Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-12-2017, 14:25   #9
Taive
 
Taive's Avatar
 
Reputacja: 1 Taive ma wspaniałą reputacjęTaive ma wspaniałą reputacjęTaive ma wspaniałą reputacjęTaive ma wspaniałą reputacjęTaive ma wspaniałą reputacjęTaive ma wspaniałą reputacjęTaive ma wspaniałą reputacjęTaive ma wspaniałą reputacjęTaive ma wspaniałą reputacjęTaive ma wspaniałą reputacjęTaive ma wspaniałą reputację
Dzień jak codzień, przez restaurację, w której pracowała przewijały się dziesiątki twarzy każdego dnia. Nie była to najbardziej wykwintna restauracja w Paryżu, ale też żadna speluna. Jedzenie było smaczne i różnorodne, smakowało tak samo profesorom, biznesmenom, czy urzędnikom, jak i studentom, czy ludziom z niższych warstw społecznych. Alexis lubiła swoją pracę, szczególnie tych biznesmenów i urzędników, którym to łatwo było zamydlić oczy, czasem trochę oszukać, czasem zajrzeć do portfela, a czasem po prostu zasłużyć na dobry napiwek. Pomagał jej w tym wyróżniający się wygląd, przez większość mężczyzn uważany za atrakcyjny. Starannie spleciony, dobierany warkocz na środkowej części głowy, podczas gdy jej boki pozostawały wygolone na kilka milimetrów; kilka piegów, nietypowo przy tak ciemnej karnacji rozsypane po jej nosie i policzkach; pełne usta; podkreślone kredką ciemnozielone oczy i raczej ładna, dość młoda, dumna twarz. Tym razem obsługiwała stolik, przy którym siedziało dwóch mężczyzn, jeden znacznie starszy od drugiego, najwyraźniej starał się go do czegoś namówić, jak wynikało z gestykulacji i mimiki. Młodszy próbował wyglądać godnie, jednak zdawał się być stłamszony przez drugiego mężczyznę, nieco mniej elegancko ubranego i lekko zaczerwienionego na twarzy, być może od nadmiernych emocji. Przykuli jej uwagę. Wyostrzyła słuch, próbując usłyszeć strzępki rozmowy.

<img src="https://images84.fotosik.pl/946/db8f914369f04b6fgen.jpg" alt="" style="width:269px;height:178px">
- ...Wrota są otwarte teraz, ekipa badawcza wyrusza teraz… Zgłoś się, do cholery … świat za wrotami to idealny materiał na Twoją pracę doktorską! - Alex zastygła nad nimi, niby to nie chcąc przeszkadzać w rozmowie klientów. Kiedy młodszy zauważył jej obecność postawiła przed nimi tacę z jedzeniem.
- Dzień dobry, czy mogę Panom jeszcze jakoś pomóc? - Uśmiechnęła się tak uprzejmie jak tylko umiała do starszego mężczyzny i nieco bardziej zadziornie do tego młodszego. Wrota, nabór, świat za wrotami… To brzmiało cholernie interesująco, szczególnie informacja o naborze. Młodszy facet spojrzał na nią zmęczonym wzrokiem.
- Porcję empatii dla mojego taty poproszę. - Zażartował. Alexis zaśmiała się z uprzejmości i zrobiła zaciekawioną minę. - Sama niech Pani powie ojcu… Rzuciłaby Pani całe swoje życie, żeby ruszyć na misję badawczą do świata pełnego zagrożeń, z którego nawet nie wiadomo, czy da się wrócić? - Zastygła z cisnącym się na usta “Bez chwili wahania”.
- Gdyby ktoś dał mi taką opcję… Na pewno bym to rozważyła. - Kiwnęła głową, stając po stronie ojca.
- Widzisz, Francis? Kto nie ryzykuje, ten nie wygrywa! - Rzucił do syna i zwrócił się do Alex - Widzi Pani, Legia organizuje nabór na ochotników do wyprawy badawczej na drugą stronę wrót, a syn nie dość, że się waha, to jeszcze chce zrezygnować! - Rzucił z oburzeniem, wyjaśniając sytuację. To było właśnie to, co Alexis chciała usłyszeć. Ochotników. Zbierają ochotników… Niemal jęknęła z zachwytu. Przez chwilę jeszcze pokiwała uprzejmie głową i oddaliła się od ich stolika.

