Jasmal ocknęła się, leżąc na plecach. Całe jej ciało było obolałe, lekko kręciło jej się w głowie, do tego i miała nieco rewolucji żołądkowych. Wpatrywała się błękitne niebo, słysząc szum morza, i zastanawiała się przez dłuższą chwilę co i jak. Gdzieś niedaleko ktoś kogoś nawoływał.
No tak… grzmiąca burza, zacinający deszcz, wysokie fale rzucające statkiem, a później huk, ogień, panika. Przeszły ją dreszcze. Odgarnęła pozlepiane pasma włosów z twarzy, po czym dźwignęła się na łokcie i w końcu rozejrzała. Leżała na piasku, na jakimś brzegu wyspy(?), niedaleko niej była masa szczątków “Ujadania Banshee”, porozbijane skrzynie, beczki, deski i trup. Przynajmniej jeden, leżący jeszcze w wodzie twarzą do dołu, niedbale dryfujący tuż przy brzegu. Ale byli i żywi, poruszający się po piasku, była i... dżungla.
W końcu wstała, w mokrej, nieco zimnej i lepiącej się do ciała tunice(ugh!), nie zauważając nawet, iż jeden z jej sandałów zsunął się ze stopy, ale na szczęście pozostał jeszcze na jej nodze poprzez rzemienie, sięgające połowy łydki. Wyglądająca jak 7 nieszczęść zrobiła kilka kroków na dosyć miękkich nogach, w kierunku pierwszej żywej osoby najbliżej niej.
-
Ktoś wie… gdzie... - Wychrypiała wyjątkowo cicho, zdając sobie sprawę, iż ma nieco piasku między zębami. Odwróciła się więc szybko tyłem, po czym zaczęła nieudolnie pluć i pluć, by się go pozbyć.
W końcu, gdy Calishytka skończyła tą czynność, miała zamiar ponownie zagadać do kogokolwiek z rozbitków, gdy zauważyła półorka paradującego z jej plecakiem.
-
Halo! Rif! To moje! - Zawołała do niego, machając ręką, by zwrócić na siebie uwagę.
***
Język Alzhedo, główny w Calimshan:
Rif - Obcy