Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-12-2017, 18:58   #4
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Mężczyzna o nazwisku tak długim, że nawet pisane drobnym druczkiem nie mieściło się w standardowych rubryczkach, po raz kolejny czytał maila, który dotarł do niego z dalekiej Francji. I, nie da się ukryć, cieszył się niezmiernie, że jest w mniej więcej cywilizowanych rejonach świata, gdzie nie tylko był dostęp do sieci, ale i dostęp do środków komunikacji, umożliwiających w miarę szybkie dotarcie do najbliższego lotniska.
Jeszcze parę dni pobytu w głuszy i mogło się okazać, że wymarzona okazja przeszła mu koło nosa.
Oczywiście mogło się okazać, że mimo wszystko nie zakwalifikuje się do grona szczęśliwców, ale Legia była bardziej otwarta na 'obcych', niż Japończycy. Nie mówiąc już o tym, że Claude-Henri miał wielu znajomych w rozmaitych kręgach - tak wojskowych, jak i rządowych. I że miał zamiar bez skrupułów wykorzystać wszystkie te znajomości, by przejść przez pierwsze sito eliminacji.
Wszak wiadomo było, że Legia nie weźmie na szkolenie każdego, kto się zgłosi.

* * *

Na szczęście dla Claude-Henriego czasy Fileasa Fogga odeszły już w niepamięć i nie trzeba było kilkudziesięciu dni, by dotrzeć z Bangkoku do Paryża. Ale nie da się ukryć - Claude-Henrie żałował trochę tamtych lat. Dzisiaj świat był jakby mniejszy - z map zniknęły wszystkie białe plamy, a po miejscach nietkniętych stopą człowieka pozostały tylko wspomnienia. Satelity wsadzały nos w każdy kąt i dla kogoś pragnącego odkrywać nowe lądy raczej nie było pola do popisu.
Gdyby żył dawno, dawno temu, z pewnością ruszyłby z Leifem Erikssonem do Winlandii, z Kolumbem na pokładzie "Santa Marii", z Magellanem w podróż dokoła świata, czy też u boku de Quesady na poszukiwanie legendarnego Eldorado.

Wrota prowadzące z Japonii do innego świata, zamieszkałego przez istoty jakby wzięte z pełnych fantazji umysłów twórców popularnych opowieści o elfach, smokach, wróżkach, były dla niego zamknięte, ale te paryskie - nie. Być może nie.
Z zaproszenia, jakie otrzymał, można było wiele wyczytać, ale z pewnością nie było tam zdania "z pewnością zostanie pan zakwalifikowany". A z różnych źródeł docierały informacje, że liczba ochotników szła w tysiące. Całkiem jakby wybuchła nowa gorączka złota. Pocieszające były wieści dopływające z tak zwanych pewnych źródeł, do których mieli dostęp wysoko postawieni znajomi Claude-Henriego - nie można się dostać do grupy badawczej ani po znajomości, ani za pomocą pieniędzy, ale wystarczyło spełnić wymagania stawiane przed potencjalnymi podróżnikami do innego świata by dostać 'klucz' do Wrót.

* * *

Brak elektroniki, brak samochodów, samolotów, brak wyższej technologii... To wszystko nie przeszkadzało Claude-Henriemu. Wprost przeciwnie.
Prawie pół życia, dorosłego, spędził w takich właśnie, 'dzikich' warunkach. Na łonie natury, czasami nawet goło i boso. Prawie. I na owym łonie natury czuł się jak ryba w wodzie. Czy raczej wydra, bo z natury był myśliwym, nie ofiarą.

Westchnął, przypominając sobie naukowców, których miał pod opieką nad Amazonką. Aż dziw, że nie osiwiał. I miał nadzieję, że tacy nie przejdą przez Wrota jeszcze przez kilka długich lat.

* * *

Szkolenie...
Było ciekawe, to musiał przyznać, chociaż w niektórych przypadkach zatrudniłby raczej fachowców od efektów specjalnych. Chwilami zastanawiał się, czy w niektórych przypadkach szkolenie nie było zbyt łatwe. Sam mógłby dorzucić kilka pomysłów. Ale rozumiał też, że zbyt gęste sito spowodowałoby zbyt znaczne zredukowanie ilości przyszłych badaczy. Miał tylko nadzieję, że ci, co przez szkolenie przebrnęli, nie będą się od razu uważali za Davy'ch Crockettów i Tarzanów w jednym.
Instruktorzy z Legii usilnie wybijali z każdej zbyt dumnej czy zarozumiałej głowy takie podejście do zagadnienia, ale wiadomo - nie każdy głupi pomysł dawało się z głowy wybić.
Na szczęście niektóre z zajęć stawiały na współpracę drużynową, a egoiści i 'samotne wilki' naprowadzani byli (aż do skutku) na jedyną słuszną drogę postępowania. Być może nie wszyscy do końca uwierzyli w prawdziwość powiedzenia 'jeden za wszystkich, wszyscy za jednego', ale podstawy tej idei wpojono każdemu.
Przynajmniej teoretycznie.

