Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-01-2018, 13:05   #1
Mike
 
Reputacja: 1 Mike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputację
Mortal Kombat 1,5


Shao Khan siedział rozparty na tronie, nad nim górowało oparcie rzeźbione w rogaty łeb demona. Po bokach stały koksowniki dające mdłe światło. Przed tronem klęczał Shang Tsung trzymany za wykręcone do tyłu ramiona przez Barakę i Reptila. Kitana stała za nim trzymając go za włosy by nie mógł spuścić wzroku.
- Czekałem pięćset lat by zdobyć Ziemię i przez ciebie muszę czekać drugie tyle - wrzasnął Imperator wstając z tronu. Zszedł po kilku schodkach i złapał za brodę czarownika zmuszając by spojrzał w górę.
- Gdyby nie Starsi bogowie i ich przeklęte zasady moja armia już by wkraczała do królestwa Ziemi. A przez ciebie wszystko na nic. Zabić go! - Imperator odwrócił się i wszedł po stopniach by zasiąść na tronie.
Szczęknął rozłożony wachlarz Kitany, księżniczka wzniosła rękę biorąc zamach. Płomienie koksowników rzucały refleksy na stalowe pióra bojowego wachlarza.
- A gdyby tak zmienić zasady - stęknął krzepko trzymany Shang Tsung.
Shao Khan gestem nakazał Kitanie wstrzymać się.
- Mów czarowniku - jego głos był wyprany z uczuć, nie było w nim słychać nie dawnej wściekłości. Odwrócił się powoli.
- Zasady można zmienić jeśli obie strony się zgodzą, Starsi bogowie będą musieli to uszanować.
- Rayden musiał by zgłupieć by się na to zgodzić.
- Chyba, że dostarczyliśmy mu powodów by się zgodził…

Shao Khan machnął ręką, Baraka i Reptile puścili czarownika. Ten powoli wstał z kolan i rozmasował ramiona.
- Zajmiesz się tym - rozkazał Shao Khan.
- Natychmiast panie…
- A co z księżniczką Topaz?
- wtrąciła się Kitana. - Jest na Ziemi.
Imperator patrzył w milczeniu na czarownika.
- Zajmij się tym najpierw, jeśli jest na Ziemi nie ma czasu do stracenia. Pozbycie się jej matki zabrało zbyt wiele czasu i środków.
- Znam odpowiednich ludzi. Mam…
- Nie interesują mnie twoje znajomości. Otrzymałeś rozkazy. Oczekuję ich wypełnienia
- warknął Shao Khan odwracając się do niego plecami.
- Tak się stanie - Shang Tsung skłonił się głęboko i opuścił komnatę.
- Reptile - imperator skinął na sługę.
- Sssłucham panie.
- Miej go na oku.
- Tak jesssst
- wysyczał Reptile i rozpłynął się w powietrzu.


- Panie prezydencie…
Prezydent gwałtownie odwrócił się mało nie upuszczając filiżanki, do której właśnie nalewał sobie herbaty.
- Kurwa, Eliot, chcesz nowych wyborów? Mało nie jebnąłem na zawał. Mówiłem ci, że nie lubię jak tak bezszelestnie chodzisz.
- Przepraszam panie prezydencie
- na oko czterdziestoletni mężczyzna w dobrze skrojonym garniturze nie wydawał się skruszony. - Doktor Eva Rubinstein już czeka.
- A… ta od kosmitów? Dawaj ją.
- Nie ta od kosmitów, zajmuje się fizyką wielowymiarową.
- Dobra dobra.
- prezydent zasiadł za biurkiem.
- Proszę wpuścić panią Rubenstein - Eliot skorzystał bez pytania z interkomu prezydenta.
Po chwili do pokoju weszła wysoka i szczupła brunetka. Włosy miała upięte w koczek. Ubrana była w białą koszulę i czarną spódnicę do kolan. Idąc poprawiła lekko przyciemniane okulary.
- Witam panią - prezydent wstał i podał jej rękę, po czym wskazał fotel i zaczekał aż usiądzie zakładając nogę na nogę, po czym sam usiadł. - Czym mogę służyć?
- Raczej na odwrót. - doktor Rubenstein uśmiechnęła się wyjmując z aktówki teczkę z oznaczeniem “ściśle tajne”. - Wiem, że nazywa mnie pan wariatką od kosmitów. Ale moje badania nie mają nic wspólnego z kosmosem. Proszę, tu ma pan twarde dowody - podała teczkę - To zapisy telemetryczne z akcji przeciwko handlarzom broni. Plus zeznania czwórki komandosów. To w połączeniu z obliczeniami jakie przeprowadziłam jednoznacznie wskazuje na obecność innych wymiarów sąsiadujących z naszym. Myślę, że w ciągu kilku tygodni uda mi się zbudować bramę.
W zapadłej ciszy było słychać tylko tykanie zabytkowego zegara.
- Rozumiem, że oczekuje pani dotacji… - zaczął prezydent.
- Nie tylko... - znowu poprawiła okulary kryjące oczy z pionowymi źrenicami.