Od tygodni nie dopisywało jej ani szczęście, ani dobry humor. Była znudzona swoim życiem. Kto normalny byłby znudzony takim życiem? Dokładnie zadbała o to, żeby nie było w nim czasu na nudę. Praca kelnerki zapewniała jej ciągle świeżą dostawę klientów godnych obrabowania, a weekendowe wieczory na ringu smak wrażeń, krwi i zwycięstwa. Nie mogła narzekać na życie, jakie sobie zorganizowała. A jednak odkąd pamiętała towarzyszyło jej to nieprzyjemne uczucie, do którego już zdążyła przywyknąć w swoim niezbyt długim życiu. Jakby ciągle była nie tu, gdzie być powinna. Tylko adrenalina pozwalała zapomnieć o tym uczuciu, oderwać się od ziemi i poczuć dobrze przez chwilę. Jej znajomi z sierocińca i ulicy byliby przeszczęśliwi mogąc teraz żyć życiem Alex. Nie trafiła do więzienia, nie skończyła w rynsztoku ani w burdelu, jak właściwie każdy, z kim miała do czynienia. Ale jak zwykle, ona chciała od życia czegoś więcej… Kiedy wrota do innego świata się otworzyły, stały się one niemal obsesją Alexis. Inny świat. Jej najśmielsze sny mogły się teraz ziścić. Nie mogła się trafić lepsza okazja, ojciec Francisa miał absolutną rację. Musiała się tam dostać, choćby nie wiem co. Zwolniła się wcześniej z pracy, na której już nijak nie mogła się skupić.

Wygooglowała na ten temat wszystko, co tylko było do wygooglowania. Jeszcze tego samego dnia pospiesznie ruszyła w stronę Łuku triumfalnego. Jej serce zabiło szybciej, widząc na własne oczy wrota, oczywiście szczelnie chronione zasiekami wojska, mogła je oglądać tylko z daleka. A jednak spędziła kilka chwil, ujmując ten obraz na szybkim rysunku w swoim szkicowniku.

<img src="https://images83.fotosik.pl/946/9e569f7c80e648df.jpg" alt="">

Od wrót emanowała niesamowita energia, która zdawała się zaginać czasoprzestrzeń. Przez jej głowę przelatywały setki myśli i wyobrażeń świata, które znajdowało się po drugiej stronie. Tak blisko... To brzmiało jak cholerne spełnienie wszystkich jej marzeń, w które nie śmiała nigdy wierzyć. Tu była nikim, od samego początku swojej historii. Niczyja, porzucona, nie pasująca do tego świata, zawsze goniąca za nieistniejącym. W świecie, w którym zawsze "coś było nie tak". Horda nieszczęśliwych ludzi, którzy całe pokolenia spędzili szukając odpowiedzi na pytanie "jak żyć", ostatecznie tylko pogrążając siebie i świat w którym przyszło im żyć w destrukcji. Nieszczęśliwe, samotne dzieciństwo poświęcone na gapieniu się w księżyc i marzeniu o lepszym świecie, potem równie samotny, pełny wrażeń i wyzwań czas dorastania, łącznie jakieś dwadzieścia trzy lata życia w miejskiej dziczy nauczyło ją wszystkiego, co mogłoby jej się przydać w prawdziwej. Teraz ma przed sobą otwarte drzwi do świata, w którym mogłaby zacząć na nowo, na warunkach, które sama będzie dyktować. Trzeba tylko przekonać organizatorów naboru, że jest idealną kandydatką do udziału w projekcie. Chcąc nie chcąc, kto mógłby tam sobie poradzić lepiej, niż ona? Wyjęła jeszcze z kieszeni płaszcza niewielki sztylet ukryty w pochwie pokrytej dziwnymi znakami. Jedyne, co pozostało jej po rodzicach. Ostrze znalezione razem z nią, kiedy była niemowlęciem. Jedyne, co mówiło jej o jej przeznaczeniu. Była wojowniczką, całe życie. Czy znajdzie jego historię po drugiej stronie wrót? Czy znajdzie swoją?



