Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-01-2018, 12:23   #3
Mi Raaz
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
Kościół Michała Archanioła wypełniał cichy szept i zapach dziękczynnych świeczek, jakie płonęły w niezliczonych ilościach pod każdym ołtarzem w nawach bocznych

Przed głównym ołtarzem klęczała postać mroczniejąca w bladym poblasku rzucanym przed skąpe oświetlenie.
Głowa pokornie pochylona i niemal wtulona w złożone w modlitwie i skupieniu dłonie.
Szybko wypowiadane słowa zlewały się w jednolity poszum.
Na dźwięk kroków wchodzącego, słowa przeskoczyły jedynie w cichszą modlitwę. Postać nie wybiła się ze skoncentrowania w żaden inaczej dostrzegalny sposób.
Mateo przeżegnał się i przyklęknął w ławce niedaleko postaci. Wyjął brewiarz i swój różaniec czekając na reakcję.
Chwilę później modlący się przeżegnał się również i usiadł na siedzisku.
- Nie ma wątpliwości, bracie. Na miejscu znaleźliśmy wyraźne ślady sług szatana i ciemności. Lunapark niemal niedostępny. Śmierdzi obecnością - wargi mężczyzny zadrżały. Wielu mogłoby ten tik odebrać za znak słabości. Mateo jednak czuł przez skórę na nowo rosnący szał swego pobratymca. Iskrzył niemal i udzielał się on i jemu.
Mężczyzna zgrzytnął zębami.
- Próbowaliście ich wytropić? Ślady są pewnie świeże - powiedział Mateo, podczas gdy w głowie układał dalszy plan działania.
Siedzący obok pokiwał głową:
- Owszem.
- I co? -
nie wytrzymał napięcia Mateo.
- Ślady prowadzą do klubu golfowego Dyker Beach. Tyle tylko, że ten już nie istnieje. Rozpieprzony w drobny mak, spalony do gołej ziemi. Cuchnie Żmijem ale i czym jeszcze. Świeża sprawa bo kręciło się tam w cholerę policji i sługusów ssaczy. Niedaleko klubu golfowego, znaleźliśmy śmierdzące dziwnie szczątki. - rozmówca zakręcił się w miejscu niewygodnie.
- Szczątki czego? - Dopytywał się Inkwizytor. W głowie zaś notował zaistniałe problemy. Jeżeli coś zaatakowało ich i pijawki tej samej nocy, to albo nie miało pojęcia z kim zadziera, albo chciało zademonstrować siłę obydwu stronom. Teoretycznie logicznym byłoby uznać, że chciało też obie strony skłócić, ale między nimi nigdy nie było zgody. Zamyślenie przerwał odpowiadający w końcu brat:
- Trup, ale taki jakby leżał w zaułku od kilku lat. Zgniły i ciągnący jak panna cotta zii Julii. - skrzywienie ust niosło ze sobą wspomnienia glutowatego deseru o konsystencji kisielu - trudno go było przeoczyć.
Brat potarł nos jakby chcąc zatrzeć wrażenie. - Niewielki, maksymalnie 165 cm wzrostu. Sądząc po tym raczej kobieta.
- Wiesz, że nie mógł tam leżeć kilka lat, prawda? Co mogło go tak urządzić? Jakieś sugestie? -
zapytał wąsacza.
- Wiem. Mało rozpadających się trupów zazwyczaj chodzi po ulicach. - Mateo musiał się zgodzić. - Jeszcze mniej w okolicach ataków.
- Jest jeszcze jedna rzecz -
mruknął ciemnowłosy tak by w Kościele nie rozbrzmiało echo - Giovanni mówił, że duchy szaleją.

Podczas przemowy brata, Mateo nie mógł się oprzeć wrażeniu, że coś im umyka. Jak czasem słowa piosenki, którą się zna a której słów przypomnieć sobie nie można. Im bardziej się na tym koncentrował, tym mniej uchwytna zdawała się myśl.
Wrażenie dodatkowo potęgowało przeświadczenie, że z jakiegoś powodu łączyło się z pogłoskami o kilku zaginionych w dokach Włochach zadających się ze skośnookimi.

- W takim razie muszę iść porozmawiać z księżulkiem. Dziękuję. Uważaj na siebie i proszę, nie wychylaj się. Najpierw musimy rozeznać się w sytuacji - Mateo zawsze był tym spokojniejszym bratem. Głosem rozsądku.
Przyklęknął i wykonał znak krzyża.

***

Biuro na plebanii wyglądało jakby ktoś przed chwilą odprawiał w nim rytuał i wszystko okadził. Choć do odkrycia, że ciężka zawiesina w powietrzu jest dymem papierosowym wcale nie potrzeba było wyostrzonych zmysłów. Giovanni był uzależniony. Pewnie gdyby Pan nie był dla niego łaskaw, to już dawno wykaszlałby swoje osmolone płuca.
- Duchy szaleją. Część uciekła. Część jest zaniepokojona. Wzburzona - powiedziała postać otulona dymem.
- Wzburzona? - powtórzył niczym echo gładko ogolony.
- Tak. Obdarto je z energii.
- Jak to obdarto?
- Słabsze duchy praktycznie uciekły w głąb. Te silniejsze zostały, ale są osłabione. Nie chciały ze mną rozmawiać. Są w szoku.
- Boże. Coś, co nas atakuje robi to na wielu płaszczyznach.
- Najgorzej jest w dziurze po lunaparku -
zgasił papierosa Giovanni.
- Dziurze?
- Tak. Tam wymarło wszystko. Nawet pojawiły się zmory. Ale zaraz uciekły.
- Zmory uciekły? Dlaczego?
- Ty jesteś tym bardziej doświadczonym bratem, prawda? Ja nie wiem. Tylko podejrzewam. Wiesz jak jest… lis ucieka, gdy przychodzi wilk. Nie ma tyle miejsca, żeby dla każdego drapieżnika starczyło jedzenia.

Tym razem Mateo pokiwał głową. Przed kolejnym pytaniem obydwaj milczeli długo.
- Rozmawiałeś z Archaniołem? - Zaczął Inkwizytor.
- Nie. Chciałem najpierw porozmawiać z tobą.
- Dobrze. Jednak ja ci więcej nie pomogę. Musisz pogadać z Archaniołem.

Giovanni pokiwał głową w milczeniu.
- Jeszcze o coś chciałbym cię prosić. Wszystko wskazuje na to, że szykuje się walka. Walka sił światła ze siłami ciemność. Proszę cię, pomóż nam…
- W czym konkretnie?


Inkwizytor opowiadał długo o swoich pomysłach. Ksiądz zaś sprowadzał go na ziemię, aż w końcu stwierdził, że zobaczy co da się zrobić.
- Więc szykujemy się do wojny - powiedział w końcu ksiądz.
- Jest czas miłowania i czas nienawiści, czas wojny i czas pokoju - odpowiedział Inkwizytor.
- Proszę, nie cytuj mi księgi Koheleta braciszku.
 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.
Mi Raaz jest offline