* * *

Wyżywienie, ubranie, sprzęt. Legia dostarczała niby wszystko, ale i tak wolał zabrać ze sobą kilka rzeczy, które sprawdziły się w paru miejscach globu.
Na przykład broń.
To, czym na co dzień posługiwali się legioniści, bardziej pasowało do prowadzenia wojny, niż do misji badawczej. Po tamtej stronie będą jeść prowiant z puszek, czy też od czasu do czasu trzeba będzie udać się na polowanie? A jakoś nie wyobrażał sobie biegania za zwierzyną z H&K HK416F.
Faktem jest, że Sig Sauer też się na polowania nie nadawał, ale od czasu do czasu i trzeba było dobić niedokładnie strzelonego zwierzaka.
A swoją drogą zastanawiał się, ilu kandydatów ma świadomość, że mięso, które trafia na stół, pochodzi z jakiegoś zwierzęcia, które trzeba zabić, a w dziczy - przede wszystkim znaleźć.

* * *

Przejście przez Wrota było... dziwne, ale, na szczęście, nie towarzyszyły mu objawy towarzyszące na przykład wchodzeniu w nadprzestrzeń, tak chętnie i szeroko opisywane w książkach SF. W każdym razie Claude-Henri nie odczuł ani zawrotów głowy, ani chęci pozbycia się ostatniego posiłku. Wprost przeciwnie - poczuł się znacznie lepiej, niż w normalnym świecie.
Emocje, związane z nowym światem, czy może powietrze po tej stronie Wrót po prostu było lepsze? To się miało okazać.

...

Miesiąc odkopywali wyjście... Przez kolejny mogli położyć szyny, jak w kopalni, i puścić mały parowozik, pomyślał, gdy Philippe Eluard wspomniał o konieczności noszenia wszystkiego na własnych plecach. Jak by nie było, mieli tu prąd, a niektóre ze środków transportu nie wymagały ani elektryczności, ani elektroniki. Na przykład stadko mułów. No chyba że obrońcy praw zwierząt już zaczęli protestować...
Ale nie da się ukryć - położenie torów chyba nie było aż takie trudne? Początki idei transportu na szynach sięgają ponoć starożytności, a w kopalniach pierwsze pojawiły się paręset lat temu.
Lenistwo, czy nikt nie raczył pomyśleć, jak ułatwić 'nowym' pierwsze kroki? Bo na brak rąk do pracy raczej nie powinni się uskarżać.
No ale nie on był tym, który miał zamiar wypytywać o takie drobiazgi.
Poza tym - może chodziło o to, by uczestnicy misji poczuli na własnej skórze, że życie w nowym świecie nie jest usiane różami.

...

Równouprawnienie...
Uśmiechnął się lekko, gdy usłużni legioniści rzucili się by pomóc żeńskiej części grupy badaczy w noszeniu bagaży.
Czy będą tacy uczynni gdy trzeba będzie ruszyć do Bazy Pierwszej? Był przekonany, że nie. Miał też nadzieję, że nie będzie miał zbyt często do czynienia z ludźmi, traktującymi cywilów jak zgraję osób upośledzonych umysłowo. No ale niektórzy tak mieli - skoro na nich wrzeszczano, by wbić im coś do głowy, to i innych uważali za tak samo głupich. Dlatego unikał wojska.
No i okazało się, że nawet Legioniści nie byli wolni od tej maniery. Na szczęście nie każdy przedstawiciel rodzaju militum należał do podrodziny wrzaskun, nie każdy też uważał, że we wszystkim jest lepszy i mądrzejszy od pozostałej części ludzkości.

Zabrał swoje rzeczy i ruszył w stronę namiotów. Rozgościł się w pierwszym pustym. Miał zamiar poczekać na pierwszych współlokatorów, a potem rozejrzeć się po okolicy. Kuchnia, ubikacje...

Minęło dobre kilka chwil nim do namiotu zajrzała czyjaś głowa. Fioletowe włosy i dyndające na uszach dość charakterystyczne kolczyki z pewnością należały do kobiety.
Claude-Henri wstał na widok gościa, dziewczyny którą kojarzył ze szkolenia. Zresztą... takiej fryzury trudno było nie zauważyć.

- Witam w mych skromnych progach - powiedział.

 

Ostatnio edytowane przez Kerm : 24-12-2017 o 13:19.
Kerm jest offline