Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-01-2018, 12:57   #2
Mi Raaz
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
Ogolony mężczyzna zasępił się.
- Troppo problemo. Za dużo.
- Żaden problem fratello. Wszystko załatwimy.
Pocieszał go wąsacz w garniturze.
- Posprzątamy nasze podwórko. Trza się dowiedzieć kto zaopatrzył się ostatnio w sprzęt do zorganizowanej akcji zbrojnej. Pożyczę sobie ludzi, po pytamy tu i ówdzie. Zapukamy do kilku drzwi.
- Nie - zaprzeczył gładko ogolony patrząc z ukosa - Musimy się dogadać z resztą. Musimy umówić spotkanie na neutralnym gruncie. Niech chłopcy się rozejrzą po okolicy. Spróbujmy zebrać liderów liczących się grup w kościele Najświętszej Marii Panny. Za dwa dni. Dajmy im czas na oswojenie się z sytuacją. Pewnie winowajca ataku na “Lunapark” nie pojawi się.

Oczy “Gładkiego” powędrowały na bawiące się dzieci, które właśnie pokazywały jak grzecznie umieją się bawić tańcząc do muzyki z pianina.

- To ja zobaczę co z Lunaparkiem. Czy można coś odzyskać. Muszę się też rozejrzeć za inną lokalizacją - powiedział kolejny wąsacz.
- Bene, Bene. Weź ze sobą Sama. Dowiecie się, czy policja coś wie o sprawie - wtrącił “gładki”

- Myślę, że trzeba porozmawiać z tymi, którzy przeżyli. Czy pójdziesz ze mną Mateo? - zapytał ubrany w szarą koszulę z koloratką wąsacz.
- Też tak myślę. Z pewnością potrzebują kapłańskiej posługi.

Mimo wielkich ustaleń żaden z braci nie opuścił domu.Wszak były urodziny Mammi. Nie wypadało wyjść zanim wszyscy goście opuszczą mieszkanie. Ksiądz i gładki wsiedli do jednego samochodu. Wąsacz w białym garniturze wsiadł na motocykl, którym wyjechał z głośnym warkotem. Ostatni wyjeżdżał Luca. Musiał jeszcze zadzwonić do Sama, którego zazwyczaj było ciężko złapać.

***


- Boże, który jesteś Stwórcą człowieka oraz Panem życia i śmierci, bądź uwielbiony! Jeśli jest Twoją wolą, Panie, abym wyzdrowiał, to uwolnij go od tej choroby. Niech Duch Święty, którego otrzymał w sakramencie chrztu i bierzmowania, pomoże mu przyjąć Twoją świętą wolę. Niech On go prowadzi; niech go obdarzy męstwem, aby potrafił przyjąć i dźwigać Twój krzyż - recytował ksiądz trzymając pismo w prawej dłoni, a lewą czyniąc znak krzyża na czole rannego.

W tym samym czasie Mateo modlił się przy łóżku drugiego rannego. Modlił się w ciszy. Na koniec uczynił znak krzyża i dotknął człowieka.
- Bądź uzdrowiony.

Mężczyźnie poprawiło się. Choć za mało, żeby mógł wstać z łóżka. Za to za sprawą księdza Pan uczynił prawdziwy cud. Drugi z mężczyzn wstał będąc w szoku. Patrzył na księdza, który właśnie odpalał papierosa. Kapłan zaciągnął się i powiedział tylko zdzwionemu:
- Pan to uczynił.
- Powiedzcie co tam zaszło -
przeszedł do rzeczy Mateo.
- Setki. Setki ich były. Bestie. Nieludzkie. O kłach długich na łokieć - powiedział ten bardziej ranny, po czym się rozkaszlał.
- Tak? A Ty co masz do dodania? - Kontynuował przesłuchanie Mateo.
- Byli szybcy. Wyrywali ludziom serca i wypijali z nich krew.
- I były ich setki? Przysięgniesz to na rany chrystusowe? Na rany tego, który za sprawą Giovanniego cię uleczył? -
Ton głosu Mateo wydawał się spokojny. Ale było w nim coś takiego, co spowodowało, że dopiero co cudownie uleczony mężczyzna pokrył się potem.
Nagle rzucił się z łóżka na klęczki, objął w pasie księdza Giovanniego i rozpłakał się jak dziecko.
- Ojcze! To były demony. Demony z piekła. Luisa gołymi łapami rozerwały. Strzelaliśmy, ale bez efektu. Każdy zdawał się być w kilku miejscach jednocześnie. Nie wiem ilu ich było. Nie wiem.
Giovanni pogładził go po głowie i powiedział:
- Wszystko będzie dobrze synu.
- Jeżeli to demony, to pamiętaj, że po naszej stronie jest Bóg. Czyż imię Archanioła Michała nie znaczy “Któż jak Bóg’. Nikt się nam nie przeciwstawi, a już na pewno nie słudzy złego - rzekł Mateo próbując poprawić morale rannych mężczyzn.
- Pan już raz strącił Lucyfera z nieba do piekła. Strąci też piekielny pomiot.

Poczuł to wyraźnie.
Nagłą zmianę w nastrojach ludzi sprawdzających miejsce masakry.
Dwójka cudem ocalałych zwróciła na niego spojrzenia, spoglądając z wiernym oddaniem.
- Si, si, signore! - kiwali równo głowami.
Wlał w ich serca nadzieję i poczucie bezpieczeństwa, wbijając światło w mrok ich słabych dusz.

***


Stali przy samochodzie. Zbierało się na deszcz. Mateo oddychał ciężko. Giovanni palił rozmyślając.
- Zadzwonię do Katji - powiedział w końcu Mateo.
- Zadzwoń. - Ksiądz z akceptacja pokiwał głową i wypuścił dym. - Wszak jesteś Inkwizytorem. Widzi mi się, że czas ruszyć z krucjatą.

***

- Słucham - powiedział wibrujący alt kobiety po drugiej stronie słuchawki.
- Tu Mateo, potrzebuję żebyś porozmawiała w moim imieniu ze starszymi.
- Mhm -
zaintonowała przeciągle - a cóż potrzebuje mój Lew?
- Ktoś nas zaatakował. Ktoś, kogo moi ludzie opisują jako bestię z wielkimi kłami pijącymi krew z serc wyrwanych prosto z piersi.
- Mów dalej Inkwizytorze.

Mówił. Opowiedział wszystko czego się dowiedzieli wraz z Księdzem.

***


Wrócił do domu i położył przed sobą różaniec wyjęty z kieszeni. Zdjął marynarkę. Z kabury na szelkach wyjął pistolet z perłową rękojeścią i wizerunkiem Matki Boskiej. Uklęknął i zaczął odmawiać modlitwę. Miał chwilę, zanim zaczną do niego wracać bracia z raportami.
- Ave Maria, gratia plena…
 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.

Ostatnio edytowane przez Mi Raaz : 07-01-2018 o 13:00.
Mi Raaz jest offline