Gabrielle założyła na siebie garsonkę w barwach Royal Navy, stanowczo zbyt mocno wyciętą i obcisłą jak na mundur. Ile czasu już siedziała na wyspach? Pół roku? W sumie, mogło zejść się nawet dłużej. Uśmiechnęła się ciepło do starego dobrego porucznika Anthony’ego, nim jeszcze w sali zgasły światła. Typowy brytol, równie sztywny co cała ta siedząca w Agencji banda i tak jak oni wszyscy przy bliższym poznaniu całkiem szarmancki oraz absolutnie nie w jej typie. Opuściła wzrok na podłogę i przesunęła obutą w pantofel stopą, jakiś papierek. Skupiała się po części na tym co mówi porucznik, a po części na jego akcencie. Cały czas pracowała nad tym by jak najlepiej go odtworzyć i coraz częściej przekonywała się o tym, że by móc osiągnąć ten “perfectif” efekt musiałaby naładować do ust tego ich ukochanego puree z groszku.
Gdy ponownie zapaliło się światło, podniosła wzrok i z zaciekawieniem rozejrzała się po sali, natrafiając na spojrzenie jednego z agentów uśmiechnęła się ponownie. No, no wyglądało na to, że Agencja postanowiła zapewnić jej rozrywkę w postaci przystojniaczka z północy i przedstawiciela lokalnej marynarki. W sumie dobrze, warto mieć kogoś z armii w zespole.
W skupieniu przysłuchiwała się zadawanym pytaniom. No, no do tego trafili się jej inteligenci, wzrok agentki przesunął się po ukrytych pod garniturem i mundurem ciałach. Do tego, wygląda, że w razie czego nie będzie musiała dźwigać wszystkiego sama. Ta misja zaczynała się jej jawić w coraz jaśniejszych barwach.
Bez pośpiechu przeniosła wzrok z powrotem na prowadzących odprawę, obdarzając uśmiechem najpierw Lloyda, a potem Busson. Przedstawiciel francuskiej Agencji bardzo poprawił jej dziś nastrój. W końcu, mogła porozmawiać w swym ojczystym języku w sposób poprawny i musiała przyznać, że już z tego powodu najchętniej schrupałaby kapitana. Ale fonctions, fonctions! Najpierw praca, potem przyjemnostki.
- Mon chéri! Ja mam przede wszystkim pytanie z kim przyjdzie mi pracować?! - Agentka z zainteresowaniem obejrzała się ponownie na siedzących z nią na krzesełkach mężczyzn. Lubiła brzmienie swego głosu, pozwoliła sobie więc mówić dosyć głośno jak na “brytyjski” standard. - Moje imię to Gabrielle Beaumont i specjalizuję się w hm… powiedzmy, że we wchodzeniu na “terytorium” wroga. Prawdopodobnie, będę więc dbać by nie napsocili panowie zbyt bardzo, znajdując się na wrogim statku, a także by w miarę możliwości nie udało się nas tam złapać gdy będziemy robić nasze “niecne” sprawunki.
Jeszcze gdy mówiła poczuła znajome dreszcze na karku. Nie czekając na odpowiedź wstała z krzesełka i podeszła typowym dla siebie, rozbujanym krokiem do stolika, na którym stał słoik z kamyczkiem. Pochyliła się przed nim bez skrupułów wypinając się w stronę nowych towarzyszy. Zawartość naczynia intrygowała ją, nawet przez szklaną osłonę wyczuwała w kamyczku coś nienaturalnego.
- Ciekawe. - Pociągnęła nosem, jak zwykle gdy coś ją zaintryguje i spojrzała na stojącego obok Bussona. - Mogę zajrzeć? - Gdy Kapitan przytaknął sięgnęła po słoik prostując się i bez skrupułów go odkręciła. Jej uśmiech poszerzył się gdy obejrzała się na swoich nowych towarzyszy. - Chłopcy mamy coś powiązanego z immaterium. Będzie wesoło!