Tydzień oczekiwania na odpowiedź był ciężkim tygodniem. Psychicznie Alex już była tam, po drugiej stronie wrót, a jednak wciąż musiała zmagać się z niepewnością własnego losu. Dawno nic nie stresowało jej tak bardzo, jak fakt, że może się nie dostać, że mogą odrzucić jej podanie. Miała powody do stresu, wyprawa w końcu była badawcza, a Alexis nie była naukowcem. Co więcej, daleko jej było do naukowca. Z drugiej strony, cały nabór był organizowany przez Legię cudzoziemską, która to prawdopodobnie lepiej znała się na ochronie innych uczestników wycieczki. Alex znała się doskonale na chronieniu, owszem - siebie. Pierwszego dnia poszła do pracy, ale stojąc kilka minut przed wejściem do restauracji szybko zrozumiała, że nie byłaby w stanie spokojnie zająć się pracą kelnerki. Po wejściu skierowała kroki prosto do gabinetu szefa.
- Charles? - W oczach miała łzy i wydawała się być zdruzgotana. - Moja matka… Jest ciężko chora. Nie ma nikogo poza mną, Charles. Nie wiadomo jak długo jeszcze będzie żyła. Ja… - Zmarszczyła brwi w niezwykle realistycznym grymasie zmartwienia i troski. - Muszę do niej pojechać, zrozum. Nie wiem kiedy wrócę…
- I co, zostawisz mnie tu samego z całym tym burdelem na głowie? - Wydawał się być wściekły, ale sympatia do Alexis i zwykła ludzka przyzwoitość nie pozwalała mu tego specjalnie okazać.
- Charles, proszę Cię. Wiesz dobrze, że Cerise wraca z macierzyńskiego w przyszłym tygodniu. Dacie sobie radę beze mnie, moja mama nie. - Umowę rozwiązali za porozumieniem stron.

Pół godziny później weszła z torbą na siłownię.
- Cześć, Zac. - Rzuciła do wysokiego murzyna, który siedział na portierni. Uśmiechnął się na jej widok.
- Cześć, Al. Dzisiaj wcześniej? Szykuje Ci się jakaś walka?
- Muszę się na kimś wyżyć, jesteś chętny? Możesz już nie mieć więcej okazji... - Uśmiechnęła się zachęcająco. Wiedziała, że Zachary nie wchodzi na ring odkąd po walce z nim przeciwnik skończył w szpitalu, ale zapytać nie zaszkodziło.
- Nie chciałbym Cię połamać. Czemu dzisiejszy dzień jest wyjątkowy?
- Wyjeżdżam, Zac. - Jej głos zabrzmiał bardziej poważnie. - Na dniach. Koniec z walkami, przekażesz górze, że wypisuję się z interesu? - Czarnoskóry kiwnął głową. Pytania cisnęły mu się na usta, ale wiedział, że i tak niczego się nie dowie. Świetna zawodniczka zniknie bez wyjaśnienia, tak samo jak bez wyjaśnienia się pojawiła rok temu.
Kolejny tydzień spędziła głównie na tym, żeby nie pozwolić sobie na chwilę spokoju. Pakowała się, żegnała ze znajomymi, godzinami przesiadywała na siłowni, albo na ringu. Nie miała absolutnie żadnej pewności, że dostanie szansę na udział w projekcie. Miała za to pewność, że tak czy inaczej będzie musiała wszystko zmienić. Z resztą, nie pierwszy raz stawiała wszystko na jedną kartę.

