Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-01-2018, 20:33   #2
TomBurgle
 
Reputacja: 1 TomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputację
- To ty zawsze miałeś szczęście, nie ona - wampir odpowiedział beznamiętnym tonem, jakby wieści niespecjalnie go obeszły. Drgnięcie ust było pierwszym ruchem od momentu kiedy wczoraj wieczorem stanął na środku niedużego pomieszczenia. Dopiero teraz otworzył oczy.

- Szeryf zwołał spotkanie? Gdzie tym razem? - zapytał, napinając kolejno wszystkie partie mięśni zesztywniałe od snu. Zbyt długiego. Upywały kolejne lata, wciąż było tak wiele do zrobienia...a on spał. Dalsze słowa młodszego wampira wnosiły nowe informacje z każdym zdaniem, ale nie liczyły się nie tylko słowa. Nie dożyłby tego wieku gdyby nie widział więcej. Blondyn był już obyty z tą manierą; akurat do tego dało się przyzwyczaić. Spotkanie Primogenu miało się odbyć w parku rozrywki na wybrzeżu, jednej z kryjówek Harpii.

- Byłeś tam. Co ty widziałeś, a co widzieli inni? - Wstrząsnąć. Nadać tor. Dać pęd. Sama dedukcja nie była trudna; wciąż pachniał dymem współczesnego pożaru - nie dymem ognisk i lasu. Resztę informacji podał sam już wczesniej, nawet jeżeli tego nie wiedział. I do tego przyzwyczaić się było trudniej; nawet taka drobna manipulacja zadziałała należycie. Czarnowłosy wampir pokiwał z uznaniem głową; mimo krótkiego pobytu na miejscu zbrodni jego rozmówca znów pokazał się jako wyborny śledzy. Wszystko wskazywało - miało wskazywać? - że ataku na elitarny klub golfowy dokonały wilkołaki. Większość faktów się zgadzała, nawet Delirium, a akurat to było trudno sfingować. Zaatakowały tuż po zmierzchu - tak, żeby trafić na samych młodych Spokrewnionych, co było znaczącą informacją o przygotowaniu atakujących. Zaatakowali szponem i kłem, ogniem i kulą, prosto w bijace serce Camarilli. Dopadli dziesiątkę- być może nawet więcej - ancille, co było większym zwycięstwem niz mogli oczekiwać. Żaden rajd Sabatu z ostatniej dekady tyle nie osiągnął. Jego podopieczny, rzecz jasna, nie wiedział znaczącej części z tych rzeczy. Ale i tak wyciągnał poprawny wniosek: sprawa śmierdziała. Fetorem z samych głębi trzewi, a jednocześnie bardzo swoiskim; jeżeli przeżył ktoś ze Spokrewnionych, to właśnie jego childe. To samo, które najwyraźniej tego wieczoru realizowało swoje plany co do Johna Cartera, federalnego sędziego najwyższego in spe.

- Przygotuj zatem wszystko do drogi, skoro chcesz jechać ze mną; nie odmówię ci możliwości obserwacji narady, chyba że książę zakaże. Ryszard także pojedzie z nami. - Starszy uprzejmym tonem odesłał posłańca szeryfa i zabrał się za przygotowanie samego siebie do wyruszenia poza bezpieczne schronienie.

- Do mnie! - śmiertelny sługa domu zjawił się w progu zadowalająco szybko; może nawet zbyt szybko. Jak szanować kogoś, kto dla łaskawego spojrzenia pana da sobie wydłubać oczy? - Wykonasz dla mnie telefon. Pod numer pierwszy. “Powiedz F że R zwołał spotkanie u F w PR o E. I uruchom D”. Powtórz! -

- A tobie, mój mały - wampir złapał za skórę na karku nieduże, krwiste stworzenie latające po pomieszczeniu - coś podyktuję - imp zaczął kaligrafować, przeklinając pod nosem w językach które jego pan zdążył już dawno zapomnieć. Mimo plugawego charakteru, stworzenie było absolutnie lojalne - a tego będzie teraz potrzebował. A skoro już o tym mowa, to była pewna idea...

Ledwie kilka minut później, cała trójka mknęła furgonem po pustych ulicach Nowego Jorku. W kabinie toczyła się nieśpieszna rozmowa, kontynuacja wcześniejszej - ale teraz mniej chodziło o wyciągnięcie kolejnych faktów z naocznego świadka, a bardziej o przekazanie podopiecznemu idei powątpiewania we wszystkie niesprawdzone oczywistości i szukania głębszych przyczyn. Czy zaatakowały wilkołaki? Być może. Ale czy to wilkołaki zainicjowały atak? Kiedy oddalili się na bezpieczną odległość od schronienia - na tyle by aura jego działań nie była połączona z tamtym miejscem - wybudził ze snu mieszkańca swojego pierścienia i spróbował telepatycznie sięgnąć do umysłu zaginionej.
Nie istniała. Jakby nigdy jej nie było. Co oznaczało co najmniej letarg lub Ostateczną Śmierć...a może nawet coś znacznie gorszego -porwanie przez kogoś kto miał wiedzę i możliwości. Należało przedsięwziąć przeciwśrodki…

Kilka minut później - bo czas gonił ich coraz bardziej - wyjeżdżali już spod komendy. Umowa była prosta: porwana za zaginionego dzieciaka. Śledztwo o szerokich horyzontach po jego stronie za dyskretne śledztwo po drugiej. Przysługa za przysługę.
Uczciwiej mu się nie zdażało.
 
__________________
W styczniu '22 zakończyłem korzystanie z tego forum - dzięki!
TomBurgle jest offline