jest po prostu świetnycorenick jest po prostu świetny
Oko Obserwatora

Niewysoki, starszy czlowiek przemiezal pograzone w mroku uliczki miasta Stoken. Szedl wolnym krokiem, od czasu do czasu klekoczac kolatka i wykrzykujac "gascie swiatla, czas nocy nastal". Ubrany byl w ciezki futrzany kaftan, jako ze mimo wiosny, noc wciaz chlodna po zimie byla.
Dotarl wlasnie do skromnej lecz zadbanej karczemki, ze srodka ktorej wciaz dobiegal wesoly gwar i kojace ucho dzwieki lutni. Usmiechnal sie pod nosem, zalozyl kolatke za pas.
- Pinta wspanialego piwa Lukasa to calkiem dobry pomysl...- mruknal do siebie mezczyzna, po czym pchnal kute, debowe drzwi i wszedl do srodka.
Karczma ta rzeczywiscie okazala sie byc mala. Mimo to, ciemne drewno law i stolow, wesolo oswietlone ogniem z pokaznego, kamiennego kominka oraz ogolny lad i porzadek robily bardzo przytulne wrazenie. Po przeciwnej stronie drzwi wejsciowych stala dluga lada a za nia wspaniale rzezbione reka dobrego rzemieslnika polki na ktorych staly zakurzone butle, buklaki, beczulki z miodem... Po prawej stronie pomieszczenia krolowal kominek. Dosc spory, zbudowany z rzecznych otoczakow na ksztalt kopuly. Sluzyl jako zrodlo swiatla, ciepla oraz okazal sie byc dobrym rozwiazaniem na pieczonego prosiaka. Drewniane lawy i stoly poustawiane glownie pod scianami, nosily pietno wielu wiosen. Drewno nierzadko bylo zaokraglone i czesto wrecz wypolerowane od czestego uzywania. Na jednej z law, po lewej stronie pomieszczenia, zajela miejsce bardka, tracajac w zewnej melodii struny lutni. W pomieszczeni oprocz kobiety siedzialo tez jeszcze kilku innych klientow. Kilku miejscowych siedzialo nad kuflem piwa blisko bardki, szukajac choc odrobiny rozrywki i oderwania od jednostajnego malomiasteczkowego zycia. Przy stoliku za kominkiem sidzial jakis mroczny jegomosc. Wygladal jak czlowiek rozwazny i spokojny, jednako nie pragnacy towarzystwa. Za jego plecami stal oparty o sciane kostur a ogien z kominka odbijal sie psotnymi blaskami w czarnym kamieniu wienczacym laske. Przy innym zas stoliku siedzial gnom, popijajac miod i zartujac z chytro wygladajacym niziolkiem. Starszy czlowiek zauwazyl tez drobna, kobieca postac z kapturem plaszcza podroznego zarzuconego na glowe. Kolo niej siedzial nobliwy mezczyzna, slusznej postury, wygladajacy jak zaprawiony w bojach ze zlem czlowiek czynu. Srebrne wlosy zdobily jego dumna skron, a w jego bystrych oczach znac bylo doswiadczenie.
Klucznik, albowiem starszy czlowiek z kolatka byl tak klucznikiem miasta jak tez wybranym przez glos ogolu zarzadca miasteczka, podszedl do lady za ktora tkwil karczmarz.
- Witaj Lukasie. Widze ze wieczor masz spokojny.- zagail rozmowe starszy czlowiek.
- A i owszem Barnabo, druchu. Kilku gosci i bardka. Mily wieczor, lekkie melodyje. Co ci podac, tak na sucho chyba nie bedziesz kolatal caly wieczor...
- Hmm.. Mysle nad pinta twojego przedniego ale. Zaiste umiesz wazyc swoje piwo...
Takowoz Barnaba, klucznik, usiadl ze spienionym kuflem na jednej z law by posluchac nastepnej historii bardki z wybrzeza...