<img src="https://images83.fotosik.pl/946/760efd52b5b3ad67gen.jpg" alt="" style="width:320px;height:180px">

Dnia, kiedy wracając po wyjątkowo forsującym treningu znalazła w skrzynce list z odpowiedzią, była już właściwie gotowa, żeby wyruszyć. Zamknęła się w swoim pokoju, przeczytała cały list po raz kolejny i zamknęła oczy, pozwalając, by uczucie błogiej ulgi wypełniło jej ciało. Miesiąc. Tyle stało między nią, a nowym życiem, w nowym świecie.


Szkolenia owszem, były wyczerpujące fizycznie, ale to nie dlatego Alexis odliczała dni do końca “turnusu”. Nie mogła się doczekać dnia, kiedy przejdzie przez wrota. Chętnych było wielu, a wojsko chciało mieć pewność, że nie trzeba będzie nikogo niańczyć po drugiej stronie, dokładając wszelkich starań, żeby wykurzyć tych mniej odpornych psychicznie i fizycznie. Alex wiedziała, że jej niańczyć nie będzie trzeba i wręcz obrała sobie za cel udowodnienie tego. Dobrze czuła się będąc lepszą od zdecydowanej większości uczestników, a nawet bez większego problemu stosowała się do większości poleceń i rozkazów, biorąc je sobie jako konieczność. Brak elektroniki, ciepłej wody, spanie w niewygodzie, czy chłodzie, jedzenie byle czego, co tylko wpadnie w ręce, co uda się znaleźć - wszystko to nie było dla niej nowością. Kilka lat żyła na ulicy, jeszcze jako niepełnoletnia, musząc stale ukrywać się przed wymiarem sprawiedliwości, czy grupami przestępczymi. Wtedy też nie miała ani ciepłej wody, ani ciepłego obiadu stawianego codziennie przed nos. Zaś to, co dla innych było bezsensownym biegiem w środku nocy przez kilka kilometrów, dla niej było tylko paciorkiem na drodze do celu.

Wielokrotnie przełożeni wpadali z hukiem do ich pokoi, zapalali nieznośnie jasne światło i niemal zrzucali ich z łóżka.
- Alarm! Alarm! Pobudka! Wszyscy na baczność, raz! - Wrzasnął legionista, który wparował, Alex rozpoznała głos swojego przełożonego, którego ze wzajemnością lubiła. Kilka osób stanęło na baczność w bieliźnie, a z kilku prycz posypały się jęki niezadowolenia. Ona przewróciła się na bok, przeciągnęła i spojrzała na niego, pozwalając sobie na niesubordynację. Wstawanie w środku nocy, żeby ratować swój tyłek nie było dla niej niczym nowym. Fakt, od kilku lat nie miała takich “rozrywek”, ale też nie była osobą, która potrzebuje dużo snu.
- To już trzeci raz w tym tygodniu... Jakie dzisiaj rozrywki nocne? - Rzuciła, bardzo powoli, choć jednak znacznie szybciej niż niektórzy wygrzebując się z łóżka.
- Nieopodal nasi zwiadowcy napotkali grupę nieprzyjaciół. Ubierać się i biegiem! Na zwiad! - To ostatnie zabrzmiało zdecydowanie ostrzej. Cóż… Alex była nauczona raczej tego, że od nieprzyjaciół się ucieka, a nie biegnie do nich, ale szkolenie, to szkolenie. Niech będzie.
- I na pewno nie dacie sobie rady bez nas…? - Alex pozwoliła sobie jeszcze na odrobinę droczenia się, mimo wszystko wciągając na tyłek spodnie. Słysząc, jak inni uczestnicy narzekają, jej samej chciało się śmiać. Myśleli, że dostaną ciastko z kremem przed podróżą? Owszem, mięśnie momentami wyły z bólu, ale ani jej się śniło, żeby z tego powodu rezygnować z marzeń.
Zdecydowanie większym problemem były dla niej testy psychologiczne. Nie podobało jej się to, że ktoś chce wejść do jej głowy, a psycholodzy wojskowi byli dobrzy w prześwietlaniu jej kłamstewek. Musiała zwierzać się z rzeczy, które wolałaby zostawić dla siebie i to najbardziej ją uwierało. Momentami miała wrażenie, że siedziała na fotelu psychologa zdecydowanie częściej niż jakikolwiek inny uczestnik projektu, a każdą z tych wizyt łykała jak potwornie gorzką tabletkę. Mimo wszystko wielokrotnie zdała egzaminy z pracy w zespole i nie powiedziała niczego, przez co postanowiliby jej podziękować.
Niezbyt dobrze czuła się w towarzystwie innych uczestników szkolenia. Świat zadufanych w sobie, przemądrzałych naukowców niezbyt do niej przemawiał i stroniła od tego typu towarzystwa. Zdecydowanie lepiej dogadywała się z legionistami. To byli mężczyźni zdecydowani, pewni siebie, a ona takich mężczyzn lubiła i ceniła. Potrafili wydawać rozkazy, ale też potrafili je wypełniać, co było na swój sposób godne podziwu i sprawiało, że ona sama chętniej wypełniała ich polecenia. Paradoksalnie biegając z plecakiem pełnym kamieni, czy broniąc się przed zgrajami przebranych za istoty nie z tej ziemi legionistów, czuła się momentami bardziej bezpiecznie niż w życiu do którego przywykła.


