03-01-2018, 11:14
|
#10 |
| Doświadczenia Tajgi z morzem były dość sporadyczne i na pewno nie tak przewlekłe jak ta podróż. Gdy przestała już rzygać jak kot zaczęła nudzić się jak mops, co nie wpływało dobrze na jej i tak trudny charakter. Trzeba było jednak przyznać, że bardzo się starała nikogo nie zabić. Zresztą z kontaktami z mężczyznami nie miała problemu; w końcu któż by jej się oparł? W nadętej calishytce wyczuła konkurencję co sprawiło, że była dla niej słodka jak miód. Anna z kolei konkurencji nie stanowiła; może w grze, a może nie, ale śpiew? Śmiech na sali. Tajga miała nawet zamiar dołączyć, ale żołądek przy mocniejszym kontakcie z przeponą zbuntował się ponownie. - Marsemberska zatoka bardziej mi służyła - mruknęła z niesmakiem, wachlując się chustką by odzyskać zdrowe kolory. Spojrzała na Thazara, który wyraźnie trzymał lekki dystans. Tajga po raz kolejny zrobiła rachunek sumienia i uznała, że w niczym nie podpadła mrukliwemu czarodziejowi. Co prawda na brzegu musiała się chwilkę zastanowić skąd go zna nim z wylewną radością rzuciła mu się na szyje, ale i tam przegląd grzechów i grzeszków wypadł zadowalająco. Może nadal się boczył o podział drużyny i wyprawę do Podmroku, która finalnie nie skończyła się najlepiej? W końcu mieli Bardzo Ważną Misję… A może po prostu był z tych kochających inaczej? Dziewczyna wzruszyła ramionami; nie żeby miała coś przeciwko, choć utrudniało to nawiązywanie bliższych znajomości. Cóż, tutaj stosunki z magiem miała całkiem poprawne, przynajmniej na razie, a to więcej niż mogła powiedzieć o wielu innych osobach. Kapłankę Umberlee traktowała z ostrożnym szacunkiem. Tajga nie była wybredna i nie żywiła uprzedzeń w stosunku do żadnego bóstwa. Jeśli ktoś silniejszy od ciebie trzyma ci nad głową na prawdę duży młotek to lepiej go do siebie nie zrażać. Zwłaszcza jeśli ma wredny charakter i wybitnie krótki temperament. A tymi cechami charakteryzowali się zwykle źli bogowie. Nie minęło wiele dni nim okazało się jak bardzo prawdziwe są poglądy Tajgi. Statek się rozbił. Kapłanka ocalała, a kapitan nie. Czy potrzeba było lepszego dowodu z kim należy trzymać? Tajga z trudem zebrała się z piasku i podeszła do wody by przepłukać twarz i ręce. Rozejrzała się wokoło. Po plaży kręciło się całkiem sporo osób, choć nieporównywalnie mniej niż liczba ludzi i nieludzi, którzy zaokrętowali się w Calimporcie. Wśród nich był również Thazar, co bardka przyjęła z pomrukiem zadowolenia. Lepiej mieć wśród rozbitków kogoś względnie zaufanego niż nie mieć. Dziewczyna nie miała pojęcia gdzie się znajdowali, czy była to wyspa, czy sztorm zagnał ich w okolice Mezro, od którego nie byli już przecież daleko. Choć tak na dobrą sprawę nie wiedziała czy pięć dni morskiej podróży to daleko czy blisko. Cóż, takie rozważania i tak się teraz na nic nie przydadzą. Ruszyła szukać swoich rzeczy słysząc, że inni robią to samo i ignorując teatralnie umierającą Annę. Rzeczy swoich oraz nieswoich. Co znalazła zrzucała na jedną kupę, chwilowo nie chcąc wchodzić w konflikt z resztą rozbitków o znaleziska - bogowie jedni wiedzieli ile potrwa jeszcze ich wspólna podróż. Zresztą teraz ważniejsze niż łupy była broń i jedzenie - złotem nie napełni brzucha i choć zieleń drzew świadczyła o tym, że jest tutaj słodka woda, to Tajga nie miała zamiaru żywić się korzonkami. Może w paczkach czy beczkach będzie coś, co nie przesiąkło morską wodą.
Ostatnio edytowane przez Sayane : 03-01-2018 o 11:17.
|
| |