Prosiak nad ogniem dopiekal sie powoli, zapach smakowitego miesiwa poczal rozchodzic sie po niewielkiej izbie. Bardka skonczyla kolejna juz ballade, kiedy Barnaba wstal znad pustego juz kufla, pozdrowil karczmarza i wyszedl na dalszy swoj codzienny obchod. Zimne powietrze natychmiast uderzylo go w policzki i nawet przez chwile pomyslal o powrocie do srodka ale... obowiazki. Ruszyl przed siebie spokojna i cicha ulica. Chyba nawet zbyt cicha...
Uszedl moze 50 krokow, kiedy poslyszal z niewielkiego zaulka pomiedzy domami odglosy szarpaniny. Skierowal swe kroki ku temu miejscu, jednakze zatrzymal sie tuz przed wylotem tegoz przewezenia. Zaczal wypatrywac coz takiego tworzy ten halas, lecz w tej samej chwili wszystko ucichlo. Postapil jeszcze krok do przodu i w tej samej chwili z zaulka wypadl jakis bogaty jegomosc, ubrany w bogata szate, krzyczac:
-ZLE!... TAM JEST!!...
Po czym wyminal Barnabe i pomknal ulica w kierunku centrum miasteczka. Klucznik stal jak wryty przez kilka nerwowych minut. Mrok zaulka byl zbyt gleboki by dostrzec cokolwiek. Z szoku wyrwaly go oczy. Zle oczy... Rozblysly w mroku zaulka zjadliwa zielenia. Szybko tez zaczely sie zblizac o moment pozniej z zaulka wypadl wstretny pokurczony goblin, dzierzac dzide przed soba. Nie zatrzymujac sie ani na krok pchnal dzida prosto w cialo klucznika, ktory krzyknal z bolu, upuscil kolatke i z nie ukrywanym zdziwieniem spojrzal na sterczacy z jego brzucha drzewiec. Goblin nastepnie wyszarpnal orez z ciala biednego czlowieka i odwrocil sie w strone zaulka. Z ciemnosci wylonila sie wysoka, ubrana na czarno postac. Spojrzala na rzezacego w agoni czlowieka i powiedziala, glosem przypominajacym dzwiek przesuwanej plyty grobowej.
- Dobrze.... Bardzo dobrze.... Teraz chodzmy moi drodzy przyjaciele po mape.
W tejze chwili z zaulka wysypalo sie na ulice stado goblinow, uposazonych w przerozny orez i lypiac oczami na wszystkie strony, weszac, rzucilo sie do poscigu...

Spokoj karczmy zaklocil naglym otwarciem drzwi ow bogaty jegomosc. Wpadl do srodka jakoby sam diabel go gonil. Metnym wzrokiem obejrzal sie po wnetrzu i doskoczyl do stolika przy ktorym siedzial palladyn.
- Ercekionie- wykrzyknal jegomosc- Potrzebujemy cie. Potrzebujemy twojej pomocy. Zlo jest blisko. Wez ta mape...
Po tych slowach wyciagnal przed siebie wykonana z kosci sloniowej tube, zwienczona na obu koncach srebrnymi, bogato inkrustowanymi zamknieciami. Chwile jeszcze stal z mapa w rece, po czym upadl na jedno kolano, zanoszac sie kaszlem. Szata na jego plecach przesiaknieta byla krwia a z ran wystawaly dwa drzewce goblinskich strzal. Po chwili uniosl glowe;
- Zbierz... Druzyne... smialych i dobrych...- z trudem wydusil- Zniszcz Oko... Nikt... Nikt nie moze... Nie wolno im...- po czym upadl na bok na podloge.
W tej samej chwili drzwi karczmy jakby eksplodowaly, posylajac debowe drzazgi wokolo. Do srodka wtoczyla sie masa goblinow a za nia majestatycznie wkroczyla wysoka, ubrana w czarny habit postac. Jej twarzy nie bylo widac; gleboki cien zasnuwal jego oblicze.
 
corenick jest offline