Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-12-2017, 09:47   #8
Wila
 
Wila's Avatar
 
Reputacja: 1 Wila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputację

Lodzia kochała kiedyś miejscowość Laudun koło Avignonu. Ten urodziwy zakątek z doliną winnic kojarzył jej się ze spokojnymi wiejskimi wakacjami. Dużą ilością wina i nic nie robieniem.
Kiedyś.
Teraz było zgoła inaczej.
Szkolenie uczestników projektu GATE-Paris zmieniło wszystko.
Ci w większości napakowani, durni mięśniacy bardzo skutecznie starali się zniechęcić ochotników. Lodzie również. Chociaż Lodzia czasami myślała, że ją przede wszystkim. Była wręcz pewna, że niejeden uwziął się akurat na niej. AKURAT NA NIEJ!
Szczególnie taki jeden wredny typ o ciemnych włosach i krzywym nosie. Lodzia nazywała go w myślach “Garbatonosym”. Za swój nieszczęśliwy, ciężki los na szkoleniu obwiniała różne czynniki. Swoje fioletowe włosy. Piegi. Niski wzrost. Drobną budowę. Wykształcenie. Garbatonosego. Pogodę. Właściwie wszystko... poza własną kondycją.
I chociaż całe mnóstwo ochotników odpadło w pierwszych tygodniach szkolenia jej (nawet mimo piegów) jakoś udało się przetrwać do końca. Chociaż kilka, kilkanaście, kilkaset razy miała ochotę rzucić to w cholerę to teraz mogła być z siebie dumna. Dała radę.

Stojąc już w kolejce by przejść przez Wrota Leokadia wciąż analizowała zawartość swojego plecaka. Czy podczas inwentaryzacji nie zabrali z jej dobytku czegoś istotnego? Wsadziła bowiem do niego trochę gadżetów. Oczywiście najważniejszych na świecie! No i solidny notes i zestaw długopisów. Już sobie wyobrażała samą siebie i te długopisy. Kiedy ostatnio napisała długopisem pełne zdanie? Chyba w liceum. Od czego jest przecież klawiatura? Ale tu miało jej nie być. Zero elektroniki! Nie zrażało jej to ale przerażało po trochu. No i ciekawiło. Ooooooj ciekawiło.

A jednak! Dziady wstrętne przeokropne. Gdy tylko zamyślona fioletowłosa przekroczyła Wrota okazało się, że informacje o elektronice były psikusem. Pierwsze co poczuła to pewne ukucie. Coś jak drzazga w bliżej nieokreślonym miejscu.
Od razu pomyślała sobie o doktorze Zelence i chociaż był półbogiem zwymyślała go w myślach jak zwykłego pasożyta. Rozmawiał z nią i NIC. Nic!

Aaaa to lepkie czerwone to krew.
- Co? krew? - wyrwało jej się z ust gdy ze zdziwieniem wpatrywała się w swoją dłoń. Krew leciała oczywiście z nosa i był to skutek przejścia przez Wrota. Dziewczyna przytomnie wyjęła chusteczkę by zatamować krwotok. Teraz dopiero dotarło do Lodzi jak na prawdę się czuje. Gdy była dzieckiem towarzyszyła jej choroba lokomocyjna. Przeszła z wiekiem. Ale teraz wspomnienie wróciło. Przeszły ją ciarki.

Krwotok już ustępował gdy Leokadia zwróciła uwagę na rozmowę toczącą się tuż przy wrotach. Głosy należały do grupy naukowców, którzy stojąc przy Wrotach żywo dyskutowali o fluktuacji energii. I był wśród nich doktor Zelenka! Ruszyła w jego stronę żywym krokiem.
Fluktuacja energii. Oczywiście. Przecież na krótką chwilę zbliżoną do czasu Plancka zasada zachowania energii może zostać złamana i może powstać wirtualna para cząstka-antycząstka. Kreacja wirtualnych cząstek nie prowadzi w większej skali do złamania zasady zachowania energii, bo cząstki te natychmiast znikają. Jeśli tutaj nie znikają one natychmiast to...

Leokadia już była nieopodal doktora Zelenki ale wtedy uwagę wszystkich zwrócił na siebie mężczyzna, który stanął między nowoprzybyłymi, a wrotami. Przedstawił się jako Philippe Eluard. Leokadia przystanęła by posłuchać co on ma do powiedzenia. Gdy mężczyzna zaprosił wszystkich by skorzystali z namiotów i udali się na spoczynek rozpoczęło się lekkie zamieszanie. Jakiś mięśniak chciał nieść jej plecak, ona chciała iść do doktora Zelenki i tym samym uciekła mięśniakowi.
- Doktorze Zelenka! Doktorze Zelenka! - fioletowłosa przedzierała się przez tłum by zrównać się z mężczyzną. - Energia elektryczna. Jest tu! - wskazała przy tym pierwszy pobliski dowód. - Jest tu cały czas? Niezmiennie? Agregaty? Alternatywne źródła?

Niestety doktor zbył ją brakiem czasu i zmęczeniem. Trzeba położyć się spać bla bla bla… jutro też jest dzień.

Udała się więc do namiotu. Kilka pierwszych do których zajrzała było już zajętych albo zarezerwowanych. Zastanawiając się czy te rezerwacje nie były kłamstwem Leokadia zajrzała do kolejnego namiotu…

W tym była tylko jedna osoba. Mężczyzna przedstawił się jako Claude-Henri. Kojarzyła go poniekąd. Był jedną z tych osób, którym szkolenie nie sprawiało problemu. Cóż, mimo rozmiaru bicepsa sprawiał wrażenie miłej i cierpliwej osoby. Po za tym namiot był wolny i nie zarezerwowany dla kogoś tam. Lodzia ucieszyła się, że nie musi dalej szukać i że będzie miała towarzystwo. Jakby to było, gdyby wśród tylu ludzi musiała sama mieszkać w namiocie. Z Henrim zjedli razem “kolację” czyli wojskowe racje żywnościowe. Wymienili się kilkoma słowami na różne tematy. Nie zwlekając bardzo długo, co byłoby nierozsądne z ich strony, poszli po prostu spać w oczekiwaniu na przygody dnia następnego.
 
__________________
To nie ja, to moja postać.
Wila jest offline