W dniu, kiedy szkolenie dobiegło końca Alexis tryskała szczęściem i niecierpliwością. Całą drogę przytupywała nerwowo nogą nie mogąc się doczekać, aż znajdzie się na miejscu. Wrota wciąż budziły w niej to samo niesamowite uczucie w piersi. Wielkie, dostojne przejście do innego świata, emanujące energią, która jakby wypełniała jej ciało i przyciągała do siebie. Widziała na twarzach innych szacunek, na niektórych strach. Ją przepełniała radość. Odebrała swój bagaż, w którym dzięki znajomościom zdobytym w czasie szkolenia znalazł się również niewielki sztylet, wzięty jako broń osobista i szkicownik wraz z kawałkiem węgla. Czym prędzej udała się zgłosić jako ochotnik do przejścia w pierwszej szóstce. Nigdy, absolutnie nigdy nie przeżyła czegoś, co mogłoby chociaż przypominać przejście przez wrota. Alexis nie była w stanie ocenić, czy trwało to ułamek sekundy, czy kilka godzin. Jej umysł przewrócił się do góry nogami, a krew buzowała bardziej niż na ringu. Bardziej niż kiedy uciekała przed zagrożeniem życia. Bardziej niż kiedykolwiek. Kiedy stanęła po drugiej stronie, razem z powietrzem, które nabrała do płuc wypełniła ją euforia, radość w czystej postaci, szczęście tak silne, że odebrało jej rozum na kilka chwil. Miała ochotę śpiewać, tańczyć, wyć ze szczęścia. Czuła dziwną wewnętrzną ulgę i spokój, które wypełniały jej ciało i umysł. Ćpała świat dookoła siebie niczym narkotyk. Legioniści szybko wydali polecenie odejścia się od wrót, ale ją musieli odsunąć wręcz siłą, bo była głucha na to, co dzieje się dookoła niej. Wiedziała, że choćby nie wiem co, nie zamierza opuszczać już tego świata. Wolałaby umrzeć niż wrócić w miejsce z którego przed chwilą przyszła. Kiedy inni słuchali przemówienia jakiś naukowców, ona z namaszczeniem, niemal z czułością przesuwała dłonią po ścianach groty, jakby chciała każdym zmysłem poznać świat, w którym się znalazła. Kazano im udać się na spoczynek w jednym z namiotów, ale Alex nie chciała spać. Za wiele było w niej emocji. Przez dłuższy czas wędrowała po grocie, oglądając każde wgłębienie w skale i każdą wypukłość, a później też ludzi, którzy jeszcze nie spali. W końcu zmęczenie jednak dało jej się we znaki, jednak dziewczyna nie wybrała żadnego z namiotów, zasnęła w końcu na ziemi przy jednej ze ścian, z głową na swoim plecaku.
 
Taive jest offline