Powrót do pracy bywa bolesny. Zwłaszcza, że oznacza wielogodzinne zeznania. Najwyraźniej dowodów było zbyt dużo, by ich zamknąć u czubków, ale za mało by coś oficjalnie przedsięwziąć. Rząd poszedł na kompromis. Uformowano komórkę z weteranów ostatniej misji, nie licząc czwórki uczestników turnieju dokoptowano do nich kilku komandosów, którzy dotarli na wyspę ale utknęli tam oraz paru techników, którzy obsługiwali sprzęt tamtej nocy. Najwyraźniej po to by nie rozeszły się plotki.
Pierwszym zadaniem było potwierdzenie rozpadu Czarnych Smoków. W ciągu kilku dni po powrocie, z różnych źródeł dotarły informacje, że ktoś ich wygryza z interesu. I nie była to brutalna wojna, ale czyste punktowe uderzenia. Zbyt czyste jak na Lin Kuei, które lubowało się w dawaniu lekcji. Jakby ktoś znał dokładne namiary ich agentów i usuwał to co zbędne pozostawiając całą resztę nienaruszoną.


Hong Kong, 20:11, Tajna kwatera Sił Specjalnych (pokój hotelowy Jaxa)

- Poznajcie się, Rafael dołączy do nas. Liu Kang polecił go. - Powiedział Jax - John, będzie pracował z tobą, aż się wdroży. Tong, dla ciebie mam inne zadanie. Będziesz robił za silnorękiego dla naszych techników. Muszą się podłączyć do sieci w… - spojrzał na Rafała - … Martin wprowadzi cię potem w sprawę.
Jax wstał i stanął przy oknie ostrożnie wyglądając. W zasadzie był to odruch, bo nie ukrywali się. Przynajmniej oficjalnie.
- John i Raf. Zinflitrujecie klub. Prowadzi go niejaki Enzo. A ów Enzo najwyraźniej czuje że coś się święci, bo nie opuszcza klubu od jakiegoś czasu. Zakładam, że nie uda się wam uzyskać oficjalnej audiencji, ale liczę, że opóźnicie rozpierduchę jak bardzo się da. Oficjalnie nie mamy na niego żadnych kwitów, musi chcieć sam współpracować. Dziwnym trafem - skrzywił się - i my i Czarny Smok mamy ten sam cel. Znaleźć zabójców.
Sonya siedząca do tej pory cicho dodała:
- To raczej, nie Lin Kuei. Oni zazwyczaj uderzają wyżej, a teraz idą w drzazgi niższe struktury. Nowi gracze przejmują tereny, dostawców i kontrahentów. Ci z kontrahentów, którzy byli lojalni wobec czarnego Smoka podzielili los swoich sojuszników. Być może, ale brak nam dowodów, że to Czerwony Smok. Z plotek mamy tylko informacje, że napastnicy byli doskonale wyszkoleni. I to w zasadzie wszystko, wciąż zbieramy dane. Może wam się uda pogadać z Enzo i naświetlicie bardziej temat.


Hong Kong, 21:37
John i Raf stanęli pod klubem bez szyldu. Tylko dla wtajemniczonych. Status ich wtajemniczenia był dość śliski. Wiedzieli co trzeba, ale nie dlatego, że ktoś ich tam zaprosił. Znali dzisiejsze hasło. Wszystko powinno pójść dobrze. Zadanie było proste, dopaść Enzo, miejscowego agenta Czarnego Smoka, zanim podzieli los pozostałych. Co się mogło spieprzyć?
 
Mike jest offline