Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-01-2018, 12:47   #2
Jaśmin
 
Jaśmin's Avatar
 
Reputacja: 1 Jaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputację
Hongkong nocą



Czcigodny starzec w tradycyjnej chińskiej sukmanie, chroniący się przed deszczem bambusową parasolką, dreptał w deszczu ulicą Potrójnie Błogosławioną. Ta trasa wiodła prosto do oświetlonych lampami gazowymi drzwi prowadzacych do ekskluzywnego prywatnego klubu. Wejście nie było strzeżone, przynajmniej pozornie. Jedynym znakiem, że ktoś czuwał nad bezpieczeństwem tej miejscówki był umieszczony na wysokości oczu judasz.
Starzec dotarł do wrót. Schroniwszy się pod prostylem złożył parasolkę i zapukał trzykrotnie. Czekał cierpliwie dopóki wrota nie uchyliły się. Może i coś mówił, odległość i deszcz skutecznie utrudniały podsłuchiwanie.
Nie szkodzi.
W zaułku naprzeciw klubu chroniło się przed deszczem i ludzkim wzrokiem dwóch mężczyzn.
Jeden z nich, czarnoskóry i proporcjonalnie zbudowany, prezentował otoczeniu spokój i obojętność. Jego twarz i mowa ciała zdradzały tylko tyle ile mężczyzna zdecydował się ujawnić. Czyli, w tej chwili, niewiele. Innymi słowy, wskaźnik jego emocji mieścił się w spokojnym szarym szumie komunikacji pozawerbalnej.
Twardziel. Profesjonalista. Macho.
Drugi z mężczyzn opierał się wygodnie o ścianę budynku naprzeciw towarzysza. Krótkie ciemne włosy i elegancko przycięta broda lśniły od deszczu. Ubrany po roboczemu, w proste spodnie i bawełnianą bluzę z kapturem, w wygodnych skórzanych butach, nie wyróżniał się w tłumie. Prawie bo w jego postawie było coś zwracającego uwagę i zwracało by nawet w grupie.
Z czego on sam raczej nie zdawał sobie sprawy.
Inna sprawa, że w postawie ich obu było coś niecodziennego, co odróżniało ich od przeciętnych mężczyzn. Coś, może piętno przemocy na twardych twarzach, gotowość do zadawania gwałtu. Obaj, pozornie rozluźnieni i spokojni, uważnemu oku zdradzali gotowość do działania, przypominali napięte cięciwy łuków gotowe do wypuszczenia strzały.
Deszcz wzmógł się, intensywnie wymywając strumyczki brudu z kocich łbów okolicznych uliczek. Mdłe światło gazowych latarni rozmyło się jeszcze bardziej. Stłumione odległością buczenie syren kutrów rybackich w jakiś przewrotny sposób uspokajało i drażniło jednocześnie.
Teraz.
- To tutaj - mężczyzna w bluzie odezwał się po raz pierwszy. Głos jego miał barwę i tembr zawodowego mówcy. Przeciągał słowa, sycił się nimi, bez przerwy balansując na krawędzi śmiechu.
- No dobra - mężczyzna odsunął się od ściany - Pamiętasz hasło, John? Mogę ci mówić John, co? - łypnął chytrze okiem - Znałem kiedyś jednego Johna. Był szpetny jak diabli. Masz powodzenie u pań? - brodacz uśmiechnął się z zaskakującą życzliwością - Nie żeby mnie to jakoś szczególnie interesowało. Więc, John, co robimy?
W oczekiwaniu na odpowiedź brodacz sięgnął pod bluzę wydobywając nowiutkiego, miniaturowego Nikona. Niczym snajper mężczyzna mierzył krótko we wrota do klubu. Rozległ się cichy trzask. Brodacz schował aparat.
- Co robimy?
 

Ostatnio edytowane przez Jaśmin : 15-01-2018 o 12:07.
Jaśmin jest offline